Kościół w mojej wiosce jest zamknięty na głucho i nabożeństwa odbywają się w nim tylko kilka dni w roku. Niemniej jednak o każdej pełnej godzinie w dzień czy w nocy bije dzwon. Co więcej, o pewnych godzinach dzwon bije co piętnaście minut przez kilka minut, a o północy bije dwa razy po dwanaście uderzeń – pięć minut przed i o godzinie zero.
Dla mnie brzmi to jak wspaniała muzyka – czysta i głęboka pośród ciemnej nocy. No tak. Ale ja mieszkam 800 metrów od kościoła, na samym skraju wioski. Co natomiast myślą o tym sąsiedzi kościoła?
Oczywiście, wiele osób protestuje, nie będę nikomu mydliła oczu, że jest inaczej. Ale większość Szwajcarów jest do tego przyzwyczajona od dzieciństwa. Podam przykład. Znajoma para mieszka dosłownie 20 metrów od wielkiego dzwonu kościoła w Aubonne – dokładnie na jego wysokości. Gdy bije dzwon, cały dom się trzęsie włącznie z szybami, a nieprzyzwyczajeni goście podskakują ze strachu. Kilka miesięcy temu para powiła szwajcarskie niemowlę. Myślicie, że dziecko budzi się co godzina wraz z wybiciem pełnej godziny? Całkiem odwrotnie! Kilka dni temu byłam świadkiem tego, jak niemowlak na przeraźliwy dźwięk dzwonu po pół godzinie niemożliwych wrzasków rozluźnił się i zasnął (może tak bardzo się przestraszył?) Para przekonuje, że prawdziwe problemy z uśpieniem dziecka się zaczynają, gdy maluch śpi poza domem. Tak jakby ten dźwięk, który dzidziuś już słyszał w brzuchu mamy informował go, że przecież wszystko jest ok…
Szwajcarzy tak mają, a jak sobie z tym radzą liczni imigranci? Kwestia kościelnych dzwonów to temat numer jeden wszystkich forów ekspackich. Bo najczęściej wygląda to w ten sposób: ekspat nr 1 z całą rodziną z laickiej Francji szuka mieszkania w niby również laickiej Szwajcarii. Po dwóch miesiącach intensywnych poszukiwań rodzina znajduje śliczne mieszkanko w centrum wsi z widokiem na urokliwy kościół. Historia zaczyna się różowić już w czasie przeprowadzki, gdy ojciec rodziny spuszcza sobie 2-tonową szafę na stopy na dźwięk dzwonu. „W końcu koniec świata, dzwonią hurmy niebieskie, co za różnica, czy będę pił grog z Lucyferem z jedną, czy dwoma stopami.” Po krótkiej chwili poszukiwań źródła tego hałasu, wychodzi na to, że nie dzwonią anieli, ale pobliski dzwon z tego przepięknego kościoła. Po kilku dniach na tabletkach nasennych, po nabraniu kilku niebezpiecznych tików nerwowych i trzech próbach samobójczych rodzina udaje się do najbliższej sąsiadki, 80-letniej Szwajcarki, żeby jej zapytać, czy jej nie przeszkadzają dzwony kościelne. „A jakie dzwony?” zapyta zdziwiona Heidi tuż po wybiciu sześciu uderzeń.
Czy dzwony można wyłączyć lub wyciszyć? Decyzje na ten temat odbywają się na szczeblu lokalnym. Sąd federalny Szwajcarii podał informację, że jeśli osoby, których mieszkania są oddalone od kościoła o określoną odległość będą składać zażalenia na dźwięk dzwonów, gmina musi zareagować. Brzmi obiecująco, prawda? Jednak w kolejnym postanowieniu sąd federalny podważył swoją poprzednią decyzję. Gmina niby musi zareagować, jednak sprawy o zakłócanie ciszy nocnej ciągną się jak guma od majtów ciotki Brysi.
Dlatego rady dla wszystkich wrażliwych na dźwięki imigrantów – koniecznie sprawdzajcie odległość Waszego przyszłego gniazdka od kościoła.
Miało być również o dzwoneczkach krowich, ale w końcu temat ich większych kościelnych kuzynów zrobił się tak substancjonalny, że krowy idą na warsztat w nieco innym terminie. W Wy? Śpicie jak szwajcarskie niemowlęta przy dźwiękach dzwonów czy leczycie swoje skołatane nerwy dużą ilością Apricotine?
Ja bym raczej należała do tej drugiej grupy. Mam bardzo lekki sen więc pewnie za każdym biciem dzwonów bym się budziła.
Kwestia przyzwyczajenia, z każdą wizytą przeszkadzają mi coraz mniej. Poza tym tu w Polsce mieszkam jakieś 200 m od kościoła i zupełnie ich ‚nie słyszę’. Miałam wręcz problem jak wymieniliśmy okna i nagle zniknęły dźwięki z przesypowni na drugim końcu dzielnicy. Co noc mnie usypiały aż tu nagle głucha cisza 😉
swego czasu też mieszkałam bliżej niż dalej dzwonu, a w Poznaniu 2 ulice od autostrady – aby przypomnieć sobie czy mi to przeszkadzało muszę wytężyć umysł – to chyba kwestia przyzwyczajenia i ignorowania niektórych dźwięków, albo i szukania dziury w całym ;))
Wydaje mi się, że to jest kwestia jakiejś takiej ogólnej wrażliwości na dźwięki. Mój eks parę eksów temu był super wrażliwy, więc za każdym razem podskakiwał, jak moja studencka pralka marki Frania wchodziła na kolejny rzeżący ton sugerujący jej niechybny wybuch. Zatrzymywał się za każdym razem, jak wydawało mu się, że słyszał jakiś dziwny dźwięk z silnika i prowadził prawdziwe podjazdowe wojny sąsiedzkie. A ja nigdy nie potrafiłam zrozumieć, co on słyszy szczególnego, bo mój umysł po prostu wyciszał te wszystkie hałasy…
A to ci ciekawostka :D. Swoją drogą, skoro te kościoły są raczej ozdóbką, to czy przerabia się je jakoś? U mnie w Szkocjach kościołów jest pełno, ale sporo jest właśnie przerobionych: a to na sale ze ścianką do wspinaczki, a to na teatr itp.
Ja jeszcze nie zauważyłam żadnych przerobionych kościołów w Szwajcarii, ale to nie znaczy oczywiście, że ich nie ma… Muszę się zorientować co do tematu! A w Szkocji byłam w jednym wspaniałym barze zrobionym z kościoła!
Ja szybko się dostosowuje, mam tak od dzieciństwa. Pierwsze dni może byłyby dla mnie męczące, ale potem nie byłoby z tym problemów. Jedynie co mi przeszkadza, to światła 😉
Pewnie szybko by sie okazalo, ze jestem kuzynka Heidi (u mnie w rodzinie tez wystepuja to imie, choc ze Szwajcaria nam nie po drodze), bo dzwonow bym nie slyszala. Jakos dziwnie szybko sie asymiluje . O smieciarkach halasujacych w nocy w kazdym hiszpanskim zakatku dowiedzialam sie dopiero wtedy jak juz mieszkalam w Londynie i o halasie poinformowali mnie znajomi. Dopiero wtedy skojarzylam, ze owszem slyszec je slyszalam, ale uznawalam za jest to tak samo naturalne jak gdzie indziej na przyklad kroki przechodniow i zupelnie do mojej swiadomosci nie docieralo.
Parę lat mieszkałam w centrum dużego miasta przy szpitalu i dworcu oraz w zasięgu trzech kościołów. Latem echo niosło tak, że nawet zapowiedzi pociągów słyszałam i … nic. Spałam jak zabita, rano budziły mnie budziki strategicznie porozstawiane po różnych kątach pokoju. Za to raz nocował u mnie kumpel z małej wioski i się rano pyta „jak ty tu k*** możesz spać!!!, pociągi, tramwaje, dzwony, karetki”. No jak to jak, zamykam oczy i śpię a on bidak podobno oka nie zmrużył.
U mnie to zależy w jakim jestem stanie ducha. Jeśli sypiam normalnie, to nic mnie nie jest w stanie ruszyć! Jeśli natomiast jestem trochę podenerwowana, czymś się martwię i mam problemy z zaśnięciem to wszystko mi przeszkadza! A tak w ogóle to jestem miejska dziewczyna i jak się przeprowadziłam na wieś, to dziwnie się czułam w nocy, bo jak dla mnie, było zbyt ciemno 😉
Oj z tą ciemnością na wsi to fakt.
Najzabawniejsze, że stwierdziłam to dopiero po 16 latach życia na wsi ( od urodzenia ) !!!
W wieku 16 lat wyjechałam do większego polskiego miasta do internatu licealnego. Mieszkałam w centrum i o dziwo światła, samochody i ogólny zgiełk nie przeszkadzał mi ani odrobinę.
Szoku doznałam po 2 tygodniach życia w mieście, gdy wróciłam na weekend na moją rodzinną, zabita dechami wieś. Kładę się spać w swoim pokoju, tak jak zwykle robiłam to przez wcześniejsze 16 lat mojego życia, gaszę oświetlenie ledowe podświetlające moją ścianę, przy łóżku i co odkrywam?
„Jezu, tu jest tak ciemno, że własnej ręki nie widzę!” 😀
teraz wreszcie wiejska droga, przy której mieszkają moi rodzice dorobiła się przydrożnych lamp, więc już wieczorami jest całkiem miejsko.