Wczoraj miałam dziwną przygodę na przejściu dla pieszych. Zamyślona szłam sobie z psem po chodniku, a że pies szwajcarski, oryginalny jak nóż wojskowy, to zobaczywszy przejście wykoncypował, że na pewno przechodzimy na drugą stronę. No to dałam się pociągnąć. Sytuacja na przejściu wyglądała następująco:
Czyli nieciekawie. Autobus stał na przystanku, za nim trzy samochody zasłaniając całą widoczność. Nauczona wieloletnim doświadczeniem złapałam psa krótko i ostrożnie wyjrzałam zza samochodów, czy można iść. W tym samym momencie zauważyła mnie kobieta kierująca jeepem nadjeżdżającym po przeciwległym pasie. Kobieta bardzo mocno zahamowała, aż zapiszczały hamulce. Zatrzymała się już na pasach (ale na początku), wyłączyła silnik, wyskoczyła z auta i nóż zaczęła mnie przepraszać, psa głaskać i sprawdzać, czy na pewno żywy i nie ranny. Ranny na pewno nie był, bo grzecznie czekaliśmy na przeciwnym pasie kilka kroków od jej samochodu, ale na pewno wkurzony, bo on tu wyszedł siusiu, a jakaś obca baba go obmacuje. Ja też nie wiedziałam, o co właściwie jej chodzi, ale jako że jak wszyscy wiedzą, jestem dość nieśmiała w obcych językach, które słabo znam, to bąkałam tylko pod nosem : „pas de probleme”. Czytaj dalej …