Czy „jak chorować, to w Szwajcarii”? Aż tak, to nie. Lepiej w ogóle nie chorować. Ale jeśli już, to gdzie? To nie jest pytanie retoryczne. Wbrew pozorom odpowiedzi na te pytanie są różne. Jedni zarzucają szwajcarskim lekarzom niekompetencję i przepisywanie Dafalganu (czyli Paracetamolu) na wszystkie dolegliwości, inni uznają szwajcarską służbę zdrowia za wzór. Jak mówią rankingi? Idą za tym dysonansem. W rankingu WHO z 2000 roku Szwajcaria znalazła się na wysokim, ale nie imponującym 20 miejscu (Polska była 50), a w rankingu jakości i dostępności służby zdrowia (Global Burden of Disease z 2017 roku) stworzonym na podstawie wskaźnika umieralności ze względu na przyczyny, które można powiązać z służbą zdrowia na ostatnim miejscu podium. Jaka jest faktycznie ta szwajcarska służba zdrowia?
Dzisiaj nie będę rozwodzić się nad wadami i zaletami szwajcarskich szpitali, przychodni i aptek, a postaram się odmalować ich specyfikę. Oto 10 aspektów dotyczących szwajcarskiej służby zdrowia, które mogą zaskoczyć Polaków:
- Obowiązkowo
Bez względu na to, czy pracujesz, czy niańczysz dzieci, co miesiąc musisz opłacić słony rachunek za ubezpieczenie medyczne. Podstawowego ubezpieczenia zdrowotnego nie opłaca pracodawca. Ubezpieczenie nie jest tanie – za najtańsze modele z bardzo wysoką franczyzą trzeba zapłacić jakieś 200 – 300 chf.