Czy coś mnie jeszcze zaskakuje w Szwajcarii po tych dobrych kilku latach? Bardziej występuje taki efekt meta-zdziwienia, czyli ja się dziwię, że ktoś się dziwi. Ewentualnie, gdy pojadę do innego kantonu i zobaczę, że tam jest inaczej niż w Vaud… No dobra, zdarza się to również, gdy się nieco zapomnę i przypedałuję dwie wioski dalej. A i w mojej wiosce występują okazjonalne szczęko-doły i gały-wyszły, na przykład gdy sąsiad, który zwykle wpada z winkiem i pomaga kosić trawę otworzy niepozorny garaż, a tam miliony koni… mechanicznych. Podsumowując: nadal się dziwię i codziennie uczę czegoś nowego. I dobrze. Dziwienie to w końcu cecha dzieci. Gdy przestajesz się dziwić, a zaczynasz wiedzieć wszystko, stajesz się starym zgredkiem.
Zebrałam dla Was 10 największych szwajcarskich zaskoczeń. Niekoniecznie je napotkasz jako turysta zabunkrowany w komfortowym hotelu i przemierzający utarte szlaki. Ale wystarczy tylko nieco z nich zboczyć, żeby napotkać szwajcarskie „to niemożliwe!”