Dnie stają się coraz dłuższe, noc zapada już niemal o 22, stroje kąpielowe się wietrzą po zimowym zapiwniczeniu, sadełko jest torturowane na wszelkich fitnessach i joggingach, a skóra starzeje się w oczach na solarium. Jednym słowem: czas zacząć brązowo-słoneczny czas urlopów! Co na to szwajcarskie krowy?

Szwajcarskie krowy nic sobie nie robią z diet-cudów i już od niemal miesiąca wsuwają trawę aż miło. A potem robią kupę za kupą. Licząc przeciętnie 10 takich sympatycznych placuszków dziennie. Nic by się nie działo, kupa krowia wszak to sam pachnący nawóz (pomijam sprawę zwiększenia dziury ozonowej, ale ja wolę np. ograniczyć użycie produktów w aerolozu niż zatykać krowom pupy).

No tak. Ale nie wiem, czy wiecie, że krowa sadzi placuszki, a potem kręci swoim krowim noskiem na trawkę, która sobie rośnie w ich pobliżu. Po drugie, żeby takie to oto kupy się wchłonęły w glebę, trzeba je rozdrabniać.

Szwajcarscy hodowcy krów sobie pomyśleli: dlaczego by to robić samemu, jak można to robić chętnymi, darmowymi rękami turystów. I w taki sposób powstał jeden z najdziwniejszych sportów narodowych Szwajcarii: Chüefladefäscht.

Na czym to polega? Każdego roku na początku września w przepięknej położonej na wysokości 2000 m npm wiosce Riederalp odbywa się Festiwal Krowich Placuszków powiązany z wielkim Turniejem Rozbijania Kup.

Zasady turnieju są proste:

-2 godziny,

-2 zawodników w grupie,

-3 techniki do wyboru: technika na modną pannę z miasta – „kopaj go gumiokiem”, technika na angielskiego lorda – kijem golfowym i technika na Jakuba Wedrowycza – widłami.

3 pierwsze ekipy, które rozbiją najwięcej kup, wygrywają główne nagrody – kosze alpejskich przekąsek! Może w tym roku weźmie udział jakaś polska ekipa?

Tutaj info dla zainteresowanych:

http://www.aletscharena.ch/sites/en/aletscharena/offre/tradition.html?list:view=details&id=338

O tej dziwnej tradycji dowiedziałam się z bloga Diany Korzeb:

http://dianakorzeb.pl/2013/09/02/chuefladefascht-co-to-w-ogole-jest/