Nie piszę, nie dzwonię. Urlop w Polsce, także poza znaczącym niedoborem internetu cierpię na brak szwajcarskiej inspiracji. Krowy z dzwonkami, banki i Alpy wydają się tak dalekie i nierealne, że aż się dziwię, że mogło to tak naprawdę być częścią mojej rzeczywistości. Także dziś opowiem Wam nie o kursie franka, co słychać w Serowie ani o najnowszych smakach czekolady, tylko o ostatniej ciekawej historii, która przydarzyła mi się w Szwajcarii.
W firmie Steva został zatrudniony nowy kolega – Irańczyk. Na początku budziło to wiele emocji, bardzo niepoprawnych politycznie komentarzy i głupich dowcipów. Kolega Irańczyk okazał się ubrany bynajmniej nie w turban, szarawary i z fujarką, ale w koszulę Bossa i hipsterskie okulary z grubymi oprawkami. Emocje szybko opadły, a na tapetę wróciły żarciki z córeczki jednego programisty, która to się urodziła z nadmiarową liczbą paluszków u rąk (sztuk 14)… Czytaj dalej …