Właśnie się wakacjucję pod taką prawie palmą, tylko zamiast kokosów rosną na niej orzechy. W nocy skaczą po mnie takie prawie małpy, chociaż właściwie to są miałpy. Na pewno dość często mówię do nich: „No złaź ze mnie, ty małpo!”, a one na to „Miał, miał”, czyli wszystko się zgadza.
O świcie budzą mnie piejące hieny. Jak o 5 usłyszę to wycie to zawsze mówię: „Jutro rosół, ty hieno!”.
Często przylatuje do nas UFO, więc wujek musiał zbudować stację dokującą.
(Wujek – Asia, chodź no mi tu, zobacz moją sprężareczkę. Sam żem ją zrobił ze starej lodówki.)
Mamy tutaj też gęstą dżunglę, a że wylał Ganges to trzeba chodzić w gumiakach na agrest, porzeczki, zielony groszek i inne egzotyczne płody ziemi.
Czasami jak się zaczaimy z kością z zupy to możemy zobaczyć diabła tasmańskiego.
Jak jest za gorąco w tym egzotycznym kraju, to chowam się na luksusowym tarasie na drugim piętrze apartamentu wśród atłasowych pajęczych baldachimów. Chociaż tu dostałabym w ucho od mamy za oszczercze insynuacje, że w jej penthauzie w Krasnymjorku są jakieś zwierzęta z gatunku arachnoidów. Za to zgodnie z prawdą mogę podać, że jedna taka czarna wdowa plecie swoją sieć na lusterku jej maserati yaris i nawet jak jedziemy pięciopasmową autostradą Dublin vel. Lublin – Krasnyjork to czarna wdowa nam puszcza oczko zza szyby.
Mamy tu też mnóstwo moskitów, które wysysają krew lepiej niż Robert Pattinson na głodzie.
Ogólnie sam glamour, nie tak jak w tej wiejskiej Szwajcarii. Nawet krowy są tu w modnym ostatnio czarno-białym kolorze, nie jak w Helwecji. Nie wiedzą, że ostatnio beżowy jest passé!
Internet mamy tu szerokopasmowy, to znaczy, że żeby złapać trochę 3G, trzeba stanąć na jednym szerokim paśmie różowych klepek trzy kroki na lewo od drzwi. Oczywiście kablówka – bierzesz antenę, przyczepiasz kabel, łapiesz drugi koniec i już masz obraz jak złoto! Programy międzynarodowe w ramach opcji wczasów z językami obcymi, żeby nie było! – na przykład jak zawieje od wschodu to wszyscy tutaj trenujemy rosyjski. A „Animal Planets” to tu jest na żywo – dowody na powyższych zdjęciach. Za to dla wielbicieli seriali brazylijskich polecam tasiemiec „U sąsiadów jak co rano”, żeby ściszyć trzeba tylko zamknąć okno.
Moje wczasy są oczywiście All Inclusive z dziesięcioma ciepłymi posiłkami z najwyższej jakości produktów regionalnych. (Ciocia: Masz, zjedz, nagotowałam pierogów z jagodami. Mama: No weź jeszcze trochę rybki, świeża, jeszcze mi się wiła na patelni. Tata: Jesz ze mną sałatkę z rzodkiewki?) Driny, z czego tylko sobie wymarzę. (Tata, bądź dobry dla dziecka i podejdź po Perełkę!)
Wczasy mają szeroki wybór programów sportowych dostosowanych do różnych potrzeb – dla osób, które pragną pochwalić się nienagannym sześciopakiem proponujemy program treningowy „Młody rolnik w obrotach mojej mamy”, czyli kopanie dołów na drzewka owocowe, rozbijanie kamieni, rąbanie drewna i noszenie wody ze studni. Dla osób, które cenią sobie trening kardio, idealną opcją będzie program skoczny „Skocz no mi po…”. Konieczne abibasy, puny lub reedoki i plastikowa siatka. Nic tak nie zwiększa krążenia krwi w żyłach jak stwierdzenie „Zapomniałam ci powiedzieć, żebyś kupiła śmietanę!”. Niestety nie mamy oferty dla osób odchudzających się ze względu na bardzo intensywne dokarmianie.
No, i kto ma lepiej, hę? Kto mi jeszcze podskoczy jakąś Kubą, czy Dominikaną?