Tak właśnie sobie powtarzamy ze Stevem od przedwczoraj. Jak nas jednak łapie za gardło żal za tymi tysiącami franków wyrzuconymi w błoto, dodajemy: To tylko mebel. A co, jakbyśmy byli chorzy? A co, jakby ktoś z naszych bliskich umarł? A co, jakby wybuchł pożar (bo jeszcze nie przepisaliśmy ubezpieczenia na nowy adres)?…
Dla niewtajemniczonych: w sobotę przeprowadzaliśmy się na nowo kupione mieszkanie. Wcześniej Steve nie miał czasu szukać ekipy budowlanej w celu remontu, dlatego ja się zobowiązałam, że znajdę jakąś polską, fajną firmę. Poszukiwania opisałam w lipcowym artykule. Myślałam, że wszystko będzie cacy, w końcu z Polakami zawsze jakoś się będzie można dogadać. Czytaj dalej …