Przy dzisiejszym artykule bardziej niż zwykle należy zauważyć, że autorka mieszka w Romandii. Mam wrażenie, że mój kanton Vaud jest najmniej szwajcarski z kantonów Szwajcarii i nie mam wątpliwości, że gdzieś indziej kibicowanie może wyglądać inaczej. Jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda w innych kantonach – polscy mieszkańcy Zurychu, Bazylei, Argowii, Gryzonii, Ticino, odnieście się do tego, co tu napisałam.
Ale zacznę inaczej. Taka sytuacja:
NK – Nasza Koleżanka, S – Steve
NK – Dziwne te imiona i nazwiska szwajcarskie – Granit Xhaka…
S (z kamienną miną) – To w romansz.
NK – Aha… Ale Xherdan Shakiri to na pewno nie Szwajcar.
S (ciągle pokerowo) – Jak to nie. To typowe nazwisko w Appenzellu!
Tutaj zorientowane towarzystwo nie wytrzymało i wybuchło śmiechem. Tak, tak, taka jest ta szwajcarska reprezentacja – jak przyznają sami zainteresowani – gdyby Szwajcaria poszła za mieczem stosując się do przegłosowanego przez siebie referendum przeciwko imigrantom, szwajcarska reprezentacja w Brazylii wyglądałaby tak:
Jak kibicują francuskojęzyczni Szwajcarzy? Bardzo kiepsko! Przyznaję szczerze, że oprócz mojego sąsiada i Steva (ale to wtórnie) nikt się nie interesuje piłką nożną. Romandowie wolą hokeja, czy tenis. Steve nawet kiedyś grał w jakiejś drużynie młodzików (bo go mama zapisywała na wszelkie dostępne w wiosce kółka zainteresowań), ale gdy trener zauważył, że chłopaczek bardziej jest zainteresowany szukaniem czterolistnych koniczynek na boisku niż uganianiem się za świńskim pęcherzem, to delikatnie zasugerował mamie wybór rakiety do tenisa niż korków.
A jednak. Po trzydziestu latach olewki i totalnego niezrozumienia, czym to się podniecać, Steve się wciągnął, oczywiście dzięki mnie! Ileż można w końcu znieść kogoś kto się wydziera z instrukcjami dla bramkarza sprzed telewizora, kogoś kto na spacer się nie wybierze, bo mecz, kto chowa pilota od telewizora w najlepszym czasie antenowym. I bingo! Te mistrzostwa Steve ogląda ze mną, przed każdym meczem przesiedzianym jak na szpilkach oczywiście opowiadając wszystkim (czyli mnie i naszej kolekcji plastikowych zwierzaczków), jak on to nie cierpi piłki nożnej.
Ja – Odbierzesz w końcu ten telefon?
S – Czekaj, widzisz, że idzie akcja? Oddzwonię w czasie przerwy!
Gorzej, że odkrył również coś takiego jak zakłady bukmacherskie, także powoli zbieram cały ekwipunek do koczowania pod mostem.
Ale nie wszyscy Szwajcarzy są tacy. Flag szwajcarskich na domach jest stosunkowo niewiele. Przejeżdżając przez pewne dzielnice Lozanny można mieć wrażenie, że się jest w Portugalii, czy Hiszpanii (w sensie, można BYŁO mieć wrażenie). Flag tak jakby przybyło wraz z awansem do 1/8, co jest dla mnie niesmaczne. W końcu jak się kibicuje, to się kibicuje na dobre i na złe, również jak Twoja drużyna przegrywa. Odcinanie kuponów od zwycięstwa z czystym sumieniem mogą tylko Ci, którzy po przegranym meczu krzyczeli „Nic się nie stało!”.
No tak. Ale dziś mecz z Argentyną, także tak jakby ze całkowitym zrozumieniem przyjmuję brak wiary Szwajcarów, że się może udać…
A teraz pewna śmiesznostka z Romandii, którą niestety muszę wszystkim niefrancuskojęzycznym przetłumaczyć. Szwajcarska gwiazda Mundialu to Shakiri (czyt. Szakiri). Dla fanów niemieckojęzycznych brzmi to zupełnie normalnie, natomiast niewiele osób francuskojęzycznych powstrzyma uśmiech. Szakiri oznacza po francusku dosłownie kot, który się śmieje (chat qui rit). W sklepach można kupić francuski serek homogenizowany La vache qui rit (krowa, która się śmieje)
Mój M tez kibicuje, flagi sobie do samochodu przyczepił, z pracy wczesniej wychodzi zeby na mecz zdążyć. I ja przez niego sie wyciągnęłam. Dlatego dziś zaraz po 17 biegnę do pociagu i ziuuuu przed telewizor. Hopp Suisse! Hopp Suisse!
Moi szwajcarscy koledzy w Argowii:
wywiesili listę rozgrywek i uzupełniają codziennie wyniki (nad moją głową),
żartując stwierdzili, że moje priorytety są dziwne, że zamiast iść z nimi dziś na public view kibicować, idę na egzamin z niemieckiego… 😉
Egzamin z niemieckiego w Szwajcarii podczas meczu? To powinno być zabronione… !
to samo powiedziałem mojej nauczycielce.
A w Zurichu i okolicach kibicowano. Wystawiano flagi na balkonach i jeżdżono z chorągiewkami na samochodach. A nawet organizowano wspólne oglądania meczów w miejscach publicznych. Co kanton, to obyczaj.