Mądrości ludowe Szwajcarów – szwajcarskie powiedzenia i przysłowia

„Przysłowie mądrością ludu” – jak to się mówi. I tak to wygląda – wiele przysłów i powiedzeń odsłania charakter i dążenia danego narodu. Dlatego czasem napotykamy wiele przeciwstawnych złotych myśli – od naszych europejskich porad, by „chwytać dzień”, zapewnień, że „każdy jest budowniczym swojego życia” do buddyjskich nauk, żeby płynąć z prądem i akceptować wszystko to, co przyniesie nam los (i nie próbować o to walczyć). Jak w świetle tej teorii wygląda szwajcarska „osobowość”? Co wbija dzieciakom do głowy szwajcarska Mutti gdzieś tam na alpejskich halach?

Czytaj dalej …

O cudownych błędach i językach środka

Już tydzień temu wróciłam do Szwajcarii z wiosennych wojaży, ale mentalnie jeszcze strugam kijaszka w gdzieś tam pośród soczystej zieleni pól ryżowych Indonezji. Dlatego jakoś nie mogę się przemóc, żeby wrócić do pisania o alpejskich dumnych szczytach, czy fascynujących aspektach demokracji bezpośredniej. Wylewają się jednak ze mnie słowa na papie… ekran, dlatego napiszę Wam dzisiaj o naszym obecnym lingua franca – angielskim. Nie o angielskim używanym przez rodowitych Anglików w Anglii, ani nawet o jego dialektach, tylko właśnie o tym cudownym aspekcie angielskiego.

Jeszcze za czasów studenckich na koszmarny egzamin z Teorii Językoznawstwa uczyłam się o językach „środka” stworzonych do komunikacji pomiędzy przedstawicielami różnych kultur. Na przykład taki Tok Pisin z Papui Nowej Gwinei (nazwa języka to nieco zniekształcona forma Talk Business). Przyjechali Anglicy ze szklanymi koralikami, żeby handlować z ludożercami, ale angielska trudna języka, trzeba było stworzyć prosty język do komunikacji będący mieszanką angielskiego i grupy języków używanych w Azji Południowo-Wschodniej. Tok Pisin ewoluował, ewoluował, żeby stać się jednym z języków urzędowych i dla bardzo wielu małych Gwinejczyków pierwszym językiem. Czytaj dalej …

Szwajcarski Gangnam – czyli Gen’vois staïl

Gen’vois staïl (czyt : Żenwła stajl)

Pamiętacie fenomen południowokoreańskiego rapera PSY ze swoim hitem na temat bogatej i zepsutej do szpiku kości dzielnicy Gangnam ? W 2012 roku jak grzyby po deszcze powstawały jego parodie, jedne udane inne mniej. Jedną z takich parodii stworzył komik Laurent Nicolet z genewskiego radia ONE FM. Muszę dodać, że Laurent jest rodowitym Genewczykiem z dziada pradziada zamieszkałym w Genewie, nie żadnym pastuchem z Vaud. A jednak potrafi robić sobie hocki-klocki ze swoich ziomeczków „w Porsche, BMW lub Audi A3”. Tylko zobaczcie: Czytaj dalej …

Jak się uczyć języka z blogami językowymi i przez skype? Część 4 – blogi o języku włoskim

Część 3 – Blogi o języku włoskim

Przyznaję – bez żadnego krygowania się, udawania i bzdyczenia – włoskiego nie znam i się nie uczę. Niemieckiego niby też się nie uczę, ale 15 lat nauki i tata w Austrii sprawiły, że jakoś tam się komunikuję. Mój francuski rośnie jak na drożdżach i niepokojąco zastępuje angielski. Ale włoski? Mały epizod z językiem włoskiem miałam, kiedy spędziłam w Genui kilka tygodni pomagając kumplowi w remoncie jachtu. Ten epizod polegał na tym, że trzeba było się jakoś dogadywać w stoczni, a że nikt nie mówił po angielsku, to po ekspresowym kursiku najważniejszych wyrażeń i zwrotów poszłam do kapitanatu załatwić przedłużenie postoju jachtu o tydzień. Wtedy to nauczyłam się, że żeby coś załatwić we Włoszech trzeba przede wszystkim znać wszelkie nieparlamentarne zwroty, machać rękami jak bocian i drzeć się na cały port. Po tych kilku sytuacjach doszłam do wniosku, że Włosi są tak komunikatywni, że daję sobie pół roku w kraju Michała Anioła na opanowanie języka. Niestety nigdy nie doszło do skutku to założone pół roku… Czytaj dalej …

Jak się uczyć języka z blogami językowymi i przez skype? Część 3 – blogi o języku francuskim

Część 3 – Blogi o języku francuskim

Nie zaprzeczam – ta część jest mi najbliższa, ponieważ jestem częstym gościem na blogach o języku francuskim. Jak pewnie się domyślacie, staram się intensywnie uczyć francuskiego, tak więc blogi o tym języku przeglądam regularnie. W tej dziedzinie jestem specjalistą!

Jeśli nie czytałeś jeszcze wpisu z poradami, w jaki sposób możesz używać blogów językowych do nauki języka i czego się wystrzegać, to zajrzyj TU. Oto moi faworyci: Czytaj dalej …

Jak się uczyć języka z blogami językowymi i przez skype? Część 2 – blogi o języku niemieckim

Część 2 – Blogi o języku niemieckim

Jeśli nie czytałeś jeszcze wczorajszego wpisu na ten sam temat, z poradami, w jaki sposób możesz używać blogów językowych do nauki języka i czego się wystrzegać, to zajrzyj TU. Dzisiaj przedstawię Wam pokrótce kilka blogów dotyczących nauki języka niemieckiego. Blogi sprawdzone własnoocznie, dlatego w mojej liście nie znajdziecie bubli. Blogi ułożone są w przypadkowej kolejności: Czytaj dalej …

Jak się uczyć języka z blogami językowymi i przez skype? Część 1 – wady, zalety i porady

Część 1 – Wady, zalety i porady

Przyjechałeś do Szwajcarii. Szumny i ambitny plan był taki: przyjadę i szast-prast nauczę się języka. Spryciuga jestem, nie boję się gadać, a Mietek przecież jak przyjechał to ani be ani me, a teraz tak szprecha jak stary Hans, aż nikt go w wiosce nie rozumie. Z tym planem w głowie przyjeżdżasz do Szwajcarii i nic nie jest takie jak zgodnie z Twoim planem. Okazuje się, że tak jak w Twojej rodzinnej wiosce, w Szwajcarii też nikt Mietka nie rozumie, a ten plan z nauką języka był mocno taki sobie. Dlaczego? Otóż miesięczny kurs 2 razy w tygodniu kosztuje ok. 400 franków (ok. 1800 zł), a i tak w tym tempie języka nauczysz się za jakieś 5 lat. Kurs intensywny z zajęciami każdego dnia kosztuje ok. 700 franków na 3 tygodnie, a przecież kiedyś jeszcze trzeba pracować. Oczywiście są dostępne mocno dofinansowane przez państwo kursy integracyjne, jednak w grupie jest ok. 20-30 osób, w tym część osób hmmm… które mają problemy z pisaniem i czytaniem, dlatego wyciągnięcie z takiego kursu jakiejkolwiek praktycznej wiedzy jest dość trudne. Twoje plany biorą w łeb. Co robić? Jak żyć, panie premierze? Czytaj dalej …

Nowy król gaf językowych na mieście!

Zostałam zdetronizowana! Myślałam, że to nikomu nie oddam palmy pierwszeństwa w tragikomicznych pomyłkach językowych, szczególnie od czasu, kiedy zamiast „Merci” za życzenie powodzenia na interview powiedziałam do moich 70-letnich sąsiadów „Merde”. To oni mi tak powinni życzyć, żeby nie zapeszyć – taki francuski zwyczaj. Jednak, jak widzicie, nie było to dla mnie oczywiste pewnego wieczoru podczas małego apero z sąsiadami… Steve świecił za mnie oczami jak lis ciemną nocą, a tuż po zaproponował mi wybranie się na jakiś kurs językowy uświadamiający, żeby nie przeklinać przy sąsiadach staruszkach.

I tak właśnie oto wybrałam się na kurs francuskiego. Co prawda jakośtam już mówię po francusku, ale jakośtam nie znaczy bynajmniej świetnie, także każda dodatkowa wiedza będzie dla mnie błogosławieństwem. I egzamin B2 też by mi się przydał. Czytaj dalej …

Dwu- i wielojęzyczność, czyli jak dać dziecku prezent w postaci języka obcego

Pamiętam dobrze, jak wyglądała emigracja rodzin z dziećmi za komuny. Strach, czy dzieci sobie poradzą w przedszkolu czy szkole powodował, że rodzice robili wiele dziwnych rzeczy, które dzisiaj wydają się całkowicie niewyobrażalne. Między innymi wprowadzali zasadę: od dzisiaj w domu mówimy wyłącznie w języku kraju emigracji. Oczywiście pełni dobrych intencji, używając koronnego argumentu: „żeby dziecku nie namieszać w głowie”. I niemiłosiernie kalecząc ten niemiecki/angielski/inny nieświadomie sprawiali wielką krzywdę dziecku, które zapominało swojego ojczystego języka, a jednocześnie nabywało złych nawyków w języku obcym. Takiej krzywdy doznał między innymi mój uczeń języka polskiego, którego rodzice wyjechali do Francji, gdy miał 3 latka i od tego czasu rozmawiali wyłącznie po francusku. Po polsku rozmawiali tylko między sobą – cicho i nie przy dziecku, które przecież miało być wychowane jak typowy Francuz. Thomas (tak, tak, zmienili mu też imię) dorósł i dotąd nie może się pozbyć wyrzutów w stosunku do swoich rodziców. Teraz uczy się języka polskiego jak języka obcego… Języka swoich przodków… A to w końcu Polak pełnej krwi, z urodzenia i pochodzenia.

Dzisiaj pojęcie młodych emigrantów zmieniło się diametralnie, o 180 stopni – od pełnego obaw, czy dziecko sobie poradzi, do wiary, że sobie na pewno poradzi. Wiary niekiedy pełnej niefrasobliwości. Oczywiście – poradzi sobie z zyskiem dla siebie i wyrośnie na małego poliglotę, ale jak to zrobić, żeby uchronić dziecko i siebie od niespodzianek i niepowodzeń na drodze do wielojęzyczności? Czytaj dalej …

Pani Pomyłka i małe kurczaczki

Według mnie, trzeba mieć naprawdę niezłego nerwa, żeby próbować rozmawiać w języku, którego się nie zna w stopniu zaawansowanym. Zawsze podziwiam tych, którzy nauczą się dwa słowa w jakimś języku i już na ich podstawie są w stanie bez mrugnięcia okiem próbować się dogadywać, nawet jeśli mają w zanadrzu znajomość innego popularnego języka. Ja nie z tych niestety. Jeśli mogę wspomóc się angielskim, zawsze to zrobię. Niestety tak się złożyło, że mieszkam i przebywam wśród Szwajcarów, którzy mimo wielu uśmiechów i prób, angielski znają gorzej niż ja francuski, więc to ja muszę grzać moje dendrony mózgowe.

Ja mam niestety tak, że przez moje roztargnienie zdarza mi się dość często przekręcać wyrazy. Najczęściej po prostu potem albo ktoś mnie poprawia, albo się domyśla i nie ma katastrofy. Czasami jednak w tak dziwny sposób się majtnę, że sąsiedzi mają następną pikantną anegdotkę na temat „tej Polki z białego domku”… i wszyscy są szczęśliwi, oprócz mnie rwącej sobie włosy z głowy, jak ja mogłam coś takiego powiedzieć. Czytaj dalej …