Ekolog, winiarz, hippis, aktywista ruchu legalizacji marihuany, buddysta, rolnik, więzień, pisarz – Bernard Rappaz to postać znana wszystkim Szwajcarom. Nieważne, czy traktować go jako bohatera, czy też przestępcę, jego barwna historia mogłaby służyć za świetny scenariusz filmowy.
Nie po to ta opowiastka, żeby zachęcać kogokolwiek do wkroczenia na „złą drogę” ani gloryfikowania łamania prawa. Postaram się opowiedzieć Wam o szwajcarskim skandaliście i ekscentryku starając się nie oceniać jego postępowania, żeby mi tutaj nie wyszedł ani moralizatorski bryk ani kolejne płomienne wezwanie do zalegalizowania miękkich narkotyków.
Bernard Rappaz był od urodzenia wyrzutkiem społecznym. Po pierwsze – pochodził z ateistycznej rodziny w ultrakatolickim szwajcarskim kantonie Valais (czyt. Wale). To tak, jakby był transwestytą w Kraśniku. (Bez obrazy drogi Kraśniku!) Bernard zaczął swoją karierę jako nastolatek w latach 70-tych od założenia wielkiej subwencjonowanej przez państwo hodowli konopii indyjskich. Do czego używał swoich produktów? Otóż do przyrządzania organicznej herbaty z dodatkiem marihuany!
Tak, tak… Należy się teraz wszystkim odrobina kontekstu. Zapomnijmy, że żyjemy w Polsce, gdzie po jednej chwili zapomnienia na imprezie niejeden prawnik musiał się nauczyć jeździć na wózku widłowym. Nastawmy wehikuł czasu na lata 90-te, Szwajcaria. Lądujemy w czasie, gdy w wielu sklepach można było kupić dowolną ilość marihuany „spod lady”. Władza przymykała oko również na to, że w sklepach ziołowych całkiem oficjalnie na półkach leżały poduszeczki relaksacyjne. Poduszeczki relaksowały użytkowników w całkiem nietypowy sposób – jak się je otworzyło i wypaliło zawartość. Nie, żebym twierdziła, że przespanie się na takim podgłówku nie byłoby przyjemne – o nie!
Wydawało się, że tylko chwile dzielą Szwajcarię od legalizacji miękkich narkotyków. Jednak tak się nie stało – Szwajcarzy w jednym ze swoich przesławnych referendów jednoznacznie odrzucili ten projekt. Uch, westchnęli szwajcarscy plantatorzy, trzeba obsiać kukurydzę dookoła mojego pola konopii.
Bernard wówczas prowadził olbrzymią plantację konopii indyjskich i przedsiębiorstwo Valchanvre, które zajmowało się badaniem właściwości konopii i propagowaniem jej użycia w wielu rodzajach produktów. Co więcej, Bernard Rappaz nigdy nie zdawał się zauważać, że marihuana była kiedykolwiek nawet nie że nielegalna, ale kontrowersyjna i prowadził sprzedaż wysyłkową wystawiając oficjalnie rachunki na sprzedawane produkty. Odrzucenie projektu jej legalizacji nie zmieniło ani na jotę jego przyzwyczajeń. Rappaz jak prawdziwy buddysta stwierdził, że co będzie to będzie, ale on nie zamierza postępować wbrew swoim przekonaniom niezależnie od tego, czy idą pod rękę z przepisami prawnymi, czy się z nimi kłócą.
W 2001 roku skończyła się ta zabawa w kotka i myszkę. Bernard Rappaz został aresztowany i oskarżony o poważne złamanie prawa antynarkotykowego, pranie brudnych pieniędzy i uchylanie się od płacenia podatków. Jaka była odpowiedź samego oskarżonego? Sprzedaż marihuany – oczywiście, sprzedawałem, tutaj są wszystkie dokumenty sprzedaży! Pranie brudnych pieniędzy? Jeśli tak się nazywa wystawianie rachunków na każdą wysłaną paczkę! Podatki? Ale ja chciałem płacić, jak każdy porządny obywatel, tylko nikt jakoś nie chciał tego tłustego procentu z handlu marihuaną!
Z plantacji Bernarda zarekwirowano 51 ton marihuany, które były wywożone przez 35 ciężarówek. Plantator zaczął swój strajk głodowy w więzieniu. Strajk trwał aż 74 dni i wywołał wielkie poruszenie nie tylko w Szwajcarii, ale też na całym świecie.
Bernard Rappaz zadeklarował, że jest gotowy umrzeć dla legalizacji marihuany. Tolerancyjna Szwajcaria zawrzała. Czy pozwolić mu umrzeć i tym samym stworzyć męczennika dla sprawy? Czy podać mu na siłę pokarm, pomimo, że Rappaz wydał jednoznaczne oświadczenie, żeby w razie ustania funkcji życiowych go nie ratować? Wycieńczony Rappaz w końcu wylądował w szpitalu w Genewie. Szpital, żeby było ciekawiej, odmówił przymusowego karmienia opornego pacjenta, interpretując jego wolę w niedwuznaczny sposób. Pamiętajmy, że w Szwajcarii eutanazja jest legalna. Pod wpływem nacisków wielu międzynarodowych środowisk i właściwie dlatego, że nie wiadomo było, co należy zrobić z takim przypadkiem, Bernard Rappaz został odesłany do aresztu domowego.
Jak myślicie? Co Bernard robił w tym czasie? Siorbał herbatkę i zagryzał krakersem? Może i siorbał, ale w międzyczasie sadził, jakby nigdy nic, wysyłał, jakby nigdy nic, sprzedawał, jakby nigdy nic. Dwa lata później Rappaz wreszcie został ponownie zatrzymany i osadzony w więzieniu. Seria procesów, niekończących się apelacji, powtarzanych głodówek sprawiła, że publika wreszcie się znudziła tematem. Jak to? Bernard Rappaz nie zaczął jeszcze hodować roślinek w więzieniu? Więc nie ma o czym pisać!
Rappaz przez ostatnie lata jakby się trochę uspokoił i zajmował się pisaniem książki o swoim życiu pod tytułem „Pionier”.
No dobrze. Przedstawiłam pokrótce jego „dokonania”. Oddajmy głos Bernardowi. W jaki sposób sam Rappaz tłumaczy swoje zachowanie? Otóż ten Szwajcar twierdzi, że szkodliwość trawki znajduje się „gdzieś pomiędzy herbatą a kawą”, a w porównaniu szkodliwość papierosów to „gdzieś pomiędzy kokainą a heroiną” powołując się na badania swoje i wielu innych naukowców. Co więcej – Bernard uważa, że nagonka na marihuanę to przede wszystkim sprawka przemysłu papierniczego, ponieważ liście konopii mogą wyprzeć tradycyjne metody uzyskiwania tego materiału. Czy Bernard uważa się za dilera narkotyków? NIE! Przecież – jak mówi sam Bernard – diler sam kupuje narkotyki i sprzedaje je z kilkukrotnym zyskiem, podczas gdy on sam hodował rośliny i sprzedawał je po cenie ich produkcji traktując to jako swoją misję.
Bernard jest już na wolności, ale nie może opuszczać Szwajcarii. Twierdzi, że już nigdy w życiu nie zrobi niczego nielegalnego, ale przez całe swoje życie będzie kontynuował swoją walkę o legalizację marihuany. Kim on jest według Was – przestępcą czy bohaterem? Odpowiedź zapewne zależy od tego, czy jesteście za czy przeciwko jego misji. Ale niezależnie od tej odpowiedzi, doceńcie jego jako bojownika o to, w co wierzy.
Zaraz, zaraz, państwo mu SUBWENCJONOWAŁO tę plantację na początku?!
Tak! 😀 Szwajcaria subwencjonowała i nadal subwencjonuje uprawy ekologiczne, a że akurat to była plantacja konopii, no to cóż… Przecież podał, że robi z niej herrrrbatkę!
„jego barwna historia mogłaby służyć za świetny scenariusz filmowy” a fryzura za koszmar dla fryzjerów 🙂
Hehehe no co? na ukraińskiego piłkarza!
Od dwóch dni czytam zamiast pracować, Jo piszesz zaje.iście. Już nie mogę się doczekać czegoś papierowego (na papier z liści konopi trzeba bedzie chyba długo poczekać). Zakochałem się w Twoich porównaniach (czyste jak moje intencje, itp….), masz fantastyczne poczucie humoru i tyle praktycznych informacji, SUPER. Gratulacje.
W konteście tego wpisu warto dowiedzieć się czegoś więcej na temat MJ https://www.youtube.com/watch?v=mrQrYCmkSEU