Z okazji 5 tysięcy fanów na facebooku postanowiłam wrócić do korzeni mojego blogowania i napisać Wam trochę o sobie. Minęły już te czasy, gdy artykuły na Blabliblu i posty na fejsbukowym fanpejdżu były subiektywne, pisane z perspektywy świeżej imigrantki, którą wszystko fascynuje i dziwi. Z czasem przybyło mnóstwo nowych czytelników (na blogu 20 tysięcy wejść miesięcznie cudownie się podwoiło), obserwujących i fanów, którzy niekoniecznie wiedzą, skąd się wzięło Blabliblu i kto jest jego autorem. Nie wszyscy metodycznie czytają wpisy jeden po drugim od samego początku i są w stanie prześledzić mój rozwój jako autorki i imigrantki od humorystycznych anegdotek o pomyłkach językowych do dopracowanych esejów o obronności Szwajcarii. Trudno jest dołączyć (choć nie jest to niemożliwe) do projektu w zaawansowanej fazie realizacji. Fakt – tak czy siak w komentarzach, czy na fejsie pojawia się dużo „nowych”, którzy nie wstydzą się dzielić swoimi opiniami. I to mnie niezmiennie cieszy. Ci nowi traktują jednak zwykle Blabliblu bezosobowo – jako kolejną witrynę internetową z anonimowym autorem.
Nic dziwnego – jakiś czas temu niemal zupełnie przestałam się dzielić moją prywatnością na blogu, który i tak nigdy nie był zbiorem instagramowych koktajli w fotogenicznym otoczeniu. Rezygnacja z osobistych postów przy zdecydowanym wzroście popularności bloga doprowadziły do tego, że stał się tak przezroczysty jak gazeta. Nie powinnam się tym martwić – w końcu to kolejny krok do profesjonalizacji bloga – gdyby nie to, że jest jedna rzecz, której żałuję. Otóż kiedyś udało mi się zgromadzić kameralne grono czytelników, które regularnie pojawiało się na blogu tworząc bardzo zgraną nihilistyczno-sarkastyczną społeczność. Popularność i profesjonalizacja bloga doprowadziły jednak do rozrzedzenia tej grupy. Owszem, mogłabym walczyć o zachowanie identycznego, intymnego charakteru bloga jak wcześniej dzieląc się częściej moim światem wewnętrznym z czytelnikami, ale… nie potrafiłam tego robić.
Krótko mówiąc doszło do kumulacji kryzysu psychicznego z takim życiowym. Zawsze sobie mówiłam, że nie będę taka jak miliony plastikowych blogerek, które idą od sukcesu do sukcesu i będę się dzielić z Wami również porażkami. W końcu historia porażki przekutej w zwycięstwo jest o wiele bardziej inspirująca niż „jak przypadkiem zarobiłem 3 miliony dolarów”. A jednak nie mogłam. Po prostu tak po ludzku nie mogłam. Udawać, że się dobrze dzieje też nie mogłam. Więc zrezygnowałam z tematów osobistych skupiając się tylko i wyłącznie na Szwajcarii odartej z indywidualnej perspektywy. Problem był taki, że ogólny kryzys przełożył się w totalną niewiarę, że potrafię pisać, więc każde zdanie rodziło się z takim trudem jak kamienie nerkowe. Jeszcze trudniej było to opublikować. „To jest złe!” – podpowiadał mi mózg. Zdaje się jednak, że nikt oprócz mnie (i mistrzów gramatyki) tego nie zauważył…
Po tym przydługim wstępie przejdźmy do konkretów. Zacznijmy naszą znajomość od nowa. Kim jest Blabliblu? Nazywam się Joanna Lampka i mam 35 lat. Mieszkam bezdzietnie, bezmężowo i bezpsowo we francuskojęzycznej części Szwajcarii, w okolicy pięknego miasteczka Morges. Jestem tłumaczką języka angielskiego, nauczycielką języka polskiego dla obcokrajowców i pisarką. Obecnie szlifuję przewodnik po Szwajcarii i nareszcie widzę jakieś światełko w tunelu w temacie wydania mojej powieści. Organizuję spotkania tematyczne Polaków w Szwajcarii (żeby dołączyć, musisz być obecny na facebooku Blabliblu – na blogu praktycznie jeszcze nigdy nie publikowałam informacji o takich spotkaniach). Po napisaniu książki o Szwajcarii stałam się takim człowiekiem – Szwajcarią biorąc udział w rozmaitych inicjatywach dotyczących tego kraju – biznesowych, turystycznych, politycznych, społecznych…
A prywatnie? Fascynuje mnie mnóstwo dziwnych rzeczy. Na przykład temat manipulacji, wywierania wpływu, propagandy, sekt i bezwolnych armii żołnierzy na pochodnych amfetaminy. Zaczytuję się we wszystkim, co tylko dotyka kwestii prania mózgów. Nie tylko dokumenty i paradokumenty, ale jak się pewnie domyślacie, również science fiction i pokrewne gatunki książek. Mentalnego orgazmu dostaję, gdy „prawda” jest przedstawiona z wielu perspektyw i każdy ma rację, gdy przedstawić jego motywy. Uwielbiam czysty, ludzki egoizm w odróżnieniu od niewinnego altruizmu, który charakteryzuje większość bohaterów fantasy. Przyklaskuję wszystkim, którzy zamiast postaci mądrego, dobrego i sprawiedliwego króla przedstawiają utalentowanego władcę, który lawiruje pomiędzy złymi i gorszymi decyzjami.
„Zaczytuję się” – no właśnie to nie jest do końca prawda. Bardziej – zaczytywałam się. Odkąd zaczęłam pisać, nie jestem w stanie czytać. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takiej dziwnej odwrotnej korelacji. Każdy rozsądny człowiek by raczej powiedział, że pisarze dużo czytają. Tymczasem, gdy się zaczyna czytać, traci się umiejętność pisania… Gdy się zaczyna pisać, nie można czytać. Dziwne, prawda?
Szwajcaria to fascynujący kraj i kopalnia tematów i tajemnic, które działają na wyobraźnię, także na pewno jej nie porzucę. Za jakiś czas w umysłach tych, którzy czytają fikcję narodzi się pewna Aline o specjalnych zdolnościach, a Ci, którzy wolą twarde fakty, dowiedzą się tego i owego o Szwajcarii w formie papierowej.
To by było na tyle autoprezentacji. Mam nadzieję, że dzięki niej Ci, którzy zaczęli „od środka”, poznali choć trochę mózg projektu Blabliblu. Tymczasem ja sobie życzę na okrągłe 5000 następnego 5000 bez utraty tej intymnej niszowości, która zawsze charakteryzowała Szwajcarskie Blabliblu!
Nie gadaj tyle, tylko pisz tę książkę! 😉
DOKŁADNIE!
Piszę, piszę!
To byl wpis dla mnie – calkiem świeżej w Szwajcarii, Valais. Sledze od kilku miesiecy posty na FB. Pozdrawiam z Torgon! 🙂
Dzięki, aż muszę sprawdzić, gdzie jest Torgon! 🙂
Czesc Asiu,
jesli to zbyt prywatne pytanie to nie odpowiadaj prosze 🙂
Czy nadal jestes w zwiazku z tym samym mężczyzną z którym wyjechałaś do Szwajcarii i czy nie zastanawiasz się jeszcze nad założeniem rodziny?
Serdecznie pozdrawiam
PS. Super blog i gratuluje talentu pisarskiego
Eeeeeee nie, rodzina? Jeszcze nie… jeszcze mam trochę czasu, chociaż zegar bije coraz głośniej 😉
Ponad rok temu wpadłam w sidła czytania Blabliblu i bardzo się z tego powodu cieszę. Jest Pani świetną pisarką i życzę Pani owocnej i satysfakcjonującej twórczości na dalsze lata. Pozdrawiam serdecznie 😊
Dziękuję i również pozdrawiam!
Asiu,
pamiętając Twoje zamiłowanie do czystości i świeżości (vide słynna przygoda z napełnieniem pralki w piwnicy całą zdjętą z siebie własną odzieżą 😉 całą powtarzam! ) uważam że Ty akurat zawsze pozostaniesz świeżą emigrantką 😉
świeżą imigrantką – oczywiście – bo opisujemy charakter Twoje świeżości w Szwajcarii 🙂
i czystą!
Fajna jesteś!Masz faceta? ;)))))))
A na poważnie: Oby tak dalej.
Wierny czytacz Twojego bloga
hahahah 😉 dzięęęęęki!
Świetna strona! Odkryłam kilka dmi temu. Przyjechal do Nyon 14 miesiecy temu i byl tobardzo ciezki rok dla mnie,alw jak czytam te wszystkoe ciekawostki to humor mi sie poprawiw i coraz bardziej lubie CH. dzieki tym ciekawostka jest mniej obca( chociaz czytalam juz przewodniki po
Ch,zaden nie byl tak isany). Czekam wpis o spotkaniach rodakow! Pozdrawiam
Dzięki! Wpisy o spotkaniach rodaków raczej na facebookowym fanpage’u.
A dlaczego tylko na facebookowym fanpage’u?
Są na tym świecie jeszcze tacy jak ja – nieużywający facebooka 🙂
czy może zostałem sam…?
Nie, jest dużo takich osób, szczerze mówiąc. Tylko, że tu na blogu postuję raz na tydzień, nie częściej. Informacje o wydarzeniach zabrałyby mi dużo przestrzeni i czasu. Ale muszę to w takim razie przemyśleć, jak by to zrobić, żeby takie info pojawiało się też na blogu.
Jak dla mnie najlepszy blog na świecie ;-))) !!! Gratuluję 🙂
Wielkie dzięki!!!
Kiedyś marzyłam o tym kraju. Byłam tam dwa razy, stąd moja fascynacja. Dążyłam bezkompromisowo do spełnienia mojego celu. Wszystko się udało, ale zamiast Szwajcarii wylądowałam w Niemczech. Pozostał mi już tylko Twój blog, za który dziękuję i który odwiedzam regularnie. Pozdrawiam
To po sąsiedzku! Pozdrawiam!
Nie kusi Cie polityka? Razem z Prof. Miroslawem Matyja i Jerzem Zieba moglibyscie wiele dla Polski zrobic. Chociaz kawalek Szwajcarji zaszczepic w Polsce.
To można zrobić nie zajmując się polityką 🙂 Przynajmniej ja mam taką misję, którą mogę realizować w mikroskali.
Ojej, Asiu, nie byłam na twoim blogu chyba z pòł roku ( bardzo mi wstyd, ale ziemia czasem kręci sie za szybko), ale moja kochana mama odwiedza cie regòlarnie i przekazuje relacje .
Bardzo mi sie przykro zrobiło z powodu twojej życiowej rewolucji , chić wydaje sie że stajesz na nogi . Wiesz wczoraj znalazłam w aptece fantastyczny kubek z napisem “ so schön, dass es mich gibt „ . W luźnym tłumaczeniu “ jak to miło , że jestem” . Jak taki zobaczysz w wersji francuskiej to koniecznie sobie taki podaruj . Poranna kawa z gòra pozytywnego samonastawienia i ksiażka gotowa w mgnieniu oka .
Pozdrawiam z Zürichu
Staję na nogi 🙂 Znajdę kubasa!