Mimo że powyborcze emocje polityczne już opadły, ośmielę się dmuchnąć w przekłuty już balonik. Bardzo chciałam wypowiedzieć się nieco bardziej „na żywo”, ale jako świeżo upieczona matka szczeniaka, czuję jakbym potrzebowała 30-godzinnej doby, żeby podołać wszystkim zobowiązaniom. Wiem, wiem – podpadnę matkom młodych humanoidów, ale rozumiem Was, drogie Panie. Wstaję o 6, bo mały piszczy, wkładam na siebie pogryzione byle-co i dyskutuję ze swoim partnerem o konsystencji kupki, a najczęściej mówionym słowem jest „nie wolno”. I jak tu nie nazywać się matką?
Przeżyłam te wybory, tak jak wszyscy, jak dość traumatyczne, łamiące serce na pół wydarzenie. I zła jestem. Co gorsza, nie jestem zła na „tych drugich” tylko na „swoich”. Nie zamierzam tu się Wam identyfikować, ani zwierzać z tego, kto jest tym moim a kto jest tym innym, bo to nieistotne. Wszyscy są ślepi, bez wyjątku. A żal mam do „swoich”, bo zdają mi się bardziej inteligentni, a tymczasem dają się ponosić emocjom jak 5-latki.
Czytaj dalej …