Wczoraj zakończył się Paléo Festiwal. I ja tam byłam, festiwalowe piwo piłam i na Blur tańczyłam. Jestem muszę przyznać, że jednak typową Polką, pełną polskich kompleksów i nie mogłam wygonić sobie z głowy porównań z naszym polskim Open’erem. My to chyba już tak mamy, że wiecznie się porównujemy z Zachodem i szukamy potwierdzenia własnej wartości, jakości, sprawności obsługi klienta, smaku potraw i gościnności gospodarzy. I tak się składa, że dzięki tej naszej ambicji jesteśmy piekielnie dobrzy. Bo uśmiech bardziej się pamięta niż krzywe krawężniki, a staranie obsługi bardziej ceni niż przypaloną rybę. Ech, te kompleksy…