Jak zostać sławnym i bogatym blogerem

Żebym ja tylko wiedziała jak…

 

Ostatnio otrzymuję mnóstwo pytań na temat blogowania jako-takiego.

  • Jak wybrać szatę graficzną?… Czy to w ogóle jest istotne?
  • Skąd wzięłaś czytelników swojego bloga?
  • Czy ważne jest ujawnianie, kim jestem? Czy nie lepiej jest stworzyć fałszywą tożsamość? (W domyśle: Ja nie chcę pisać o sobie!)
  • Czy mogę stworzyć takiego bloga „na próbę”, a potem się zobaczy?

 

Nie czuję się wcale ekspertem w tym temacie. Jest wiele blogów na temat samego blogowania, gdzie możecie znaleźć o wiele lepsze i bardziej fachowe porady. Mam jednak wrażenie, że pewne aspekty blogowania są całkowicie przemilczane. Podejrzewam, że wielu początkujących blogerów inaczej by podeszło do sprawy, gdyby wiedziało z czym to się je. Po drugie, skoro to mnie właśnie pytacie, to dlaczego to ja mam Wam nie odpowiedzieć, tylko odsyłać do blogowych mastodontów.

 

8 rzeczy, o których nie wiesz, jeśli nigdy nie posiadałeś bloga (takiego z czytelnikami…)

 

  1. Blog to pożeracz czasu.

Na całą działalność blogową przeznaczam jeden calutki dzień każdego tygodnia. Gdyby podliczyć razem zbieranie informacji, pisanie artykułów, przygotowywanie materiału, prowadzenie mediów społecznościowych, odpowiadanie na wiadomości, coraz to nowe projekty, grafiki, zdjęcia, to wyszłoby równe 24 godziny na tydzień. Czy jesteś w stanie poświęcić 24 godziny przy komputerze lub książce bez partnerki, dzieci, szefa, pracy na głowie? To jest oczywiście możliwe do zrobienia nawet z rodziną i pracą na pełny etat, ale wymaga prawdziwej ekwilibrystyki i niekiedy zarwanych nocy. Ale z drugiej strony, ile nocy zarywasz na Netflixie, które mógłbyś poświęcić na pisanie i czytanie?…

Jakieś pół roku temu napisał do mnie przyszły młody tata z projektem bloga:

– Wiesz, mam taki świetny pomysł. Jak urodzi mi się córeczka, to zacznę pisać bloga o byciu tatą. Ale nie takiego, że dzieci to tylko cukier i miód, tylko o tych całych kupach i pieluchach!…

Zapamiętałam to dobrze, bo uśmiałam się solidnie na te buńczuczne zapowiedzi młodego taty. Że nawet jeszcze nie wie, czym to dziecko pachnie, a już wie, w jaki sposób będzie o nim pisał… Blog jednak powstał i spłonął jak zapał po 3 miesiącach, gdy się okazało, jak wiele wymaga… regularności. Bo przecież:

 

  1. Musisz być regularny, żeby odnieść sukces.

Czytelnicy bardzo łatwo się przyzwyczajają do Twojego rytmu i klikają w Twoje dzieła z podobną regularnością spodziewając się, że zastaną tam coś nowego. Gdy kilka razy zaśpisz, stracisz czytelników… Nie mówię, że trzeba pisać jak najczęściej – sama jestem zwolenniczką bardziej dopracowanych a rzadszych treści. Ważne jest jednak, żeby to robić regularnie.

Z drugiej strony jest wiele blogów, które nie publikują nic przez cały miesiąc, a potem zarzucają Internet kilkoma tekstami jednego dnia. Być może jest w tym jakaś przemyślana strategia marketingowa, ale jaka, tego nie wiem…

 

  1. Nie tak łatwo o głupiego lajka…

– Wiesz, Mała, ja nigdy nic nie lajkuję, ale to było naprawdę dobre, więc dałem Ci lajka. Masz, a niech Ci będzie!

– Eeeeee, dzięki Stary, naprawdę dzięki, chyba Ci za to postawię piwo!

Tak naprawdę to prawdziwe jest tylko to pierwsze zdanie. Moja odpowiedź pada tylko i wyłącznie w mojej głowie. No bo tak to jest. Moi drodzy, nic mi nie dają Wasze polubienia. Nie karmicie w ten sposób głodnego blogera. Nie zbawiacie świata.

Tymczasem, drodzy początkujący blogerzy, większość czytelników traktuje swoją aktywność jako wyjątkowy prezent dla blogera. A, niech sobie zarobi, skoro tak ładnie dla nas pracuje… Nie spodziewajcie się więc szaleństwa na facebooku, nawet jeśli Wasz blog jest popularny.

Dla porównania: mój blog ma 20 – 25 tysięcy wyświetleń miesięcznie, fanpage o wiele więcej, natomiast ilość fanów to tylko 3,3 tysiąca. Jak dowiedziałam się od „poważnych ludzi”, profesjonaliści muszą uważać na to, co „lubią” w mediach społecznościowych… Taaaak. I w ten sposób głupawe treści dla mas zyskają natychmiastowy poklask, a te mądrzejsze nigdy nie mają szansy przebicia.

Wasze polubienia, moi kochani poważni ludzie, dają mi tylko i wyłącznie rozpoznawalność – Facebook pokazuje w taki sposób mój post większej ilości osób.

 

  1. Facebook to zło konieczne.

Tego zupełnie nie widać, gdy się ma wyłącznie profil prywatny…

Gdy ma się więcej niż 1000 polubień swojego fanpage’a, Facebook się robi bardzo wybredny i pokazuje posty tylko niektórym. Żeby dotrzeć do wszystkich, trzeba płacić!

Im post ma więcej polubień, komentarzy i wyświetleń, tym więcej osób go widzi. Nic dziwnego więc, że Facebook pozapychany jest clickbaitową rozrywką niższych lotów, pięknymi zdjęciami psów, kurczaczków z batatami w sosie żurawinowym i kawy w romantycznej pościeli. Kliknij, polub i zapomnij.

Tymczasem niestety wiele firm i organizacji liczbę fanów przekłada na popularność danego blogera. Nic dziwnego – w końcu to widać, o statystyki Googla trzeba prosić, a to one są najbardziej wymierne. I takim sposobem blogerzy zostali zakładnikami monopolisty…

 

  1. Im jesteś bardziej popularny, tym jesteś mniej lubiany i masz więcej hejtu.

Popularność ma swoje blaski i cienie. Dzięki blogowi poznałam fantastyczne, inspirujące osoby, których bym za żadne skarby nie usunęła z mojego życia. I chociażby dlatego było warto!

Wiem jednak, że jest o wiele więcej osób, które tylko czekają, aż popełnię najmniejszy błąd, aż mi się coś nie uda, aż mi się podwinie noga. Nie wiem, czy to zawiść, czy po prostu naturalna chęć sprowadzenia wszystkich, którzy trochę odstają do swojego poziomu…

Jeśli chcesz być blogerem, lepiej uzbrój się w grubą skórę, mnóstwo cierpliwości i dystans do siebie. Ja na szczęście mam te wszystkie trzy cechy, ale i tak co jakiś czas przechodzę kryzys, gdy nazbiera się za dużo krytyki nad moją głową. Najlepiej, żebyś sobie znalazł jakąś formę odreagowywania NIE NA SWOICH CZYTELNIKACH. Łatwo wybuchnąć publicznie, ale trudno później po sobie posprzątać. Rób to lepiej sam na sam… Ja na przykład, gdy czuję, że zaraz na kogoś nakrzyczę, wskakuję do wanny, wyłączam światło i słucham doom metalu. W takich okolicznościach mogę sobie swobodnie pokrzyczeć sama do siebie. Ewentualnie idę na solidne 15 kilometrów joggingu bez względu na pogodę. Nawet lepiej jak leje albo śnieży, bo wtedy łatwiej ostudzić emocje…

 

  1. Będziesz wzbudzać fascynację – i niech Ci to nie przewróci w głowie!

Osoby rozpoznawalne działają na wyobraźnię. Nic w tym dziwnego, Ameryki nie odkryłam. Będziesz podrywany bez względu na Twój stan cywilny i uczuciowy. Możesz mieć adoratorów, a nawet stalkerów. Z zewnątrz wygląda to bardzo sympatycznie, prawda? I potrafi przewrócić w głowie… Nie daj się jednak zwieść!

JESTEŚ DLA NICH TYLKO I WYŁĄCZNIE PRODUKTEM STWORZONYM PRZEZ SIEBIE SAMEGO. Gdy staniesz się realny, fascynacja pryśnie niczym bańka mydlana. Bo taki masz przecież być – niedostępny, kuszący, działający na wyobraźnię. Masz być oderwaniem się od codzienności, ucieczką od żony i dzieci, nudnej pracy.

Drogi początkujący blogerze, nigdy nie kombinuj ze swoimi czytelnikami. Wyjdziesz z tego jak pogryziony pies z podkulonym ogonem. Zostaniesz użyty.

 

  1. Przemyśl swoją tożsamość.

Dobrze, więc pomyślisz czytając punkt 5 i 6, że lepiej się nie ujawniać. No właśnie nie bardzo. Jeśli będziesz miał bloga o czymś konkretnym, będziesz musiał sygnować sprzedawaną wiedzę swoim imieniem i nazwiskiem. O wiele łatwiej zaufać komuś, kto nie boi się przyznać do prezentowanych treści, niż anonimowi. Dodatkowo, Twoja osobowość przeświecająca przez teksty stanowi znaczny czynnik stanowiący o sukcesie projektu. Zwróć uwagę na to, że Szwajcarskie Blabliblu czyta 60% czytelników z Polski, którzy nie mają nic wspólnego ze Szwajcarią. A dlaczego tak? Bo się do mnie już po prostu przyzwyczaiło, lubi mój styl, okruchy filozofii, które przemycam tu i ówdzie…

 

  1. Nie ma uniwersalnego klucza do sukcesu, jest tylko przypadek i marketing.

Nie wiem dlaczego wszystkim się zdaje, że to takie proste.

– Na razie rozkręcam bloga, dam mu tak z pół roku, aż zacznie na siebie zarabiać…

Ile razy słyszałam takie słowa… Nieodmiennie mnie to bawi. Owszem, są przypadki spektakularnych sukcesów, ale to raczej wypadkowa świetnego, oryginalnego, a jednocześnie masowego pomysłu i przypadku. Idealnego wstrzelenia się w zapotrzebowanie. A reszta to kwestia talentu, ciężkiej pracy i upartego networkingu.

Być może dostrzegacie tylko mastodonty blogowe, takie z milionami czytelników. Nikt nie dostrzega, jak wiele jest świetnych blogów, które czytają tylko znajomi autora i kilka przypadkowych osób. Moja koleżanka ostatnio stwierdziła, że dziś każdy jest blogerem, ale rzadko kto ma czytelników. Jest w tym odrobina prawdy…

Jaki jest przepis na sukces? Czego unikać? Czy regularność i częstotliwość ma jakiekolwiek znaczenie? Dlaczego czytacie akurat te blogi a nie inne?

28 komentarzy o “Jak zostać sławnym i bogatym blogerem

  • 2 grudnia, 2017 at 10:38 am
    Permalink

    Asiu, Twoj blog to JEDYNY polskojezyczny blog o Szwajcarii, ktorego lektura jest wyzwaniem. Reszta to jak ogladanie kotkow na fb. Dziekuje za Twoj czas, cierpliwosc i nie poddawanie sie 🙂

    Reply
    • 3 grudnia, 2017 at 12:39 pm
      Permalink

      Zgadzam sie w 100 procentach 🙂

      Reply
  • 2 grudnia, 2017 at 10:52 am
    Permalink

    Jakiś kryzys, kryzysik, kryzysieniek? No chyba nie jest aż tak źle, skoro tego bloga prowadzisz, książkę napisałaś, jesteś takim człowiekiem-Szwajcarią, czytelników masz. Nawet zaryzykowałbym stwierdzeniem, że nawet jeśli ktoś (zainteresowany Szwajcarią lub mieszkający w tejże) Ciebie nie czyta, to na pewno o Tobie wie!
    Także ten… To nie tylko cienie blogowania, są też blaski.

    Reply
    • 2 grudnia, 2017 at 6:05 pm
      Permalink

      Fakt, miało wyjść poradnikowo, a zabrzmiało trochę jak marudzenie, bo nie napisałam wiele o korzyściach z blogowania…

      Reply
  • 2 grudnia, 2017 at 11:19 am
    Permalink

    Niestety zgadzam się z każdym słowem.. Blogowanie to ciężka harówka. Na szczęście zdarzają się fajne momenty- czytelniczka spotkana „na żywo” na szkoleniu, która podchodzi z miłym słowem, wiadomość z podziękowaniem za materiały i pracę włożoną w pisanie.. każdy taki gest cieszy niesamowicie i dodaje motywacji.

    Reply
  • 2 grudnia, 2017 at 2:50 pm
    Permalink

    Przede wszystkim regularność.
    Zauważyłam, że od kiedy publikuję w konkretnych dniach tygodnia, narobiło mi się stałych czytelników, bo dawniej miałam tylko jednorazowe wizyty.

    Nie walić słoni.
    Już wyjaśniam… Bardzo często zdarzało mi się wstawiać toporne notatki z toporną ilością treści i słoniową ilością zdjęć. Nie umiałam jeszcze dobrze, ciekawie skomponować pojedynczej notatki, a że dużo podróżuję po Szwajcarii, najczęściej piszę i pokazuję moje wędrówki. Materiału mam ogrom, chciałabym zawsze pokazać jak najwięcej, ale wiem, że należy się powściągnąć. Dostawałam już nawet jasne komunikaty od zainteresowanych czytelników, że moje artykuły… męczą…
    Dziś już umiem się opanować O_O’

    Pisać ciekawie.
    Każdy potrafi napisać informacje i brzmieć jak słownik PWN. Chodzi o to, by troszkę się wyróżnić, by zaciekawić. Ty masz to w swoich słowach, inteligentny sarkazm, mnóstwo zabawnych porównań, czyta się Ciebie wspaniale, nawet jak piszesz o czymś, co akurat mnie nie interesuje, to i tak Cię czytam, bo wciągasz 🙂

    Reply
    • 2 grudnia, 2017 at 6:04 pm
      Permalink

      A propos słoni – kiedyś usłyszałam, że lepiej pozostawić pewne kwestie niedopowiedzone, żeby czytelnicy mieli pole do popisu!

      Reply
  • 2 grudnia, 2017 at 4:12 pm
    Permalink

    Podoba mi się pytanie skąd bierzesz czytelników. Właściwa odpowiedź brzmi… Z kapelusza! 😀

    Reply
    • 2 grudnia, 2017 at 6:03 pm
      Permalink

      Sami przypełzli 😉

      Reply
  • 2 grudnia, 2017 at 7:03 pm
    Permalink

    Blogi o blogowaniu – to mi przypomina stary, policyjny dowcip:

    Z czego składa się pies policyjny?
    Ze smyczy, człowieka prowadzącego, kagańca i psa właściwego!

    Reply
    • 2 grudnia, 2017 at 7:56 pm
      Permalink

      Heheheh można się śmiać, ale blogi o blogowania są i działają bardzo dobrze 🙂 Nie znam co prawda żadnego, więc nie podam linka…
      Nie wiem jakim sposobem dostałam się do takiej jednej grupy blogerskiej na facebooku, gdzie ludzie robią wszystko, ale to wszystko, żeby zaistnieć. To jest straszne, co tam się wyrabia, wypisałam się po 2 dniach przerażona podejściem ludzi zastanawiających się, jaką część ciała pokazać i komu, żeby ktoś ich dostrzegł. Nikt nawet na moment nie pomyślał o tym, żeby po prostu robić swoją robotę jak najlepiej się potrafi :/

      Reply
      • 2 grudnia, 2017 at 8:11 pm
        Permalink

        Takie czasy, a może ludzie zawsze tacy byli, tylko po prostu Internet im to ułatwia. W PRL były gazety z rubryką „Listy” i tym podobne, z lat 90. pamiętam teleturnieje, gdzie jeździli naprawdę różni ludzie (ale „Wielkiej Gry” to mi szkoda…), do tego różne programy o talentach. Chociaż kiedyś czytałam taki artykuł, w którym jakiś psycholog określił naszą epokę epoką narcyzmu.

        Ja kiedyś miałam bloga o tematyce… Różnorakiej. Czytelników miałam dużo, w pewnym momencie aż za dużo, mimo, że w ogóle się o to nie starałam.

        Reply
        • 2 grudnia, 2017 at 9:26 pm
          Permalink

          I to potwierdza moją teorię o przypadku…

          Reply
  • 3 grudnia, 2017 at 12:17 pm
    Permalink

    FB to jakby osobne działania blogera. To co tam się robi żyje własnym życiem, praktycznie nie przekłada się na wejścia na bloga – przynajmniej u mnie.
    Prywatność, na ile z niej rezygnować a na ile kreować swój wizerunek dla czytelnika to trudny temat. Widzę, że uchylenie rąbka prywatności pomaga blogowi, rośnie popularność blogera. Jak dużo jednak upublicznić?
    Podglądam twoje rozwiązania i niedługo będę się do ciebie zwracać Mistrzu 😉
    Ostatnio mam mały kryzysik.
    Quo vadis Beata z tym pisaniem? – muszę w grudniu sobie odpowiedzieć na to pytanie.

    Reply
    • 3 grudnia, 2017 at 2:44 pm
      Permalink

      Oj, Beata, no ale jak to?…
      Może to ten koniec roku – pisarsko ja też jestem w rozsypce, ale czekam uparcie na wiosnę, która zawsze mi daje kopniaka motywacyjnego i odrobinę więcej wiary w siebie. Ściskam!

      Reply
  • 4 grudnia, 2017 at 9:47 am
    Permalink

    Ja tez slucham doom metalu, choc nigdy w wannie. Wielu czytelnikow pewnie nie ma pojecia, co to jest doom metal. Moze ktos chcialby isc w slady swej ulubionej blogerki i zaczac sluchac doom metalu, a nie wie od czego zaczac? Przygotowalem wiec krotkie zestawienie, ktore byc moze pomoze im zrozumiec istote tego wspanialego kierunku muzyki:

    http://i.imgur.com/DR1BVxM.jpg

    Jesli lista jest niezrozumiala, to macie tu smieszne kotki:
    https://scontent-sjc2-1.cdninstagram.com/t51.2885-15/e35/23161163_2016589268356631_5856492816414277632_n.jpg

    Reply
    • 4 grudnia, 2017 at 9:58 am
      Permalink

      Hahahaha lista jest przewspaniała!
      Nie wiem, czy lepszy jest Unhealthy Lifestyle Glorification Doom czy Vintage Party with LSD, Satan and Porn Directors Doom… 😀
      Kotki też dają popalić!

      Reply
  • 4 grudnia, 2017 at 11:30 pm
    Permalink

    Dobrze wiedzieć, że Facebook pobiera haracz. A zdradzisz z jakich branży ci arcypoważni panowie? 😀 Co do tej tożsamości, to są popularne blogi ludzi anonimowych… Na przykład blogi seksualne ;D No, ale wiadomo, nie jest ich bardzo dużo. W tym miejscu tęskni mi się trochę za starymi, amatorskimi blogami, gdzie często nie było zbyt wiele wiadomo o autorach bloga, a mimo wszystko czytało się je z zapartym tchem… Dziś niby wciąż takowe istnieją, ale są tak bardzo w tle, że praktycznie na nie nie trafiam… Nie wiem w sumie kiedy to się zmieniło – chyba wtedy, gdy gdzieś na przełomie dekad doszło trochę do zmniejszenia się popularności blogów, a gdy znów się zwiększyła, to „rynek blogowy” był już inny – bardziej profesjonalny.
    Fajnie, że napisałaś taki post. Szkoda tylko, że nie napisałaś jeszcze o jednej rzeczy, mianowicie: jak wychodzi się finansowo na takim blogu jak Twój (w sensie, podobnych parametrów)?

    Co do marketingu, to trafiłem ostatnio na taki post: http://figeneration.pl/index.php/2016/01/08/gdzie-i-jak-znalezc-prace/2/ – odnosi się co prawda bezpośrednio do pracy, ale myślę, że jest całkiem do rzeczy Konkluzje? Raczej smutne. Żyjemy w świecie nachalnej promocji, gdzie każdy udaje (ok, niektórzy naprawdę tak myślą), że jest najlepszy. Coraz bardziej popularny jest model amerykański, gdzie każdy się wszystkim wszędzie chwali i wali na ten temat elaboraty. Można o tym myśleć różnie, ale mnie… Szczerze mówiąc, to przeraża. Nie żebym lubił stereotypowe japońskie kajanie się za to, że się żyję, ale… Przyznam, że lubię dawną, polską skromność. Niestety, to już chyba powoli przeszłość…

    @inteligentny sarkazm – akurat w wersji Jo to wszystko jest bardzo eleganckie i nie powoduje raczej takich reakcji, że ktoś się obraża. Natomiast mam wrażenie, że za bardzo kręcą nas chamski sarkazm i ironia. Zresztą, to, jak swego czasu uwielbiano dra House’a i jak kpiono z Ryśka z Klanu niejako pokazuje, że chamstwo i ironia jest w cenie…

    P.S. Przesłuchałem i ten doom wcale nie jest taki zły! Ba, nawet mają ładne balladki instrumentalne. Inna sprawa, że trochę nie wiadomo na co się trafi 😉

    Reply
    • 4 grudnia, 2017 at 11:53 pm
      Permalink

      Arcypoważni panowie najczęściej działający w przestrzeni publicznej, dyrektorzy urzędów, a nawet i pracujący w biznesie na „poważnych” stanowiskach…
      A ja ciągle znam blogi, gdzie autor jest imieniem i inicjałem nazwiska… 🙂 Ale to faktycznie nisza.
      Hmmm… a z tym wychodzeniem finansowo, to ciężko stwierdzić, bo ja większość reklam odrzucam i ich nie szukam. Ale zarabiam na działalności dodatkowej, którą zdobyłam pośrednio dzięki blogowi, więc w zasadzie nie wiem, jak to określić.
      Kurcze… szczerze mówiąc, to chodzi mi po głowie artykuł o porażce (mojej osobistej, a jakże!), ale nie chce mi przejść przez gardło. No widzisz, jaka jestem sformatowana tą nachalną propagandą sukcesu?…

      Reply
      • 5 grudnia, 2017 at 12:20 am
        Permalink

        A to też osobny temat. Ale dlatego też tak bardzo cenię tych nielicznych ludzi, którzy nie mają obawy wrzucić na fejsa informacji o swoich niepowodzeniach. Inna sprawa, że pewne „porażki” są lepiej akceptowalne przez społeczeństwo niż inne.
        Co do zarabiania to chodziło mi o to, czy udaje Ci się wychodzić na plus – bo w końcu teraz płatny serwer generuje koszty…

        Reply
        • 5 grudnia, 2017 at 9:46 am
          Permalink

          Serwer to 30 zł/mc, także oczywiście, że tak. Wystarczy zrobić kampanię za 700 zł i już mam opłacony serwer na kilka lat… Gorzej by było, jakby podliczyć mój czas spędzony nad blogiem i ile mogłabym zarobić w tym czasie… Ale jak mówię: ciężko to liczyć, bo dzięki blogowi zyskałam bardzo dużo kontaktów, zleceń, misji itd., za które otrzymuję wynagrodzenie, więc traktuję to jak inwestycję, która kiedyśtam się zwróci (albo i nie, ale jak mówię: w tym czasie mogłabym równie dobrze oglądać seriale na Netflixie).

          Reply
  • 5 grudnia, 2017 at 12:18 pm
    Permalink

    Czy warto być sławnym i bogatym? Sławnym – są blaski i cienie. Blaski – rozpoznawalność, może to przekładać się na bogactwo, ale nie musi. Cienie – wiecznie jeżdżący paparazzi, albo wiszący na drzewach pod domem. Bogatym – to nie jest złe. Można sobie na wiele pozwolić niż przeciętny człowiek żyjący na kuli ziemskiej. To oczywiście wszystko zależy od tego jakie się ma preferencje. Dla jednych bycie sławnym i bogatym to cel sam w sobie, dla innych najważniejsze jest zdrowie i bycie szczęśliwym tak po prostu. Czy prowadzenie bloga może przynieść jedno i drugie? Pewnie tak, to zapewne też zależy od tego czego oczekuje autor. Prowadząc swojego bloga o prawie, nie zakładam zdobycia dzięki niemu sławy i bogactwa, chociażby dlatego, że tylko nieco dotykam pewnych kwestii prawnych, nadaje kierunki i podpowiadam czysto teoretycznie. Natomiast ta faktyczna i skuteczna pomoc prawna to praca z Klientem, z Jego sprawą i przyjmowanie rozwiązań prawnych, które będą najlepsze dla Niego. Każda sprawa jest inna, choć wielokrotnie różne sprawy opierają się na tych samych przepisach. Niemniej jednak powinno się badać i analizować każdy przypadek indywidulanie, bo często najdrobniejsze szczegóły odgrywają kluczową rolę. Jeśli inny dzięki temu, że prowadzą blogi odnoszą sukcesy, to gratuluję i życzę dalszych, bo przecież powinno się innym życzyć zawsze dobrze.
    Doom metalu trochę słuchałam, ale w wydaniu Black Sabbath i to kawałki chyba z lat 80 tych. Fajnie, że muzyczna tematyka pojawiła się na Twoim blogu. Może kiedyś opiszesz czego najczęściej słuchają Szwajcarzy, oczywiście jeśli w ogóle da się to jakoś uogólnić.

    Reply
    • 5 grudnia, 2017 at 1:26 pm
      Permalink

      Myślałam o tym wpisie muzycznym, ale z tym jest mały problem. Ja nie słucham tego, co wszyscy słuchają i mam dramatycznie inny gust od większości. Naprawdę ciężko by mi było napisać artykuł na ten temat chociażby silący się na obiektywizm.

      Reply
  • 5 grudnia, 2017 at 9:47 pm
    Permalink

    „Będziesz podrywany bez względu na Twój stan cywilny i uczuciowy. Możesz mieć adoratorów, a nawet stalkerów.”

    Na prawdę masz internetowych adoratorów którzy na przykład przesadnie zachwycają się twoją osobą, zalecają się, piszą miłosne liściki i chcą wchodzić w głębsze relacje? 🙂

    Reply
    • 5 grudnia, 2017 at 10:42 pm
      Permalink

      Ahahahahah chyba nie aż tak, przynajmniej w ogólności. W szczególności to różnie bywa 😀

      Reply
  • 23 stycznia, 2018 at 1:29 pm
    Permalink

    Dziekuję za ten wpis. Wiedza w nim zawarta ułatwiła mi kilka rzeczy. Naprawdę daję dużego plusa za wpis.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.