Jak sprawić, żeby bogu ducha winny Ticinese, Berneńczyk, czy Lozańczyk poczuł się jak Szwajcar?… Co zrobić, żeby Nicolasa z Neuchatel nie uciekł ze Szwajcarii i nie przyłączył się francuskiego ruchu oporu na wieść o zbrodniach nazistów? Jak przekonać przerażonego niezwykle skuteczną hitlerowską machiną propagandową Johana z Zurychu, że obrona za wszelką cenę ma sens? Jak wytłumaczyć Francesco z Lugano, że jego rodacy Johan i Nicolas są mu bliżsi mentalnościowo niż koledzy zza włoskiej granicy? Na takie pytania musiały odpowiedzieć władze Szwajcarii przed i w trakcie II wojny światowej. Konieczność utrzymania jedności narodu i gotowości do obrony mimo beznadziejnej sytuacji zewnętrznej skutkowały powstaniem ruchu polityczno – kulturalnego, który tuż przed wybuchem II wojny światowej został podniesiony do rangi polityki państwowej. Obrona duchowa Szwajcarii (po niemiecku: Geistige Landesverteidigung; po francusku: Défense spirituelle), jak mówią niektórzy, stała się cywilną religią Szwajcarów w czasie wojennych zawieruch początku XX wieku.
Po co właściwie przypominać Szwajcarom, że są Szwajcarami?
Obecnie Szwajcarzy jednoznacznie identyfikują się ze swoim narodem. Owszem, koło czerwonych flag z równoramiennym krzyżem powiewają flagi kantonów, ale nikt nie ma żadnych wątpliwości, jaka jest jego tożsamość. W przeszłości jednak wcale to nie było takie oczywiste.