Tramwajem do nieba, czyli o Polce, co ujeżdża zuryskie tramwaje

– Tuż po tym, gdy zaczęłam jeździć bez instruktora, mój partner zrobił mi zdjęcie za kółkiem. Wiedział, o której godzinie będę przejeżdżać i specjalnie na mnie czatował na pobliskim przystanku. Gdy zobaczyłam zdjęcie, które mi zrobił po plecach przeszedł mi zimny dreszcz. Po raz pierwszy uzmysłowiłam sobie, że prowadzę trzydziestotonowy, kilkunastometrowy pojazd wypełniony ludźmi. Poczucie odpowiedzialności na moment mnie zmroziło…

Bohaterką mojego dzisiejszego artykułu jest Joanna Tutak, która codziennie za kierownicą tramwaju przemierza ulice Zurychu. Czy łatwo w wieku 37 lat zmienić swoje życie, przekwalifikować się i zasiąść za kółkiem tej imponującej maszyny? Asia przyznaje, że decyzja była trudna, rekrutacja długa i wyczerpująca, ale za to jaka teraz śliczna perspektywa zza kółka tramwaju! Ja za to po naszej rozmowie nabrałam większego szacunku dla motorniczych, którzy muszą prowadzić taki nieco zwrotniejszy pociąg kursujący w ekstremalnych warunkach zatłoczonego miasta. A ileż to ja razy przechodziłam im przed nosem, ufając w refleks i dobre oczy kierowcy. Nigdy więcej!

Czytaj dalej …

Zurych na wycieczkę

Nie ma co dublować mojego przewodnika po Szwajcarii i opowiadać o zuryskich zabytkach, uroczych uliczkach, czy przepięknym brzegu jeziora. Jeśli Wasz dziób dopiero dumnie mierzy w stronę do Zurychu, zmieńcie kurs do najbliższej księgarni po książkę „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy”. Jeśli jesteście już w Szwajcarii i polskie zbiory książkowe nie są Wam po drodze, dajcie znać – mam 10 egzemplarzy awaryjnych na takie okazje.

Dzisiejszy artykuł jest częścią cyklu „Dzień Kantonów”, w którym znęcam się nad wszystkimi częściami administracyjnymi Szwajcarii w sobie tylko znanym porządku.

Autor: Robbie Shade, Flickr

Poprzednio męczyliśmy kanton Zurych życiowo, dzisiaj – turystycznie. Postanowiłam podać kilka różnych propozycji spędzenia wolnego czasu w tym kantonie. Od upału do niepogody, dla dzieci i dla dorosłych, edukacyjnie, relaksacyjnie i wieczorowo. Wydarzenia, miejsca, kluby i tradycje.

Zapraszam do zuryskiego turystycznego kogla-mogla:

  1. Rejs po Jeziorze Zuryskim

Polecam szczególnie długą, romantyczną wyprawę na zachód słońca na jeziorze! Statki odpływają z Burkliplatz. Nie trzeba kupować biletów wcześniej, ale warto zrobić rezerwację do pływającej restauracji, jeśli morzy nas głodek, szczególnie w słoneczne weekendy. Honorowane są zniżki na abonament połówkowy Halbtax/demi tariff. Można wysiąść na drugim końcu jeziora na malowniczej wyspie Ufnau i tam zwiedzić ruiny starego klasztoru i posilić się w restauracji. Co ciekawe, na wyspie pasą się krowy, które wczesną wiosną przypływają na nią… specjalnym krowim łodzio-promem.

Czytaj dalej …

Jak się żyje w Zurychu – kameralna szwajcarska metropolia na szczycie każdego rankingu

Chociaż może po prostu duże miasto, a nie metropolia. Słowa „metropolia” zwyczajnie nie da się zestawić z rzeczywistością: łagodnym brzegiem Jeziora Zuryskiego, zielenią, którą się widzi niemal wszędzie, leniwym klimatem małego miasteczka, który odczuwa się nawet w ścisłym centrum. Imponujące drapacze chmur nie dominują panoramy miasta, a wielkomiejska energia z Londynu, czy Nowego Jorku występuje tu w dawkach homeopatycznych. Mimo, że Zurych kojarzy się a bankami i biznesem, jest przyjaznym rodzinom miastem o przystępnych rozmiarach i niezbyt przystępnych cenach.

Źródło: Unsplash, Autor: Claudio Schwarz

Miasto stanowi centralny punkt swojego kantonu o tej samej nazwie i to właśnie ten kanton będzie bohaterem tego artykułu z okazji kolejnej odsłony cyklu Dzień Kantonów. Do tej pory w ramach tego cyklu na tapecie Szwajcarskiego Blabliblu wylądowały już:

Czytaj dalej …

6 miesięcy po otwarciu seks drive-inu w Zurychu, czyli nobody’s perfect!

26 sierpnia Szwajcarzy otworzyli w Zurychu pierwszy seks drive-in. Dla niewtajemniczonych – tak, tak jak Mac Drive, tylko pociągająca pani zamiast hamburgera podaje pierś (i to nie z kurczaka). Oczywiście nie omieszkałam wtedy opisać całego konceptu, który wydał mi się dość niespotykany i bardzo pragmatyczny. Przez mój blog, nie wiem, czy pamiętacie, czy nie, przetoczyła się dość ciekawa dyskusja w komentarzach, z której się swoją drogą dowiedziałam, że pomysł nie jest aż tak nowatorski, na jaki mi wyglądał – pierwsi byli Niemcy w Dreźnie. Tutaj włączył się Kuba, który dodał, że pomysł jest stary jak wojsko, Wehrmacht bien sûr, a może raczej natürlich. Kiedyś w końcu takie przybytki „lotne” zawsze wędrowały za armią, a dziś po prostu koncept został sprywatyzowany i „żeby pociupciać, nie trzeba już mieć Gott mit uns na klamrze pasa”. Wiele osób zastanawiało się, czy to ma szansę bytu i czy faktycznie będzie ciosem zadanym gangom zajmującym się handlem kobietami i wszelkim nielegalnym przybytkom chwilowego szczęścia. Tutaj musimy przypomnieć, że prostytucja w Szwajcarii jest legalna. Czytaj dalej …

Seks drive-in czyli jak działa szwajcarski mózg

Ja tu o Jurze, o dinozaurach, o ciekawych szlakach edukacyjnych, a Szwajcarzy mi tu seks boksy w Zurychu urządzają! Tak więc czuję się zmuszona przerwać moje wywody na temat ciekawostek turystycznych Szwajcarii i napisać coś o najnowszym pomyśle tego pragmatycznego do bólu kraju – o seks drive-inach.

Jak wszyscy zapewne wiedzą, prostytucja jest w Szwajcarii legalna i dobrze zorganizowana już od 1942 roku. No pewnie, niemal wszystko w tym kraju, co kontrowersyjne, jest legalne, albo przynajmniej tolerowane. Chcesz się zabić? A po co masz to robić za darmo, jeśli możesz całkowicie oficjalnie zapłacić kilka tysięcy franków za to, że usłużna pielęgniarka poda Ci strzykawkę. Chcesz zapalić marihuanę? Co prawda nie jest to legalne, ale uwierzcie, że żadnemu policjantowi snu z powiek nie spędza student z jointem w ręku. Czytaj dalej …