Spojrzał głęboko w oczy i skradł serce od pierwszego spojrzenia. Albo znałyśmy go od jesieni, ale kiełki uczucia zakwitły dopiero wiosną. I co teraz? Brać czy nie brać? Oto jest pytanie!
Znów temat inspirowany historią polsko-szwajcarskiego dość świeżego związku koleżanki Karoliny z ostatniego postu. Dość długo rozmawiałyśmy o różnicach pomiędzy związkami polsko-polskimi i mieszanymi i dzięki tym rozmowom zdołałam wyciągnąć wiele interesujących wniosków.
Po drugie, praktycznie od czasu powstania mojego bloga dostaję wiele wiadomości od dziewczyn, które właśnie poznały Szwajcara, zaiskrzyło i zastanawiają się, czy jest sens inwestować w tą relację lub od takich, które już od wielu lat są w mieszanym związku i chciały się ze mną podzielić swoją historią. Tak to jest z blogerami, którzy starają się utrzymywać kontakt ze swoimi czytelnikami – zbierają te historie jak kamyczki do kieszeni i wyciągają je jak króliki z kapelusza, gdy przyjdzie odpowiednia pora.
Brać czy nie brać? Czy istnieją cechy charakteru, które mogą dyskwalifikować osobę jako stronę mieszanego związku?
Tak, niestety albo stety tak. Szczerze w to wierzę, że nie wszyscy się nadają do mieszanych relacji i prawdziwe szczęście znajdą tylko i wyłącznie z Polakiem. I to nie jest żadna skaza, ani problem! Taka ich uroda.
1. Akceptacja niepewności
Ten pierwszy aspekt dotyczy nie tylko związku ze Szwajcarami, ale wszystkimi obcokrajowcami. Po pierwsze – w mieszanych związkach pod górkę będą mieli wszyscy, którzy mają problemy z akceptacją niepewności. Jeśli sto razy na dzień sobie powtarzasz: Kocha mnie, czy nie kocha? Zdradza mnie czy nie zdradza? Co miał na myśli, gdy powiedział to i to? Dlaczego nie odpisał na SMSa przez te 3 minuty? to znaczy, że możesz mieć problemy z mężem obcokrajowcem. A żeby zaakceptować tą niepewność trzeba mieć po prostu niezachwiane poczucie własnej wartości i dość sporą empatię. Dlaczego akurat w mieszanych związkach nie możemy uniknąć niepewności? Dwie sprawy: bariera kulturowa i potencjalnie większy dystans w związku.
2. Akceptacja bariery kulturowej
Być może świetnie porozumiewasz się w języku partnera albo wspólnym języku, ale język uczuć i emocji to zupełnie inna bajka. W końcu jak mu powiedzieć, że Ty jesteś zaangażowana, żeby nie zabrzmieć zbyt poważnie albo zbyt lekko? Takie malutkie niuanse tworzą tutaj barierę, która czasami jest nie do przejścia.
Tak, tak, bez względu na znajomość języka i realiów bariera zawsze będzie – bo Twój mężczyzna został inaczej wychowany, zna inne kody kulturowe, inaczej rozumie pewne rzeczy, dlatego tą barierę należy po prostu zaakceptować. Ja myślę tak, partner myśli inaczej, to nie znaczy, że trzeba kruszyć kopie, czy wybierać zgniły kompromis.
Moja koleżanka Ewa od wielu wielu lat była w bardzo udanym związku ze Szwajcarem. Zawsze nam opowiadała, że są dla siebie stworzeni, rozumieją się bez słów, nie ma pomiędzy nimi żadnej bariery. I faktycznie, wyglądali jak dwa małe ptaszki w gniazdku… przed urodzeniem dziecka. Na świat przyszedł mały Daniel. I co? I nagle przestało coś działać; okazało się, że ojciec dziecka zupełnie inaczej interpretuje swoją rolę i ten cały proces wychowywania dziecka. Z wielkim szokiem Ewa zrozumiała, że o babci do pomocy może sobie tylko pomarzyć, ojciec dzieckiem się co prawda zajmuje, ale jest zwolennikiem tzw. „zimnego chowu”, o którym domyślacie się pewnie jakie Matka Polka ma zdanie… Zdajecie sobie na pewno sprawę, że takie sprawy najlepiej przedyskutować przed faktem dokonanym, na zimno; in actu wychodzi z tego najczęściej wielka awantura pełna wzajemnych pretensji. Takie właśnie codzienne konflikty doprowadziły w końcu do rozwodu i Ewa przez kilka lat twierdziła wszem i wobec, że Szwajcarzy są beznadziejni i do niczego się nie nadają. Związała się z Polakiem, ale po kilku latach się rozstali. I jaki jest finał tej historii? Po kilku latach Ewa i jej były mąż Szwajcar do siebie wrócili i ta pierwsza miłość wróciła również! Jakim sposobem? Podczas ich rozstania, gdy już emocje opadły, mogli sobie na spokojnie wiele rzeczy przedyskutować, przedstawić swoje punkty widzenia i tak naprawdę „się dotrzeć”. Okazało się, że wielu rzeczy można by uniknąć, gdyby Ewa (jak się pewnie domyślacie, czytelniczka SzBlabliblu ze zmienionym imieniem) tak naprawdę założyła sobie już na samym początku, że różnice się pojawią, dlatego każdy ważny krok w życiu trzeba przedyskutować!
I taka jest moja rada! Nie chcesz się niemile zdziwić? Dyskutuj o każdej sprawie! Co trzeba koniecznie obgadać w związku szwajcarsko-polskim (z doświadczenia autorki i jej polskich koleżanek i czytelniczek):
1) Ślub,
2) Intercyza,
3) Tradycyjna rodzina wersus kobieta pracująca,
4) Dzieci,
5) Zarządzanie domowymi finansami,
Mała wskazówka: Szwajcarzy są przyzwyczajeni do o wiele bardziej rozwydrzonych kobiet, także nikomu nawet nie drgnie oko, jeśli w czasie dyskusji o opiece nad dziećmi powiesz, że np. czwartek chcesz mieć tylko dla siebie, bo chcesz iść do fryzjera, kosmetyczki i spotkać się z dziewczynami na winko. Spokojnie też do domowego budżetu możesz włączyć paznokcie, siłownię, czy kurs gry na tamburynie – dla nas luksusy to dla nich norma (i niech Ci nawet też oko ani ucho nie drgnie, jeśli Twój luby do domowego budżetu włączy nowego BMXa, winyle albo jogę).
Ważna kwestia – kwestia intercyzy. Wśród Szwajcarów to norma, wśród Polaków nadal kontrowersja. Jeśli Szwajcar zaproponuje Ci intercyzę, to nie jest oznaka braku zaufania, ale próba zabezpieczenia interesów obydwu stron przed faktem. Kto to przeżył, wie, jak żałosne jest dzielenie fotela i wyciskarki do soków na pół…
Reasumując – załóż od początku różnice w związku mieszanym, a nie podróżuj gdzieś tam na fali miłości przez burzliwe szwajcarskie…. jeziora. I nie nadinterpretuj!
3. Akceptacja większej przestrzeni w związku
Tyczy się to nie tylko związków polsko – szwajcarskich, ale wszelkich związków mieszanych z obywatelami państw Europy Północnej. Myślę, że związki z południowcami mogą mieć nieco inną dynamikę, dlatego nie chciałabym tutaj za bardzo uogólniać.
Przestrzeń w związku to tak najogólniej mówiąc te stereotypowe „wyjścia na ryby”. Nieważne, czy się coś złapie, ale ten czas spędzony oddzielnie jest czasem świętym. Związki Polek z Polakami różnią się od siebie pod tym względem, ale nadal większość poza czasem spędzonym w pracy resztę całkowicie poświęca swojemu partnerowi i rodzinie. Jeśli ma się znajomych, ma się wspólnych znajomych, jeśli się Kaśka przyjaźni z Lidką, to mąż Kaśki przyjaźni się z mężem Lidki itp.
W związkach ze Szwajcarami zapomnij o dzieleniu całego czasu wolnego i lepiej to zaakceptuj. Dla Szwajcarów czas dla samego siebie, swojego hobby, zajawek, swoich i tylko swoich znajomych to rzecz niezbywalna. Nie próbuj mu wchodzić na głowę. Najgorsze co możesz zrobić to powitać go powracającego z gokartów ze szmatą w dłoniach i wyrazem żalu w oczach: „No tak, ty się bawisz, a co, uważasz, że to się samo sprzątnie?!” Polak to zrozumie, bo najpewniej tak postępowała jego matka, a Szwajcar nie.
Znajdź sobie swoją niszę. Idź na kurs robienia sushi, ściankę wspinaczkową, czy zrelaksuj się w saunie. Pewnie teraz mi odpowiesz, że kasy nie ma, a – no właśnie – chata się sama nie wysprząta, a dziecko się samo nie przypilnuje… To tylko spróbuj, po prostu spróbuj tak: „Kochanie, idę w sobotę z Ziutą na fitness, a potem na wino w celu uzupełnienia straconych kalorii ma się rozumieć. W domu burdel, czasu nie ma, żeby sprzątać, może weźmiemy jakąś miłą panią do sprzątania i nianię dla naszej Gryzeldy?”
Dam 100 na 100, że Szwajcar się z tego pomysłu ucieszy!
Kwestia przestrzeni w związku nie dotyczy wyłącznie czasu spędzanego osobno. Jest to również kwestia tego, co się ze sobą dzieli. Mam wrażenie, że związki polsko-polskie są o wiele bardziej hmmm… przyjacielskie, czyli mężczyzna jest takim trochę partnerem, trochę tatusiem, trochę przyjacielem, a kobieta o wiele bardziej mamusią niż w związkach ze Szwajcarami. W praktyce chodzi o to, że Szwajcar będzie się starał zamykać toaletę przy siusianiu nawet po kilku latach związku. O odgłosach trawiennych dolnych i górnych, rozmowach o różnych konsystencjach ludzkich wydzielin nie wspomnę. Do tego może się okazać naprawdę zszokowany, jeśli zaczniesz się z nim dzielić bolesnymi szczegółami swojej miesiączki.
Mogłabym tutaj podać wiele argumentów „za” szwajcarskim pozornym dystansem w związku rzucając odwołując się do buddystycznego konceptu „oneness” i „twoness” i starych dobrych prawd „aby zatęsknić, trzeba się od siebie oddalić”, ale nie jestem tu po to, żeby Wam prawić, jak powinno to wyglądać. Każdy ma swoje potrzeby i wizję związku i wiele osób, które nawet rozumieją i przyjmują do siebie argumenty, żeby dać drugiej osobie oddech w związku, czują się bardzo nieszczęśliwe i niepewne, gdy są same, a druga osoba gdzieś im się z tej wędki urwała.
Możecie oczywiście to krytykować lub wychwalać (najczęściej Polacy to krytykują, uznając że związek ze Szwajcarem to nie prawdziwy związek, bo nie jest tak bliski jak związek polsko-polski). Ja uważam, że dla każdego coś miłego. Nie wszyscy spełnią się w takim związku i zależy to przede wszystkim od charakteru. Jeśli masz dość dużą potrzebę swobody w związku, masz dość duże poczucie własnej wartości i tzw. „swój świat”, to związek ze Szwajcarem może być właśnie dla Ciebie! Jeśli natomiast potrzebujesz bliskiej, intymnej relacji, gry tylko w otwarte karty, chcesz każdą chwilę poświęcić dla ukochanego, to związek ze Szwajcarem może się okazać udręką dla obydwu stron. Warto to przemyśleć przed wykonaniem pierwszego kroku!
bardzo fajny post 🙂 zaskakujące jak wiele jest związków polsko-szwajcarskich, przecież to taki mały naród! mój Szwajcar jest chyba jakiś inny, dystans coraz mniejszy, a on coraz cieplejszy 🙂
Szwajcar Szwajcarowi nie równy, trzeba się dobrze poznać!
Mój mąż chyba jest jakimś ukrytym Szwajcarem, bo prawie wszystko się pokrywa – muszę dokładniej zbadać jego drzewo genealogiczne 😉 Z tą panią do sprzątania to też nie byłby głupi pomysł, możliwe że ja też jestem mentalną Szwajcarką pod tym względem 😉
A co do intercyzy, to rozmawiałam o tym kiedyś z C. i jeśli dobrze zrozumiałam, to w Szwajcarii rozdzielność lepiej chroni przed potencjalnymi wierzycielami, w Polsce niekoniecznie (to oczywiście zależy od konkretnego przypadku i powstrzymam się przed wchodzeniem w szczegóły, ale w wielu przypadkach wierzycielom trudno się dobrać do majątku wspólnego i muszą się bardziej nagimnastykować, żeby najpierw doprowadzić do rozdzielności i capnąć połówkę majątku swojego osobistego dłużnika).
Ta zasada przestrzeni w związku powinna dotyczyć wszystkich par, polsko-polskich też. Zanim poznałem jednak żonę to miałem nieprzyjemność być w paru związkach z tzw. kobietami-bluszczami i wtedy uważałem, że to tak musi być. Na szczęście żona rozumie, że musi mi dać trochę oddechu, że jeśli wyjdę z kumplami na piwo, to nie będziemy wyrywać panienek, tylko pić to piwo, nieszkodliwie.
Drogie Panie, dajcie trochę oddechu:)
Ciekawy wpis 🙂 Tak czysto teoretycznie się nad tym kiedyś zastanawiałam i jednak wolę być z Polakiem właśnie z powodu tego porozumienia językowo-kulturowego. Absolutnie nie uważam, że związki mieszane są gorsze 😀 Pewnie wręcz przeciwnie, bo poszerzają horyzonty, ale jednak… Odkąd jesteśmy za granicą widzę to jeszcze wyraźniej – fajnie jest w domu rozmawiać po polsku, czytać te same gazety i dziwić się podobnym rzeczom. A już w ogóle podziwiam mieszane pary, które słabo znają języki obce i mimo to są w stanie jakoś wszystko przegadać i się porozumieć…
Bardzo mi się podoba natomiast to szwajcarskie podejście do przestrzeni tylko dla siebie, osobnych znajomych i czasu na hobby. U mnie jest co prawda dokładnie tak samo, ale coś w tym chyba jest, że polską normą jest raczej pełna symbioza i wiszenie na sobie.
„Symbioza” to właśnie to słowo, którego cały czas szukałam w głowie podczas pisania tego tekstu! I miałam go na końcu języka! Pasuje w 100 % do opisu typowej polskiej relacji.
Teraz się zastanawiam, czy nie napisałam masła maślanego, bo symbioza chyba nie może być niepełna 😉 Nie wiem też czy to naprawdę typowa polska relacja, ale jak przypomnę sobie koleżanki, które się całkowicie zmieniły pod wpływem swoich zaborczych misiów… to choć to smutne i straszne, to chyba jednak dość częste. Dobrze wiedzieć, że w Szwajcarii jest inny model 😉
Ale też nie wszyscy Polacy tacy są, trzeba oddać sprawiedliwość 😀
Racja.
Tak, tak, i koleżanki się zmieniają pod wpływem zaborczych misiów, i koledzy się robią wystraszeni, grubi i rozflaczeni pod kobiecym pantoflem, to działa w obie strony.
To działa w każdym związku. Nie jest powiedziane, że Polak nie będzie zwolennikiem zimnego chowu. „Ewa” rozwiodłaby się z moim polskim partnerem od razu. Z opieką babci w Polsce też różnie bywa, zwłaszcza jak babcia jest dość młoda i jeszcze pracuje. W ogóle mam wrażenie, że niektóre kobiety nie radzą sobie w związkach, nie są tolerancyjne, mają swoją wizję rodziny i ją twardo realizują… a tu klops, bo druga strona ma inne zdanie. No to uciekają za granicę, że niby obcokrajowiec lepszy. Ano nie lepszy, nie gorszy, nie ma tak, by partner robił wszystko pod komendę partnerki, bo to nie związek tylko dyktatura.
„Jeśli sto razy na dzień sobie powtarzasz: Kocha mnie, czy nie kocha? Zdradza mnie czy nie zdradza? Co miał na myśli, gdy powiedział to i to? Dlaczego nie odpisał na SMSa przez te 3 minuty? to znaczy, że możesz mieć problemy z mężem obcokrajowcem. ”
A z Polką/Polakiem nie? 😀 Świadkuję takiej sytuacji w związku Polka-Polak. I nie wiem jak to z obcokrajowcami, ale Polacy chyba mają tendencję do tkwienia w takiej toksycznej relacji – przelewając góry łez (bo się obraził, że nie odebrała telefonu) lub klnąc na wszystko w otoczeniu (bo sie obraziła, że poszedł do kolegi) – zamiast albo trochę zaufać, albo dać sobie spokój . Taka podejrzliwość to chyba zawsze jest masakra i nie służy żadnemu związkowi.
„Czy warto brać” – tego typu zastanowienia, zawsze mnie rozbrajały u kobiet. Jeżeli zaiskrzyło, warto poznać, zobaczyć co serce podpowie dalej. Dlaczego to nie jest oczywiste? Dlaczego kobiety lubią robić sobie problemy i zastanawiać się, czy wgl w to wchodzić? A skąd mają to wiedzieć, jeśli nie sprawdzą?
1. Z takimi cechami, kobieta wgl będzie miała problem z osiągnięciem spokoju i szczęścia w związku. Zadręczy się bez względu na narodowość partnera.
2. Zapoznanie się z kulturą i totalnie wszystkim innym, co potencjalną rodzinę szwajcarską dotyczy. Zwyczaje, „rodzaj chowu” jak to wygląda (tak na przyszłość), to są niejako ciekawostki też dla kobiety, tylko żeby nie popaść w maniakalne przeprowadzanie śledztw 😀
Oboje musieliście dojrzeć do pewnych spraw, rozmów, happy end wygląda przecudownie, ale ileście dział armatnich wytoczyli, to już inna bajka.
A propos, zauważyłam, że dziewczyny ciągle wszystko interpretują, zazwyczaj na czarno. ;/
3. Czas dla samej siebie, swojego hobby, zajawek, swoich i tylko swoich znajomych to rzecz dla mnie aż sakralna. To rozumiem.
W kwestii tematów osobistych, tudzież samego partnerstwa, jednak wolę Polaka, doceniam partnerstwo i przyjaźń. Choć myślę że ten opisywany dystans, jaki opisujesz, nie jest aż tak… powiedzmy, inny… by uznać za drażliwy czy coś. Myślę też, że to kwestia charakterów. Sposób w jaki spędza się dzień, generalnie moim zdaniem nie powinien negatywnie wpływać na związek, aczkolwiek wiemy, że bywa zupełnie inaczej.
Rozpisałam się…. Serdeczne pozdrowienia 🙂
Tak się zastanawiam: skoro w Szwajcarii zawsze istnieje pewien dystans między dwojgiem ludzi, to rozumiem, że porody w obecności ojca chyba nie są zbyt popularne? No bo porodówka to pełen hardcore.
Wiem, że porody z oglądaniem wszystkiego od strony… wyłażącego dziecka są niepopularne i niepraktykowane, ale tak od strony głowy matki, z trzymaniem za rączkę jak najbardziej 😀
ja bym dodała od siebie, że jak ktoś poważnie myśli o dzieciach z obcokrajowcem to się powinien brać za naukę języka, to już wyższy level, gdzie trzeba wyartykułować takie rzeczy jak: „wędzidełko wargi górnej”czy „powiększony migdal nosowy” w obcym języku. Słowa klucze typu „something”, „oh you know” mogą nie wystarczyć, tym bardziej u lekarza. Przydatne jest też wdupiemaństwo własnej niedoskonałości językowej, np. gdy trzeba zadzwonić na pogotowie i zakomunikować, że Gryzelda właśnie pożarła książkę. Z innej beczki, znacie jakieś związki Polak – Szwajcarka?
Ja słyszałam o dwóch, ale nie miałam okazji nawet z nimi porozmawiać. Jeden związek tworzy dość znany na portalach polonijnych mężczyzna, którego kojarzę wyłącznie przez Internet, z drugiego związku znam tylko Szwajcarkę, która z moim chłopakiem chodziła na kurs polskiego.
Od Polki mieszkajacej w CH ponad 20 lat uslyszalem, ze szanse na rozwod w zwiazku Polki ze Szwajcarem są ok 90%. W pewnym momencie rzecz idzie o pieniadze i jest nie do przeskoczenia – to ponoc najczestszy scenariusz. Powodzenia – bo faza zauroczenia to nie to co życie „długo i szczęśliwie”.
I żeby nie było, że jakiś szowiniz… Polki to (statystycznie) najwyższa klasa światowa, więc nic dziwnego, że się eksportują. Polscy faceci – (też na statystyke) są dość kiepscy, w PL jest od lat jakiś kryzys męskości – chyba wciąż komuna wpływa 😐
Ej, Szanowny Panie Admirale Torpeda – chyba sobie Pan kpisz z tą marnością Polskich Mężczyzn?
Jakie wytyczne obrałeś, wyciągając taki wniosek? Jeżeli zasobność portfela – to się zgodzę.
Przepięknie napisany artykuł, oby wiele osób przed założeniem JAKIEGOKOLWIEK stałego związku zastanowiło się, czego tak naprawdę potrzebuje od drugiej osoby i by oboje to ze sobą przedyskutowali. Co już jest OK, a co mogłoby się poprawić.
Po tym artykule wiem, że na pewno ja bym ze Szwajcarem nie dała rady. Daję swojemu Polakowi dużą przestrzeń, bo wiem że bardzo tego potrzebuje. Ale to jest dla mnie wyrzeczenie i trudność. Chyba jestem mocno stereotypową słowianką, która kocha ciepełko domowego ogniska i bliskość rodziny.
Mimo że mam mnóstwo pasji i pomysłów pochłaniających czas, to jednak wielką radość mi sprawia wracanie na noc do męża. Uwielbiam u Polaków właśnie tą ich troskę, to tatusiowanie, tą zaradność, pomimo, że starują bidne chłopaki od zera ( do bohatera! ) .
Generalizuję i ubarwiam wizję Polskiego Mężczyzny – bo niestety jak wspomniałam w innym komentarzu, Polacy lubia papugować zachód. A na zachodzie „Money, Power & Glory” nie idą w parze z „loyalty” nie idą w parze. Do tego wielkie korpo i ich ” na integracji to nie zdrada” .
Mój mąż to taki Polak z dobrym serduszkiem i głową na karku. Osiedlowy chłopak, który wie jak źle może być, wie że kobieta jęczeć musi, bo jego matka tez jęczała i docenia, gdy się hamuje.
Odkąd go znam, strasznie zapalił się we mnie wielki szacunek do chłopaków ” z ulic”, mądrych, świadomych, znających życie w biedzie i rozumiejących niebezpieczeństwo „wyścigu szczurów”.
Przyglądałam się czas jakiś Niemcom. Nieziemsko przystojni, ubrani bardzo markowo, wyluzowani, bezstresowi… . Mimo ich aryjskich twarzy adonisów z wymuskanymi grzywkami, drażniło mnie w nich to, że nie mają pojęcia jak hardcorowe jest życie w Polsce.
Polacy są szalenie przystojnymi facetami, lubię tą wschodnią surowość ich twarzy, rozumiem frustrację jaka w nich czasem przelewa czarę goryczy ( związaną zawsze z niemocą finansową ) i szanuję za to, że potrafią podnieść czoło i walczyć dalej.
Przy Polakach Spartanie to dzieciaki w piaskownicy ( pamiętacie bitwę pod Hodowem? )
I wkurza mnie, gdy Polscy mężczyźni czują się gorsi.
Jestem hodowcą i genetykiem, i wierz mi Admirale Torpeda, że „reproduktora” do przedłużenia mojego rodowodu wybrałam w bardzo przemyślny sposób. 😉
Polak ma świetne geny, świetną krew, tylko kraj taki jakiś do dupy.
Mój pół Szwajcar – pół Węgier od początku otwarty, przystępny, było o dziwo w miarę łatwo. Całe szczęście dla mnie, bo zostałam trochę „nastraszona” wcześniej 😉
🙂 super artykul, trafiasz w sedno 🙂
…ja w swoim popełniłam największy błąd wychodząc za mąż za Szwajcara, przed ślubem były obiecanki cacanki a po ślubie chodzę sprzątać aby mieć dla siebie kasę. Teraz nie wiem jak mam się z tego dziadostwa wyplątać.
Rozwód! Ściski…