Co łączy Warszawę ze Szwajcarią? Jaki wpływ na naszą stolicę mieli Szwajcarzy? – opowie Wam Kasia Ratajczyk, która w tym tygodniu jest gościem na Blabliblu. (Kim jest Kasia? – zerknijcie na zakończenie artykułu.)
„Dolinka szwajcarska!” – to najczęstsza reakcja znajomych na zapowiedź tej trasy przewodnickiej. Osoby spoza miasta dziwią się, że w ogóle są jakieś ślady szwajcarskie w Warszawie. A jest ich całkiem sporo! Ostatnio miałam szansę zaprezentować je autorce tego bloga, i jako fanka Blabliblu zrobiłam to z nieukrywaną radością.
Dolinka dolinką, ale co jeszcze? Gdy chodzimy po Warszawie, możemy spotkać niespecjalnie wytworny pawilon z szyldem „Piekarnia Szwajcarska”. Pamiętam moje pierwsze wrażenie, gdy w latach dziewięćdziesiątych zamieszkałam w Warszawie. „O co chodzi? Jaka szwajcarska?” Zwłaszcza, że pieczywo tam sprzedawane wyglądało bardzo swojsko… Dziś wiem, że można to potraktować jako kolejny ślad, który niebezpośrednio, ale w osobliwy sposób odnosi się do ogromnego wkładu, jaki wraz z Niemcami i Włochami wnieśli Szwajcarzy w rozwój cukiernictwa w Warszawie od końca XVIII wieku aż do wybuchu II wojny światowej. A jaką cukierniczą potęgą musiała być Warszawa, skoro nawet w hymnie bielszczan z lat trzydziestych XX wieku jest o tym wzmianka: