Mimo że powyborcze emocje polityczne już opadły, ośmielę się dmuchnąć w przekłuty już balonik. Bardzo chciałam wypowiedzieć się nieco bardziej „na żywo”, ale jako świeżo upieczona matka szczeniaka, czuję jakbym potrzebowała 30-godzinnej doby, żeby podołać wszystkim zobowiązaniom. Wiem, wiem – podpadnę matkom młodych humanoidów, ale rozumiem Was, drogie Panie. Wstaję o 6, bo mały piszczy, wkładam na siebie pogryzione byle-co i dyskutuję ze swoim partnerem o konsystencji kupki, a najczęściej mówionym słowem jest „nie wolno”. I jak tu nie nazywać się matką?
Przeżyłam te wybory, tak jak wszyscy, jak dość traumatyczne, łamiące serce na pół wydarzenie. I zła jestem. Co gorsza, nie jestem zła na „tych drugich” tylko na „swoich”. Nie zamierzam tu się Wam identyfikować, ani zwierzać z tego, kto jest tym moim a kto jest tym innym, bo to nieistotne. Wszyscy są ślepi, bez wyjątku. A żal mam do „swoich”, bo zdają mi się bardziej inteligentni, a tymczasem dają się ponosić emocjom jak 5-latki.
Topowi dziennikarze dramatycznie ogłaszają na facebooku, żeby na miłość boską, wszyscy o innych poglądach usunęli się z ich listy znajomych, a wyzwiska od „idiotów” są już akceptowane jako normalne. Wiem, wiem, przeklina się głównie z bezsilności, ale… naprawdę…?
Wyrosłam z domu, w którym nie było jednego frontu politycznego. Matka i ojciec, od kiedy pamiętam, głosowali inaczej, mimo że zawsze pod rękę szli razem na wybory. Wychowałam się między liberalizmem a konserwą, kościołem a sekularyzmem, prawicą a centro-lewicą. Co ciekawe, moja rodzina nie stroniła od ostrych dyskusji politycznych. Najgorszym wyzwiskiem, jakie usłyszałam było „dziecko” i używał go zawsze doprowadzony do czerwoności tata wołając do mojej mamy:
– Dziecko, ty nic nie rozumiesz!…
Moi rodzice jednak dobrze wiedzieli, że łatwo powiedzieć o jedno słowo za dużo. Trudniej jest po czymś takim przeprosić i wrócić do cudownej równowagi niepolitycznej. Zdawali sobie sprawę z konfliktu i wiedzieli, że jeśli chcą żyć wspólnie i w zgodzie, zamiast podkreślać dwoistą naturę naszej rodziny, muszą budować na zupełnie innej podstawie. I po 40 latach nadal oglądają telewizję na tej samej kanapie. Dla porządku, dodam tylko, że wspólnie oglądają tylko Polsat.
Czy jest jeszcze ktoś oprócz mnie, kto akceptuje dwoistą naturę Polski? Czy wszyscy już na tyle dali się zmanipulować, żeby nieuchronnie dążyć do podziału na Polskę A i Polskę B, katoli i nieludzi, wsioków i warszafkę? Przed wyborami słyszałam o badaniach (niestety – źródło: Internet, nie pamiętam, gdzie to czytałam), że gdyby w wyborach wzięło udział 100% Polaków uprawnionych do głosowania, wyniki i tak byłyby takie same! Czyli jesteśmy pół na pół, idealnie pół na pół. Najchętniej wzięlibyście nóż, żeby nigdy nie mieć nic wspólnego z tą drugą połówką, prawda? Swoimi własnymi rękami dokonalibyście czwartego rozbioru Polski, ot tak na linii wschód – zachód, jak pokazują wyniki głosowania Duda – Trzaskowski. I teraz zastanówcie się, w czyim interesie jest taki podział. Nie w Waszym, zapewniam.
Najlepsze, co w tej sytuacji możemy zrobić, to przekonać tę drugą połówkę do naszych racji. Podkreślam – przekonać. Jeśli myślicie, że ktoś kogoś przekonał do zmiany orientacji seksualnej wyzywając go od dewiantów, jesteście w błędzie. Jeśli myślicie, że ktoś kogoś przekonał do zmiany światopoglądu wyzywając go od katoli, moherowych beretów, pisiorów, jesteście w błędzie. „No, ale jak ja mam tolerować kogoś, kto mnie nie szanuje, nie toleruje, mówi, że nie należą mi się te same prawa, co innym” – odpowiecie. Ależ, moi drodzy, już panie przedszkolanki wymuszają na kilkulatkach, żeby dogadywały się ze sobą, mimo że się przezywają od „grubych”, „okularników” i „biednych”. Uczymy swoje dzieci sztuki kompromisu, której sami nie praktykujemy…
Kompromis – wiecie, gdzie tkwi problem? Nie szanujemy kompromisu. Kiedyś pisałam o Radzie Federalnej Szwajcarii – o tym, że to jest najszersza koalicja przeciwników politycznych, którzy muszą się pokojowo dogadać, żeby razem prowadzić ten potężny wehikuł Konfederacji Helweckiej. Utkwił mi w głowie komentarz jednej osoby. Komentarz, który został „polajkowany” co najmniej przez kilkanaście osób. Parafrazując, kobieta pisała, że szwajcarska polityka jest taka bezzębna, pozbawiona charakteru, wręcz nudna. Że politycy nie mają swojego zdania i nie potrafią bronić swoich racji. Chciałam dodać sarkastycznie „Prawda? Nie to co nasze „ty, zdrajco, szmato, niemiecka marionetko. My to dopiero mamy charakter”. Dążenie do kompromisu, słuchanie drugiej strony jest uznawane za słabość.
Gdy zapraszam eksperta do napisania artykułu na kontrowersyjny temat na moim blogu, zawsze go proszę, żeby nie kierował go do osób, które mają wyrobione zdanie. Czy uwierzycie, że 95% przypadków biedzi się, jak w takim razie ugryźć dany temat? Przywykliśmy do mediów ostrych jak brzytwa, przeznaczonych tylko i wyłącznie dla odbiorców określonej ideologii. Wyborczą czytają tylko jedni, TVP oglądają drudzy. W rezultacie media służą tylko i wyłącznie do utwierdzania w przekonaniu swoich „wyznawców”. Nie są opiniotwórcze. Bardzo się dziwiłam komentarzom po „Nie mów nikomu” braci Sekielskich, że to gwóźdź do trumny władzy. Okazało się, tak jak sądziłam, że film zmobilizował bardziej twardy elektorat PISu niż przekonał ich do zmiany poglądów. No cóż. Naprawdę to jest wiedza tajemna dla wielkich politycznych spin-doktorów?…
Każdy ma w rodzinie kuzynkę lesbijkę, ciocię, która nie opuściła żadnej pielgrzymki do Częstochowy, brata po 3 rozwodach, wujka mnicha, tatę starego komucha i dziadka z AK. Kto nie ma niech pierwszy rzuci kamieniem. A jednak z tą całą rodziną spotykacie się co roku na świętach. I jak co roku zżymacie się, że już nie możecie, że to ostatni raz, że tracicie na nich ostatnie nerwy. A jednak co roku wracacie, bo to Wasza rodzina, a rodziny się nie wybiera.
Kraj, co prawda (na szczęście) można wybrać, ale opuszczenie statku jeszcze nigdy mu nie pomogło nie zatonąć.
Peace, man!
Skłóconych rozgrywają obcy. My — pod którym rozumiem mieszkańców pierwszej, drugiej i trzeciej Rzeczypospolitej, bierzemy się za łby i stajemy do walki z sobą przez inne spojrzenie na sprawy tak od połowy XVI wieku. Jak to się kończyło historia uczy. Prawie pięć wieków to dużo czasu, by wyciągnąć wnioski i uczyć się na własnych błędach. Jednak jak powiedział mistrz Jan Kochanowski:
„Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie”;
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi”.
Księgi wtóre. Pieśń V
Joanna , swietny artykul i swietna analiza problemu . Otoz sztuka kompromisu jest testem na to czy w danym kraju system polityczny jest demokracją i jej nigdzie nie ma .
Najblizej jest w Szwajcari dzieki systemowi zwanemu demokracja bezposrednia , taka prawdziwa ktora powstala w starozytnych atenach .
Czy w Szwajcarii widzisz tez podzial na my i oni ?
Tak upadek Polski zaczal sie od kontr reformacji , od dogadania sie kosciola rzymsko katolickiego z kròlami elekcyjnymi .
Reformacja była doktryną podboju i m.in. była wycelowana w Polskę. Trudno aby elity władzy atakowanego kraju nie dogadywały się z Kościołem przeciwko atakującym państwom bloku protestanckiego.
Polska jest obecnie silnie spolaryzowana. Media od lewa do prawa, a szczególnie te prawicowo-rządowe straszą zniszczeniem kraju przez tę drugą, nie tyle gorszą, co „najgorszą” stronę. Ludziom bardzo się to udziela i w komentarzach na każdym portalu informacyjnym jest MNÓSTWO BARDZO OSTREJ agresji politycznej. Ciekawe, czy to wszystko przeniesie się na ulice…
Skomentuję tutuł artykułu: „Ta gorsza połowa, ale połowa”. Nie wiem czy gorsza, ale patrząc na zdjęcie na samej górze na pewno ta ładniejsza. 🙂
Ech, Waćpanna…
Podzieleni jesteśmy, owszem, jak jastrzębie i gołębie, ale tylko jedna strona ma rację, to chyba jasne ;).
Światopogląd oparty na fundamentalnym kłamstwie (najczęściej – religijnym) nie jest funkcjonalnym narzędziem opisu i pomiaru Świata – dlatego nie wpuszcza się nawet zdolnego, ale pijanego mechanika samochodowego za stery pasażerskiego odrzutowca. Nie poradzi sobie z niezabiciem setki ludzi, choćby potwornie się starał – i to PRZEDE WSZYSTKIM I OD SAMEGO POCZĄTKU on powinien to doskonale wiedzieć! A jeśli nie wie? Przekonywać go łagodnie i elokwentnie, spokojnie tłumaczyć, podczas, gdy rozchełstany magister-profesor, rozparty niedbale w pilocim fotelu podnosi już włącznik rozruchu trzeciego silnika i rozgląda się za czapką kapitana, która niewątpliwie doda mu należnej (z racji przynależności do wielkiej, człowieczej rodziny) Godności? Mamy jeszcze czas?
Zły jestem, bo ile można tłumaczyć pisemnie, że tu chodzi o fundamentalną asymetrię, z której wynika, iż dwie strony sporu światopoglądowego nie są na równej pozycji. Mamy – najkrócej – dwie hipotezy świata: normalną, zwykłą, racjonalistyczną i taką nadprzyrodzoną, wybitną, godną. OK, każdy może mieć swoją opinię. Ale opinie podlegają ocenie, każdy to robi codziennie. I to, że mamy dwie (w tym przykładzie) hipotezy nie oznacza – ku rozpaczliwej rozpaczy niektórych zrozpaczonych osób ludzkich – że obie są równouprawnione w założeniach i równie prawdopodobne. ZONK ;).
Do tego jeszcze dochodzi problem zmiany poglądów – normalni ludzie są skłonni do ich zmiany w chwili poznania nowych argumentów, a religijne zombiaki zmianę poglądów, która jest dla nich największą zdradą wszystkiego, karzą śmiercią zmieniającego, o ile oczywiście normalni ludzie nie są im w stanie przeszkodzić ;).
Religijne zombiaki nigdy się nie mylą (w tej głównej kwestii), bo obłąkańcze bajdurzenia zasłyszane wyłącznie od jakichś ludzi stają się ich Najwyższą Prawdą Objawioną, która nie zawiera żadnego błędu… proste, nie?
Dlatego nie sposób godzić się tak po prostu i od ręki, bez szeregu głębokich zastrzeżeń na szeroki udział religijnych zombiaków w życiu politycznym, społecznym, naukowym normalnych ludzi. Miejsce chorych jest w szpitalu, i mówię to z największą troską. Jest problem, czy go nie ma?
Dlatego doprawdy niesłusznie jest odsądzać od czci i wiary tych, którzy głośno i gwałtownie protestują, nawet nie będąc na pokładzie, ale częściej będąc – widząc tego swojskiego, rumianego (i, ma się rozumieć, na lekkich “obrotach” od godziny, kiedy sklep otwierają) “pana pilota” macającego za czapką, gdy turbiny już pracują, a odliczanie trwa. Taka jest moja opinia, mam nadzieję, że pomogłem ;).
Owe głośne protesty z tej strony publiczności, która MA RACJĘ nie są wynikiem zblazowania i kompleksu wyższości, ale gorącej obawy o losy samolotu… yy… to jest, znaczy, Świata. A protesty z drugiej strony też są wynikiem troski, ale takiej innej, troski o obrazę “majestatu” i wygaszaną “godność”. Chwytando różniczkę? ;P
I znam jeden, prosty, wypróbowany przeze mnie sposób na dobre życie w fajnym towarzystwie, który chętnie i za darmo (zdziwiona? 😉 ) tu ujawnię: od ludzi, którzy wszystko wiedzą, a ich nieomylność zaprawdę nieomylną jest – jak najdalej. TO NAPRAWDĘ DZIAŁA ;).
Ave!
A bo zapomniałem dodać jedno ważne zdanie: ja jestem omylny, mam tę świadomość, nie twierdzę, że nigdy nie zmienię podlądów, ale – jak dotąd nikomu nie udało się mnie do tego przekonać, chociaż staram się nie mijać nijakiej okazji do dyskusji ;). I, powtórzę pokornie za moim ÓlÓbionym Russellem – nigdy nie chciałbym umierać za swoje przekonania, bo mogę się przecież mylić… Wiem, że mało ideowe, ale życiowo praktyczne ;).
Jesteś chyba bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Wielkokrotnie obraziłeś tych, którym próbujesz udowodnić ich niższość. Religijne zombiaki, obłąkańcze bajdurzenia vs normalni ludzi (czyli ci którzy nie są naturalnie, zombiakami etc). Czy masz 55-65 lat, ojciec był w partii lub MO (ew. ORMO), a sam walisz na wiece „obronców demokracji” jak w dym?
Ty nie wiesz nawet co to jest religia, ani nie wiesz nic o „funkcjonalnym” (czyli jakim) światopoglądzie. Religia nie jest ani fałszywa, ani prawdziwa, tylko skuteczna i sprawna albo nieskuteczna i niesprawna, jako dobrany EWOLUCYJNIE, przez dziesiątki pokoleń system wartości i relacji między ludźmi. Istnienie Boga nie ma tu nic do rzeczy. Z całą pewnością wszelkie „świeckie” propozycje są – mimo pozorów racjonalności – wadliwe z fundamentalnego powodu – nie przeszły absolutnie żadnej selekcji naturalnej. I widać właśnie doskonale, że wszystkie, absolutnie wszystkie społeczeństwa, które poszły drogą świeckich Ideologii wymierają oraz upadają gospodarczo w zastraszającym tempie. Po prostu religijne zombiaki, bez względu na wyzwiska jakimi ich obrzucisz, posiadają zdolność trwania i rozwoju, a fideofobiczni racjonaliści (co do sztuki wszystkowiedzący) tej zdolności nie posiadają, choćby się od rana do wieczora napuszali w poczuciu wyższości.
Bardzo ciekawy artykuł i mądre komentarze. Skoro w tekście pojawia się często słowo kompromis, to warto zacząć od najtrafniejszej jego definicji, z którą kiedyś się zetknąłem: kompromis to taka sytuacja, w której wszystkie strony sporu / dyskusji są w równym stopniu niezadowolone. Problem w tym, że w polskiej naturze nie ma przestrzeni na odpuszczenie – moja racja musi być najmojsza… To będzie bardzo przeszkadzało nam teraz i w przyszłości, bez względu kto będzie u steru, na co ten ktoś pozwoli lub czego jeszcze zakaże.
Często bywam w Szwajcarii i jest to jedno z moich ulubionych miejsc. Jednak do zobrazowania mojej drugiej myśli chciałem użyć przykładu USA. Otóż w określeniu amerykańskiej racji stanu (rozumianej właściwie, tj. jako wartości łączących naród, a nie aktualnego programu partyjnego) skupiono się na tym, pod czym podpisze się większość społeczeństwa. Na ochronie i szerzeniu demokracji, na budowaniu potęgi gospodarczej jako źródle dobrobytu i potęgi militarnej jako źródle bezpieczeństwa, na bezwzględnym przestrzeganiu konstytucji jako gwarancji praw jednostki. Za te wartości Amerykanie walczyli i umierali ramię w ramię nie oglądając się na to czy musieli koszarować z katolikami, żydami, gejami, biednymi, bogatymi, demokratami czy republikanami. Te obszary ich życia zawsze należały do sfery prywatnej, a nie do narzędzi szczucia jednych przeciwko drugim. A byłoby z pewnością równie łatwo jak u nas. Przestańmy żyć życiem innych ludzi, skupmy się na sobie i na jakimś wspólnym narodowym celu. Zacznijmy od określenia naszej racji stanu, co niestety nie uda się w środowisku politycznym tylko w obywatelskim. Co miałoby dzisiaj stanowić dla mnie i dla moich sąsiadów, bliższych na warszawskim Mokotowie i tych dalszych w całym kraju, ten wspólny mianownik? Z bólem stwierdzam, że takowego nie widzę….
Prześwietne ujęcie tematu! Celne! W punkt!
Da się to jakoś wrzucić na fejsa?
Niewłaściwie diagnozujesz przyczynę obecnych walk ideologicznych w Polsce. Po prostu od 1989 w kraju władzę objęło stronnictwo postępowe (generalnie lewicowi dysydenci z PZPR), i trzymało ją krzepko nie dopuszczając drugiej strony do głosu przez ćwierć wieku. Gazeta Wyborcza kontrolowała rząd dusz a druga strona była sekowana, prześladowana na gruncie społeczno-politycznym, wyszydzana i werbalnie skazywana na zagładę. O żadnym, najmniejszym nawet dialogu mowy nie było. Przypadek sprawił, że dysydenci z obozu władzy (połowa składu PiS to ludzie PO, ćwierć to postkomuna a la SLD) postawili taktycznie na tych od dekad wykluczanych i unieważnianych i – co za szok – piss wygrał. Od tej chwili nienawiść ze strony odstawionych od okryta lub od poczucia wyższości na katolskim motłochem ujawnia się na każdym kroku. Konserwatywne doły społeczne odreagowują wieloletnie poniżanie i tak oto mamy konflikt gotowy – ale nie zaczęła go konserwa, tylko postępowcy. Konflikt jest po prostu wynikiem grzechu pierworodnego 3RP, gdzie postanowiono na dzień dobry unieważnić większość narodu. Nie będzie pokoju, aż postępowcy przyznają, że konserwatyści to też ludzie, i że nie należy ich obrażać przy pomocy wyrafinowanych obelg i odczłowieczać posądzeniami o najgorsze intencje. Przykład – gdy wyszła sprawa odejścia od Konwencji Stambulskiej, standardową obelgą było „katolik nie wytrzyma żeby babie nie przywalić z plaskacza po mszy hehehe”. To jest mowa nienawiści w postaci czystej, wypowiadana przez tzw tropicieli mowy nienawiści. Tak się nie da koegzystować.
Serdecznie życzę wyjścia z traumy po ostatnich wyborach i generalnej poprawy nastroju.
Ciekawą ilustracją do tekstu są wyniki wyborcze w Sżwajcarii – gdzie nie dociera TVP.
Czy to efekt rozmów i przekonywania do swoich racji – nie wiem – wydaje mi się że to wynik odporności na propagandowe chwyty o Żydach, Niemcach, Ruskich, Pedałach, Ciapatych i co tam jeszcze spece od propagandy serwowali non stop w telewizji, radiu, prasie, na wiecach i gdzie się da.
Nie wnikam kto pierwszy na kogo napluł – ale ubolewam że przed wzajemnym opluwaniem się nie chroniły nawet obowiązkowe maseczki na twarzy.
I drobna uwaga – przy okazji afery KNF-u wydało się że pan Solorz i jego telewizja Polsat jest spacyfikowana i nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek poważniejszą krytykę Partii (skończyło by się to wielkimi kłopotami biznesowymi dla pana Solorza) – to taka łagodniejsza wersja TVP – mam nadzieję że rodzice są tego świadomi.
Pozdrawiam