Od śmieszków grożących swoim ulubionym bohaterom zabraniem ich do pracy do rozbudowanych zbójeckich historii z dialogami i opisami przyrody*.
*niepotrzebne skreślić
Czytelnicy Szwajcarskiego Blabliblu jak zwykle się popisali kreatywnością i zaangażowaniem! Tak trudno było przyznać 3 nagrody książkowe, że aż postanowiłam przyznać 4. Chciałabym więcej, ale jak zwykł mawiać mój kolega wykładający na uniwerku: „Gdzieś trzeba postawić granicę. Przepuścisz tych, których brakuje pół punktu do zdania egzaminu, to odezwą się do Ciebie ci, którym brakuje jednego punktu…” Dlatego 4, a nie 5, 6, czy wszystkim… Uffff, było ciężko!
Zadanie konkursowe polegało na zaplanowaniu zwiedzania Szwajcarii wraz ze swoim ulubionym bohaterem ze świata kultury (wysokiej i popularnej). Nagroda? Mój przewodnik „Szwajcaria i Liechtenstein. Inspirator Podróżniczy” napisany wraz z Wydawnictwem Pascal.
AND THE WINNERS ARE…
1) Miecz Przeznaczenia, który zabrał niejakiego Wiedźmina Geralta na zwiedzanie (pobicie) Liechtensteinu!
Na gościńcu nad Renem spotykam wiedźmina Geralta, który przyjął zlecenie od księcia z Vaduz i zmierza właśnie w tym kierunku. Razem szukamy jakiegoś szynku i noclegu.
Później mówiono, że do Vaduz wjechaliśmy od strony Sevelen, a wiedźmin długo podziwiał hałaśliwe i zawsze pełne azjatyckich turystów centrum Vaduz. Ale to nieprawda- przez rzekę przeprawiamy się w jeszcze w Maienfeld i do Liechtensteinu wjeżdżamy od południa, przez St. Luzisteig. Tam chwilę podziwiamy stare koszary i budynki na przejściu granicznym, pamiętające chyba jeszcze cesarzową Marię Teresę. Potem mijamy stare posępne zamczysko i ruszamy na północ do Triesen. Tam znajdujemy gospodę na nocleg (Hotel Schatzmann). Geralt narzeka, że drogo, ale uświadamiam mu, że taki tu lichwiarski kraj i wszędzie będzie drogo. Chyba, że pod gołym niebem na kamieniu chce popas zrobić, wtedy proszę waszmości droga wolna. To mu zamyka gębę, a jak potem karczmarz przynosi całkiem niezłe jadło i piwo z książęcego browaru z Balzers, to już całkiem się uspokaja i wydaje się być zadowolony.
Następnego ranka ruszamy dalej na północ, a gdy na horyzoncie pojawia się zamek w Vaduz, Geralt mówi:
-A więc w tym zamku mieszka… księżniczka.
-Strzyga, mistrzu, nie czarujmy się – odpowiadam- Księżniczką to ona dopiero będzie jak ją odczarujesz.
Po chwili milczenia dodaję:
-3000 franków szwajcarskich za odczarowanie strzygi to niezła sumka. Ale odczarować strzygę to hazardowne i niepewne przedsięwzięcie. Łatwiej ubić gadzinę raz, a dobrze.
-Za ubicie strzygi książę nie zapłaci złamanego szeląga, a do tego pewnie psami poszczuje i przepędzi z dworu- odpowiada kwaśno Geralt.
-Plotka głosi- zaczynam z lekkim wahaniem- że w Liechtensteinie są pewni rozumni ludzie, którym niezbyt podoba się… książęca władza i pomysły tego starego capa księcia. Ludzie ci mogliby wyasygnować pewną sumę pieniędzy, żeby raz a dobrze rozwiązać kwestię… księżniczki, dziedziczenia tronu i całej tej chędożonej dynastii- mowię do Geralta.
-Plotka mówi jaka to suma pieniędzy?- pozornie beznamiętnie pyta wiedźmin.
-Niektórzy mówią o 1200 frankach szwajcarskich…- zaczynam, ale gdy widzę, że wiedźmin krzywi się szybko dodaję- Niektórzy o 1800.
-Pożyjemy, zobaczymy, ale ci rozumni ludzie raczej nie powinni się spodziewać wiedźmińskiej pomocy za mniej niż 2500 franków szwajcarskich- odpowiada wiedźmin, a ja szybko sprawdzam stan konta w banku i zastanawiam się, czy właśnie nadszedł ten moment i czy wiedźmiński miecz ostatecznie rozwiąże problem o nazwie Liechtenstein?
2) Monika Milczuk postanowiła zabrać Daimona Freya do pewnego tajemniczego baru, gdzie bywają tylko ciemne typki. Posłuchajcie jej historii:
Daimon Frey z anielskiej serii Kossakowskiej. Gdzie go zabiorę? Być może to archanioł, ale jednak także Tańczący na Zgliszczach, Abbadon. Nie dla niego ładne widoczki, nie zaimponuję mu też zabytkami. Zabrałabym go do Krokodyla! Do baru, który sama chciałabym poznać. Mężczyzna ze skrzydłami i wzrokiem mordercy zapewne nie wzbudzi tam zdziwienia. Z pewnością mają akohol lepszy niż głębiański bimber, być może nie dorówna niebiańskim trunkom, ale atmosferę ma dla Abbadona iście idealną. Co będziemy robić? Dywagować nad bezsensownością świata, nad tym, co z tą Jasnością, próbować przeróżnych trunków, po prostu dobrze się bawić.
3) Arek za to woli rozmawiać o zbiorowej nieświadomości zamiast o bezsensowności świata. Z kim? Z Carlem Gustavem Jungiem!
No więc ja spotykam Carla Gustava Junga. Wiem to nie postać filmowa, ale w Czerwonej Księdze (Liber Novus) jest zarówno narratorem jak i głównym bohaterem, więc nie złamałem zasad konkursu spotykając się z nim.
Oczywiście nie będę się wygłupiał i nie będę proponował rodowitemum Szwajcarowi zwiedzania jego własnego kraju. Raczej to on oferuje mi zwiedzanie swojego zamku – Bollingen Tower – stojącego na brzegu Jeziora Zuryskiego .
Niestety bez wstawiennictwa ducha Junga nie da się zamku zwiedzać. Strzegą go dzielnie jego potomkowie, odganiając wścibskich turystów ostrzegawczymi strzałami z kuszy w powietrze.
Jak głosi legenda, zamek – a przynajmniej jego główną wierzę – Jung wybudował osobiście . Przy budowie kierował się tajemnymi alchemicznymi regułami i zaklęciami, których nikomu nie zdradzał za życia. Oczywiście wszystko mi to dokładnie wyjaśnia. Poddaje również krytyce nowoczesne wpływy feng shui, które wyparły tak przez niego szanowaną europejską alchemię architektoniczną.
Potem omawiamy jego nowe poglądy na zbiorową nieświadomość. Facet od dziesięcioleci funkcjonuje wyłącznie jako archetyp, więc ma wiele ciekawych i nowatorskich teorii na ten temat.
Na koniec Jung pokazuje mi jak prosto można się tam przedostać przez dziurę w ziemi. Tam udajemy się na poszukiwania bardziej epickich historii, dzięki którym wygram kolejne konkursy literackie.
4) Pan Marecki zabrał tajemniczego pana X, o którym wiadomo tylko tyle, że jest Polakiem w tyyyyyyle różnych miejsc, że aż nie wiadomo od czego zacząć:
Co? Tylko 24 godziny?! – przeraziłem się – Przecież nie da się zwiedzić Szwajcarii w 24 godziny!
– Oj, no weź! Nie bądź taki! – protestował typowo po polsku rodak – Będę cały dzień leżał do góry brzuchem i spał, bo zimno?
– No dobra, namówiłeś mnie. – powiedziałem mówiąc do siebie w myślach „Taki jesteś cwany? To ja Ci dzisiaj pokażę! Szwajcarię! I nie tylko!”.
Przejeżdżaliśmy przez Chamby i nagle ni z gruszki ni z pietruszki rzuciłem:
– A wiesz, że tu był z wizytą Ernest Hemingway?
– No i co z tego? – zapytał zdziwiony, jakby to było dla niego mało istotne, a ja w odpowiedzi plasnąłem się w czoło.
– Jak to co z tego?! To był jeden z największych pisarzy XX wieku! Zaszczycił swoją obecnością ten piękny kraj!
W odpowiedzi machnął tylko ręką i już nic nie mówił przez resztę podróży.
Gdy dojechaliśmy do Matterhorn, wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy wpatrywać się w pokryte śniegiem wysokie góry.
– Napatrzyłeś się? – spytałem po jakimś czasie i nie czekając na odpowiedź rzuciłem. – To teraz właź tam.
– Nigdzie się nie wybieram. Ten szczyt jest za wysoki!
– Za wysoki? Dla ciebie? Przyznaj się, że nie wejdziesz tam.
– Co ty powiedziałeś? – oburzył się.- Ja nie wejdę?!
On też nie czekał na moją odpowiedź, po czym złapał za sprzęt wspinaczkowy i ruszył szturmem na ów szczyt. Zgodnie z moimi przewidywaniami zmęczył się po jakiś 50 metrach. Złapał oddech, szedł i stwierdził, że naszła go ochota na gorącą, szwajcarską czekoladę.
Gdy dotarliśmy prawie do Zurychu, gdzie ów gorąca czekolada płynęła niczym Wisła po polskiej krainie, kazał mi się zatrzymać.
– Co się dzieje? – spytałem.
– Czy mi się zdaje, czy to…
– O co ci chodzi? – zaczynał mnie przerażać.
Nie odpowiadając wysiadł z samochodu i zaczął powoli zbliżać się do pobliskiego domu. Już miałem go zrugać, bo obiecał, że skoro marihuana w Szwajcarii jest nielegalna, to jej nie będzie palił, ale zaczynałem powoli widzieć to samo, co on.
Podeszliśmy najbliżej domu jak tylko się dało, po czym krzyknął.
– Człowieku! To lufa od czołgu! Ratuj się kto może, to zaraz wystrzeli!
– Nie! Stój! Uspokój się! – postanowiłem wrócić do auta i mu wszystko na spokojnie wytłumaczyć. – To nie wystrzeli. Szwajcaria jest po prostu uzbrojona na wypadek wojny. Takie prawo. W sumie u nas też by coś takiego nie zaszkodziło. – rzekłem, po czym dojechaliśmy do miasta.
Gdy już się rozleniwiliśmy popijając specjał marki Lindt, powzięliśmy plan zwiedzania doliny 72 wodospadów.
– A co tam jest? – spytał przekornie – Poza tymi 72 wodospadami?
– Piękne, niezapomniane widoki? Natura? Czyste powietrze? Do wyboru do koloru.
– Ale tyle mi opowiadałeś przecież o Ticino, o Bazylei, gdzie ludzie są wyzwoleni. Kiedy to odwiedzimy?
– Ja mówiłem, że w Bazylei ludzie są wyzwoleni? Nie przypominam sobie.
– Teraz się nie chcesz przyznać! Jak zwykle! Jak się pospieszymy, do zdążymy.
– No już na pewno nie dzisiaj. Nie zdążymy. Ale uwierz mi, musisz koniecznie zobaczyć tę dolinę! Zresztą podziwiałeś widoki za oknem, więc na pewno coś zapamiętasz. Dawaj, zbieramy się, bo zaraz noc nas tu zastanie.
I zabrałem go do kantonu Berno, gdzie zarówno jego zachwyt, jak i jego mina były nie do opisania. Nie dziwiłem mu się. Zawsze kiedy tu przyjeżdżałem czułem, że żyje, ale najlepsze było dopiero przed nami…
A zatem droga Asiu, jeżeli chcesz wiedzieć co było dopiero przed nami pośród wspaniałych doliny Lauterbrunnental to już wiesz, komu wysłać przewodnik.
Pozdrawiam.
Gratulacje, drodzy zwycięzcy! Skontaktuję się z Wami w celu przesłania nagród!
Jakie były inne odpowiedzi?
Karin: Prosto z hotelu jedziemy z Keanu Reeves nad jezioro 4 kantonów, Rigi Kulm.
Lot zapierający dech w piersi – np. małą cesną, paralotnią czy swingsuit.
Po dotarciu do Lucerny jemy lunch w Scala Restaurant – ArtDeco hotel Montana.
Spacerkiem po mieście zwiedzamy różne zakamarki, nie zapomnimy tez o lwie Lucerny projektu Thorwaldsena.
Oczywiście nie może zabraknąć koncertowego popołudnia w KKL, której akustyka jest po prostu niezrównana. A bryła projektu Jean Nouvella jak zawsze mistrzowska.
Wracamy pędem do Zürichu na alternatywne przedstawienie teatralne….
Kolacje zjemy w Kronenhalle, gdzie wciąż żyje duch epoki fin de siècle.
Ostatni samolot już odleciał..
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło – jazz w Moods, a potem clubbing züribynite.
Świtem docieramy na lotnisko i pierwszym samolotem odlatuje zmęczony, ale mile zaskoczony Keanu do swojego NYC, żeby nudzić się w mieście, które nigdy nie śpi.
A ja? Lecę z nim!
Genialne, Karin, ale… nie aktor, a postać, którą gra. A oprócz tego, to weźcie mnie ze sobą!
Vaga Bond: zabrałbym go do pracy i powiedział: a teraz zobaczysz jak wygląda życie w realu.
Panie Bond, Ty okrutniku!
Agnes: Właściwie to na piknik pomiędzy winnicami, z serami i winem a gdzie no np.. piękne widoki Bougy Villars i czekoladarnia obok.
Czy to chodziło o mnie? Bo ja z chęcią…
Magdalena S.: mam łatwe zadanie, jako, że jedna z najbardziej fascynujących mnie postaci w literaturze (nie filmie!) jest Holly Golightly a mieszkam w Zürichu. Myślę, że spacer po Bahnhofstrasse sprawiłby jej radość, albo chociaż dałby jej spokój. Wiadomo do którego sklepu zaszłybyśmy w porze śniadania. 😉
Lunch zaproponowałabym na tarasie Hiltl z szampanem, chociaż podejrzewam, że wolałaby hotel Schweizerhof…
Dzień musiałby się skończyć gdzieś w okolicy Paradeplatz, gdzie zostawiłabym ją już samą bo nasze plany na tym etapie się rozchodzą. Wiem, że nie miałaby by nic przeciwko, ona woli być sama w towarzystwie wpływowych mężczyzn, a ja tego towarzystwa nie potrzebuję.
Tak się zastanawiam, czy ja jej też bym nie wybrała, gdybym miała brać udział w podobnym konkursie. I filmowa Holly też była cudowna…
Karolina: Kubuś Puchatek. Murek na Lindenhof w Zuerichu, bo tam jest moje irgendwo.
Irgendwo to piękne słowo.
Magdalena K.: Jeśli spotkałabym Tess Gerritsen lub/i Simona Becketa zabrałabym ich oczywiście do Thun 🙂 czyli do raju na ziemi…
Thun jest piękny i klimatyczny, potwierdzam!
Łukasz: Moim ulubionym jest muminek 😀 Z racji, że mieszka w dolinie otoczonej wzgórzami, dałbym mu raki, czekan, liny by łazić wspólnie po okolicznych szczytach. 48 czterotysięczników według Wikipedii. Dobrze drążysz.
A Ty, Łukasz, jesteś Włóczykijem, jak rozumiem?
Lena: Ja może tak niepatriotycznie, ale zabrałabym Harry’ego Hole z książek Jo Nesbø; nie tylko dlatego że jest moim ulubionym bohaterem literackim ale nawet bardziej dlatego że potrafi gonić za złodziejami, czyli ma dobrą formę.
Zabrałabym go na wędrówkę z Lauterbrunnen na górę Schilthorn (Piz Gloria) gdzie mógłby podziwiać pamiątki związane z innym sławnym bohaterem, który też goni za złymi ludźmi (James Błąd)
A wracając do domu, zahaczylibyśmy o browar Altes Tramdepot, bo co jak co, ale Harry Hole wypić umie.
To ja mogę się przebrać za Harry’ego i iść z Tobą?
Magdalena B: Na pewno Lili i Lenu z cyklu neapolitańskiego Ferrante.
1. Objazd Jeziora Genewskiego, moim zdaniem ciągle najpiękniejsza wycieczka w Szwajcarii. Piknik w okolicach Château Chillon.
2. Muzeum w Susch, w którym sama jeszcze nie byłam, odkryłybyśmy wiec razem cos nowego.
3. Kolacja u mnie w domu. Tradycyjna polska kuchnia podana na zabytkowej zastawie, ale na deser ciasta neapolitańskie ( których nauczyłam się piec po przeczytaniu powieści). I pokaz mojej własnej kolekcji porcelany.
Też się wybieram do Muzeum Susch i już się nie mogę doczekać!
Dziękuję, Kochani za wszystkie odpowiedzi! Czas konkursów jeszcze nie minął i nie kończy się szansa na wygraną!
Hura! Wygralem!!!!!!!1111ONE!!! Zwyciestwo w konkursie rowno w 66. rocznice smierci Jozefa Stalina. To bedzie zajebisty dzien.
Szkoda, że nie można tu publikować emotikonów (na kompie). Jakby można było, to bym opublikowała taki z szeroko otwartymi oczami i zakłopotaną miną… 😉
A co, nie wiedzialas, ze Stalin umar?
…no cóż, też jestem fanem prozy imć Sapkowskiego i bez dwóch zdań … zostać może tylko jeden winner 😁
A tak na poważnie (bo ja czasem żartuje) ,gość bardzo zgrabnie skompresował opowiadanie o strzydze , całość trzyma treść i formę no i jest w ramach 😉 …sam bym tego lepiej nie zrobił , cieszy mnie Twój wybór 😀
Pozdrawiam !
Nie, no fakt, trochę nie mogłam inaczej. Co prawdę nie wiem, co na to Liechtenstein…
Dzieki za mile slowa. Za prawa do ekranizacji lub zrobienia z tego gry komputerowej poprosze moje 3000 orenow z gory.
Liechtenstein wyslal mi juz wyrazy oburzenia. Co innego moga zrobic?
no wiesz, oni mają podpisaną umowę o obronę ich terytorium ze Szwajcarią. Także tego…
Aż nie wiem od czego zacząć, droga Asiu! 😀
Przede wszystkim cieszę się, że mogłem wziąć udział w Twoim konkursie, dzięki któremu mogłem mieć ubaw po pachy 🙂
Pisałem to bardzo spontanicznie i myślałem, że to nie ma szans, aby przeszło. Stwierdziłem, że pomyślisz, że skoro próbuję być taki cwany i Cię biorę pod włos, to Ty mi teraz pokażesz, choć przyznam się, że pomysł z wykorzystaniem Twojego ulubionego pisarza i naszego polskiego „ja nie dam rady?!” dawał mi mimo wszystko iskierkę nadziei na zwycięstwo. I udało się! 😛
Tak czy owak, po otrzymaniu ów przewodnika nie omieszkam odwiedzić Cię w tej Twojej Szwajcarii i podziękować osobiście.
Pozdrawiam.
Pan Marecki.
P.S.: Jak mógłbym zapomnieć! Zgodnie z obietnicą oczywiście dowiesz się co się stało później z naszymi rodakami 😉
No a już myślałam, że będę musiała wysyłać drużynę Blabliblu w poszukiwaniu niejakiego Pana Mareckiego 😉
Koniecznie musisz się pofatygować z moim przewodnikiem w dłoni po autograf teraz. Nie ma wyjścia!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W DNIU KOBIET!POZDRAWIAM SERDECZNIE!I DZIEKUJE ZA WSPANIALEGO
BLOGA!
Dzięki wielkie i uściski!!!