– Gdzie by tu pojechać na ferie zimowe?
– Może do Szwajcarii?
– Ale ja nie jeżdżę ani na nartach ani na desce, a ja nie chcę siedzieć w knajpie i pić grzańca przez cały czas… Lubię aktywny wypoczynek.
– No to przecież mówię: do Szwajcarii!!!
Rozumiem wątpliwości Pana, który nie jeździ. Sama niby jeżdżę, ale praktycznie jednak nie. Boję się prędkości, więc jak robi się dla mnie za ekstremalnie, to się po prostu przewracam i niewinnie sobie koziołkuję w dół. To było fajne, gdy jeszcze byłam młodą łanią, ale teraz ze skrzypiącymi kośćmi wolę jednak trzymać się pionu… lub poziomu. Ale poza tym uwielbiam się ruszać i męczyć.
Dlatego gdy mieszkałam w Polsce, zima mogła dla mnie nie istnieć. Aktywności zimowe w Polsce ograniczają się w końcu do gór, a tam do nart i deski. Owszem, są lodowiska, ale ileż można kręcić się w kółko! Powstają szlaki dla wielbicieli biegówek, ale ciągle można je wymienić na palcach dwóch rąk. O wiele lepsza infrastruktura jest chociażby u naszych południowych sąsiadów. Tutaj nas trochę usprawiedliwię. Kapryśna pogoda i brak obfitych opadów śniegu sprawiają, że nie opłaca się inwestować w krótki i niepewny sezon.
Przyjechałam do Szwajcarii z taką właśnie opinią na temat zimy. Po co właściwie jeździć w góry, skoro nie jeżdżę na nartach? Okazało się jednak, że moje wyniesione z Polski obawy nie miały żadnego uzasadnienia w Szwajcarii, gdzie można pojechać na kilkutygodniowy wyjazd nienarciarski w góry i ani trochę się nie nudzić.
Co mogą zimą w Szwajcarii robić nie-narciarze?
- Sanki
To nie jest aktywność tylko dla dzieci! To nie oznacza powtarzalnego wdrapywania się na kilkumetrową górkę pod blokiem i zjeżdżania przez kilka sekund na osiedlowy parking!
Sanki w Szwajcarii to aktywność niemal profesjonalna i czasami nawet ekstremalna. Jeden z najdłuższych szlaków saneczkowych w Szwajcarii ma 10,5 kilometra i znajduje się w dolinie Surselva w Gryzonii. Między najwyższym punktem w Cuolm Sura a najniższym w Ilanz jest 900 metrów. Zjazd trwa aż 1,5 godziny, a po drodze można się zatrzymać w karczmie we Flond. Jeśli się chce powtórzyć zjazd, na górę wjeżdża się autobusem pocztowym.
To nie jedyne miejsce na sanki. Nie przesadzę, jeśli powiem, że tory saneczkowe są niemal wszędzie w Alpach. Tory zwykle są profesjonalnie przygotowane i przeznaczone tylko dla saneczkarzy. Na dole (a czasami też na górze) można pożyczyć sanki, i to takie profesjonalne – z hamulcami. Niektóre tory są strome i szybkie, pełne zakrętów, inne miejscami tak płaskie, że trzeba sanki podprowadzić. Jakby co, polecam zajrzeć na stronę MySwitzerland – każdy zjazd jest tam dobrze opisany i można się przynajmniej nastawić na odpowiednią skalę trudności.
Przyznaję, że od kiedy na ekstremalnych sankach wyrżnęłam głową w zaspę, naprawdę szanuję ten sport i nie śmieję się, że to dla dzieci…
- Szlaki piesze
Ciekawe jest to, że zimą otwarte są zupełnie inne szlaki piesze niż latem! Co więcej, zupełnie inaczej są przygotowane – każdy szlak jest gęsto oznaczony wysokimi, pomarańczowymi tyczkami, żeby turyści nie zgubili się w ciemności i byli w stanie odnaleźć drogę nawet w razie dużych opadów śniegu.
Jeśli lubisz wędrówki po górach, nie musisz z nich rezygnować poza sezonem letnim! Ale uwaga: wybieraj tylko szlaki zimowe, nie idź na szlaki, które otwierają się dopiero na wiosnę. Szwajcarzy nigdy nie przesadzają z zakazami. Jeśli informują, że szlak jest zamknięty na przykład z powodu zagrożenia lawinami, niech Ci do głowy nie wpadnie, żeby to zignorować.
- Rakiety
Nie miałam pojęcia wcześniej, jaka to szalona radość wędrować z rakietami! Szczególnie w wysokim śniegu, gdy wędrowcy w zwykłych butach zapadają się po kolana.
W szwajcarskich Alpach i na Jurze jest bardzo dobrze rozwinięta sieć szlaków na rakiety. Co ciekawe, najczęściej to zupełnie inne drogi niż te dla „nieuzbrojonych” piechurów. W wielu miejscach tyczki oznaczające szlak na rakiety oznaczone są na górze specjalnym kształtem jakby dwustronnej rakiety tenisowej.
- Łyżwy
W Szwajcarii przedefiniowałam jazdę na łyżwach. Z lodowiska Cracovii pamiętam niezgrabne suw-suw noga za nogą koło bandy tuż za plecami innego łyżwiarza. Stopy zaczynały boleć już po 20 minutach, jeszcze wcześniej robiło się nudno. Nie było nawet miejsca na dobrą zabawę, albo żeby wypróbować piruety i wygibasy.
Owszem, w Szwajcarii też są kryte ślizgawki niezwykle tłoczne w sezonie i otwarte lodowiska w reprezentacyjnych miejscach miast. Coś, czego w Polsce nie ma to naturalne lodowiska na całkowicie zamrożonych jeziorach otwarte dla łyżwiarzy. Są na nich nawet wypożyczalnie łyżew i tymczasowe bary z kiełbaskami i grzanym winem. Jednym z takich największych jeziornych ślizgawek jest Lac de Joux. Gdy przez kilka dni potrzyma mróz, podłużne jezioro w zachodniej części Szwajcarii zamienia się w gigantyczne lodowisko o powierzchni 9,5 kilometrów kwadratowych. Jako że w okolicy Lac de Joux zwykle wieje wiatr, jezioro nie jest przysypane śniegiem, a lód wygląda jakby był czarny lub ciemnoniebieski z regularnymi pęcherzykami powietrza w kształcie śnieżynek.
Powiem Wam sekret: przyłóżcie ucho do tafli lodu i posłuchajcie jak śpiewa! Wrażenie kosmiczne i nieco przerażające. Śledźcie TĘ stronę, żeby dowiedzieć się, czy ślizgawka na jeziorze jest otwarta czy nie.
- Biegówki
Świetna alternatywa dla tych, którzy nie mają nic przeciw nartom, ale ich wątpliwości wzbudzają same zjazdy.
Narty biegowe pozwalają na nieco bardziej urozmaicone i fizyczne wędrówki po okolicy. Szwajcaria ma bardzo urozmaiconą sieć ścieżek, które przeznaczone są wyłącznie dla narciarzy biegowych. Praktycznie każdy kurort przygotowuje takie drogi. W wielu miejscach można wypożyczyć narty i zarezerwować instruktora na godzinkę lub dwie.
- Termy
Trochę oszukiwana aktywność, ale jednak. W końcu wiele term posiada fizyczne atrakcje, jak dziką rzekę czy ściany wspinaczkowe… W Szwajcarii najwięcej term znajduje się w Valais (Saillon, Ovronnaz) i Gryzonii (Bad Ragaz, Vals), Fryburgu (Charmey) i Argowii (Baden, Bad Zurzach).
Alpejskie termy zwykle zachwycają widokami z basenów. Wyjazd do miejscowości słynącej z wód termalnych może być świetnym kompromisem dla rodzin, których członkowie nie dzielą tych samych zainteresowań lub możliwości. A zresztą miło jest powygrzewać stare kości w termach. Ciepła woda pomoże też pozbyć się zakwasów po intensywnym wysiłku fizycznym.
Wiem, że nie wymieniłam wszystkich aktywności zimowych dostępnych w Szwajcarii. Powinnam jeszcze przynajmniej wspomnieć o psich zaprzęgach (m.in. Muothalal), snow parkach, czy przejażdżkach skuterami…
Jaka jest Wasza ulubiona aktywność zimowa? Turlanie się pod kołdrą w oczekiwanie na wiosnę, czy coś bardziej ambitnego?
Dla mnie nawet sanki odpadają, odkąd z córką wywaliłyśmy się tak na trasie Kleine Scheidegg – Wengen, że przez kilka miesięcy potem bolało mnie kolano… Może kiedyś jeszcze się przekonam, gdy będę PEWNA, że szlak jest prosty.
A wyleczyłeś kolano? Ból kalano po upadku to często zerwane więzadła. Same NIGDY nie odrosną, trzeba zrekonstruować operacyjnie.
Mam na myśli długotrwały ból kolana po nartach, sankach i innych tego typu sportach 🙂
Ból sam przeszedł, ale przyznaję, że boli mnie nadal np. po długim joggingu po asfalcie. Nic z tym nie robiłam, bo da się żyć. Biegam, ale po miękkim, kupiłam sobie dobre buty.
PS. jestem dziewczyną, nazywam się Agnieszka 😉
W szwajcarii nie tak hop z ta rekonstrukcja, niestety. No chyba, ze jest sie młodym, uprawiającym sporty osobnikiem.
Ja zerkałam więzadło na nartach jakieś 6 lat temu. Jako, ze 20sto matka juz nie jestem, to stwierdzili, ze operacji nie trzeba, no chyba, ze uprawiam sporty wyczynowo i sie uprę.
Miałam leczenie zachowawcze, fizjoterapia itd. Jest ok, dalej jeżdżę na nartach, chociaż bardziej ostrożnie niż wcześniej.
W Baden termy są jeszcze w trakcie przebudowy 😉 polecam Bad Schinznach, Bad Zurzach, Rheinfelden(z tym, że to basen solankowy)