Gdy myślicie o Szwajcarii, prawdopodobnie macie przed oczami przepiękny, zróżnicowany kulturowo, progresywny politycznie i bogaty kraj. I cóż, Wasze wyobrażenie jest mniej więcej prawidłowe! Należy jednak pamiętać, że nie ma róży bez kolców, a pod najpiękniejszym z dywanów jest mnóstwo kurzu. W Helwecji ta wstydliwa kwestia ukryta w cieniu nosi sukienkę i wysokie obcasy.
Jednym słowem: opowiem Wam dzisiaj o prawach kobiet w Szwajcarii. Najpierw dotknę bezlitosnej rzeczywistości pracujących kobiet w Szwajcarii, a potem spróbuję się dokopać do jej źródeł. W tym celu cofnę się w czasie do lat 70-tych, gdy Szwajcarki jako niemal ostatnie w Europie otrzymały prawa wyborcze na poziomie federalnym i prześledzę ewolucję ich praw przez ostatnie kilkadziesiąt lat. Zakończę natomiast kilkoma przemyśleniami na temat różnic mentalności i podejścia Szwajcarek i Polek.
Zanim jednak zajmę się tematem praw kobiet na poważnie, chciałabym ustosunkować się do jednej kwestii. Mam wrażenie, że wszyscy, którzy dyskutują o pracy kobiet, szklanym suficie, gdy się nosi obcasy i młodych matkach, chcieliby albo te biedne kobiety zamknąć w domu (vide: Szwajcarzy) albo całkowicie odwrotnie – wysłać do pracy za wszelką cenę (vide: Polacy). Czyli obie strony tak naprawdę chcieliby tym kobietom odebrać możliwość wyboru! Co gorsza – w takim dwubiegunowym postrzeganiu rzeczywistości celują kobiety, które same są swoimi najgorszymi wrogami.