To trzeba przyznać, że jak przyszło do dzielenia lądu między narody, to Szwajcarzy mieli solidne fory. Założę się, że my tam do Bozi z ciupaską po prośbie, a Szwajcarzy z walizą franków w jednej dłoni, a w drugiej z SIG 550. No i takim sposobem dostali prze-zaje-piękny kawałek ziemi.
Wiem, wiem, Polska też jest piękna. Ale u nas na Szumy na Roztoczu jeżdżą wycieczki szkolne kilkaset kilometrów, a tutaj takie szumy to są w każdej wsi na piechotę. Słyszymy głównie o Matterhornie, St. Moritz, czy Jeziorze Bodeńskim czy Genewskim, ale nie słyszymy o jakiś małych zadupiach w środku niczego, gdzie jest tak pięknie, że aż chce się płakać. I zero turystów. Bo turyści jeżdżą w miejsca popularne. A kto z Was słyszał o źródle rzeki Venoge (czyt. Wenoż)?
I tak, pewnej przepięknej, jesiennej soboty założyliśmy nasze traperki, wsiedliśmy w auto i wybraliśmy się do źródeł rzeki Venoge. Wyprawa zaczyna się w małej wiosce L’Isle (czyt. Lil), jest to jakieś 10 minut drogi od nas samochodem.
Przed pałacem w L’Isle znajduje się tablica z oznaczeniem szlaków. Szlak czerwony i niebieski prowadzą przez źródła, dlatego jeśli chcecie zobaczyć tylko źródła, śmiało podążajcie za kolorowymi oznaczeniami. Jeśli macie ochotę na dłuższą wyprawę – wybierzcie sobie któryś ze szlaków – i w drogę!
Rzeka Venoge posiada dwa źródła – dolne i górne. Dolne źródło zaopatruje rzekę w wodę przez cały rok, a górne jedynie wiosną, gdy śnieg topnieje i spływa z gór Jura. Dolne źródło (Le Chauderon – czyt. Ly Szodrą) znajduje się tuż przy wyjściu z L’Isle.
Woda źródełka wydobywa się z bardzo głębokiego dołu. Można spróbować wypatrzeć dno, ale ostrożnie z tym, bo źródełko wsysa wszystko, co się do niego wrzuci. Szczególnie ostrożnie z kluczykami do samochodu, jak nie chcecie przechodzić ekspresowego kursu włamywania i zapalania samochodu przewodami. Woda jest chłodna jak serce Donalda Tuska, czysta jak moje intencje, żeby się w końcu nauczyć tego francuskiego i pyszna jak biskup.
Zdjęcie 1: Le Chauderon. Wrzuć kluczyki do samochodu, żeby przejść przyspieszony kurs „Włamywanie dla początkujących”.
Po napiciu się wody ze źródełka i buziaku dla swojej wybranki/wybranka, który według legend zapewni, że Wasza miłość będzie wieczna wybierzcie się do górnego źródła rzeki, czyli idźcie dalej szlakiem. Za kilka – kilkanaście minut dojdziecie do celu.
Jesienią górne źródło rzeki Venoge jest wyschnięte. Jest to tylko solidna i bardzo zdradliwa dziura w ziemi. Wiecie – Szwajcarzy nie mają zwyczaju odgradzania ich cudów natury. Jak ktoś głupi i wpadnie to jego sprawa. Przeczytałam na jednym szwajcarskim blogu, że jeden koleś urządził sobie „zwiedzanie” jamy wyposażony w linę, uprząż i czołówkę. Jama ma ponoć około 8 metrów, a potem przechodzi w tunel podziemny. Jednak ów mężczyzna musiał się ewakuować w trybie pilnym, bo górne źródełko wyczuło śmiałka i w ciągu kilku sekund zaczęło się napełniać wodą. Tak oto cudy natury same bronią swoich tajemnic.
Dookoła jamy pełno jest przepięknie omszałych głazów, które wyglądają jak pokryte zielonym futerkiem, a śliskie są niczym polskie drogi, gdy w końcu zima zaskoczy drogowców. Także uważajcie, żeby nie zostawić tam swoich zębów, bo dentyści w Szwajcarii są drodzy i brutalni.
Kamienie tworzą arenę, taki jakby wyschnięty basen. Nie mogę się doczekać kwietnia, kiedy zobaczę ten basen wypełniony źródlaną wodą!
Niestety nie udało się z pomocą aparatu w telefonie oddać całej magii jesiennego wyschniętego źródełka, a mój język jest na to zbyt ubogi, żeby się podjąć opisu tych promyków słońca prześwitujących przez gałęzie. No i widzicie? Tylko spróbowałam, a już trzy czwarte racjonalistów poszło się wyrzygać.
No nie ma co nawet pisać, pięknie. Drzewa, liście, kamienie, ziemia, słońce. Ludzi nie ma, ciepło. Mój chłopak marudzi, że tęskni za komputerem. Grrr…
Więc wracamy.
Wracamy polem śpiewając piosenkę o żurku, czyli „List” zespołu Hey. Wszyscy wiedzą przecież, że jest to piosenka o żurku, prawda? Przynajmniej Steve. Ostatnio mnie się pytał, dlaczego Kasia Nosowska śpiewa taką ładną, romantyczną piosenkę o zupie i ja przez kilka dni rozkminiałam, gdzie tam zostało użyte słowo „żurek”. Do czasu, kiedy usłyszałam wersję Steva:
„A te disiszy żurek żurek zielona!”
Z drugiej strony ostatnio przeprowadziliśmy konkurs pod tytułem: „Założę się, że nie znasz piosenki o…”. Steve jednogłośnie wygrał ten konkurs, gdy znalazł piosenkę o sowie (ang. Owl):
„Black owl sun, won’t you come, and wash away the rain”
Kto zna tę piękną piosenkę o sowie?
Wracając do naszej wyprawy – to w sumie żadna wyprawa, bo pieszo to zajmuje 30 minut w obie strony. A jak pięknie! Uwaga, uwaga! W kwietniu będzie wersja wiosenna tej wycieczki z pompującym wodę górnym źródełkiem i licznymi wodospadami. Ocenicie wtedy, która pora roku piękniejsza!
I na koniec szwajcarski poeta Jean Villars-Gilles recytuje swój wiersz na temat tej pięknej rzeki „La Venoge”:
Bardzo się staram usłyszeć „żurek”, ale za nic nie mogę 🙁 A szkoda, bo lubię słyszeć dziwne słowa wplecione w z pozoru normalne piosenki i często świetnie mi idzie nierozumienie ze słuchu polskich tekstów 😛
Za to sowę słyszę bardzo wyraźnie, hu hu! 🙂
No właśnie „które” to dla niego „żurek”.
A z tą sową to trochę kwas, bo „owl” się inaczej wymawia po angielsku, ale jak już wcześniej powiedziałam, Steve nie nauczył się nigdy wyjątków po angielsku.
Ostatnio mi powiedział: „And how is your len?”
I ja zupełnie nie wiedziałam o co mu chodzi, dopiero mi wyjaśnił, że „len” to jest liczba pojedyncza od „lens” (contact lens). I jak mi wyjaśnił: „one len, two lens, three lenses”. I wszyscy wiedzą, o co chodzi…..:/
o_O
Black owl sun… Dobre! Ale też pasuje 🙂 ja tez mam swoje wersje angielskich, juz nie mówiąc o francuskich
Ja jedynie jestem w stanie usłyszeć, zamiast za „które” coś w rodzaju „żure”, ale to i tak naciągane.
Piękne krajobrazy.
Nawet Anglicy nie mają takiej falującej intonacji jak ten Villars-Gilles!
I oczywiście czekam na wersję wiosenną.
A czy Steve wie, że tak brutalnie go obśmiewasz w polskiej „prasie”?:)
Gdzieś w czeluściach youtube znalazłam dawno temu cały kanał, który w podobny sposób rozprawiał się niecnie z różnego rodzaju hitami, przerabiając je czasem na dosyć sprośne piosenki. Najzabawniejsze, że dodano do tych piosenek tylko napisy i przysięgam, że nie dało się już potem usłyszeć oryginalnego tekstu ;P.