Macie przed sobą mapę zachodniej Szwajcarii – i, oczywiście, zakładając, że nie wiecie wiele o tej francuskojęzycznej części Helwecji, a wybieracie się na wycieczkę, wybierzecie na pewno Lozannę, Genewę i ewentualnie Montreux. Oczywiście, górzysta Lozanna ma swój klimat, Genewa swój wielkomiejski glamour, a Montreux widoki, ach widoki, ale mam wrażenie, że odwiedzając te trzy oczywiste miejsca, nie znajdziecie nic takiego cudownego, co Was osobiście dotknie. Pośród tłumu Japończyków z aparatami fotograficznymi nie da się zatopić w perspektywach, trudno znaleźć jakiś cudowny kącik na jakieś winko i kontemplacje.
Turyści zwykle jadą do tych miejsc, które są wielkie, znane i hmmm…. jakby tu powiedzieć… do których jeżdżą inni turyści. I tak to, jak zwykłam mawiać, jeśli chcę sobie znaleźć miejsce, w którym będę naprawdę „lonely”, muszę sprawdzić, czy przypadkiem nie jest wymienione w znanych przewodniku „Lonely Planet”. I tak, muszę powiedzieć, że Romandia zawdzięcza swój cudowny, wakacyjny klimat małym, urokliwym wioseczkom z białymi domami z zielonymi okiennicami porosłymi winoroślą, prostymi, kamiennymi fontannami i średniowiecznymi kościołami. Jak tam dotrzeć? Po prostu zejść z utartych szlaków, zjechać z autostrady i pogrążyć się w sennym klimacie romańskich wiosek. Czytaj dalej …