Wróciłam! Już jestem z powrotem w Szwajcarii skupiona na szwajcarskich sprawach, a nie w naszej Polsce. Dobrze, że podróże pozwalają nabrać perspektywy na sprawy, które mnie dotyczą i dzieją się obok mnie. Spojrzenie z innego punktu pozwala rozszerzyć perspektywę i uzyskać pełniejszy obraz. To tak jakby wejść na górę, zrobić zdjęcie wioski, a potem iść dookoła robiąc nieustannie zdjęcia i ostatecznie jeszcze wmieszać się pomiędzy jej mieszkańców i dokończyć swój album.
Tak właśnie ja się czuję, gdy czytam informacje w prasie dotyczące wojny ukraińsko-rosyjskiej. Czytam polską prasę i narasta we mnie wściekłość na działania Putina. Czytam prasę francuską i odnajduję o wiele mniej emocjonalną, ale w miarę podobną perspektywę. Czytam prasę szwajcarską i czuję, że wylądowałam na innej planecie. Samolot malezyjskich linii lotniczych nadal nie wiemy, dlaczego spadł, a rebelianci (a nie żołnierze rosyjscy) walczą o niepodległość swoich terytoriów. To tak wygląda neutralność, droga Szwajcario? Czy znowu chęć zarobienia na tym, na czym wszyscy dookoła tracą?
Perspektywa długofalowa pokazuje jednak, że to my mieliśmy honor, a Szwajcarzy mieli… rację. W końcu to my u nich pasamy krowy, a nie odwrotnie. Honor kończy się zawsze wtedy, gdy trzeba nakarmić głodne dzieci. Matka głodnej trójki, której ojciec poszedł się bić o honor zwykle popiera tych, którzy dają jej kawałek chleba. W końcu honor honorem, ale jeść trzeba.
Ostatnio na swissinfo.ch znalazłam świetny artykuł dotyczący propagandy w neutralnej Szwajcarii podczas I Wojny Światowej. Przypomnijmy – w czasie I Wojny Światowej kilka państw europejskich ogłosiło neutralność, jednak mieszkańcy tych państw zwykle w taki czy inny sposób pomagali bądź wspierali jedną ze stron. Nie inaczej było w przypadku Szwajcarii. Natomiast w tym małym państewku doszło do nieco kuriozalnej sytuacji: część niemieckojęzyczna zdecydowanie popierała swojego wielkiego sąsiada, podczas gdy część francusko- i włoskojęzyczna – działania Ententy. Jeszcze nigdy wcześniej – i nigdy już później nie zarysowała się tak znacząco granica mentalności tzw. Roestigraben grożąc podziałem kraju.
Dlatego władze kraju stworzyły szereg plakatów propagandowych ukazujących wizerunek Wilhelma Tella, jako sprawiedliwego Szwajcara, który stoi na straży pokoju chcąc wzbudzić poczucie jedności i solidarności obywateli wobec swojego państwa, a nie obcych potęg.
Natomiast pomiędzy szwajcarskimi mediami z Zurychu i z Lozanny, czy Lugano trwała nieoficjalna wojna propagandowa. Pamiętajmy, że w tamtych czasach zwykli obywatele nie mieli dostępu do międzynarodowych mediów, także to, co pokazała lokalna prasa stanowiło dla nich nadrzędną prawdę. Dla Francji, Włoch i Niemiec ten podział językowy kraju, jak i jego położenie stanowiło niezły poligon wpływów. Przez te kilka lat trwała bitwa o umysły Szwajcarów i pod jej wpływem wielu młodych, naiwnych chłopaków zaciągało się do wojska sąsiadów walcząc o nie swoją sprawę przeciwko sobie nawzajem.
Co ciekawego, Szwajcaria potrafiła wyciągnąć wnioski z wewnętrznej zimnej wojny i w czasie II wojny światowej i później zjednoczyć się na nieprawdopodobną wcześniej skalę przeciwko wrogim działaniom.
Jaki morał z tej mojej poniedziałkowej opowieści? Jak powiedział pewien starożytny Grek kilka tysięcy lat temu, na wojnie zawsze pierwsza umiera prawda. Czy to znaczy, że namawiam do zajęcia prorosyjskiego stanowiska wbrew naszym polskim mediom? Bynajmniej! Namawiam do wejścia na górę i obejrzenia każdej sytuacji z perspektywy ptasiej. A później przejście na górę sąsiednią, zejście na dół i spojrzenie z bliska i z boku. A i tak inna będzie prawda kobiety z trójką głodnych dzieci, a inna żołnierza z honorem na ustach.
Taka neutralność jest bardzo wygodna i trochę nawet obrzydliwa mówiąc dosadnie. Nie mam honoru żołnierza i nigdy nie zrozumiem jego punktu widzenia. Na pewno bliżej mi do racji kobiety z trójką dzieci do wyżywienia, ale to już kwestia ściśle egzystencjalna. Jestem przeciwko wojnom i uważam, że bez względu na jakiekolwiek racje i interesy wszyscy powinniśmy robić wszystko, by im zapobiegać. Bez wyjątku! I bez podpierania się neutralnością (czytaj obojętnością).