Jak sprawić, żeby Twoje dziecko było w pełni dwujęzyczne na emigracji? – Polskie Szkoły Internetowe “Libratus”

„Wyjedziemy do Szwajcarii, mąż będzie mówił po francusku, ja po polsku, razem po angielsku, w szkole dojdzie niemiecki, więc moje dziecko już w wieku dziesięciu lat będzie płynnie mówiło w czterech językach… A co się douczy potem, to już czysty bonus!” – tak się słyszy zwykle od młodych stażem emigrantek.

„No, Piotruś to już płynnie mówi w czterech językach, a uczy się jeszcze dwóch” – opowiadają te starsze stażem.

facebook spons

 

Tak, taki właśnie jest stereotyp dzieci trzeciej kultury, w którym oczywiście jest mnóstwo prawdy. Dzieci Polaków na emigracji faktycznie często świetnie sobie radzą żonglując dwoma, trzema językami. „Często” nie znaczy jednak „zawsze”. I to „często” dość rzadko oznacza pełną dwujęzyczność – czyli płynność i w mowie i w piśmie. A poza tym mam wrażenie, że ten stereotyp jest szalenie krzywdzący. Nawet nie wiecie, ile razy, jako nauczycielka języka polskiego spotykam się z pogrążonymi w wyrzutach sumienia Polakami, których dzieci nie mówią po polsku lub mówią bardzo słabo. Gdzieś ktoś po drodze popełnił błąd, albo po prostu pewne rzeczy nie wyszły tak jak się chciało.

Czytaj dalej …

Problem z dwujęzycznością…

Dzisiaj postanowiłam zrobić coś, czego dotąd nie było: opublikować e-maila od czytelniczki. Nie obawiajcie się jednak – to wyjątkowa rzecz: otrzymałam zielone światło na publikację tej wiadomości i radykalnie zredagowałam fragmenty, które mogą wskazywać na autorstwo listu. Nie publikuję nigdy materiałów, które otrzymuję w zaufaniu bez wyraźnej zgody autora, inaczej nikt nie chciałby ze mną rozmawiać.

Czytelniczka prosi mnie w nim o radę i pomoc i ja się tego zadania podjęłam. Przyszło mi do głowy jednak, że po pierwsze co kilkaset głów to nie jedna, a po drugie – to jest naprawdę fajna historia emigracyjna, która przeczy wielu stereotypom.

Czytaj dalej …

Dwu- i wielojęzyczność, czyli jak dać dziecku prezent w postaci języka obcego

Pamiętam dobrze, jak wyglądała emigracja rodzin z dziećmi za komuny. Strach, czy dzieci sobie poradzą w przedszkolu czy szkole powodował, że rodzice robili wiele dziwnych rzeczy, które dzisiaj wydają się całkowicie niewyobrażalne. Między innymi wprowadzali zasadę: od dzisiaj w domu mówimy wyłącznie w języku kraju emigracji. Oczywiście pełni dobrych intencji, używając koronnego argumentu: „żeby dziecku nie namieszać w głowie”. I niemiłosiernie kalecząc ten niemiecki/angielski/inny nieświadomie sprawiali wielką krzywdę dziecku, które zapominało swojego ojczystego języka, a jednocześnie nabywało złych nawyków w języku obcym. Takiej krzywdy doznał między innymi mój uczeń języka polskiego, którego rodzice wyjechali do Francji, gdy miał 3 latka i od tego czasu rozmawiali wyłącznie po francusku. Po polsku rozmawiali tylko między sobą – cicho i nie przy dziecku, które przecież miało być wychowane jak typowy Francuz. Thomas (tak, tak, zmienili mu też imię) dorósł i dotąd nie może się pozbyć wyrzutów w stosunku do swoich rodziców. Teraz uczy się języka polskiego jak języka obcego… Języka swoich przodków… A to w końcu Polak pełnej krwi, z urodzenia i pochodzenia.

Dzisiaj pojęcie młodych emigrantów zmieniło się diametralnie, o 180 stopni – od pełnego obaw, czy dziecko sobie poradzi, do wiary, że sobie na pewno poradzi. Wiary niekiedy pełnej niefrasobliwości. Oczywiście – poradzi sobie z zyskiem dla siebie i wyrośnie na małego poliglotę, ale jak to zrobić, żeby uchronić dziecko i siebie od niespodzianek i niepowodzeń na drodze do wielojęzyczności? Czytaj dalej …

Dzieci trzeciej kultury

Jak to jest nie znać prostej odpowiedzi na pytanie: „Kim jesteś?”. Polak mały? Nie, chyba jednak nie. Jak to jest wśród Szwajcarów czuć się Polakiem, a wśród Polaków Szwajcarem? Tak, Panie, Panowie, przedstawiam Wam dzieci trzeciej kultury. Nie, nie dzieci trzeciego świata. Nie dzieci z trzeciej ręki. Jeśli jesteś emigrantem i masz dziecko, które chodzi do lokalnej szkoły/przedszkola, to mowa właśnie o nim. Tak, oczywiście, odpowiesz – przecież moje dziecko jest Polakiem – w domu rozmawiamy po polsku, polska rodzina, polskie tradycje – i na pewno do Polski kiedyś wrócimy. Albo odwrotnie – nie mi to oceniać – moje dziecko jest Szwajcarem, a od Polski się odcinamy. Jakkolwiek byście sobie życzyli, Wasze dzieci nigdy nie będą w pełni Polakami lub w pełni Szwajcarami. Są one dziećmi trzeciej kultury.

Ten termin został uknuty przez amerykańską antropolog Beth Hill Useem w latach 50-tych poprzedniego wieku. Na początku opisywał on dzieci misjonarzy, naukowców, dyplomatów i biznesmenów zawieszone gdzieś pomiędzy kulturą kraju, z którego pochodziły (to ta pierwsza kultura), a kulturą kraju emigracji (to ta druga kultura). Jak się zapewne domyślacie, emigranckie dzieci nie przyjmowały w pełni kultury kraju pochodzenia, ani kultury kraju emigracji, tylko łączyły ich elementy stając się tzw. „dziećmi trzeciej kultury”. Dzisiaj ten termin opisuje wszystkie nasze emigranckie dzieci – a jak mówią statystyki – jest ich sporo na całym świecie. Czytaj dalej …