Liście palm leniwie kołyszą się na ciepłym wietrze. Parzące słońce odbija się od krystalicznej toni jeziora, którą bezszelestnie przecinają białe jak śnieg jachty. W uroczej kafejce na promenadzie eleganccy starsi panowie sączą kawę z miniaturowych filiżanek. Zazielenione południowe zbocza Alp zachęcają do spacerów, podczas których można odkryć kamienne wioski, w których hula tylko wiatr. Przez kogo zostały opuszczone? Przez ludzi czy przez elfy?
Tak, tak, kanton Ticino jest całkiem zasłużenie nazywany szwajcarskim kantonem wakacyjnym. Kto nie chciałby mieszkać i pracować w krainie, gdzie wiecznie świeci słońce, jej mieszkańcy posługują się przepięknym i stosunkowo łatwym dla Polaków językiem włoskim, a zarabia się we frankach szwajcarskich? No właśnie, bardzo wielu… A to tylko szczyt góry lodowej problemów jednego z najpiękniejszych kantonów Szwajcarii. Dziś w cyklu DZIEŃ KANTONÓW opowiem Wam o wielu twarzach Ticino.
Ciepło i burzowo
Ticino nazywane często Tesynem położone jest na południu Szwajcarii. Kanton jest wyjątkowy z bardzo wielu względów. Po pierwsze, jest jedynym kantonem Szwajcarii, którego językiem urzędowym jest wyłącznie język włoski. Po drugie, „oddzielony” jest od reszty kraju ścianą Alp, dlatego żeby się do niego dostać, trzeba wybrać się albo widowiskową, krętą przełęczą albo wiecznie zakorkowanym tunelem.
Położenie po południowej stronie Alp ma wpływ na jego klimat. Góry zatrzymują chmury, dlatego w Ticino notuje się najwięcej dni słonecznych w roku w całej Szwajcarii (2300 godzin słońca/rocznie wersus 1700 godzin słońca w Zurychu…). Ma to również nieco mniej pozytywne konsekwencje – tam najczęściej błyska i grzmi.
Kompromis po szwajcarsku
Stolicą kantonu jest Bellinzona – wcale nie największe miasto kantonu, w dodatku położone nieco na uboczu. Dlaczego tak się stało? Przecież to Lugano jest potężnym centrum finansowym rywalizując skutecznie z Zurychem i Genewą, a Locarno jest centrum turystycznym. Aż do 1878 roku te trzy największe ośrodki miejskie: Bellinzona, Lugano i Locarno wymieniały się regularnie funkcją stolicy kantonu.
Ogłoszenie Bellinzony stolicą kantonu było swoistym zgniłym kompromisem ze strony dumnych Ticinese. W taki sposób ekonomiczny rekin Lugano i artystyczne Locarno obeszły się smakiem (chociaż pewnie najlepiej by było, gdyby wcale nie było stolicy, albo była na przykład na środku jeziora. Tylko którego?)
Czy nie znamy dobrze tej sytuacji w nieco większej skali? W końcu Berno nie jest ani największy, ani najpotężniejszy, ani nawet nie ma lotniska międzynarodowego…
Dlaczego Ticino nie jest częścią Włoch?
Na pewno to pytanie nie raz postało Wam w głowie. W końcu kto chce być mniejszością, o której się bardzo często zapomina? Bo jeszcze część francuskojęzyczna tak głośno krzyczy dopominając się o swoje prawa, że jest słyszalna w Zurychu i Bernie. Część włoskojęzyczna mam wrażenie, że dość pokornie oddaje palmę pierwszeństwa większościowym częściom językowym. Żeby funkcjonować na wielojęzycznym rynku pracy Szwajcarii, Ticinese muszą uczyć się języków obcych. Zdecydowana większość Szwajcarów z Ticino posługuje się językiem niemieckim, a jeśli nie, to często flirtuje zawodowo z pobliskim Mediolanem. A dżentelmeni w Locarno do kawy czytują częściej Corriere della Sera niż Neue Zürcher Zeitung…
Dlaczego więc to nie Włochy? Odpowiedź jak zwykle tkwi w odmętach historii… Tereny obecnego kantonu Ticino były ostatnimi ziemiami podbitymi przez wojska Konfederacji (1512). 1515 rok wyznaczył granicę wojen najeźdźczych Helwetów. Od tego czasu praktycznie Szwajcaria była neutralna (co zostało przypieczętowane jednak dopiero w 1815 roku).
W Ticino nigdy nie było poważnych ruchów separatystycznych ani idei przyłączenia się do Włoch. Jeszcze sto – dwieście temu Konfederacja Helwecka była zlepkiem luźno połączonych kantonów, które rządziły się same, a razem występowały tylko w kontaktach zagranicznych. Ticinese nie odczuwali potrzeby niezależności wobec władzy centralnej, która za wiele od nich nie wymagała. A zresztą historycznie w Szwajcarii mówiło się tak wieloma językami, że włoski tak bardzo nie odstawał. Romansz był o wiele mocniej reprezentowany, a dialekty alemańskie były jeszcze silniejsze (jeśli jest to w ogóle możliwe…). Dopiero teraz, w dobie telewizji, świat stał się taką wielką globalną wioską, gdzie promowane są języki „uniwersalne”, większościowe, a języki lokalne i dialekty giną w zastraszającym tempie.
Jacy są Ticinese?
Zacznijmy od tego, że to są Ticinese, a nie Włosi, ani po prostu ot tacy zwyczajni Szwajcarzy i biada temu, kto ich pomyli z powyższymi!
Mówi się, że pomiędzy częścią niemieckojęzyczną a mniejszościami językowymi Szwajcarii wiedzie magiczna granica mentalności, która dzieli Szwajcarów na tych, którzy pracują, aby żyć i żyją, aby pracować. Zgadnijcie, po której stronie znajdują się Ticinese…!
W przypadku Szwajcarii włoskojęzycznej ta granica nazywa się Polentagraben, od kukurydzianej specjalności Ticino. Ticinese są bardziej wyluzowani od swoich niemieckojęzycznych sąsiadów, ale bardziej zorganizowani od swoich włoskojęzycznych sąsiadów. Coś jak połączenie szwajcarskiej rzetelności z włoskim charakterem. Ideał?
Perła pośród problemów
Ticino to nie tylko palmy, włoskie wakacje i szwajcarskie pensje, to także mnóstwo problemów. I dlatego tym wszystkim, którzy bezkrytycznie pakują walizki i łapią stopa do Lugano, radzę najpierw przeanalizować szwajcarskie statystyki. A w tych Ticino nie wygląda zbyt różowo…
Zacznijmy od tego, że Ticino ma największe bezrobocie pośród szwajcarskich kantonów (6,2%, w Szwajcarii to było 4,3% – dane z 2016). Należy pamiętać jednak, że powyższy wskaźnik nie obejmuje ukrytego bezrobocia, czyli tych wszystkich imigrantów, niepracujących żon i innych niezarejestrowanych w Urzędzie Pracy. Prawdziwa skala bezrobocia w Ticino może sięgać nawet 20 – 30% jak szacują specjaliści.
Wyjeżdżając do Ticino w poszukiwaniu pracy stajesz w szranki nie tylko z rodowitymi Szwajcarami, ale także z tysiącami Włochów, dla których praca w Ticino to szczyt marzeń. Oni nie tylko mają przewagę językową, ale o wiele mniejsze wymagania finansowe. We Włoszech nie ma pracy, a Szwajcaria kusi wysokimi pensjami. Z Mediolanu jest zaś tak blisko, że codziennie można dojeżdżać do pracy mieszkając we Włoszech.
Zdaję sobie sprawę, że mieszkanie w tańszych krajach i codzienne dojazdy do pracy to co najmniej kontrowersyjny temat, ale nie ma żadnych wątpliwości, że frontalierzy (z fr. frontaliers, wł. frontalieri) psują rynek zarówno w kraju w którym pracują, jak i w kraju, w którym mieszkają.
W Ticino przeciętne wynagrodzenia są o wiele niższe niż w innych częściach Szwajcarii (w przypadku wyższych stanowisk menedżerskich o 2000 chf, natomiast w przypadku stanowisk szeregowych o około 900 chf w porównaniu do Zurychu – dane z 2017 roku), zaś w okolicach Mediolanu ceny mieszkań i utrzymanie sięga sufitu. Cierpią na tym mieszkańcy Ticino, którzy płacą szwajcarskie ceny, a nie mogą liczyć na odpowiednie wynagrodzenie i cierpią na tym mieszkańcy okolic Mediolanu, których nie stać na życie w swoim kraju z włoskimi pensjami. Tylko frontalierzy wygrywają…
Pośrednim skutkiem codziennego najazdu Włochów na Ticino są zakorkowane główne drogi i największe w Szwajcarii zanieczyszczenie powietrza. Fakt, to jeszcze nie są nasze polskie wskaźniki, ale lekarze z Ticino alarmują, że coraz więcej pacjentów cierpi na choroby układu oddechowego.
Jaka jest odpowiedź Szwajcarów na Włochów dojeżdżających codziennie do pracy? Ci zwykle otwarci i optymistyczni Ticinese w ostatnich latach stali się dość radykalnie antyimigracyjni, co odbija się rykoszetem na Polakach.
Jak widzicie, raj też miewa swoje ciemne strony… A Wy? Jak postrzegacie Ticino? Jak się mieszka w tym przepięknym kantonie wakacyjnym? Czy dostrzegacie również problem frontalieri, czy uważacie, że ten problem jest rozdmuchany?
Następna część o Ticino będzie bardziej optymistyczna – obiecuję! Tym razem skupimy się bardziej na aspektach turystycznych. Poczytacie o pięknie Alp, opuszczonych wioskach górskich, przepięknych rzekach, niebieskich jeziorach, słodkich dolinach i szlakach pośród kasztanowców.
Wszystko sama prawda 🙂 Może tylko z tym, że Ticinese mówią w większości po niemiecku mocno naciągnięte 😂 Włoski, włoski, włoski inaczej się nigdzie nie da dogadać. Natomiast jeśli chodzi o pracę, bez włoskiego czy swiss paszportu prawie nie możliwe aby ja dostać. Nie zależnie od kwalifikacji. Trzeba mieć dużo szczęścia i wąska specjalizacje np it, której nie maja lokalsi. Inaczej czy własne biznesy czy praca u kogoś, jest ekstremalnie trudna do zrealizowania . Prawdą jest również to, ze włoscy Szwajcarzy maja już dosyć „najazdu” choć dla ludzi takich jak my, którzy mieszkaja w Lugano płaca podatki wynajmu itd są dużo bardziej życzliwi, moi sąsiedzi są na przykład wspaniali i bardzo wyluzowani 🙂 Pod tym względem żyje się super bo pogoda świetna, choć tez potrafi kilka miesięcy z rzędu lać, ludzie weseli i mili a socjal i porządek szwajcarski. Pozdrowienia z Lugano 🙂
Fajnie jest się pochwalić gdzieś po włoskiej stronie że mieszka się w Ticino, oj wtedy to się można nasłuchać. Zaczyna się wylewanie żali, że ci z Ticino to śmiesznie mówią po włosku, przekręcają język i o zgrozo używają słów które oficjalnie we włoskim nie istnieją! No i oczywiście są chciwi i dziwni w ogóle. Potem już tylko dyskretny uśmieszek i okazanie dumy narodowej, że przecież najlepszy szyk i najlepsze jedzenie to tylko po włoskiej stronie granicy 😉 Co rodowici Szwajcarzy myślą o Włochach to ciężko powiedzieć, po pierwsze ciężko spotkać kogoś rodowitego z krwi i kości (w odróżnienia od 30-letniego posiadacza szwajcarskiego paszportu, którego rodzice sprowadzili się do Ticino np. po wojnie w dawnej Jugosławii).
Włosi są traktowanie pewnie jako siła robocza, co widać po codziennych kolejkach na granicy (czytałem, że to nawet ponad 60 tys osób dziennie). Dodatkowo widoczne jest to np kiedy się słucha lokalnego radio, jest sporo ofert ze strony chętnych Włochów do pracy przy sprzątaniu.. Włosi natomiast potrafi się irytować kiedy czasami pojawiają się głosy po stronie szwajcarskiej aby ograniczyć liczbę dojeżdzających „Frontalieri”. Pada kontrpropozycja aby ograniczyć Szwajcarom wycieczki na włoską stronę po tańsze i podobno lepsze jedzenie, szczególnie mięso. Co by nie mówić jedni i drudzy są skazani na siebie.
Dla osoby nie włosko języcznej nie jest w Ticino łatwo. Ciężko jest się dogadać nawet w urzędzie, a co dopiero w sklepie czy u mechanika.
Przy wszystkich wadach Ticino, ciężko znaleźć gdzie indziej takie miejsce gdzie jest zawsze słońce, dobre jedzenie, uśmiechnięci ludzi oraz szwajcarski porządek i dobrobyt.
I jeszcze ciekawostka. Na oko to w Lugano (70 tys mieszkańców) jest więcej markowych butików niż w całej Warszawie (2.5 mln mieszkańców). Smutne trochę, bo pokazuje jak daleko nam ciągle Polakom do tych najbogatszych..
Włosi? Zazdroszczą!
Od 6 miesiecy mieszkam w Ticino (Lugano) i w porownaniu z reszta kraju naprawde jest ok. Ceny mieszkan duzo nizsze niz np w Zurychu/Bernie, godzina drogi do Mediolanu, takze w weekendy aperitivo za 10 euro :)). Do Malpensy 45 minut/Orio 1h20. Takze jesli ktos lubi podrozowac (nie tylko do PL) to sie oplaca.
Problemem sa frontalieri i kolejki na granicach, (i korki!, trasa 4km przez centrum moze zajac rano do 40 min) ale po za tym nie mozna narzekac.
Jesli mowa o jezykach to bez wloskiego (przynajmniej podstawy) ani rusz. Prynajmniej w urzedach. Ponadto czas oczekiwania na Permesso B (Bewilligung) najdluzszy w calej Szwajcarii.
Czyli potwierdzasz, że Polacy również odczuwają negatywne skutki napływu Włochów pracujących w Szwajcarii?
Tak. Na pewno w Ticino Polacy traktowani sa lepiej :)) z drugiej strony sam zastanawiam sie czy nie przeniesc sie za rok (dwa) na druga strone granicy 😀 . W skali miesiaca, nawet po odliczeniu kosztow dojazdu i parkingu to nawet 500-8000CHF miesiecznie taniej. Czyli dobre wakacje co 3 miesiace.
Policz jeszcze czas stracony na dojazdy. To się też liczy…
Przepiękne widoki. Zapewne wybiorę się tam za rok na wakacje.
Witam,
Czy na blogu mozna w jakis sposob zagaic do ktoregos z przedmowcow zyjacych w Ticino ? Czy data protection pelna para?
Pozdrawiam
Można, ale w taki sposób, że mi powiesz do kogo i wtedy zapytam tej osoby używając jej maila, który podała, czy chce z Tobą porozmawiać. W końcu chcę szanować prywatność moich komentatorów.
Czesc Jo,
Jest to dla mnie bardzo zrozumiale. Poprostu nie bylem pewien czy mozna napsiac na priv. Jesli byla by mozliwsc bym byl niezmiernie wdzieczny gdbym mogl zamienic slowko na temat Ticino z pania Helena lub panem Alexem.
Pozdrawiam I z gory dziekuje za zyczliwosc
Michal
Napisałam. Jeśli się zgodzą, wyślę Ci bezpośrednio maila z ich namiarami.
Dzień dobry,
od dłuższego czasu myślę o emigracji do Szwajcarii – w Polsce żyjemy z mężem i 9 letnią córką na dość dobrym poziomie ale jest to okupione wielogodzinną pracą ponad normy i wiecznym ogromnym stresem. Zależy mi też nad wykształceniem i przyszłością córki. Obecnie pracuję w sektorze finansowo – ubezpieczeniowym na własnej działalności od 12 lat a mąż jest stolarzem i kierowcą z kat D (autobus) – również na działalności. Ja znam włoski ( 2 lata studiów we Włoszech) i angielski na poziomie B2, hiszpański A1. Mąż natomiast niestety nic w żadnym z powyższych… ale ma za to fach w ręku w przeciwieństwie do mnie. Zastanawiam się czy zaczynać uczyć się niemieckiego czy francuskiego i uderzyć w rejon Vaud czy lepiej ten niemiecki? Poziom A2 jestem w stanie osiągnąć w pół roku nauki intensywnej w kraju.. no a może jednak to piękne Ticino..? Jestem w ogromnej rozterce czy ktoś jest w stanie coś doradzić?
Ze względów profesjonalnych polecam jednak część niemieckojęzyczną – jest mniejsze bezrobocie, da się wynająć taniej mieszkanie. Włoski jest piękny, ale w Ticino trudno o pracę. Część francuskojęzyczna jest za to cudna, ale mniejsza i też ma swoje problemy. Niemiecki nie jest na tyle fajny, bo w części niemieckojęzycznej mówi się w dialekcie, ale nie jest tak źle. Gdy się zna niemiecki, da się załapać również dialekt.
Dzień dobry,
Na Twój cudowny blog trafiłam niedawno,ale Szwajcarią jestem zachwycona już od dłuższego czasu! Moim marzeniem jest w przyszłości przeprowadzić się właśnie do Szwajcarii. Czy orientujesz się może jak wygląda praca obcokrajowców w sektorze medycznym? Aktualnie jestem na 3 roku stomatologii w Łodzi, po odbyciu stażu chciałam już celować w pracę jako dentysta w Szwajcarii. I tutaj problem, nie wiem w którym kantonie? Angielski znam na poziomie B2, niemiecki na A2, ale jestem w stanie do końca studiów podwyższyć ten poziom. Czy może lepiej zacząć francuski lub włoski? Będę bardzo wdzięczna za pomoc i radę!
Gorąco pozdrawiam!
Dzień dobry, Jak dobrze znaleźć taki blog☺ Oboje z mężem chcielibyśmy wyprowadzić się do Szwajcarii włoskojęzycznej-( ze względu na to że potrafimy porozumieć się po włosku )i chcieli byśmy będąc jeszcze w PL zasięgnąć tam języka w sprawie mieszkania lub pracy.
Czy mogą bym prosić o jakieś namiary na portale ogłoszeniowe w tym temacie?
Było by nam miło gdyby się udało najpierw coś zdziałać w ten sposób:-😉
Pozdrawiam serdecznie Ala