Malowniczy brzeg Jeziora Genewskiego z górami posypanymi cukrem-pudrem (jak zwykła mawiać córka Adama Mickiewicza) i turkusowym jeziorem od wieków przyciągał bogatych i sławnych. Ilość rozpoznawalnych nazwisk skupiających swoje posiadłości w tym jednym miejscu potrafi zawrócić w głowie. Gdybym tylko mogła przenieść się w czasie, żeby napić się rumu z Hemingwayem lub zobaczyć ten słynny dym na jeziorze uwieczniony przez Deep Purple… Ale dziś nie będziemy wałkować tematu ani imć dymu ani Freddiego Mercurego w triumfalnej pozie. Jeśli macie ochotę o nich poczytać w kontekście Szwajcarii, zajrzyjcie TUTAJ.
Dziś zajmę się czym innym – związkami Polaków z kantonem Vaud. Wiele razy zabierałam się do tematu słynnych Polaków w Szwajcarii i za każdym razem ogłaszałam kapitulację! W końcu można by o tym napisać wielotomową książkę, a nie lekkostrawny artykuł. Tak wielu Polaków wywarło wpływ na obecną Szwajcarię! Weźmy pod uwagę chociażby tych bezimiennych internowanych polskich żołnierzy w trakcie II wojny światowej, którzy budowali szwajcarskie drogi tzw. Polenweg… Zasługują na solidną wzmiankę na Blabliblu, której się jeszcze nie doczekali. Ale to nie dzisiaj!
Dzisiaj swoje miejsce otrzymają słynni Polacy w Vaud. Zaczniemy od Adama Mickiewicza, wspomnimy Karola Szymanowskiego i zatrzymamy się na dłużej przy Paderewskim i Sienkiewiczu. Zakończymy natomiast współczesnością! Jaka jest dzisiejsza Polonia w kantonie Vaud? Dobrze zintegrowana, czy żyjąca w gettach? Pracująca na wysoko wykwalifikowanych stanowiskach czy raczej dorabiająca?
Tak, tak Jezioro Genewskie opisywał nasz wieszcz narodowy. Pierwszym “ważnym” emigrantem w kantonie Vaud był nikt inny tylko Adam Mickiewicz, który w latach 1839 – 1840 wykładał literaturę łacińską na Uniwersytecie w Lozannie (UNILu). Niestety nie zachowały się domy, w których mieszkał poeta, ani nawet nie ma żadnej tablicy informacyjnej upamiętniającej naszego mistrza. Jedyne, co nam o tym przypomina, to marmurowa tablica w gimnazjum kantonalnym w centrum miasta. Dlaczego akurat w gimnazjum? Otóż całkiem niedawno temu Uniwersytet w Lozannie przeniósł swoje podwoje na obrzeża miasta, a budynki z centrum, które niegdyś stanowiły jego jądro są wykorzystywane obecnie przez administrację publiczną lub szkoły.
Dlaczego Adam Mickiewicz nie zatrzymał się w Szwajcarii na dłużej? W Paryżu powstała wówczas katedra literatury słowiańskiej, którą objął poeta. Z listów Mickiewicza wynika, że z ciężkim sercem opuszczał Lozannę. Poeta szczególnie dobrze wspominał widok z okna na jezioro i góry. Szwajcarzy też robili wszystko, żeby go zatrzymać, proponując o wiele wyższą pensję niż w Paryżu (4500 franków szwajcarskich rocznie – sic!). Z korespondencji jednak wynika, że Mickiewicz uważał, że we Francji bardziej się będzie mógł przysłużyć sprawie polskiej niż w Szwajcarii.
Czy poeta naprawdę lubił Szwajcarię?
Moje łzy też się leją za każdym razem gdy patrzę na stos rachunków. Czyżby Mickiewicz odczuwał podobny Weltschmerz, gdy przyszło mu płacić za szwajcarskie ubezpieczenie zdrowotne? 😉
Faktem jest, że czasie pobytu w Lozannie powstały jedne z najpiękniejszych i najsmutniejszych wierszy poety, znane jako Liryki Lozańskie.
Kanton Vaud zapisał się w historii słynnych Polaków również za sprawą kompozytora Karola Szymanowskiego, który zmarł w 1937 roku w klinice Du Signal w Lozannie. Młodopolski muzyk nie był bardziej związany ze Szwajcarią oprócz tego, że w starszym wieku był bywalcem szwajcarskich sanatoriów.
W Vaud (Vevey, 1916) umarł również Henryk Sienkiewicz. Kontrowersyjny, popularny pisarz znalazł w Szwajcarii schronienie po wybuchu I wojny światowej. Nie opuścił jednak Polski myślami. Wraz z Ignacym Paderewskim założył Szwajcarski Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce (znany również jako Komitet Veveyski), który zajmował się pomocą materialną dla polskich rodzin ofiar wojny.
Jednak osobą, która wywarła największe piętno nie tylko na kantonie Vaud, ale na całej Szwajcarii był Ignacy Jan Paderewski. Ten genialny muzyk, polityk i biznesmen był przez sporą część życia związany z moim miasteczkiem Morges i chociażby z tego względu już dawno powinnam o nim napisać. Faktem jest jednak, że w internecie krąży mnóstwo mniej lub bardziej szczegółowych opracowań dotyczących jego życia, a ja nie byłabym w stanie stworzyć nic nowego.
Paderewski jest jedną z tych osób, które są o wiele mniej doceniane po śmierci niż były za życia. Świetny pianista, genialny kompozytor, społecznik, polityk i mąż stanu, który realnie wpływał na losy Polski i nie tylko, obecnie jest jakby zapomniany. Czy naprawdę trzeba umrzeć pod mostem tworząc swoją tragiczną legendę, żeby zostawić po sobie rzesze wyznawców? Jeśli tak, to Ignacy nie zdołał tego dokonać. Był człowiekiem sukcesu, majętnym, ustosunkowanym i utalentowanym na wielu polach.
We francuskojęzycznej części Szwajcarii osiadł w 1899 roku kupując jeden z architekturalnych koszmarków, willę w Riond-Bosson, w okolicy Morges. Nie wiadomo, co nim kierowało przy wyborze domu, bo budżet wówczas już rozchwytywanego artysty nie stanowił żadnego problemu. Willa otoczona była znacznym majątkiem ziemskim, gdzie Helena Paderewska hodowała ozdobne ptaki: bażanty, pawie, papugi, rasowe kurczaki. Niestety owa posiadłość z horrorów już nie istnieje – w 1965 roku została zrównana z ziemią. W jej miejscu wiedzie teraz autostrada z Genewy do Lozanny.
Paderewski z czasem stawał się coraz bardziej wpływową postacią nie tylko w dziedzinie muzyki. Wystarczy powiedzieć, że był polskim delegatem podczas podpisywania Traktatu Wersalskiego po zakończeniu I wojny światowej aktywnie działając na rzecz odradzającej się Polski. Przez następnych kilka lat pełnił funkcję tymczasowego premiera i ministra spraw zagranicznych okazując się wspaniałym dyplomatą. Niedługo potem, w 1921 roku wycofał się z polityki i wrócił do Morges. Koncertowanie i działalność filantropijna również okazały się przejściowe. Gdy tylko uznał, że Polska może być zagrożona, wrócił do polityki tworząc tzw. Front Morges wraz z generałem Władysławem Sikorskim sprzeciwiając się autorytarnym rządom sanacji. Grupa domagała się nie tylko demokratyzacji polskiej polityki, ale również powołania Paderewskiego na prezydenta Polski. Po wybuchu wojny, Ignacy wszedł w skład polskiego rządu na uchodźstwie.
Jak działalność Paderewskiego odbierała Szwajcaria? Należy pamiętać, że nasz wielki Polak był osobą publiczną, takim Bono z U2 sprzed wieku. Szwajcarska prasa regularnie śledziła poczynania kolorowego towarzystwa, które przyciągał do swojego dziwacznego pałacyku. Sam Paderewski był dobrze zakorzeniony w Szwajcarii organizując wyjątkowe wydarzenia muzyczne, takie jak legendarny Festiwal w Vevey, który odbył się w 1913 roku (muzyk zorganizował go razem z Camille Saint-Saënsem). Paderewski został ogłoszony honorowym obywatelem Lozanny, Vevey i Morges.
Jak obecnie kultywowana jest o nim pamięć? W Morges, w muzeum zamkowym znajduje się jedna sala poświęcona naszemu muzykowi z dokumentami i eksponatami związanymi z życiem Paderewskiego w okolicy Jeziora Genewskiego. Od 1977 roku działa Fundacja im. Paderewskiego zajmująca się upamiętnieniem genialnego muzyka, a w Lozannie jedna z piękniejszych sal koncertowych nosi jego imię.
Polacy w Vaud – dzisiaj
Jak widzicie, Polacy w przeszłości zostawili nam całkiem niezłą opinię w Vaud. Czy udało nam się ją zepsuć? Nie! „Polacy to ciężko pracujący, uzdolnieni ludzi, którym można ufać” mówią ci, którzy jakimś cudem znają Polaków i mają o nich opinię. Bo najczęściej na pytanie o znajomych Polaków otrzymuje się w odpowiedzi przepraszający grymas i wzruszenie ramion. Dlaczego? Nie, nie dlatego, że w kantonie Vaud Polaków nie ma. Owszem, może nie jest nas tak dużo jak w okolicach Zurychu i Winterthuru, ale Vaud stanowi jedno z ważniejszych ośrodków polonijnych.
Polacy w Vaud jednak tak dobrze integrują się ze swoim środowiskiem – szwajcarskim lub ekspackim, że są mało widoczni na tle tej całej wesołej imigranckiej hałastry. Nie skarżą się na nich w gazetach. „Złodziej” się tu kojarzy z Portugalczykiem lub Rumunem.
Jesteśmy zintegrowani z otoczeniem, ale czy jesteśmy zintegrowani ze sobą? Raczej nie. Polskiej dyskoteki, sklepu czy restauracji z polskim jedzeniem nie stwierdzono. Owszem, jest Polskie Stowarzyszenie w Lozannie, jest kilka grup facebookowych, towarzystwo zgromadzone dookoła polskiego kościoła, a oprócz tego wiele nieformalnych grupek i podgrupek. Kasta korpo pracowników na ekspackich i lokalnych kontraktach i korpo żon trzyma się razem i tworzy bardzo zgraną „polską mafię”. Właśnie! Korporacje w Lozannie to miejsce pracy bardzo wielu Polaków. Weźmy chociaż pod uwagę Philipa Morrisa, który już od samej góry przesiąknięty jest polskimi akcentami chociażby dzięki Jackowi Olczakowi, który niedawno objął stanowisko Prezesa ds. Operacyjnych. I to nie jest jedyny Polak w najwyższych strukturach firmy.
Oprócz kasty korpo, mamy tu całkiem nieźle działającą kastę dobrze zintegrowanych i świetnie działających przedsiębiorców, których klientami są przede wszystkim Szwajcarzy. Sklepy, firmy budowlane, warsztaty samochodowe, restauracje – poznasz, że prowadzi je Polak / Polka dopiero wtedy, gdy przypatrzysz się dobrze na nazwisko widniejące na wizytówce.
Nie zapominajmy o naukowcach i wszystkich orbitujących dookoła ośrodków naukowych kantonu – EPFL, która jest jedną z najlepszych uczelni technicznych na świecie i UNIL – uniwersytetu, gdzie wykładał Mickiewicz…
Czy z kimś zapomniałam? Oczywiście, że tak! Polacy w Vaud nie tworzą swojego polskiego getta, także trudno ich sklasyfikować. Każdy pisze własną historię i nierzadko oprócz 1-2 polskich kolegów czy koleżanek (albo i wcale) obraca się wyłącznie w szwajcarskim bądź międzynarodowym otoczeniu.
Moim skromnym zdaniem Polacy długo mieszkający za granicą uczą się języków i raczej stronią od innych Polaków, szczególnie tych, którzy wyjechali za granicę dopiero niedawno. 🙂
Za to Polacy, którzy dopiero co wyjechali gdzieś za granicę raczej szukają kontaktu z innymi Polakami 🙂
Ja zgadzam sie raczej ze stwierdzeniem, ktore pada w ostatnim zdaniu artykulu. Jakis znajomy z Polski – owszem. Ale nie wiecej. Polacy (o ile znaja jezyki obce) integruja sie natychmiast.
fakt! co ma swoje „dobre” i „złe” oblicze. Na przykład zdarza się, że chorobliwie bronią „swojego terytorium”…
Co do Polakow za granica ogolnie, to mamy do czynienia z zaleznoscia odwrotnie proporcjonalna – im ktos bardziej zintegrowany lub robi wieksza kariere, tym mniejsza szansa, ze zostanie rozpoznany jako Polak a najbardziej rzucaja sie w oczy najgorsze przypadki.
To jest cos co mnie ogromnie drazni w madralach wypowiadajacych sie np. o Polakach w UK – ze „bylem i widzialem”, ze „sami dresiarze i tlenione panienki”, ze „wykonuja tylko najgorsze prace” itd. Takim osobom zadaje proste pytanie… Sytuacja: mijasz na ulicy dwoch ludzi: dresiarza w koszulce z orlem, puszka polskiego piwa w jednej rece i telefonem w drugiej, glosno rozmawiajacego po polsku, oraz mezczyzne w garniturze z torba z laptopem na ramieniu. Pytanie – jakiej narodowosci byl ten facet w garniturze?
To nie jest moje „widzimisie” albo hipotetyczne scenariusze, sytuacje gdy zarowno inne narodowosci jak i Polacy nie byli w stanie rozpoznac danej osoby jako Polaka zdarzaly sie mi i moim znajomym.
Na przyklad – w Wielkiej Brytanii miejscowi najczesciej brali mnie za Niemca, Austriaka, lub Szwajcara (!), podczas gdy w Szwajcarii najczesciej jestem brany za Brytyjczyka. (Chociaz zdarzylo mi sie raz uslyszec od pewnego Szwajcara, ze wedlug niego wygladam jak Szwajcar…)
Bardzo słuszne podejście. Polacy na co dzień porządni, znający języki i zintegrowani nie wyróżniają się i nie przypominają obcokrajowców. Natomiast Polacy menele bo i takich jest trochę są bardzo widoczni i mówi się, ooo to Polak!
Prawda!
W naszym polskim zachowaniu obserwuję dwa skrajne bieguny. Część Polaków się integruje i czy można to nazwać gettami,być może.Druga grupa totalnie się od siebie izoluje i to chyba są Polacy którzy robią karierę,wtapiają się w nowe środowisko. Mieszkam w Polsce więc problem znam niejako teoretycznie z prasy ale też z rozmów ze znajomymi którzy mieszkają za granicą.Jedna z moich znajomych wyjechała do USA.Pracuje w klinice weterynaryjnej i na moje pytanie czy spotkała tam jakiś Polaków odpowiedziała -a po co mi są oni potrzebni.Wielu moich znajomych twierdzi że z Polakami gorzej się pracuje,są gorsze relacje niż z innymi nacjami.Często spędzam urlop w Lozannie i akurat teraz tu jestem i tak sobie piszę.Turystów z Polski spotykam niewielu a ostatnio spacerując sobie w zacisznej dzielnicy Prilly spotkałem grupkę i na moje dzień dobry usłyszałem bonjour .Szybko odeszli. Jestem ciekaw czy gdyby np.Możdżer zagrał w sali Paderewskiego to Polacy jednak by się spotkali.Nie rozumiem dlaczego ci Polacy którym tu jest dobrze nie chcą się spotkać i pośpiewać razem polskie piosenki .Też unikam Polaków ale tych którzy nie potrafią się zachować .Pozdrawiam.
Nie, nie, ja myślę, że polskich gett nie ma tu w ogóle. Integracja to nie polskie getta, to coś zdrowego, jeśli masz znajomych i Polaków, i Szwajcarów, i obcokrajowców…
O getcie można mówić wtedy, gdy poza polskimi znajomymi, pracownikami, sąsiadami, nie spotyka się nikogo innego i nie ma się kontaktu ze światem zewnętrznym…