Jak sprawić, żeby bogu ducha winny Ticinese, Berneńczyk, czy Lozańczyk poczuł się jak Szwajcar?… Co zrobić, żeby Nicolasa z Neuchatel nie uciekł ze Szwajcarii i nie przyłączył się francuskiego ruchu oporu na wieść o zbrodniach nazistów? Jak przekonać przerażonego niezwykle skuteczną hitlerowską machiną propagandową Johana z Zurychu, że obrona za wszelką cenę ma sens? Jak wytłumaczyć Francesco z Lugano, że jego rodacy Johan i Nicolas są mu bliżsi mentalnościowo niż koledzy zza włoskiej granicy? Na takie pytania musiały odpowiedzieć władze Szwajcarii przed i w trakcie II wojny światowej. Konieczność utrzymania jedności narodu i gotowości do obrony mimo beznadziejnej sytuacji zewnętrznej skutkowały powstaniem ruchu polityczno – kulturalnego, który tuż przed wybuchem II wojny światowej został podniesiony do rangi polityki państwowej. Obrona duchowa Szwajcarii (po niemiecku: Geistige Landesverteidigung; po francusku: Défense spirituelle), jak mówią niektórzy, stała się cywilną religią Szwajcarów w czasie wojennych zawieruch początku XX wieku.
Po co właściwie przypominać Szwajcarom, że są Szwajcarami?
Obecnie Szwajcarzy jednoznacznie identyfikują się ze swoim narodem. Owszem, koło czerwonych flag z równoramiennym krzyżem powiewają flagi kantonów, ale nikt nie ma żadnych wątpliwości, jaka jest jego tożsamość. W przeszłości jednak wcale to nie było takie oczywiste.
Trudno jest to zrozumieć Polakom, dla których polskość była zawsze pielęgnowana, bez względu na to, czy Polska była od morza do morza, czy wcale nie istniała na mapach Europy. Szwajcaria przez długie wieki była zaledwie luźnym paktem wojskowym kantonów – konfederacją opartą na woli swoich mieszkańców, a nie na wspólnym języku, kulturze, religii, gospodarce, czy mentalności. Nawet nazwa „Szwajcarzy” jako nazwa narodu nie była popularna. Wcześniej mieszkańcy Szwajcarii kolektywnie nazywali się Sprzysiężonymi (Eidgenossen) lub Konfederatami identyfikując się przede wszystkim ze swoją wsią, regionem, czy kantonem. Wszystko się zmieniło, gdy Szwajcaria została podbita przez wojska napoleońskie. Zagrożenie zewnętrzne pomogło ukształtować tożsamość Szwajcarów. Przeciw silnej władzy Republiki Helweckiej, satelickiemu państwu Francji wystąpili niemal wszyscy. Opór Szwajcarów był tak silny, że Napoleon został zmuszony wprowadzić pewne ustępstwa.
W czasie I wojny światowej Szwajcaria przeszła pierwszy test swojej jedności jako narodu. Znalazła się dokładnie pomiędzy młotem a kowadłem – Państwami Centralnymi a Ententą. Uwodzona przez jednych i drugich zdołała ochronić swoją neutralność. Rada Federalna kraju doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że poparcie jednej ze stron będzie oznaczała rozpad kraju – sympatie Szwajcarów rozkładały się w końcu dość jednoznacznie zgodnie z granicą pomiędzy częściami językowymi.
Przed 1939…
Szwajcarzy doskonale sobie zdawali sprawę z tego, o jak wielką stawkę toczy się gra. Może nawet bardziej niż władze ich kraju uspakajane czczymi obietnicami Hitlera, że ich neutralność zostanie uszanowana. Już od samego początku lat 30-stych szwajcarscy intelektualiści i artyści podejmowali rozmaite działania, żeby wzmocnić ducha „szwajcarskości” w obronie przeciwko ideologiom totalitarnym.
Jak się nie dać rozsadzić od środka?
Dlaczego było to takie ważne? Obecnie modne jest ustawianie swojego kraju jednoznacznie po stronie „tych dobrych”. Nie inaczej w przypadku Szwajcarii. Jestem w stanie wymienić co najmniej kilka książek pisanych pod tezę, że Szwajcaria tak naprawdę popierała aliantów. Ich autorzy sięgają do prawdziwych danych: między innymi do bilansu handlu zagranicznego podczas wojny, z którego wynika, że Szwajcaria sprzedawała produkty produkowane dla III Rzeszy o wiele taniej Wielkiej Brytanii, czy do korespondencji pomiędzy Aliantami a szwajcarskim generałem Guisanem. Z drugiej strony, wieść gminna głosi, że Szwajcarzy współpracowali z Hitlerem.
Prawda była jednak zgoła inna. Rzeczywistość nie była czarno-biała, ale miała więcej odcieni szarości niż sam pan Grey. W Szwajcarii przed rozpoczęciem II wojny światowej było więcej niż 10% obcokrajowców, w tym większość Niemców. W latach 1933 – 1935 dała się odczuć działalność pronazistowskich Frontów Narodowych, które potem zostały zdelegalizowane. Owszem, ruchy hitlerowskie nigdy nie miały dużego poparcia wśród Szwajcarów przyzwyczajonych do decydowania o swoim losie, ale to nie znaczy, że wszyscy Szwajcarzy byli całkowicie neutralni w swoich sympatiach lub popierali koalicję antyhitlerowską.
Należy pamiętać, że ówcześni ludzie nie posiadali tej wiedzy, która dla nas jest elementarna. Adolf Hitler był na początku uznawany po prostu za charyzmatycznego polityka o radykalnych poglądach, a nie zbrodniarza. Wiedza o milionach mordowanych w obozach koncentracyjnych nie była wtedy powszechna. I tak, Niemcy zamieszkujący Szwajcarię, nawet jeśli nie popierali otwarcie Hitlera, cieszyli się ze zwycięstw III Rzeszy. Mimo, że w Szwajcarii nie było wiele zwolenników totalitaryzmu, znaczący odsetek obywateli popierał tzw. politykę realną – układania się z Państwami Osi.
I na to właśnie liczył Hitler. Zauważcie, że Anschluss Austrii, wcielenie Czechosłowacji, czy późniejsze szybkie podboje niewielkich zachodnich krajów (kampania belgijska trwała 18 dni, czynna obrona Holandii trwała tylko 5 dni, a Dania poddała się niemal bez jednego wystrzału) były możliwe tylko dzięki silnej V Kolumnie i braku wiary w sens obrony.
Dlaczego więc Szwajcaria nie poddała się ani nie przyłączyła do żadnej ze stron tak jak większość krajów europejskich?
Znów wracamy tutaj do charakteru tego wielokulturowego państwa. Określenie się po jednej ze stron stanowiłoby najpewniej początek wyniszczającej wojny domowej i rozpadu Szwajcarii. W końcu zawsze dla dużej części obywateli wojna toczona po jednej ze stron nie byłaby „ich” wojną.
Działania w ramach obrony duchowej
Dlatego właśnie Szwajcaria przed wybuchem wojny i w jej trakcie przeprowadzała szereg działań, które miały na celu przekonanie Szwajcarów do sensu oporu, wzmacniały uczucia patriotyczne i odwoływały się do wartości wyznawanych przez Szwajcarów – wolności osobistej, równości i braterstwa przy poszanowaniu różnic etnicznych, językowych i kulturowych. Na tym właśnie polegała obrona duchowa.
To właśnie wtedy święto narodowe Szwajcarii 1 sierpnia uzyskało tak uroczystą oprawę. Szwajcarzy wspominali nie tylko powstanie swojego państwa, ale także wszystkie bitwy stoczone przeciwko przeważającym siłom wroga (np. bitwę pod Sempach i Morgarten). Każdy szwajcarski teatr wystawiał sztukę Schillera „Wilhelm Tell” podkreślając bohaterstwo i niezłomność szwajcarskiego chłopa przed obliczem habsburskiego pana. Rząd Szwajcarii produkował znaczki i kartki z symbolem neutralności – Helvetią – boginią sprawiedliwości i pokoju.
W Schwyz powstało Archiwum Paktu Federalnego, język romansz został uznany za język narodowy, powstało stowarzyszenie kulturalne promujące kulturę szwajcarską Pro Helvetia, a w Zurychu otwarta została Wystawa Krajowa (tzw. Landi), na której oprócz osiągnięć technicznych i gospodarczych Szwajcarów prezentowano aspekt narodowej tożsamości Szwajcarów niezwykle sugestywnie podkreślając odmienność Szwajcarów niemieckojęzycznych od Niemców.
„Szwajcaria nigdy się nie podda!” – Henri Guisan
Mianowanie Henriego Guisana naczelnym dowódcą wojsk szwajcarskich wyznaczyło nowy rozdział obrony duchowej Szwajcarii. Generał Guisan był zwolennikiem obrony Szwajcarii za wszelką cenę, co wielokrotnie podkreślał w swoich inspirujących przemówieniach. Tuż po upadku Francji, 25 lipca 1940 roku, Guisan wygłosił płomienną mowę do najwyższych stopniem oficerów na łące Rütli, tam gdzie Sprzysiężeni – przedstawiciele 3 pierwszych szwajcarskich kantonów podpisali pakt, który stał się zarzewiem Szwajcarii.
„Będziemy walczyć do ostatniego naboju, a gdy tych zabraknie – na bagnety. Nie poddamy się. Będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi.”
Kolejny kontrowersyjny rozkaz niezłomnego generała to wezwanie, żeby każde wezwanie do poddania było traktowane jako zdrada – co w zasadzie było wezwaniem do nieposłuszeństwa w razie, gdyby dowódca zarządził złożenie broni.
Szwajcarskie kroniki wojenne
Szwajcarskie kina od samego początku wojny wyświetlały hitlerowskie i alianckie kroniki filmowe – filmy dokumentalne ukazujące rzeczywistość wojenną. W przypadku kronik niemieckich, te krótkie spoty nie miały wiele wspólnego z dokumentem – były to najczęściej arcydzieła propagandy mające na celu umocnić wpływy nazistów w krajach okupowanych i neutralnych. Dlatego polskie podziemie prowadziło ciągłą konsekwentną walkę, żeby unieszkodliwić hitlerowską tubę.
Jak było w Szwajcarii? Szwajcarzy chętnie oglądali te pseudodokumentalne filmy krótkometrażowe uznając je za swoje „okno na świat”. Trzeba jednak dodać, że mieli porównanie – jako kraj neutralny mieli również dostęp do kronik produkowanych przez aliantów. Szwajcarskie władze jednak bardzo szybko zidentyfikowały nazistowskie kroniki filmowe jako zagrożenie dla jedności i oporu Szwajcarii. Ujęcia pikujących bombowców, triumfujących niemieckich żołnierzy wkraczających do kolejnych miast, łodzi podwodnych w akcji miały za zadanie podminować morale tych, którzy chcieli się oprzeć nazistom. Dlatego w odpowiedzi na nazistowską propagandę Szwajcarzy zaczęli produkować swoje kroniki filmowe Wochenschau. W porównaniu do nazistowskich bombastycznych materiałów, szwajcarskie kroniki filmowe były wręcz ascetyczne. Bez wątpienia Szwajcarzy nie mogli sobie pozwolić na zbyt szczegółowe pokazywanie swojego potencjału wojskowego ani baz militarnych. Szwajcarskie kroniki filmowe były przecież szczegółowo analizowane w nie tylko w Bernie, ale i w Berlinie… Szwajcarzy umiejętnie wykorzystali swoje atuty, żeby jednocześnie odstraszyć nazistów i umocnić wiarę w opór swoich obywateli. Odpowiedzią na obrazy atakujących czołgów były zdjęcia ośnieżonych alpejskich szczytów chronionych przez żołnierzy w maskujących kombinezonach widocznych wyłącznie przy bardzo dużym zbliżeniu. Gdy Niemcy pokazali film z inwazji przy pomocy spadochroniarzy, dwa tygodnie później Szwajcarzy odpowiedzieli filmem z konkursu strzeleckiego, gdzie szwajcarska młodzież chwaliła się swoimi umiejętnościami snajperskimi.
Szwajcarska Służba Filmowa (AFD) pokazywała również życie cywilów, które miało być wzorem ciężkiej pracy i wytrwałości w obliczu braków w zaopatrzeniu i niedostatku. Filmy pokazywały Szwajcarów przystosowujące coraz to nowe ziemie pod uprawy, zbieranie złomu przez uczniów szwajcarskich szkół, czy kobiety pracujące w fabrykach i szpitalach.
Satyrą w totalitaryzm
Satyra to świetna broń przeciwko napuszonym totalitarnym reżimom. Weźmy chociażby na przykład „Dyktatora” z Charliem Chaplinem.
Szwajcarska satyra polityczna była również ważnym, choć oddolnym instrumentem obrony duchowej narodu. Wymierzona była w 99% w Hitlera, dlatego władze Szwajcarii starały się sprawiać pozory walki lub chociażby kontroli prezentowanych w niej treści. Żeby nie dać nikomu pretekstu do ataku, Szwajcarzy wprowadzili cenzurę mediów. Była to jednak dość łagodna forma cenzury, ponieważ dzieła nie były weryfikowane przed publikacją, ale po fakcie. Jakie były kary? Również niezbyt ostre – można było otrzymać ostrzeżenie bądź zostać ukaranym konfiskatą całego nakładu lub wycięcia spektaklu z programu. Jednak cenzura, jak to zwykle bywa, stała się kolejnym bodźcem do flirtu z zakazanymi tematami. Jednym zdaniem – szwajcarscy dziennikarze i artyści robili wszystko, żeby im się upiekło, a publiczność i tak zrozumiała, o co chodzi.
Jednym z filarów satyry politycznej był magazyn satyryczny Nebelspalter – coś w rodzaju szwajcarskiego Charliego Hebdo. Pismo słynęło z ostrych rysunkowych karykatur wymierzonych przede wszystkim w III Rzeszę i Związek Radziecki.
Kolejnym ośrodkiem walki z nazistami był Cabaret Cornichon, którego symbolem był nomen omen uśmiechnięty ogórek z parasolką. Występy kabaretu były tak obrazoburcze, że zwykle na widowni znajdowali się niemieccy agenci i stenografowie spisując przykłady szyderstw ze swojego wodza i nazwiska odpowiedzialnych za nie artystów.
Jak tłumaczył się dyrektor Cornichona niemieckim dyplomatom? Najczęściej, mówiąc kolokwialnie, rżnął głupa. Wyśmiewanie Hitlera nazywał nieporozumieniem wynikłym z niezrozumienia dialektu szwajcarskiego. Jeden odważniejszy skecz niemal stał się źródłem niemal konfliktu dyplomatycznego. Mężczyzna przebrany za Hitlera sprzedawał obrazy, a przechodnie komentowali „Co chcesz z nim zrobić?” (w domyśle, z Hitlerem, a nie z obrazem) „Zastanawiam się, czy powiesić, czy postawić pod ścianą”. Skecz spotkał się z prawdziwym aplauzem publiczności i wściekłością ambasady niemieckiej w Bernie. Jak się z tego tłumaczyli Szwajcarzy? „Nie każdy niski mężczyzna z wąsem to Hitler, a zresztą przecież chodziło w tym skeczu o obrazy… ”
Ciemna strona obrony duchowej
Czy były jakieś cienie tego ruchu polityczno – kulturalnego? Ależ oczywiście, Szwajcarskie Blabliblu to nie jedyna słuszna propaganda, która Wam będzie głosić prawdę wcieloną. Pro-szwajcarskość polityki Szwajcarii miała niezbyt ciekawe konsekwencje dla uchodźców, dla których ten kraj był mało dostępną oazą w oceanie wojny. Faktem jest, że Szwajcaria przyjęła już znaczne ilości uciekinierów przed wojną. Po wybuchu wojny jednak zamknęła swoje granice, wprowadziła wizy dla obcokrajowców i zaczęła prowadzić deportację niektórych uchodźców – nawet posiadając wiedzę, że po przekroczeniu granicy trafią prosto do obozu koncentracyjnego. Das Boot is voll – łódka jest pełna – tak uzasadniały tę decyzję władze Szwajcarii tłumacząc, że kraj, zależny od swoich sąsiadów, nie jest w stanie wyżywić wszystkich swoich mieszkańców. Czy tak właśnie by się stało? Czy Szwajcaria otwarta na wszystkich nie byłaby w stanie przetrwać? W tej chwili to tylko akademickie spekulacje…
Faktem jednak jest, że Szwajcaria przetrwała jako wyspa pokoju w oceanie wojny, a jej niezniszczona gospodarka przeżyła prawdziwy powojenny boom. Nam pozostał honor i duma z walki po stronie zwycięzców, którzy nas w kluczowym momencie pozostawili samym sobie…
Źródła:
„Szwajcaria i Naziści” S. P. Halbrook
„Wielokulturowość Szwajcarii na rozdrożu” A. Porębski
http://history-switzerland.geschichte-schweiz.ch/spiritual-defense-world-war-ii.html
> Nam pozostał honor i duma z walki po stronie zwycięzców, którzy nas w kluczowym momencie pozostawili
> samym sobie…
Porzadny artykul, nie da sie nie da sie nie zgodzic z wiekszoscia jego tez. Ale to podsumowanie jest calkiem nietrafione. Nikt nas w zadnym momencie nie zostawil.
W 1939 roku armie francuska i brytyjska nie zdazyly sie nawet zmobilizowac w pelni, gdy w Polsce bylo juz dawno po wszystkim. Nie wspominajac o tym, ze polski wodz naczelny i wiekszosc rzadzacych juz trzeciego dnia po inwazji uciekli pod granice rumunska (mimo, ze wczesniej mordy mieli pelne slow „honor”, „godnosc” czy „patriotyzm”).
Z kolei w 1945 na konferencjach w Jalcie czy w Poczdamie zwycieskie mocarstwa przyklepaly jedynie stan faktyczny. Chyba tylko kompletny naiwniak mogl wtedy (i teraz) oczekiwac, ze beda walczyc ze Sztalinem o Europe Srodkowo-Wschodnia, ktora Armia Czerwona dawno zajela.
Hell, yeah, pragmatyzm!
Nie należy zapominać o fabryce Burle w Oerlikonie, która to produkowała amunicję i uzbrojenie i to w dużych ilościach dla III rzeszy w latach 1940-44. Na pewno wiele z tych pocisków spadło na walczącą Warszawę, chociaż w większości pewnie były użyte na froncie wschodnim. Szwajcaria początkowo sprzedawała amunicję Anglii ale szybko przestawiła się na III rzeszę. Szwajcarzy nie chcieli się narażać Hitlerowi i to można nazwać „wykorzystywali swoje atuty” ale w ten sposób pomagali Hitlerowi. Jest taki autor Jean Ziegler i jego książka o Żydach i złocie w czasie II wojny światowej. To złoto trafiło do sejfów Narodowego Banku Szwajcarskiego, jak również złoto zrabowane. Po wojnie potomkowie zgładzonych Żydów wielokrotnie strarali się odzyskać to złoto ale z marnym skutkiem. Jean Ziegler zarzuca Szwajcarom dwulicowość i chciwość. Wielu Szwajcarów uważa go za zdrajcę. Była taka np. historia ze sklepem obuwniczym w Zurichu, przed wybuchem II wojny światowej, któremu to nie wiodło się najlepiej dopóki nie pojawiła się okazja wykupywania tanio renomowanych sklepów żydowskich handlarzy w Niemczech. Marka ta pod zmienioną nazwą funkcjonuje do dzisiaj. Ja nie wierzę w szlachetność Szwajcarów, mieszkam tu już 10 lat. Chyba nikt nie wierzy kto tu pomieszkał. Oni są wyrachowani i dwulicowi. To fakt, można poczytać na forach angielsko języcznych na przykład. Chociaż zdarzają się oczywiście prawi Szwajcarzy, tak jak w każdym narodzie, również wsród Polaków.
To jest właśnie to czarne, gdy prawda kryje się w szarościach (jak wszędzie!).
Nazywa to się banda sk-synów z Bahnhofstrasse bez skrupułów obłowiła się na wojnie jak nikt inny. I to nie jest szarość, to jest bandytyzm. Jak również to, że Gadafi miał w Szwajcarskich bankach miliardy a u siebie mordował ludzi. Inni dyktatorzy i bosowie narkotykowi mieli i mają również przywileje u gnomów z w/w ulicy. Z kantonie Zug obcokrajowcy pragnący się osiedlić są zwolnieni z egzaminu językowego jak założą konto w banku na co najmniej 2.5 mln franków. I to, że Szwajcaria sprzedaje uzbrojenie do krajów gdzie toczą się wojny domowe. Dojdzie prawdopodobnie z tego powodu do referendum bo w końcu prawi Szwajcarzy zaczęli się wkurzać, ale to bardziej moim zdaniem z powodu nadszarpniętego wizerunku ich kraju, bo na tym punkcie Szwajcarzy są bardzo czuli. Tu właśnie wychodzi ich dwulicowość. Nieważne jakie są konsekwencje dla ludzi w innych krajach i rejonach świata. Ważne żeby Szwajcaria postrzegana była jako symbol praworządności i wszelkich ludzkich cnót.
No i strasznie mi przykro Robercie, ze nie wierzysz juz w szlachetnosc Szwajcarow. To musial byc dla ciebie straszny szok, ze ktos dba o wlasny dobrobyt i nie liczy sie z innymi panstwami. Mam dla Ciebie kolejne BREAKING NEWS:
z III Rzesza podczas II WS handlowalo mnostwo niezaangazowanych w konflikt panstw, m.in. Szwecja, Hiszpania, Portugalia, ZSRR, Jugoslawia i USA (te trzy panstwa do 1941) oraz prawie wszystkie panstwa Ameryki Poludniowej, a nawet (o dziwo) niektore kraje Commonwealthu (np. Indie). Sprzedawaly one Niemcom cala palete towarow: surowce, zywnosc, bron, amunicje etc. W przypadku Hiszpanii czy Jugoslawii byly to surowce rzadkie, ktorych Niemcy nie mieli szans kupic nigdzie indziej (np. rudy wolframu czy rudy boksytu). Jest pewne, ze posluzyly one do produkcji broni (np. czolgow) uzytych przeciwko Polsce.
I co, przestales juz wierzyc w szlachetnosc Hiszpanow, Szwedow, czy Amerykanow?
Drogi Bjornie, Nigdy nie wierzyłem w szlachetność Hiszpanów, Amerykanów, a Szwedów przede wszystkim. I nie jest to zresztą kwestią wiary. Są ludzie szczerzy i są dwulicowi, a Szwajcarzy mimo wielu godnych pozazroszczenia cech, w moim mniemaniu należą do tej drugiej grupy. Odnośnie kto co komu złego wyrządził, to parafrazując naszego poetę – są na świecie rachunki krzywd i żadna dłoń ich też nie przekreśli. Chciałem ostudzić zapał z jakim autorka bloga wychwala pod niebiosa Szwajcarów jako naród wybrany lub jak to oni sami lubią się określać „special case”. Może nie powinienem tak mówić skoro mieszkam tu już tak długo, w myśl przysłowia „Wes Brot ich ess, des Lied ich sing” ale akurat odnośnie chleba to kupuję go jak i inne produkty w sąsiednich Niemczech, jak to również czynią Szwajcarzy gdyż dla nich samych ich własny kraj staje się za drogi. Pisano o tym już wielokrotnie – gdzie podziała się różnica między ceną jaką Bauer dostaje za produkty a ceną w handlu detalicznym. Czyli zupełnie jak w Polsce, huzia na pośrednika. Na marginesie, Szwajcarzy tylko na pozór wyglądają tak spójnie na powierzchni jako naród. W rzeczywistości są podzieleni głęboko, głównie po linii pieniądza. Ciekawe jest również z jaką konsekwencją w polskiej prasie Szwajcaria stawiana jest za wzór demokracji i praworządności. Owszem, nie neguję takiej zwykłej uczciwości Szwajcarów i ich solidności. Gdyby ci Polacy wiedzieli co myślą na ich temat Szwajcarzy to by szybko zmienili zdanie.
>Drogi Bjornie, Nigdy nie wierzyłem w szlachetność Hiszpanów, Amerykanów, a Szwedów przede wszystkim.
Bardzo dobre podejscie. Odnosnie Szwedow przede wszystkim.
>Są ludzie szczerzy i są dwulicowi
Znowu zgoda, choc dodalbym, ze nie tylko. Ludzie sa jak cebula, rozumisz co mam na mysli?
>Szwajcarzy mimo wielu godnych pozazroszczenia cech, w moim mniemaniu należą do tej drugiej grupy.
A nie, tu sie zdecydowanie nie zgodze. Nie dlatego, ze szczegolnie lubie Szwajcarow, ale dlatego, ze kazda tego typu generalizacja dotyczaca grupy wiekszej niz 2-3 osoby jest z gruntu falszywa.
Rozumiem, ze swoja opinie na temat Szwajcarow bazujesz na osobistych doswiadczeniach wynikajacych z kontaktow z samymi Szwajcarami i szanuje to. Ale popelniasz tutaj dwa powazne bledy logiczne.
Po pierwsze, nielogiczne jest przypisywanie cech osobowych calej populacji (7.5mln), na podstawie kilku przykladow jednostkowych.
Po drugie, jeszcze gorzej wyglada przypisywanie cech osobowych calej populacji zyjacej ponad pol wieku temu, na podstawie kilku przykladow jednostkowych wzietych z terazniejszosci.
A teraz garsc faktow (nie opinii, tylko wlasnie faktow) pod rozwage, zanim znowu powiesz, ze Szwajcarzy zachowali sie podczas wojny nagannie:
-podczas II WS Szwajcarzy zachowywali sie zgodnie z prawem miedzynarodowym: Konwencja Haska z 1907r. dopuszcza handel panstw neutralnych z panstwami bioracymi udzial w konflikcie. Co wiecej, Szwajcarzy handlowali z obiema stronami konfliktu.
-handel z Niemcami rozwinal sie dlugo przed II WS, a Niemcy byli najwazniejszym partnerem handlowym Szwajcarii juz w latach 30. zanim Adolf i kumple doszli do wladzy.
-od czerwca 1940 (kleska Francji) Szwajcaria byla calkowicie otoczona przez panstwa Osi. Calkowite zaprzestanie handlu z Panstwami Osi spowodowaloby przede wszystkim potezna kleske glodu, bo z Niemiec i Wloch pochodzila olbrzymia czesc zywnosci. Bylo wiec to calkowicie sprzeczne z interesem narodowym Szwajcarow.
-wiedza o prawdziwym charakterze dzialalnosci Nazistow (obozy koncentracyjne, masakry Zydow, Polakow, Bialorusinow etc), to efekt wieloletnich sledztw po II WS. W czasie wojny nie bylo wiadomo dokladnie co sie na wschodzie wyprawia (nawet Anglicy i Amerykanie nie chcieli wtedy uwierzyc Janowi Karskiemu, gdy informowal ich o masowej eksterminacji Zydow), a przeplyw informacji byl blokowany.