Na początku mojej emigracyjnej przygody, gdy podejmowałam pierwszą pracę w Szwajcarii, okazało się, że muszę zmienić typ pozwolenia na pobyt. Drżącymi dłońmi złożyłam w gminie wszystkie potrzebne dokumenty.
– Dziękuję – powiedziała pani urzędniczka – odpowiedź powinna przyjść najpóźniej za 3 miesiące.
– Ale… ja… ja mam zacząć pracę już za dwa dni! – wydukałam nieśmiało.
– No to proszę tę pracę zacząć – powiedziała pani urzędniczka – papiery zostały złożone.
Mój francuski był wtedy zbyt kiepski, żeby wytłumaczyć, że panie z HR wyraźnie mnie prosiły o uzyskanie pozwolenia z gminy. Zapisałam sobie na karteczce bezpośredni numer telefonu do urzędu i zadzwoniłam do działu HR mojej firmy.
– …no i teraz niby mogę pracować, bo takie sprawy rozpatruje się długo. Ale nikt mi nie dał żadnego pozwolenia na piśmie. Tu jest numer telefonu, żeby to wyjaś…
– Czyli gmina mówi, że jest w porządku? – przerwała mi pani kadrowa.
-….Yyyyyy… tak mówi….
– To świetnie! Zaczynamy za dwa dni. Do zobaczenia!
To był pierwszy raz, gdy spotkałam się z tym, że ustne oświadczenie w Szwajcarii jest tyle samo warte co oficjalny dokument ze stemplem i podpisem. Drugi raz miał miejsce zaledwie kilka tygodni później, gdy przyszło mi zapłacić za obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne, a ja nadal większość czasu nadal spędzałam w Polsce.
– I co teraz? – dopytywałam kolegi.
– Ja nic nie doradzę. Ale powinnaś opisać im sytuację listownie, tak jak mi to opisałaś. Może da się coś z tym zrobić.
Dało się coś z tym zrobić. Szwajcarski ubezpieczyciel uwierzył mi na słowo bez konieczności przedstawiania wykorzystanych biletów lotniczych i innych dowodów, że niemal mnie nie ma w Szwajcarii. „Proszę zacząć płacić za trzy miesiące” – brzmiała oficjalna odpowiedź.
Ale jak to? Dlaczego oni mi wierzą? Dlaczego nie muszę nic udowadniać? Przecież, przecież – tu przed moim polskim umysłem przewinęły się nieskończone możliwości kreatywnego rozwiązywania spraw – to jak zamknąć oczy przed oszustem. Jak włożyć dżokera w dłoń kanciarza. Jak zostawić walizkę z milionem dolarów w złodziejskiej melinie.
No tak. Ale zwyczajny człowiek nie jest ani oszustem, ani kanciarzem, ani złodziejem. I z tego założenia wychodzą i obywatele Szwajcarii i ich państwo. Przykłady wzajemnego zaufania można by mnożyć. Jednym z najbardziej znamiennych są popularne tu zakupy na fakturę z 30-dniowym terminem zapłaty. Bierzesz sto sukienek z Zalando, dwa blendery z Galaxy i masz miesiąc na opłacenie rachunku. Tak samo gdy zapomnisz wziąć portfela do restauracji – zamiast ścierki do mycia naczyń otrzymujesz 30-dniową fakturę. Co ciekawe, dane adresowe wypełniasz sam i nikt tego nie sprawdza. Mało tu zaufania? Na szwajcarskiej wsi bardzo popularne są sklepy samoobsługowe. Pełne półki, skrzynka na pieniądze, nikogo nie ma. Tak tu kupuje się mleko prosto od rolnika, ziemniaki, truskawki, kwiatki, pamiątki. Bywa, że skrzynka jest otwarta i pełna monet, żeby każdy mógł sobie wydać resztę.
A czy Szwajcarzy ufają swojemu państwu?
9 lutego w Zurychu odbyło się referendum kantonalne na temat nadwyżek w budżecie kantonu. Propozycja obniżenia podatków dla wszystkich obywateli nie spotkała się z ich aprobatą. Aż 70% mieszkańców uwierzyło, że rząd kantonu znajdzie dobre zastosowanie dla ich pieniędzy.
Zaufanie Szwajcarów do swoich władz ma długą historię. Weźmy sprawę obligacji państwowych z 1936 roku na dozbrojenie armii szwajcarskiej. Z wygodnego fotela obłożonego książkami historycznymi, łatwo jest wywnioskować, że wybuch kolejnej wojny światowej pod koniec lat 30-tych XX wieku był tylko kwestią czasu. Wtedy to nie było takie oczywiste i bardzo wiele krajów było kompletnie nieprzygotowanych na to, co miało przyjść. Co ciekawe, ponure nastroje bardziej wyczuwali zwykli obywatele uciekając z Europy lub, tak jak w Szwajcarii, dobrowolnie „dorzucając się” do obrony. Szwajcaria zamierzała zebrać 80 mln franków z emisji obligacji. Zebrała 330 mln franków… (Halbrook S., Cel: Szwajcaria)
Podobne przykłady mogłabym podawać w nieskończoność. Jednym z najbardziej oczywistych jest system demokracji bezpośredniej, który jest i wypadkową i przyczyną zaufania społecznego. Szwajcarzy chętnie angażują się w politykę, bo wierzą, że ta ma sens. O wiele rzadziej się tu słyszy: „Mój głos nic nie zmieni.”, „I tak wszyscy kłamią i kradną. A władza to już szczególnie”, „Podatki i system ubezpieczeń społecznych to kradzież w białych rękawiczkach”. Tak jak już mówiłam, to nie tylko skutek zaufania, ale też jego przyczyna. W końcu łatwiej oswoić coś, na co się ma wpływ.
Zaufanie w liczbach
Według ankiety przeprowadzonej w krajach OECD, aż 80% Szwajcarów wierzy swojemu rządowi (2016). Co ciekawe, ten współczynnik zwiększył się w ciągu 10 lat aż o 17 punktów procentowych. Gdzie tu jest Polska? W 2016 roku 38% Polaków zadeklarowało zaufanie do władz (2007 – 19%). Natomiast średnia krajów OECD wynosi niewiele więcej niż u nas – 42%.
Według badań Credit Suisse (2017), szwajcarskie instytucje w ostatnim badanym roku zanotowały spadki zaufania, mimo poprzednich wieloletnich wzrostów. Prawdopodobnie miały na to wpływ afery, które targały Szwajcarią w ostatnim czasie. Mimo spadków, aż 10 instytucji / dziedzin nadal uważa się za zaufane (czyli te, które osiągnęły ponad 50% wskaźnik zaufania społecznego – w Polsce tyle mają tylko organizacje pozarządowe – Edelman, 2018). Największy spadek zaufania w ostatnim badanym roku zaliczyły szwajcarskie media, ale nadal znajdują się po tej „dobrej” stronie (54%). Trzeba tu dodać, że afera z fake newsami ugodziła w wiarygodność mediów na całym świecie i szwajcarska telewizja, prasa i radio to jedne z nielicznych, które wyszły z tego obronną ręką. Jak jest w Polsce? Według ankiety Edelmana, tylko 38% Polaków ufa mediom.
Czy afery są w stanie podważyć zaufanie Szwajcarów do rządu i instytucji?
Fake newsy, afera szpiegowska Crypto (Szwajcarzy najprawdopodobniej przekazali Niemcom i Amerykanom kody pozwalające podsłuchiwać Iran), Panama Papers (szwajcarscy prawnicy zaangażowani w pranie brudnych pieniędzy i proceder unikania opodatkowania), skandal z łapówkarstwem w FIFA, nieczyste gry szwajcarskich banków – ostatnimi czasy Szwajcaria jest na ustach światowej prasy, i to nie jako pozytywny bohater. Ma to oczywiście wpływ na zaufanie społeczeństwa. Spadek wiary w instytucje państwa widać nie tylko w słupkach rezultatów ankiet, ale także w spadku frekwencji podczas referendów i chęci regulacji kwestii, które dotychczas należały do decyzji poszczególnych jednostek i firm. Bo tak też to od wieków działało w Szwajcarii: przepisy, szczególnie takie na poziomie federalnym, były uchwalane wyłącznie wtedy, gdy było to absolutnie konieczne i jeśli nie mogły zostać ustanowione na niższym poziomie (zasada subsydiarności). Dziś obywatele coraz mocniej domagają się interwencji państwa w różne dziedziny życia.
Zaufanie spada… Ale nadal jest jedno z najwyższych na świecie! Dlaczego Szwajcarzy mimo wszystko wierzą rządowi, bankom, służbie zdrowia, czy mediom?
Dlaczego Szwajcarzy ufają?
Powyższe pytanie nie należy do najłatwiejszych i odpowiedź na nie jest przynajmniej kilkuwątkowa.
Zacznijmy od skandali. Dlaczego słupki zaufania nie sięgnęły dna na wieść o Panama Papers czy aferze Crypto? Otóż dlatego, że biją one przede wszystkim w reputację Szwajcarii jako państwa neutralnego i etycznego i w interesy innych państw i ich obywateli. Zwykły Schmidt czy Cholet nie odczuwa na własnej skórze skutków afer. Szwajcaria jest dobra dla swoich, mimo że dla innych niekoniecznie. Widać to choćby po strukturze produkcji energii: w Szwajcarii produkuje się tylko ok. 20% krajowego zapotrzebowania i jest to niemal całkowicie energia zielona. Natomiast owe 80% z zagranicy pochodzi z tradycyjnych źródeł nieprzyjaznych dla środowiska naturalnego. Czyli: Szwajcaria, tu się oddycha. To nic, że gdzieś indziej już niekoniecznie… A Szwajcarzy nieco oportunistycznie przytakują temu modelowi złotego bunkra. Niech płonie świat, ale nie u nas!
Drugim powodem jest charakter Szwajcarów i ich wrodzona wiara w to, że biznes jest dobry, pieniądz jest czysty, a bogacenie się to cnota. Ten do gruntu protestancki etos pracy nie wziął się znikąd – w końcu Szwajcaria z Kalwinem i Zwinglim była niegdyś centrum Reformacji. Korporacje, banki i wielki biznes już na samym wstępie otrzymują kredyt zaufania od Szwajcarów i o wiele trudniej jest go zniszczyć, gdy z ich szafy wypada trup.
Trzeci powód związany jest po raz kolejny z cechami społeczeństwa szwajcarskiego. Według badań politologicznych, zaufanie społeczne skorelowane jest między innymi z wyższym statusem społecznym i finansowym, a także z wiedzą i integracją polityczną. Inaczej mówiąc, im bogatsze społeczeństwo i im większe zaangażowanie w sprawy państwa, tym większe do niego zaufanie. Bogactwo i zaangażowanie w sprawy państwa? Hmmm… jaki to może być kraj? No właśnie!
Trudno nie ufać władzy, jeśli się stanowi jej element, jeśli nie najważniejszy, to istotny. W Szwajcarii ludzie nie zaciskają pięści i nie łykają łez z bezsilności, gdy rządzący pokazują im środkowy palec. Bezsilności nie ma, bo ludzie mają prawdziwy wpływ na bieg wydarzeń. Gdy parlament pokazuje opozycji środkowy palec i uchwala kontrowersyjną ustawę, następnego dnia opozycja, lub nawet sami obywatele zaczynają zbierać podpisy pod referendum nad tą ustawą. 50 tysięcy podpisów (to niewiele!), zakończone sukcesem głosowanie i już Szwajcarzy mogą pokazać środkowy palec parlamentowi. Szach, mat, arogancjo! W Szwajcarii nie masz się najlepiej!
Zaufanie… 50 lat komunizmu skutecznie nas go oduczyło, a 30 lat chwiejnej wolności nas go nie nauczyło od nowa. Ten, kto wierzy władzy, mediom, sąsiadom to frajer. Świat jest pełen zła i tylko nasz dom jest ostoją i twierdzą prawdy. No i może domy naszych przyjaciół, rodziny, osób o podobnych poglądach… No właśnie. Jakby się zastanowić, na świecie jest całkiem dużo takich, którzy nigdy by nie wzięli do kieszeni zagubionego portfela.
Uciekając się do analogii – kiedyś rozmawiałam z kolegą na temat „prawdziwości” osób spotykanych na internetowych portalach randkowych.
– No ale popatrz – powiedział kolega – Ty jesteś sobą. Ja jestem sobą. Twoje koleżanki są sobą. Dlaczego więc twierdzisz, że ktoś, kogo nie znasz na pewno udaje kogoś, kim nie jest?
Szkoda, że podobnej analogii nie da się zastosować do relacji obywateli z państwem. My wersus oni nie wieszczy zaufania ani w jedną ani w drugą stronę. Obawiam się jednak, że to się nie zmieni do czasu, gdy władza zacznie reprezentować wszystkich Polaków, a nie tylko swoich zwolenników.
Z chęcią przeczytam Wasze komentarze na temat artykułu. Czy wzajemne zaufanie między obywatelami, obywateli do państwa i państwa do obywateli ma w ogóle jakieś praktyczne znaczenie w naszym życiu? A może nie lepiej nie ufać i nieustannie sobie patrzeć na ręce? Czy Szwajcarzy to frajerzy, którzy dają się rolować?
Źródła zaznaczone w tekście.
Świetny artykuł. Nie tylko o zaletach albo wadach, czy przekoloryzowany w którąś stronę. Wiele faktów historycznych o których czasami się zapomina. Bardzo dobrze się czyta: przesyłam link dalej do znajomych:)
Dzięki i pozdrawiam!
Bardzo dobry tekst. Kwestia niezwykle ważna, a w Polsce raczej pomijana.
Może się wydawać, że Szwajcarzy są mili, uprzejmi lub po prostu naiwni. Nic z tych rzeczy. Wszystko jest to logiczne i przemyślane.
Wydaje się, że nad Wisłą nie do końca zdajemy sobie sprawę jak ogromne koszty w związku z brakiem zaufania ponosi całe społeczeństwo.
Po pierwsze: kontrola zawsze dużo kosztuje (setki godzin urzędników). Po drugie ograniczenia powodują, że zarówno każdy obywatel indywidualnie traci. Nawiązując do przykładu z tekstu: nie ma pisemnego pozwolenia – nie można rozpocząć pracy – obywatel nie zarabia – gmina/państwo nie ma wpływu z podatków.
Po drugie: zaufanie w biznesie powoduje, że dana branża (i cała gospodarka) jest dużo bardziej efektywna i przez to konkurencyjna.
W Norwegii (kraj także o jednym z najwyższych współczynników zaufania) można spotkać się ze stwierdzeniami, że zaufanie społeczne przysparza Norwegii więcej bogactwa niż cała branża petrochemiczna (Norwegia jest czołowym na świecie eksporterem ropy i gazu).
Bardzo mądry komentarz.
Zawsze tak sobie myślę, że kto myśli, że Szwajcarzy są naiwni, traci podwójnie, a sami zainteresowani zamiast dementować te opinie, tylko się uśmiechają pod nosem…
Napisała pani ,,trudno nie ufać władzy jeśli się stanowi jej element” Moim zdaniem jest to pełna i prawdziwa odpowiedź na pani pytanie o powód wielkiego zaufania Szwajcarów do swojego państwa. Tym powodem jest to że w Szwajcarii obywatele rzeczywiście sprawują suwerenną władzę nad swoim państwem a gwarancją tego stanu rzeczy jest instytucja referendów obywatelskich. Nie znam stosunków szwajcarskich z autopsji ale domyślam się że tam nie ma podziału obywateli na władzę i pospólstwo.
Dlatego dziwi mnie pani pytanie o to dlaczego w Polsce jest tak małe zaufanie obywateli do państwa. Przecież my jesteśmy pozbawieni prawa do decydowania bezpośrednio w głosowaniach powszechnych i nie możemy SWOBODNIE wybierać posłów na sejm ( jest tak dlatego że większość obywateli , która jest bezpartyjna , pozbawiona jest biernego prawa wyborczego)
świetny artykuł, pomimo że mieszkam w CH już wiele lat o wielu rzeczach nie wiedziałam.Czekam na następne
To jest po prostu inna galaktyka. Nas władza traktuje z zasady albo jak przestępców albo jak bydło. Niewolnik też tu pasuje. W najlepszym przypadku jak dzieci. Z rodzin patologicznych. Przez 30 lat prawie nic się nie zmieniło. Dalej jesteśmy my i oni. Obywatele z nazwy. W relacjach z urzędami skarbowymi, czy zusem jest nawet gorzej. Policja, prokuratura, sady źle, w szkołach odrobinę lepiej. Jak prowadzisz działalność gospodarczą to dla urzędów w Pl jesteś jak zagubiony, biały, bogaty nastolatek w południowoafrykańskich dzielnicach nędzy. Chodzący bankomat. W konstytucji jest zasada zaufania obywatele do państwa. Każdy, kto miał kontakt z aparatem państwowym w Polsce, wie, że wymienieni Oni zrobili z niej największą dziwkę we wsi. Dużo więcej zaufania jest w relacjach prywatnych i biznesowych. Niejako wbrew państwu, bo u nas sądy, urzędy i nawet szkoły forują cwaniaków, oszustów i chamów co to myślą, że wszyto się im należy i nic nie muszą. W zasadzie mają rację. Po prostu państwo-twój wróg. I nie ma znaczenia kto rządzi.
Przepraszam Asiu ale mi się ulało.
Trafia taki Polak do w miarę normalnego kraju. Np takiej WB czy Norwegii. Żaden z niego orzeł ale w Pl potykał się o własne burty, urzędy pętały mu sznurówki, nic nie szło . A tu zakasuje rękawy, pracuje i ma. A urząd pomoże, przypomni, czegoś nauczy. Dlaczego oni tacy milusi. Bo myślą rozwojowo. Finalnie podatnik w Pl ponosi koszty – wykształcenia obywatela, podatnik w WB ma zyski z pracy imigranta. 2,5 mln ludzi pracując na siebie pracuje też na obce państwa. Państwo polskie z ręką w wiadomym naczyniu. Członek męski, tylna część ciała poniżej pleców i kamieni kupa.
Zamiast się z Tobą połączyć w bólu, wybacz, że chichram się z członka męskiego i tylnej części ciała poniżej pleców 😀
Gdy mówię, że w Polsce też by można wprowadzić referenda, to otrzymuję odpowiedź, że to niemożliwe. Przykład otwartych-zamkniętych sklepów w niedziele. W dyskusji nad tym tematem uczestniczyli: politycy, związki zawodowe, dziennikarze, hierarchowie kościelni, sprzedawcy w sklepach i trochę, najmniej, właściciele sklepów. Konsumenci nie uczestniczyli w tym. A przecież można w tej sprawie przeprowadzić referendum. A najlepiej gdyby o lokalnych rozwiązaniach decydowali obywatele powiatów (lub gmin). By było: „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”.