„Jesteśmy uprzywilejowani. Urodziliśmy się w bogatym i stabilnym państwie. Niczym sobie na to nie zasłużyliśmy. I dlatego mamy moralny obowiązek pomagać tym, którzy nie mieli takiego szczęścia” – po raz pierwszy usłyszałam to jakieś dziewięć lat temu od Szwajcara, który później stał się moim partnerem życiowym. Pamiętam, jak wiele mi to dało do myślenia. „Jesteśmy uprzywilejowani”. Mieszkając w Polsce wcale a to wcale nie czułam się uprzywilejowana, a jednak, patrząc obiektywnie, byłam w ekskluzywnej grupie mieszkańców naszego globu, którzy nie martwią się tym, co włożyć do garnka. Co ciekawe, od czasu, gdy przeprowadziłam się do Szwajcarii, o misji, o moralnym obowiązku wobec ludzkości i środowiska słyszałam wielokrotnie i to wcale nie od szalonych hippisów.
Szwajcarzy mają misję
Dziś, w przeddzień referendum, na balkonach wielu Szwajcarów powiewa pomarańczowa flaga „TAK dla inicjatywy dla odpowiedzialnego biznesu”, a wolontariusze rozdają czekoladki i piszą odręcznie personalne listy do każdego głosującego. Szwajcarzy są raczej zaangażowani politycznie – przy czym nie należy tego rozumieć jako zaangażowanie partyjne, ale społeczne, dotyczące konkretnych problemów. Rzadko jednak spotyka się aż tak powszechny zryw. Możliwość podciągnięcia do odpowiedzialności międzynarodowych korporacji z siedzibami w Szwajcarii za działania na całym świecie rozpaliła umysł niejednego Szwajcara.
Szwajcarskie janosikowanie, czyli co wyjątkowego w tej inicjatywie
Większość, a przynajmniej wiele krajów europejskich pilnuje tego, żeby firmy działające na ich terytorium przestrzegały praw człowieka i nie zanieczyszczały środowiska. Natomiast co się dzieje u kontrahenta lub spółki-córki w Azji czy Afryce pozostaje tylko pod kontrolą danej firmy i kraju, w którym funkcjonuje ten podmiot. Czy można wierzyć w dobrą wolę przedsiębiorców, gdy etykiety i certyfikaty można kupić, a dla państw rozwijających się pieniądz ciągle jest więcej wart niż ludzkie życie i natura? I oczywiście, jako konsumenci moglibyśmy zagłosować nogami i kupować lokalnie, ale mimo że ten trend staje się coraz bardziej widoczny, większość kupuje od korporacji (zresztą czasami nie ma innego wyjścia). Dlatego Szwajcarzy chcą to zmienić od góry.
Jeśli inicjatywa dla odpowiedzialnego biznesu zostanie przegłosowana, Szwajcaria będzie pierwszym krajem na świecie, który będzie weryfikował działania nie tylko swoich firm, a także ich oddziałów i zależnych od nich dostawców również na terenie innych państw. Nieważne, czy są częścią szwajcarskiego przedsiębiorstwa, czy całkowicie oddzielnym podmiotem gospodarczym.
Kto się może bać?
Nie jest trudno wskazać szwajcarskie korporacje, które mogą mieć coś za uszami w temacie praw człowieka i ochrony środowiska. Komitet Inicjatywy podaje bardzo konkretne przykłady. W broszurze referendalnej znalazła się wzmianka o firmie Glencore, który zanieczyszcza rzeki i bierze udział w procederze wypędzania ludności autochtonicznej ze ich terytoriów i o firmie Syngenta, która sprzedaje toksyczne pestycydy od wielu lat zakazane w Szwajcarii.
Rada Federalna nie chce, żeby Szwajcaria była samotnym rycerzem walczącym za świat
Ani Rada Federalna ani Parlament nie podzielają entuzjazmu Szwajcarów i raczej typowo po szwajcarsku przedkładają pragmatyzm nad honor.
Przypominają obywatelom, że ich dobrobyt pochodzi między innymi z tego, że Szwajcaria jest popularną przystanią dla międzynarodowych korporacji, które mogą zwinąć żagle i przenieść się gdzie indziej w razie niesprzyjających wiatrów. Po drugie, Rada wskazuje na praktyczny wymiar inicjatywy. Twierdzi, że Szwajcaria nie ma środków ani możliwości na bycie sędzią świata. Kontrole działalności firm i ich kontrahentów działających za granicą będą obciążać szwajcarski system sądowniczy i portfel obywatela. Pośrednio zapłacą za to wszyscy. Rada Federalna dodaje, że coś takiego byłoby możliwe tylko we współdziałaniu z innymi państwami.
Kontrpropozycja
Władze szwajcarskie uważają, że inicjatywa idzie za daleko i zalecają głosowanie na „nie”, ale jednocześnie nie zamiatają problemu pod dywan. Parlament przygotował niebezpośrednią kontrpropozycję, która wejdzie w życie, gdy obywatele odrzucą inicjatywę (no chyba, że ta propozycja zostanie również poddana pod referendum). Kontrpropozycja mówi o obowiązku transparentności działań przedsiębiorstw szwajcarskich, ale nie podciąga do odpowiedzialności ich oddziałów i zależnych kontrahentów zagranicznych.
Jak komentują ją inicjodawcy? Dość brutalnie stwierdzają, że piękną kolorową broszurę chwalącą etyczne działania firmy wydrukować może każdy…
Szwajcaria – dobry czy zły bohater?
Gdy inicjatywa przejdzie w referendum – a wszystkie sondaże pokazują, że jest to bardzo prawdopodobne – ofiary nadużyć popełnianych przez kontrahentów i oddziały szwajcarskich firm za granicą będą mogły szukać sprawiedliwości w Szwajcarii. Czy to może być początek końca wszechmocy korporacji?
Należy tutaj dodać tytułem komentarza, że Szwajcaria, mimo że ma dobry PR jako mediator konfliktów międzynarodowych i państwo neutralne nie może być jednoznacznie utożsamiana z dobrą stroną mocy. Wystarczy wspomnieć kilka afer, w których Szwajcaria grała jedną z głównych ról, jak Panama Papers, afera szpiegowska krypto, czy łapówkarska w FIFA. Zastanawiam się jednak, czy klasyfikowanie państw na osi dobra i zła ma jakikolwiek sens. Szczególnie, że te dwa filozoficzne pojęcia są względne. Dobro to dobro państwa, obowiązującej ideologii czy obywatela?
Abstrahując od tego, inicjatywa dla odpowiedzialnego biznesu – gdybyście mieli prawo głosu w Szwajcarii, jak byście zdecydowali?
Jak zagłosowali Szwajcarzy dowiemy się 29 listopada 2020 roku.
Więcej o inicjatywie dowiecie się TU.
Korzystałam również z broszurki referendalnej, ale niestety zjadł mi ją pies…
Oczywiście ze „Tak”.
75 lat za pozno, ale…
Lepiej pozno niz wcale.
Wszystkie te bannery widuję najczęściej na dwóch najbliższych domach najbardziej zagorzałych socjalistów. Ogródki te charakteryzują się tym, że oprócz lewackich i socjalistycznych bannerów są najlepszym przykładem na to, kto najchętniej głosi takie hasła. Ludzie, którzy nie potrafią zadbać o własny kawałek gruntu, ale pierwsi rwą się do decydowania o tym jak inni mają wydawać pieniądze i najlepiej jak to będzie na ogólny rozkusz.
Jak tylko pojwia się jakaś utopijna ckliwa inicjatywa, to można być pewnym, że będą pierwszymi, którzy będą excuse moi – srali do własnego ogródka myśląc, że tym odkupiają jakieś swoje grzechy.
Gdyby tylko ich zapytać, czy to aby po prostu chrześcijańska dbałość o bliźniego, to w stronę pytającego poleci siekiera. Dziękuję, nie kupuję.
Nie ma niczego dziwnego w tym, że ludzie, rodziny, kantony, państwa budują swój dobrobyt. Nie zawsze robią to czysto i legalnie, ale jedynym pomysłem na poprawę nie może być piłowanie gałęzi, na której się siedzi. Nawet nie dlatego, że rachunek sumienia jest zły, tylko że zawsze to przybiera jedną postać – jednostronnego uprzywilejowania i stopniowego wyjmowania spod zobowiązań poszkodowanych. Czyli czysty socjalizm, odpowiedzialność zbiorowa. Czy świat za mało razy przerabiał system, który pochłonął miliony istnień żeby nadal wierzyć, że „teraz się uda”?
Doskonały komentarz. Można dodać że Ci ludzie(organizatorzy referendum) zapomnieli że w 1923 roku Szwajcaria była najbiedniejszym krajem Europy.
Socjaliści (czerwoni) i Zieloni systematycznie dążą do destrukcji Szwajcarii niszcząc pracę poprzednich generacji.
Tym razem przegrali .