Michaił Chodorkowski – niegdyś chyba najsłynniejszy więzień polityczny na świecie – po wyjściu na wolność zatrzymał się w pięknym szwajcarskim kurorcie Montreux (czyt: Montry) w Szwajcarii. Prawdopodobnie wielu z Was po raz pierwszy słyszało o tym miejscu. A może nie? Czy wiesz, gdzie spędził ostatnie chwile Freddie Mercury? Zaczytywałeś się w Heminwayu, Tołstoju, Nabokovie? Słuchałeś Stravinskiego? Wiesz, o czym śpiewa Deep Purple w swoim największym przeboju „Smoke on the Water”?
Przyjechaliśmy do Montreux
Na wybrzeżu Jeziora Genewskiego
By nagrać płytę
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu
Frank Zappa i The Mothers
Zajęli najlepsze miejsce
Ale jakiś głupek z racą
Spalił je doszczętnie.
Dym na wodzie, ogień na niebie!
Bogaci i sławni, wyklęci i skandalizujący od wieków ściągali do Montreux. To tutaj pisał nieśmiertelny Ernest Hemingway i tu umiejscowił kilka rozdziałów „Pożegnania z bronią”. To tutaj komponował Igor Stravinski. 17 lat swojego życia spędził Nabokov, Gogol napisał swoje „Martwe dusze”, F.S. Fitzgerald opiekował się swoją ukochaną żoną Zeldą, cesarzowa Sissi koiła swoje skołatane nerwy, a Nikita Michałkow nakręcił swoje słynne „Spaleni słońcem”. To tutaj swoje ostatnie lata życia spędził wokalista grupy Queen, po którego charakterystycznym pomnikiem po dziś dzień fani składają kwiaty i prezenty.
Lista znanych nazwisk, które w ten czy inny sposób połączyły swoje życie z Montreux ciągnie się i ciągnie, na wymienianie nie starczyłoby miejsca na serwerze, które blog.pl dawkuje mi skąpo. Dla ciekawskich polecam zerknięcie na Wikipedię. Dlaczego akurat Montreux? Dlaczego nie jakaś niby ciekawsza Nicea, ekskluzywne Monako, czy krzykliwe Los Angeles?
Wiem, że Szwajcaria większości osób się kojarzy z krowami i ksenofobicznymi góralami. Ewentualnie z małą Heidi na tropie szarotki alpejskiej. I w głowie Wam się nie mieści, czego na takim zadupiu mogą szukać sławni i bogaci. Dlatego proponuję Wam szybkie spojrzenie na drugie oblicze Szwajcarii – Riwierę Szwajcarską.
Montreux położone jest na dość ostrym wzgórzu, dlatego z większości mieszkań i domów rozciąga się spektakularny widok na Alpy i Jezioro Genewskie. Nie przesadzam z tym ostrym stokiem – najniższy punkt w gminie to tafla jeziora położonego na ok. 300 m n.p.m. a najwyższy to góra Cape au Moine (1941 m n.p.m.). Generalnie trzeba z tym uważać, bo coś odległego o 5 minut „na oko” patrząc na mapę może zabrać nam w praktyce godzinę marszu i 1000 kalorii. A restauracje w Montreux są drogie, więc zawsze na wyprawę do pobliskiego kościółka bierzemy banana i pół litra wody.
Montreux wraz ze wszystkimi miejscowościami otaczającymi Jezioro Genewskie tworzy tzw. Riwierę Szwajcarską. Małe, białe domki z drewnianymi okiennicami i przepięknymi ukwieconymi balkonami, na każdym kroku przepiękne, stare fontanny z wodą pitną, urocze ryneczki otoczone kolorowymi kamieniczkami, tarasy z widokiem na bezkres jeziora i potężne Alpy – krajobraz jak z pocztówek podkręcony maksymalnie w Photoshopie, tyle że na żywo i na wyciągnięcie ręki. Strome alpejskie zbocza porośnięte są winoroślami, które w okolicy Montreux są chronione przez UNESCO. Dla amatorów wina polecam spacer po winnicach Lavaux – od piwniczki… do piwniczkczzzki.
Dla tych, których jeszcze nie przekonałam, że okolice Montreux są przepiękne polecam malowniczy zamek Chillon. Zainspirowany tym miejscem Lord Byron napisał „Więźnia Chillonu”. Swoją drogą w lochach zamku poeta zostawił całkiem wyraźny ślad po swoich odwiedzinach wyskrobując na ścianie swoje nazwisko.
Tymczasowych gwiazdek, które sławy i rozgłosu szukają w tym, że „bywają”, nie znajdziecie na Riwierze Szwajcarskiej. To raczej nie jest miejsce dla tych, którzy chcą być znalezieni przez fanów, paparazzi, czy dziennikarzy. Dlatego Montreux przyciągało i nadal przyciąga przede wszystkim artystów, którzy zdobyli sławę nie skandalami, a swoim talentem. Szwajcarska dyskrecja zapewnia wszystko oprócz fleszy, imprez, dragów i rock’n’rolla. A co to za artysta bez życia na krawędzi. Czyli w sam raz miejsce, żeby umrzeć.
Tytułem mnie zupełnie zaskoczyłaś! I przyznaję, że odmieniłaś moje życie, wyjaśniając mi w końcu, co śpiewają w „Smoke on the water”, ja to zawsze tak bezmyślnie nuciłam!
po tym poście dociera do mnie moja osobista tragedia, albowiem jest to zaraz obok Wallis ostatnia część Szwajcarii, której nie odwiedziłam, wycieczkę we francuskie strony odkładałam na później i później, aż czasu mi zabrakło… pocieszam się, że widziałam chociaż Lugano 😀
ech, Szwajcario!
No to zawsze jest coś na liście: do zrobienia! A mi się zrobiło gorąco po przeczytaniu Twojego pierwszego zdania z tą osobistą tragedią, bo sobie pomyślałam, że naprawdę ktoś umarł w tym Montreux dla Ciebie ważny, a ja jak zwykle mistrzyni gaf walnęłam takim tekstem…
Jak to nie ma dragów? A kto jak nie ty pisał, że wszyscy kopcą polne zioła…
A polne zioła to dragi? 😉
Joe, skończy z tym product placementem bo się czuję jakbym czytał artykuły z serii turystyka na gazeta.pl, a nie autorskiego bloga.
Eeeej , no co Ty Kubuś… Nie podoba Ci się moje miejsce, żeby umrzeć? 😉 To miało trochę brzmieć jak artykuł o podróżach, ale też chciałam po prostu napisać o tym fenomenie Montreux. Rzadko się zdarza, że w jednym miejscu ląduje Hemingway, Gogol i Stravinsky z Nabokovem. Wiesz, to nie jest w końcu Doda i Paris Hilton.
Te pajace ukradli coś, co nie było ich. Aż żal, że takie ikony rocka okazują się po prostu złodziejami. Astrud Gilberto vs. Deep Purple – wystarczy wpisać w google. Ten cudowny riff nie jest tych cymbałów.