Wesołe jest życie dziewczynki (oby!)

Minęły już dwa lata od startu szwajcarskiej franczyzy popularnego w Polsce czasopisma „Kosmos dla dziewczynek”. W październiku 2020 roku wyszedł w Szwajcarii pierwszy numer magazynu KALEIO w języku niemieckim i francuskim. Misją magazynu „Kaleio”, tak jak jego polskiej starszej siostry jest wzmocnienie poczucia własnej wartości dziewczynek, zbudowanie ich pewności siebie i otwarcie przed nimi nowych horyzontów – z dala od stereotypów dotyczących płci.

Źródło: Kaleio, AEKrol Photography

Twórczynie szwajcarskiej franczyzy, w ciągu tych dwóch lat otrzymały wiele podziękowań od rodziców za to, że pokazują ich dzieciom coś więcej niż wąsko określone role społeczne. Jak przyznają, dostają również krytykę. Zastanawiacie się, z jakiego powodu? Ja nie miałam wątpliwości – gdy dwa lata temu pisałam o „Kosmosie dla dziewczynek” i „Kaleio”, wiele osób komentowało, że prawdziwa równość byłaby, gdyby powstał magazyn neutralny płciowo dla wszystkich dzieci. „Po co gettoizować dziewczynki, skoro w dorosłym życiu mają rywalizować z mężczyznami?” – zapytała jedna z czytelniczek. – „Nie lepiej od małego je do tego przygotowywać?”

Czytaj dalej …

Jak wyjść z błędnego koła bezrobocia w Szwajcarii?

– To przecież jest Szwajcaria, nawet się nie obejrzysz, jak znajdziesz pracę!

– To nic, że nie znasz języka, popatrz ilu tam jest obcokrajowców…

– Tam są siedziby wielkich korporacji – oni potrzebują kogoś takiego jak Ty.

Przyznajcie się, ile razy słyszeliście te słowa przed wyjazdem do Szwajcarii? W Szwajcarii być bezrobotnym? Niemożliwe! Popatrzcie chociażby na statystyki bezrobocia – 4,4 % w 2017 roku (dane OECD).

Nic dziwnego, że wykształcone, znające języki dziewczyny (no bo w większości przypadków są to właśnie kobiety), które szukają bezskutecznie pracy dwa-trzy-cztery miesiące, wreszcie rok, dwa lata… zadają sobie pytania: co we mnie jest nie tak, że wszyscy dookoła mają pracę, a ja nie? Wszyscy mi mówili, że będzie prosto, że praca leży na ulicy, że korporacje mnie potrzebują… A tu zdaje się, że nikt mnie nie potrzebuje.

Czytaj dalej …

Matka Polka kontra „w rzyci to mam” Szwajcarka

Księżna Kate urodziła małego synka. Dzień po porodzie wyszła pozdrowić tłumy w delikatnym makijażu, skromnej sukience i z zawiniętym w estetycznym kocyk dzieciątkiem. Uosobienie zadbanej, szczęśliwej matki. W zasadzie nic wielkiego, nie ma o czym gadać, oprócz jednej znamiennej rzeczy. Oprócz znaczącej większości polskich komentarzy w stylu: „i co z tego?”, czy „kogo obchodzi jakiś bachor?”, można było zauważyć następujące: „biedna Kaśka, ja na drugi dzień po porodzie leżałam ledwo żywa w wyciągniętym dresie”, „no nie, nad nią chyba przez kilka godzin pracował sztab specjalistów, żeby tak wyglądać po porodzie!”, czy „ja włosy umyłam dopiero chyba po tygodniu, bo nie miałam kiedy”.

Moja koleżanka Szwajcarka dwa miesiące temu urodziła dziecko. Mój chłopak ma być jego ojcem chrzestnym, więc dzień po porodzie zjawiliśmy się w szpitalu z koszykiem ubranek, zabawek i butelką dobrego wina (ach, Ci Helweci!). Jak wyglądał szpital, to nie skomentuję, bo to temat na oddzielny artykuł. Dodam tylko, ze zapytałam: „Kochanie do szpitala się wchodzi przez galerię sztuki?”, a jak otrzymałam odpowiedź negatywną: „Ale to szpital prywatny?” I tu znów pudło. W pokoju, gdzie miała się znajdować Sophie powitał nas ojciec dziecka z położną i małym zawiniątkiem. Gdzie Sophie? Na to położna: skorzystała z usług kosmetyczki domowej. Będzie dostępna dopiero za jakąś godzinę, a ja tutaj zajmuję się małym razem z tatusiem. Czytaj dalej …