Segreguję śmieci. Mam w kuchni 3 mało estetyczne opakowania, do których wrzucam wszystko, co nadaje się do ponownego przetworzenia. Gdy się wypełnią, wynoszę je na klatkę schodową do wielkich pudeł na recycling. Co 2 tygodnie jadę na śmietnisko, żeby to wszystko ładnie posegregować.
Nie obchodzi mnie, czy segregują moi sąsiedzi. Myślę, że tak, bo gdy tylko sąsiad mnie przyuważy brzęczącą pudłem wypełnionym szklanymi butelkami, nie omieszkuje mi wręczyć swojego pojemnika tak przy okazji. Nie cierpię tego, bo sąsiad nie myje puszek po tuńczykach i nie płucze butelek po winie, więc jego śmieci do segregacji niemiłosiernie cuchną, ale robię dobrą minę do złej gry i i tak je zabieram. Sąsiad za to kosi mi trawnik.
Ale tak naprawdę mnie to nie obchodzi. Nie obchodzi mnie też, czy Ty segregujesz śmieci, mój czytelniku. Ja akurat segreguję, bo czuję się bezsilna wobec tego oceanu plastiku, jednorazówek i „szybkiej mody”. To jest mój jednoosobowy protest. Wiem, bardziej zauważalne są krzyki na marszach proekologicznych, ale ja na takie marsze nie chodzę. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu fatalnie czuję się w tłumie. A zresztą uważam, że w naszym świecie jest za dużo krzyku, a za mało działania. Jednoosobowe działanie jest uważane za nieskuteczne, więc zamiast tego jednostki wolą się spotykać na marszach i krzyczeć, żeby działać wspólnie. Wy sobie krzyczcie, a ja będę działać, mimo że cały świat przekonuje mnie, że to jest bez sensu.
– Po co mam segregować, skoro przyjeżdża śmieciarka i ładuje to wszystko razem? – pyta retorycznie moja mama wrzucając opakowanie po kremie do kubła z odpadkami.
– Korzystanie z bidonu i tak nic nie da – mówi moja koleżanka podróżniczka i wyciąga plastikową butelkę wody mineralnej – byłaś kiedyś w Azji? U nas jest jeszcze czysto, a tam taki syf na plażach. Niech oni zaczną lepiej od siebie.
– Po co mam głosować, skoro i tak wygra „system”? Ludzie są głupi, nic się nie da zrobić – wzrusza ramionami kolega i wyrusza na niedzielny piknik w dzień wyborczy.
– Tu jest bardzo niebezpiecznie. W zeszłym roku samochód potrącił dziewczynkę, rok wcześniej dwójkę. Zrobiliby coś z tym. Przecież żyć się nie da – narzeka kobiecina w wiadomościach telewizyjnych.
Ja nic nie znaczę. Jestem w końcu tylko malutką kropelką wody niesioną przez ocean. Nie mam wpływu na nic, bo zawsze jestem w mniejszości wobec innych głupich kropelek i oceanu systemu. I płynę sobie taka nieszczęśliwa nie wiedząc nawet, gdzie płynę. Uszczęśliwia mnie, gdy czasem padnie na mnie promyk słońca, gdy ocean wyśle w moim kierunku życiodajne glony, czy czasem przepłynie rybka. Patrzę na inne bezwolne krople i myślę sobie, że jest źle, ale przecież jeszcze nie aż tak źle, gdy płyniemy obok siebie w kierunku wodospadu…
Czasami myślę, że mam najlepszą pracę pod słońcem. Żeby coś napisać, muszę rozmawiać z ludźmi. Owszem, mogłabym posiłkować się suchymi statystykami i opracowaniami, ale rozmowa z żywym człowiekiem daje mi możliwość zsyntetyzowania danych, odkrycia nowych perspektyw i poznania anegdot, które niekiedy mówią więcej, niż suche liczby. A czasami rozmowa z żywym człowiekiem sprawia, że czacha dymi, płoną mury i zderzają się neurony wybuchając oślepiającym światłem. Tak było tym razem. Rozmawiałam właśnie z Iwoną, która zajmowała się sprawami uchodźców. Potrzebowałam potwierdzenia danych do książki, która właśnie powinna się pisać, a tymczasem zamiast niej, pisze się artykuł na bloga (panie Romanie, obiecuję, gotowy rozdział tuż-tuż!). Dość szybko zaczęłyśmy filozofować i z konkretnej rozmowy o systemie przyjmowania uchodźców w Szwajcarii zeszłyśmy na ogólne przemyślenia. Iwona powiedziała tak:
– Szwajcaria da Ci to, co Ty jej będziesz w stanie dać. Jeśli się przed nią otworzysz, ona się przed Tobą też otworzy. Musisz tylko wziąć za siebie odpowiedzialność. Musisz poczuć się jak część społeczeństwa, nie jak bierny odbiorca czekający na mannę z nieba. Bo społeczeństwo Szwajcarii jest naprawdę złożone z ludzi…
Czacha wybuchła. Społeczeństwo Szwajcarii naprawdę jest złożone z ludzi. Być może jeszcze nie wiecie, do czego dążę w moim przydługim dyskursie złożonym z wymieszanych anegdot na temat ekologii, uchodźców, pisania książek i demokracji, dlatego już śpieszę wytłumaczyć na podstawie (haha!) kolejnej anegdoty. Tym razem anegdoty o pustych głosach.
Gdy Szwajcarzy nie zgadzają się z tematem referendum, ale z pewnych względów nie chcą również zagłosować na nie (bo na przykład uznają, że temat referendum jest ważny, ale propozycja została źle przedstawiona), zostawiają pusty głos. Owszem głosują, ale pozostawiają puste miejsce tam, gdzie powinno znaleźć się „OUI” lub „NON”. Podpisują kartkę, idą na pocztę, fatygują się do urzędu gminy. Puste głosy są jak najbardziej zliczane i mimo, że w ostatecznym rozrachunku nie „wygrywają”, są ważne i dają politykom określoną informację. Pomyślicie, że nie ma nic bardziej bezsensownego jak pusty głos. Całkiem tak jak z segregacją śmieci, gdy segreguję tylko ja, piciem z bidonu, gdy to Azja produkuje tony plastiku, prawda?
Demokracja ma sens tylko wtedy, gdy każdy czuje się częścią społeczeństwa. To pojedyncze krople wody tworzą ocean, a nie ocean tworzy pojedyncze krople wody. Jeśli każda kropla z osobna zawróci, ocean popłynie w inną stronę. Nie ma co czekać na litościwy prąd gdzieś tam z niedostępnej góry, który nad popchnie w dobrą stronę.
Podziwiam w Szwajcarach to, jak bardzo są skupieni na sobie, na swoim własnym podwórku, na sprawach lokalnych. Mają tu takie powiedzenie (przepraszam za koszmarne tłumaczenie): Jeśli każdy zatroszczy się o siebie, każdy będzie zatroszczony. Niektórzy to tłumaczą jak nasze swojskie: pilnuj własnego nosa, ale ja w tym przysłowiu widzę o wiele więcej. Rób swoje i nie patrz na innych. Gdy wszyscy będą robić swoje, to wszystko zostanie zrobione. Rób wszystko to, na co masz wpływ, zamiast wygrażać nieokreślonemu komuś na górze, tym złodziejom, Azji produkującej plastiki, Ameryce dymiącej na potęgę, systemowi, PO-PISOWI, Żydom, Niemcom, Unii Europejskiej i spiskom antypolskim. Każde działanie ma sens, nieważne jak małe albo pozbawione znaczenia. Również głosowanie na niszowe partie zamiast głosowania „przeciw”, na kogokolwiek, kto ma szansę wygrać z kimś, kogo nie lubimy. Nie ma marnowania głosów. Jest tylko marnowanie okazji na zagłosowanie.
Jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie. Kropla wody może bezwolnie dryfować w oceanie, ale też może wydrążyć skałę. I to tylko od Ciebie zależy, jaka rola przypadnie Ci w udziale.
Jak poetycko napisane no no imo lepsze niż Mickiewicz, poza tym świetny wpis, to ważne żeby przekazywać takie myślenie dalej i dać przykład sobą.
dzięki 🙂
Świetny tekst. Róbmy swoje. Kranówka w bidonie zamiast plastikowych butelek (u mnie od lat), siateczkowe worki na pranie do ważenia owoców, warzyw zamiast „zrywek”, o sortowaniu śmieci nie wspomnę. Dla moich dzieci to norma, będą robić to i więcej niż ja w przyszłosci.
Zgadzam się w 100%, mam takie samo podejście jak Ty. Też myślę, że jest sens ograniczać plastik nawet jeśli inni tego nie robią. I robić inne, małe rzeczy.
Asiu! Więcej takich wartościowych artykułów poprosimy 🙂
I więcej konkursów, chętnie wezmę w jakimś udział.
Pozdrawiam
Pan Marecki.
Hahahah muszę jakiś konkurs wymyślić 😉