Przez zaledwie trzydzieści lat pod rządami Borgiów we Włoszech mieli wojnę, terror i rozlewy krwi, ale też Michała Anioła, Leonarda da Vinci i Renesans. W Szwajcarii mieli za to pięćset lat spokoju, ciszy, demokracji i co z tego wynikło? Zegar z kukułką – jak przekonywał bohater filmu „Trzeci człowiek” grany przez Orsona Wellesa.
Kula w płot, co prawda pomysłowa i literacka, ale jednak. Nie dość, że zegar z kukułką pochodzi ze Schwarzwaldu, to jeszcze Szwajcaria ma o wiele więcej do zaoferowania niż tylko coś, co w zasadzie nie jest jej. Można by oczywiście długo dyskutować, czy sztuka rodzi się z chaosu, czy ze spokoju, ale nie chcę wchodzić na aż tak abstrakcyjny poziom. Bo dziś będzie mowa o zegarze z kukułką, który, jak już mówiłam, nie pochodzi ze Szwajcarii, ale został przez nią skwapliwie zaadoptowany.
Skąd się w takim razie wziął ten sprytny mechanizm kukający o każdej równej godzinie? Niemcy prowadzą na ten temat prawdziwy spór – sukces ma w końcu zawsze wielu ojców. Schwarzwaldczycy nie chcą oddać swojej palmy pierwszeństwa, pewne tropy wiodą do Pragi, a jeszcze inne do wschodnich Niemiec. Wiemy na pewno, że jednym z pierwszych wytwórców słynnego zegara był Franz Anton Ketterer z Schoenewaldu, który działał w pierwszej połowie XVIII wieku. Bardzo szybko oryginalny zegar zdobył popularność i kilka schwarzwaldzkich miasteczek tak dalece się wyspecjalizowało w jego produkcji, że praktycznie wszyscy ich mieszkańcy w ten czy inny sposób byli związani z tym rzemiosłem.
Dlaczego opowiadam w takim razie o zegarze z kukułką na blogu, którego głównym tematem jest Szwajcaria? Otóż tradycyjną, znaną nam formę tego zegara zawdzięczamy właśnie Szwajcarom. W drugiej połowie XIX wieku zegar z kukułką przywędrował do Szwajcarii. Jego szwajcarskim ojcem był Robert Loetscher z Brienz – producent pozytywek w kształcie misternie wyrzeźbionej drewnianej chaty górskiej (fr. chalet). I to on zbudował ptaszkom daszek nad głową wraz z całym tradycyjnym domkiem. Pomysł Szwajcara chwycił i niewielkie miasteczko Brienz w kantonie Berno zaczęło przyciągać turystów chcących mieć nietuzinkową pamiątkę z Alp. Szwajcarscy zegarmistrzowie sprytnie podłączyli się pod koniunkturę i stopniowo dokładali do oryginalnego konceptu swoje dekoracje: ruchome figurki drwali, pasterzy, górali pijących piwo, zwierząt na halach, pozytywki, młyny i inne elementy alpejskiego folkloru.
Zegar z kukułką w kształcie drewnianej górskiej chatki stał się takim standardem, że niemal przyćmił swoich schwarzwaldzkich dziadków i obecnie bardziej się kojarzy z typowym „swiss-made” niż z produkcją północnych sąsiadów.
Jak to się właściwie dzieje, że ten zegar kuka? Wewnątrz zegara ukryty jest prosty mechanizm oparty na dwóch piszczałkach organowych połączonych z miechami. Tradycyjny zegar z kukułką trzeba było nastawiać raz dziennie pociągając za wahadło.
Myślicie pewnie, że zegary z kukułką to taka trochę Cepelia, pamiątka, którą się przywozi z wojaży, a później wstydliwie wiesza w piwnicy, bo coś co świetnie wygląda w drewnianej siermiężnej chacie niemożliwie się gryzie z minimalistycznymi, współczesnymi wnętrzami. Właśnie całkiem niekoniecznie. Na pewno zauważyliście powrót do poroży jeleni, nie tych wypychanych, ale plastikowych, kartonowych, metalowych w surowej bieli, w kwiatki, pieski czy we wzór gazetowy. Taki sam come-back przeżywają w Szwajcarii zegary z kukułką, ale w całkowicie innym wydaniu. Pracownie zegarmistrzowskie proponują prześliczne, minimalistyczne cuda w każdym kolorze, tradycyjne, drewniane, skromne, czy też cyberpunkowe z wybebeszonymi wnętrzami.
A na koniec głupi dowcip o zegarze z kukułką, który zawsze mnie śmieszy:
Kobieta wybrała się imprezę z koleżankami. Powiedziała mężowi, ze wróci o północy.
– Obiecuję ci kochanie, nie wrócę ani minuty później!
Ale impreza była cudowna! Drinki, balety, i jeszcze więcej drinków, także kompletnie zapomniała, która jest godzina. Kiedy wróciła do domu była już 3 nad ranem. Weszła do domu, po cichutku otworzyła drzwi i usłyszała, że kukułka z zegara kuknęła 3 razy. Zorientowała się przerażona, że na pewno się obudził mąż, i zorientował się, która jest godzina, więc dokończyła sama to kukanie… Bardzo dumna i zadowolona z siebie, że chociaż była narąbana jak ruski czołgista, wpadła na taki dobry pomysł, szybciutko położyła się do łóżka.
Rano, podczas śniadania, mąż zapytał ją, o której wróciła z imprezy, więc mu powiedziała, że zgodnie z obietnicą o samiutkiej północy. On nic nie odpowiedział, nawet nie wyglądał na podejrzliwego, więc kobieta poczuła prawdziwą ulgę.
Po chwili jednak mężczyzna spojrzał na nią całkiem serio i powiedział:
– Wiesz, musimy zmienić ten nasz zegar z kukułką.
Zbladła ze strachu, ale zapytała niewinnym głosem:
– Taaaak???? A dlaczego, kochanie?
A on na to:
– Widzisz, dziś w nocy, kukułka zakukała 3 razy, potem – nie wiem jak to zrobiła – krzyknęła „O k***wa!” znów zakukała 4 razy, zwymiotowała w korytarzu, zakukała jeszcze 3 razy i padła na podłogę ze śmiechu. Kuknęła jeszcze raz, nadepnęła na kota i rozwaliła stolik w salonie. A potem powaliła się koło mnie i kukając ostatni raz puściła bąka i szybko zaczęła chrapać…
Zegary z kukułką raczej mnie nie grzeją, ale kawał przedni hyhyhy. Ale serio kobiety też chrapią i puszczają bąki?
Tak. To taka tajemnica, ale dobra, niech będzie, że wygadam. Tak. Oczywiście perfumą.
A, widzę, że zegary z plastiku wymieniłaś. Pocieszonym 😉
Widzę, że moi czytelnicy mają coraz bardziej abstrakcyjne tendencje. Pocieszonam 😀
Co do wyglądu zegarów z kukułką nie będę się wypowiadała, bo to kwestia gustu, a o gustach nie dyskutuje się. Nigdy bym sobie takiego cuda nie sprawiła, bo jak ta cholerna kukułka kukała by w nocy, to chyba szybko zakończyłaby żywota. Wystarczy, że budzik rano oznajmia, że pora wstać, a wtedy szczęśliwa nie jestem, pomimo, że nie wstaję skoro świt. Co do zegarów z kukułką – jeśli ktoś lubi takie twory sztuki użytkowej i jeszcze sprawia mu przyjemność, że co godzinę w jego własnym domu wydobywają się dźwięki miłe dla własnych uszu, to jest tylko i wyłącznie jego prywatną sprawą, co zwalnia mnie z dalszych komentarzy, przypisów i glos :-))).
Czytam od dawna Twojego bloga.Bardzo wielu ciekawych rzeczy dowiedziałam się o Szwajcarii.
Kupiłam niedawno Twoją ” czerwoną książeczkę”(bardzo lubię czerwony kolor).
Muszę powiedzieć,że jestem zachwycona.
Przeanalizowałaś (dla nas czytelników )ten kraj ,w sposób bardzo przystępny ,a zarazem konkretny.
Czyta się bardzo dobrze. Wiele z przedstawionych problemów dotyczy nie tylko mieszkańców Szwajcarii,ale ludzi z innych europejskich krajów.
Polecam moim rodakom ,aby sięgneli po Twoją książkę,może zastanowiliby się nieraz pod jej wpływem ,jak postąpić, jaką podjąć decyzję ,jak zachować się jako odpowiedzialny za swoją małą i większą Ojczyznę obywatel.
Dziękuję za tą małą- wielką książeczkę.
Pozdrawiam Noneczka
Dzięki, bardzo miło mi to czytać 🙂 Dla takich komentarzy chce się pisać dalej!
Kawał rewelacyjny 😀 Zegary z kukułką są u mnie hitem: dzieci są nimi zachwycone. Są w tym wieku, że na widok wychodzącego z budki ptaszka krzyczą : „jeszcze, jeszcze”. Chyba wszyscy tak mieliśmy – ja poczułam, że jednak coś mi w pamięci drgnęło, bo dawno dawno temu sama uwielbiałam te zegary 🙂