Inspirator Podróżniczy. Szwajcaria i Liechtenstein + konkurs

Mój przewodnik po Szwajcarii i Liechtensteinie napisany wraz z Wydawnictwem Pascal już od tygodnia hula po księgarniach tradycyjnych i internetowych. Czy warto kupować przewodniki w dobie Trip Advisor, blogów podróżniczych i innych wirtualnych pomocy? No cóż, ilu ludzi, tyle opinii, ale nie ma jak porządna pigułka wiedzy na papierze, gdy bateria siada, nie ma wi-fi, a przeglądanie Internetu w poszukiwaniu informacji przypomina łowienie ryb we wzburzonej rzece. Fakt, nagrodą może być dorodny pstrąg i to za darmo, ale przedtem trzeba wyłowić płotkę, oponę i starego gumiaka. Kto ma czas i energię na takie łowy w ciemno, a potem weryfikację wiarygodności informacji?

 

Jak to robię ja? Zwykle kupuję przewodnik, żeby zdecydować, co chcę zobaczyć, potem kupuję bilety lotnicze, a następnie posiłkuję się wirtualnymi pomocami, żeby zaplanować całą podróż. Już na miejscu mieszam Trip Advisor z tradycyjnym przewodnikiem. Przyznaję, że uwielbiam, gdy ktoś mi czyta na głos przewodnik podczas wspólnej podróży samochodem do danej atrakcji turystycznej.

– „… autor radzi: najlepszy widok na okolicę rozciąga się z Wieży Katedralnej. Na sam szczyt wiedzie 300 schodów. Uwaga: ślisko!”. Aśka, słyszysz, zmień te buty!

– Ale w nich dobrze wyglądam na zdjęciach!

Inna sprawa jest taka, że naprawdę trudno znaleźć dobry przewodnik. Niektóre przypominają encyklopedię i zdaje się, że ich autor nigdy na własne oczy nie widział opisywanego kraju. Inne przypominają album ze zdjęciami z ledwo widocznymi podpisami. A jeszcze inne skupiają się wyłącznie na jednej z dziedzin nie zauważając innych. A przede wszystkim są suche jak żarty rodem z Familiady. Jak trudno jest zachować balans pomiędzy historią, opisem, informacjami praktycznymi, wskazówkami, poradami i anegdotkami, a do tego zmieścić się w 200 stronach uwzględniając w tym zdjęcia (w końcu to przepiękna Szwajcaria, którą trzeba pokazać!) – dowiedziałam się o tym dopiero, gdy dostałam takie zadanie. Na początku wydawało się to jakimś szalonym, niemożliwym do spełnienia równaniem algebraicznym, ale potem zakasałam rękawy i zabrałam się do roboty z raźnym „Kto sobie z tym da radę, jak nie ja!”.

Ciekawostka z przygotowywania przewodnika? Nieustannie zapominałam, że to przewodnik po dwóch krajach, a nie tylko po Szwajcarii! Liechtenstein jest co prawda całkiem ciekawie opisany, ale już przy wyborze najlepszych atrakcji na początku książki, knajpek, czy miejsc do umieszczenia na mapie każdy mail redaktorów zaczynał się od „Pani Joanno, a Liechtenstein?”…

KONKURS

Tymczasem mam dla Was konkurs, w którym są do wygrania 3 egzemplarze Inspiratora Podróżniczego. Szwajcaria i Liechtenstein.

Jak zdobyć przewodnik w konkursie?

Wyobraź sobie taką sytuację:

Twój ulubiony bohater literacki lub filmowy (lub z serialu, gry, sztuki etc.) pojawia się w Twojej lokalnej knajpce. Zaczynacie rozmawiać i spędzacie razem bardzo miły wieczór. Rano dzwoni i prosi o pokazanie mu Szwajcarii. Ma tylko jeden dzień. Gdzie go zabierzesz i co będziecie robić?

Odpowiedz na to pytanie w komentarzu do tego artykułu na blogu lub na facebooku, dodając do odpowiedzi znak (K), żeby było widać, że chcesz wziąć udział w konkursie.

Czas trwania konkursu: 28. 02. 2019 – 05. 03. 2019 godz. 9

Ogłoszenie zwycięzców: 06. 03. 2019 godz. 9 na blogu i na facebooku

Nagrody mogą być wysyłane tylko na terenie Polski.

Podajcie prawdziwego maila w szablonie komentarzy (to widzę tylko ja!) na blogu, żebym miała szansę się z Wami skontaktować w razie wygranej.

Wasze dane będą używane wyłącznie do celów konkursu.

Kryteria oceny odpowiedzi są niezwykle szerokie, choć autorka ceni kreatywność, humor, szczyptę szaleństwa i oryginalność…

 

 

W sumie to sama chcę wziąć udział w tym konkursie! I nie mogę się doczekać opisów Waszych randek z Larą Croft, Panem Samochodzikiem i Królem Lwem! Do dzieła kreatywna drużyno Szwajcarskiego Blabliblu! (Mam nadzieję, że nie pojawią się wyłącznie odpowiedzi w stylu: (K) 1. Khal Drogo. 2. Do najbliższego hotelu. 3. O tym dżentelmeni nie mówią…)

9 komentarzy o “Inspirator Podróżniczy. Szwajcaria i Liechtenstein + konkurs

  • 28 lutego, 2019 at 10:39 am
    Permalink

    (K) Na gościńcu nad Renem spotykam wiedźmina Geralta, który przyjął zlecenie od księcia z Vaduz i zmierza właśnie w tym kierunku. Razem szukamy jakiegoś szynku i noclegu.
    Później mówiono, że do Vaduz wjechaliśmy od strony Sevelen, a wiedźmin długo podziwiał hałaśliwe i zawsze pełne azjatyckich turystów centrum Vaduz. Ale to nieprawda- przez rzekę przeprawiamy się w jeszcze w Maienfeld i do Liechtensteinu wjeżdżamy od południa, przez St. Luzisteig. Tam chwilę podziwiamy stare koszary i budynki na przejściu granicznym, pamiętające chyba jeszcze cesarzową Marię Teresę. Potem mijamy stare posępne zamczysko i ruszamy na północ do Triesen. Tam znajdujemy gospodę na nocleg (Hotel Schatzmann). Geralt narzeka, że drogo, ale uświadamiam mu, że taki tu lichwiarski kraj i wszędzie będzie drogo. Chyba, że pod gołym niebem na kamieniu chce popas zrobić, wtedy proszę waszmości droga wolna. To mu zamyka gębę, a jak potem karczmarz przynosi całkiem niezłe jadło i piwo z książęcego browaru z Balzers, to już całkiem się uspokaja i wydaje się być zadowolony.
    Następnego ranka ruszamy dalej na północ, a gdy na horyzoncie pojawia się zamek w Vaduz, Geralt mówi:
    -A więc w tym zamku mieszka… księżniczka.
    -Strzyga, mistrzu, nie czarujmy się – odpowiadam- Księżniczką to ona dopiero będzie jak ją odczarujesz.
    Po chwili milczenia dodaję:
    -3000 franków szwajcarskich za odczarowanie strzygi to niezła sumka. Ale odczarować strzygę to hazardowne i niepewne przedsięwzięcie. Łatwiej ubić gadzinę raz, a dobrze.
    -Za ubicie strzygi książę nie zapłaci złamanego szeląga, a do tego pewnie psami poszczuje i przepędzi z dworu- odpowiada kwaśno Geralt.
    -Plotka głosi- zaczynam z lekkim wahaniem- że w Liechtensteinie są pewni rozumni ludzie, którym niezbyt podoba się… książęca władza i pomysły tego starego capa księcia. Ludzie ci mogliby wyasygnować pewną sumę pieniędzy, żeby raz a dobrze rozwiazać kwestię… księżniczki, dziedziczenia tronu i całej tej chędożonej dynastii- mowię do Geralta.
    -Plotka mówi jaka to suma pieniędzy?- pozornie beznamiętnie pyta wiedźmin.
    -Niektórzy mowią o 1200 frankach szwajcarskich…- zaczynam, ale gdy widzę, że wiedźmin krzywi się szybko dodaję- Niektorzy o 1800.
    -Pożyjemy, zobaczymy, ale ci rozumni ludzie raczej nie powinni się spodziewać wiedźmińskiej pomocy za mniej niż 2500 franków szwajcarskich- odpowiada wiedźmin, a ja szybko sprawdzam stan konta w banku i zastanawiam się, czy właśnie nadszedł ten moment i czy wiedźmiński miecz ostatecznie rozwiąże problem o nazwie Liechtenstein?

    Reply
    • 28 lutego, 2019 at 11:06 am
      Permalink

      hahahahah czy to jest w ogóle legalne? 😀

      Reply
      • 28 lutego, 2019 at 11:12 am
        Permalink

        Ale właściwie co :)? Wynajęcie wiedźmina czy zabicie strzygi?

        Reply
        • 28 lutego, 2019 at 11:54 am
          Permalink

          O rrrrrrrewolucji, dear Sir!

          Reply
          • 28 lutego, 2019 at 12:09 pm
            Permalink

            „Pragniesz sprawiedliwości, wynajmij wiedźmina” (graffiti na budynku Uniwersytetu w Oxenfurcie)

  • 28 lutego, 2019 at 8:54 pm
    Permalink

    (K) Co? Tylko 24 godziny?! – przeraziłem się – Przecież nie da się zwiedzić Szwajcarii w 24 godziny!
    – Oj, no weź! Nie bądź taki! – protestował typowo po polsku rodak – Będę cały dzień leżał do góry brzuchem i spał, bo zimno?
    – No dobra, namówiłeś mnie. – powiedziałem mówiąc do siebie w myślach „Taki jesteś cwany? To ja Ci dzisiaj pokażę! Szwajcarię! I nie tylko!”.
    Przejeżdżaliśmy przez Chamby i nagle ni z gruszki ni z pietruszki rzuciłem:
    – A wiesz, że tu był z wizytą Ernest Hemingway?
    – No i co z tego? – zapytał zdziwiony, jakby to było dla niego mało istotne, a ja w odpowiedzi plasnąłem się w czoło.
    – Jak to co z tego?! To był jeden z największych pisarzy XX wieku! Zaszczycił swoją obecnością ten piękny kraj!
    W odpowiedzi machnął tylko ręką i już nic nie mówił przez resztę podróży.
    Gdy dojechaliśmy do Matterhorn, wysiedliśmy z samochodu i zaczęliśmy wpatrywać się w pokryte śniegiem wysokie góry.
    – Napatrzyłeś się? – spytałem po jakimś czasie i nie czekając na odpowiedź rzuciłem. – To teraz właź tam.
    – Nigdzie się nie wybieram. Ten szczyt jest za wysoki!
    – Za wysoki? Dla ciebie? Przyznaj się, że nie wejdziesz tam.
    – Co ty powiedziałeś? – oburzył się.- Ja nie wejdę?!
    On też nie czekał na moją odpowiedź, po czym złapał za sprzęt wspinaczkowy i ruszył szturmem na ów szczyt. Zgodnie z moimi przewidywaniami zmęczył się po jakiś 50 metrach. Złapał oddech, szedł i stwierdził, że naszła go ochota na gorącą, szwajcarską czekoladę.
    Gdy dotarliśmy prawie do Zurychu, gdzie ów gorąca czekolada płynęła niczym Wisła po polskiej krainie, kazał mi się zatrzymać.
    – Co się dzieje? – spytałem.
    – Czy mi się zdaje, czy to…
    – O co ci chodzi? – zaczynał mnie przerażać.
    Nie odpowiadając wysiadł z samochodu i zaczął powoli zbliżać się do pobliskiego domu. Już miałem go zrugać, bo obiecał, że skoro marihuana w Szwajcarii jest nielegalna, to jej nie będzie palił, ale zaczynałem powoli widzieć to samo, co on.
    Podeszliśmy najbliżej domu jak tylko się dało, po czym krzyknął.
    – Człowieku! To lufa od czołgu! Ratuj się kto może, to zaraz wystrzeli!
    – Nie! Stój! Uspokój się! – postanowiłem wrócić do auta i mu wszystko na spokojnie wytłumaczyć. – To nie wystrzeli. Szwajcaria jest po prostu uzbrojona na wypadek wojny. Takie prawo. W sumie u nas też by coś takiego nie zaszkodziło. – rzekłem, po czym dojechaliśmy do miasta.
    Gdy już się rozleniwiliśmy popijając specjał marki Lindt, powzięliśmy plan zwiedzania doliny 72 wodospadów.
    – A co tam jest? -spytał przekornie – Poza tymi 72 wodospadami?
    – Piękne, niezapomniane widoki? Natura? Czyste powietrze? Do wyboru do koloru.
    – Ale tyle mi opowiadałeś przecież o Ticino, o Bazylei, gdzie ludzie są wyzwoleni. Kiedy to odwiedzimy?
    – Ja mówiłem, że w Bazylei ludzie są wyzwoleni? Nie przypominam sobie.
    – Teraz się nie chcesz przyznać! Jak zwykle! Jak się pospieszymy, do zdążymy.
    – No już na pewno nie dzisiaj. Nie zdążymy. Ale uwierz mi, musisz koniecznie zobaczyć tę dolinę! Zresztą podziwiałeś widoki za oknem, więc na pewno coś zapamiętasz. Dawaj, zbieramy się, bo zaraz noc nas tu zastanie.
    I zabrałem go do kantonu Berno, gdzie zarówno jego zachwyt, jak i jego mina były nie do opisania. Nie dziwiłem mu się. Zawsze kiedy tu przyjeżdżałem czułem, że żyje, ale najlepsze było dopiero przed nami…
    A zatem droga Asiu, jeżeli chcesz wiedzieć co było dopiero przed nami pośród wspaniałych doliny Lauterbrunnental to już wiesz, komu wysłać przewodnik 😀
    Pozdrawiam.

    Reply
    • 1 marca, 2019 at 4:21 pm
      Permalink

      A kto to ten rodak? 😀

      Reply
  • 1 marca, 2019 at 4:02 pm
    Permalink

    (K)
    No więc ja spotykam Carla Gustava Junga. Wiem to nie postać filmowa, ale w Czerwonej Księdze (Liber Novus) jest zarówno narratorem jak i głównym bohaterem, więc nie złamałem zasad konkursu spotykając się z nim.

    Oczywiście nie będę się wygłupiał i nie będę proponował rodowitemum Szwajcarowi zwiedzania jego własnego kraju. Raczej to on oferuje mi zwiedzanie swojego zamku – Bollingen Tower – stojącego na brzegu Jeziora Zuryskiego .
    Niestety bez wstawiennictwa ducha Junga nie da się zamku zwiedzać. Strzegą go dzielnie jego potomkowie, odganiając wścibskich turystów ostrzegawczymi strzałami z kuszy w powietrze.

    Jak głosi legenda, zamek – a przynajmniej jego główną wierzę – Jung wybudował osobiście . Przy budowie kierował się tajemnymi alchemicznymi regułami i zaklęciami, których nikomu nie zdradzał za życia. Oczywiście wszystko mi to dokładnie wyjaśnia. Poddaje również krytyce nowoczesne wpływy feng shui, które wyparły tak przez niego szanowaną europejską alchemię architektoniczną.

    Potem omawiamy jego nowe poglądy na zbiorową nieświadomość. Facet od dziesięcioleci funkcjonuje wyłącznie jako archetyp, więc ma wiele ciekawych i nowatorskich teorii na ten temat.
    Na koniec Jung pokazuje mi jak prosto można się tam przedostać przez dziurę w ziemi. Tam udajemy się na poszukiwania bardziej epickich historii, dzięki którym wygram kolejne konkursy literackie 😉

    Reply
    • 1 marca, 2019 at 4:21 pm
      Permalink

      Aaale historia!

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.