Wczoraj oglądałam ciekawy, lecz nieco plotkarski dokument na Discovery na temat najbardziej „zainfekowanych” duchami miejsc na świecie. Zaszczytne miejsce obok zamku w Edynburgu, Alcatraz i Salem zajął pewien tajemniczy hotel w Val Sinestra w Szwajcarii. Zaraz, zaraz! W Szwajcarii? Coś przegapiłam?
Na szczęście w epoce szybkiego internetu i niezawodnego wujka googla już za moment miałam jak na dłoni wszystkie informacje o tym tajemniczym miejscu:
Czy to zdjęcie Wam czegoś nie przypomina? Czy ktoś pamięta ten wielki hotel odcięty od świata z „Lśnienia” Stanleya Kubricka? Podobieństw jest trochę więcej – jeszcze niedawno temu droga do hotelu w dolinie Val Sinestra była całkowicie zasypana zimą. Wystarczająco straszne? W takim razie sięgnijmy do faktów.
Budynek hotelu powstał na początku XX wieku ze względu na zdrowotne właściwości wód termalnych, które miały swoje źródła w dolinie. Budynek przez wiele lat pełnił funkcję sanatorium, gdzie przebywali głównie pacjenci chorzy na gruźlicę. W latach 70-tych XX wieku utrzymywanie olbrzymiego budynku przypominającego gotyckie zamczysko stało się nieopłacalne, dlatego budynek sanatorium został sprzedany. Holenderska rodzina, która zakupiła budynek postanowiła utworzyć w nim hotel.
W latach 80-tych pojawiły się pierwsze plotki o tym, że hotel jest nawiedzony. Ciemną nocą kilku gości uciekło w popłochu z budynku, zwolniła się pokojówka… I ponura sława tego miejsca zaczęła się powoli rozprzestrzeniać, mimo stanowczemu dementowaniu wszystkich pogłosek przez dyrekcję hotelu.
Co takiego niepokojącego się działo w hotelu? Dziwne odgłosy, otwierające się okna lub drzwi zamknięte na zamek i dźwięki muzyki słyszane gdzieś z oddali sprawiały, że co wrażliwszym włoski stawały na plecach.
Kierownictwo hotelu raz na zawsze postanowiło się rozprawić z tym mitem. W 2010 roku do współpracy została zaproszona znana medium Beatrice Rubli. Kobiecie udało się nawiązać kontakt z duchem. Duch nazywa się Guillaume (czyt. Gijom, czyli po polsku Wilhelm). Za życia był gruźlikiem pochodzącym z Belgii, który wielokrotnie leczył się w sanatorium. Guillaume zakochał się w Marii – swojej pielęgniarce, a ona odwzajemniła jego uczucie. Jednak stan Belga ciągle się pogarszał. Pod koniec życia Guillaume oszalał przed perspektywą rozstania się ze swoją ukochaną. Po śmierci jego duch pozostał w murach sanatorium w celu ochrony Marii.
Fotografia przedstawia medium Beatrice Rubli, która skomunikowała się z duchem:
Rewelacje Beatrice Rubli zostały potwierdzone przez lokalne towarzystwo parapsychologiczne, które stwierdziło nadzwyczajnie wysoki poziom pola elektromagnetycznego w niektórych miejscach w hotelu i nagłe, niewytłumaczalne zmiany temperatury. Ponoć najbardziej dotknięty był pokój numer 5, w którym rzekomo niegdyś przebywał Guillaume.
Na dokładkę, w reakcji na pogłoski o powstającym hollywoodzkim hicie opartym na historii nawiedzonego hotelu, Swisscom zdecydował się stworzyć trailer fikcyjnego filmu „Lost in Val Sinestra”, w którym miało występować 10 osób, które polubią fanpage firmy:
Jak się zapewne domyślacie, trailer nie ugasił plotek o duchu Guillaume’a, wręcz przeciwnie, i wielu „łapiduchów” (i nie chodzi tu wcale o lekarzy) wybiera się tam w poszukiwaniu przygód z dreszczykiem.
Sama ekipa kręcąca trailer opisywała wiele nadnaturalnych przypadków podczas pracy. Jednym z najbardziej spektakularnych był widelec, który leciał w powietrzu przez kilka metrów, a następnie się wbił w drewnianą ścianę. Najdziwniejsze jednak było to, że nikt go nie rzucił…
Przejdźmy teraz od pogłosek do faktów. Hotel, a właściwie hostel jest czynny i niedrogi jak na Szwajcarię. Nie jest to ekskluzywny pałac, ale tzw. hotel rodzinny, czy też hostel, gdzie każdy gość ścieli swoje łóżko i sprząta po posiłku. Wiele pokojów i wyposażenia hotelu pamięta jeszcze czasy sanatorium (co oczywiście chwalą wszelkie „łapiduchy” i spółka). A co najważniejsze, budynek położony jest w przepięknym miejscu z dala od cywilizacji. Czy to nie jest dobra rekomendacja na wakacje „z dreszczykiem”?
Och, jak ja uwielbiam takie historie, kiedy dreszczyk przechodzi po plecach 😀 Co prawda, podejrzewam tu reklamę ze strony dyrekcji hotelu, ale nigdy nic nie wiadomo.
Tez ostatnio pisałam o nawiedzonym miejscu we Włoszech, takie historyjk i są fascynujące… nawet jeśli się w nie nie wierzy!