Gdy kilka lat temu mieszkałam w małej wiosce St-Sulpice tuż na brzegu Jeziora Genewskiego, na trasie mojego porannego joggingu dość często spotykałam takie indywidua:
Wieczorem atrybuty spacerującego po promenadzie nad jeziorem to bardziej kluczyki od Porsche i rosyjska laska w futrze, natomiast rankiem krajobraz człowieczy się nieco zmieniał. Kapelusz, muszla Świętego Jakuba, laska (w sensie nie ta rosyjska w futrze, tylko kostur pielgrzymi), wielki plecak i spokój na twarzy.