Kilka tygodni temu na Instagramie opublikowałam post, w którym przeprosiłam za czasową nieobecność spowodowaną, nie owijając w bawełnę, gorszym okresem w życiu. W odpowiedzi oprócz ciepłych życzeń powrotu do lepszej formy otrzymałam sporo wiadomości, z których wynikało, że ich autorzy nie za bardzo mi dowierzają. „Ale dopiero wróciłaś z wakacji”, „Czy w pięknej Szwajcarii w ogóle można mieć depresję?”, „Jedź w góry, pogłaskaj krowy i wszystko będzie dobrze”. No tak, depresja na szarym blokowisku w Łodzi brzmi straszniej niż depresja nad ślicznym Jeziorem Genewskim. Dlaczego mój mózg o tym nie wie? Jezioro Genewskie, helloł, serotonino, obudź się! Endorfiny – Alpy! Czy wasz poziom nie wzrasta na sam dźwięk tego słowa?
Czytaj dalej …depresja
Podaj mi lornetkę i chodźmy pogapić się w niebo, czyli o depresji w Szwajcarii
Szwajcarzy cierpią inaczej niż my. My cierpimy, bo przed nami jeszcze tyle pięknych Mercedesów, a dzieciorom trzeba kupić nowe cichobiegi, bo w starych palce wychodzą same na spacer bez udziału reszty ciała. Szwajcarzy cierpią, bo mają te wszystkie piękne Mercedesy, cichobiegi na resorach i właśnie odkryli bardzo zdziwieni, że nie o to chodzi w życiu. Czyli, jakby powiedziała zdroworozsądkowo pani Jadźka z warzywniaka na rogu: w dupach im się poprzewracało!
Depresja w Szwajcarii
Czy wiecie, że aż jeden Szwajcar na sześciu cierpi na typowe objawy depresji, czyli chroniczne zmęczenie, bezsenność, stany lękowe, czy niezdiagnozowane bóle pleców?