Wracałyśmy całą wesołą polską ferajną z górskiej wycieczki do Lozanny. Kilka moich koleżanek i cała czereda nie wiadomo skąd nabranych dzieciaków, czyli taki jazgot, że aż kierownik pociągu ze zdziwieniem opukiwał hamulce podejrzewając awarię tłumika. 5 minut do stacji, już się szykujemy do wysiadki, już niemal witamy się z gąsk… z mężami, chłopakami, kochankami, tragarzami i pięknymi nieznajomymi, gdy rozlega się krzyk:
– Mamooo, a Jasiek się przywiązał sznurówkami do rury!
Z głośnika dobiega głos:
– Prochain arret: Lausanne!
…a my wymieniamy spanikowane spojrzenia.
– Odwiązuj go, szybko.
– Nie mogę, jest za ciasny supeł!
– Odsuń się, ja mam dłuższe paznokcie!