Panie i Panowie, na Blabliblu pisze gościnnie KOBIETA! Tak, tak, prawdziwa kobieta! Nawet ma długie włosy i się maluje! Maluje! Na kolorowo! :O Powitajcie z entuzjazmem (bo jeszcze ucieknie i już nie wróci) Kaję Kurczewską:
———————————————————–
Co roku w styczniu alpejski ośrodek narciarski Blatten-Belalp w Szwajcarii schodzi na… czarownice! I to całkiem dosłownie. Z okrzykiem „D’Häx isch los!“ (czyli w wolnym tłumaczeniu, “z drogi śledzie, wiedźma jedzie!”) dziesiątki narciarzy i narciarek szusują w najbardziej szalonym wyścigu alpejskim w całej Krainie Sera i Czekolady.
W niemieckojęzycznej części kantonu Wallis w miejscowości Blatten od 35 lat odbywa się impreza której nie może przegapić żaden szanujący się fan nieco bardziej alternatywnego narciarstwa – Hexenabfahrt. Na jeden tydzień w styczniu stoki Belalp przejmują najprawdziwsze czarownice. Skąd pomysł na to aby wiedźmy szusowały w styczniu w Alpach? Czy nie powinny aby wtedy siedzieć w jaskiniach i warzyć eliksiry z ogonów jaszczurzych na potencję czy szczęście w miłości? Otóż, jak głosi po trochu legenda, a poniekąd również historia regionu Wallis, na przełomie XVI i XVII wieku okolice Blatten borykały się z plagą czarownic, a zwłaszcza z jedną konkretną wiedźmą która ponoć ukatrupiła była swego szanownego małżonka. Z problemem radzono sobie w dość standardowy sposób – podejrzane o ten proceder kobiety palono na stosach. Ku upamiętnieniu tej dość makabrycznej tradycji, a także aby zachęcić turystów do odwiedzania Belalp również w styczniu (znanym w branży turystycznej jako “martwy okres”), w latach 80-tych ubiegłego stulecia kilku pasjonatów białego szaleństwa wpadło na pomysł zorganizowania w styczniu właśnie wyścigu narciarskiego w przebraniach czarownic. Idea przypadła do gustu włodarzom Blatten i tak oto rozpoczęła się ponad 35-letnia już tradycja. „Używamy utożsamiania się z czarownicą Belalp nie tylko w styczniu, ale przez cały rok”, wyjaśnia Frédéric Bumann, dyrektor Belalp Bahnen, kolejek linowych i gondoli wożących narciarzy i turystów na stoki Belalp na wysokość 3112 m. „Jednocześnie jest to bardzo popularne medium reklamowe zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym”. Czyli nie taka wiedźma straszna jak ją malują, czy coś w ten deseń.
Współczesne wiedźmy płci obojga w liczbie ponad półtora tysiąca rocznie biorą udział w Belalp Hexe. Zjazd 12-kilometrową trasą w kolorowych przebraniach i fantazyjnych maskach stanowi ogromną atrakcję nie tylko dla samych narciarzy ale także dla zgromadzonej licznie publiczności, dopingującej swych faworytów. Kulminacją tygodniowej imprezy, podczas której można brać udział w nocnych zjazdach (Hexen Nacht) oraz dziecięcych zawodach (Hexen-Kinderfest), jest sobotni wyścig czyli właściwy Hexenabfahrt. Kijki często zastępują miotły, wiedźmy wznoszą groźne okrzyki i panuje ogólna atmosfera bardzo szalonej jak na dość konserwatywną Szwajcarię zabawy. Co jeszcze ważniejsze, w tym wyścigu mniej liczą się osiągi czasowe, a bardziej pomysłowość przebrania i straszność oblicza czarownicy. Do radości i przyjemności z szusowania po alpejskich stokach dochodzi również późniejsze Hexen Party które odbywa się po zakończeniu wyścigu u podnóża stoku.
Najlepiej samemu sprawdzić co i jak – wideo z tegorocznej edycji w styczniu 2017 można obejrzeć TUTAJ. Zespół Allpot Futsch nagrał nawet specjalny utwór ku chwale wiedźm z Belalp – posłuchać można TUTAJ. Zatem – jeśli kibicowanie narciarzom w tradycyjnych strojach znudziło wam się już, zachęcam do odwiedzenia Belalp w styczniu 2018. Gwarantuję że TAKIEJ imprezy nie znajdziecie nigdzie indziej!
Kilka informacji dla wszystkich zainteresowanych Belalp Hexe:
Trzydziesta szósta edycja imprezy potrwa od 6 do 13 stycznia 2018 – zgłoszenia dla uczestników można było składać do sierpnia 2017, więc o uczestnictwie w zawodach w tym roku niestety można zapomnieć, ale jeśli Hexenabfahrt się spodoba, zawsze można się zgłosić w na edycję 2019. 1-dniowy Ski Pass to wydatek ok. 56 CHF. Wszystkie informacje odnośnie cennika karnetów na sezon 2017/18 oraz Belalp Hexe i nie tylko znajdują się TUTAJ.
Coś zdecydowanie dla mnie XD
Eeee, to straszysz na tym stoku? 😛
Jestem właśnie po lekturze książki o czarownicach Europy i świata. Teorii na ten temat jest wiele, ale ciekawym wydał mi się wątek dotyczący tego, kogo najczęściej oskarżano o czary: z reguły były to skrajności, jeśli chodzi o grupy. Albo byli to najbiedniejsi i najbardziej pogardzani, albo przeciwnie – ludzie bardzo bogaci i na co dzień szanowani. Wystarczyło tylko podpaść, a przy tym w czymś się wyróżniać. Dzisiaj Internet pełni taką funkcję stosu w niektórych przypadkach.
A w same Alpy do Szwajcarii chętnie bym się wybrała!
Ja czytałam znakomity artykuł na ten temat z lekko feministyczną nutką – kobiety skazywane na stos to były często kobiety wyzwolone, które po prostu zwyczajnie nie pasowały do sztywnych ról narzucanych przez kościół i społeczeństwo. Tak było z ostatnią wiedźmą skazaną na stos na terenie Szwajcarii a było to w 1782 roku. Anna Goldi miała nieślubne dziecko, romans ze swoim pracodawcą (była służącą), no i tak się akurat zdarzyło, że zaszła w kolejną ciążę… Najłatwiej było się jej pozbyć, a jako że kobieta była urodziwa i otwarta na związki pozamałżeńskie, nikt się za nią nie wstawił. Dla kobiet była zagrożeniem, a żaden mężczyzna nie chciał ryzykować swojego stanowiska dla potencjalnej kochanki :/
Od siebie dodam o ciekawym artykule na temat wiedźm słoweńskich (i w ogóle słowiańskich): na wsi te kobiety stanowiły alternatywę wobec oficjalnej medycyny. Często znały się np. na ziołolecznictwie, które niekiedy dawało lepsze skutki niż puszczanie krwi (tego ostatniego skutkiem było „wyleczenie” przez posłanie delikwenta do św. Piotra). A żadna władza (w tym medyczna i kościelna) nie znosi konkurencji.
No wiesz, Kopernik też był kiedyś uznawany za szarlatana 🙂
I była kobietą! 😀
Ale to chyba wszyscy wiemy 😉
Oczywiście, że Kopernik była kobietą. Jeśli chodzi o wiedźmy, to były kobiety, które miały wiedzę. Zajmując się leczeniem były posądzane o czary i kontakty z diabłem. Z dzisiejszego punktu widzenia, pojęcie wiedźma, powinno być odbierane pozytywnie, prawda? Przecież jak się ma wiedzę, to chyba dobrze? Jest jednak inaczej, bo jak ktoś powie do nas „Ty wiedźmo”, to najczęściej odbieramy to tak, że myśli o nas, że jesteśmy wredne i do tego okropnie brzydkie. Szkoda. Mnie jakby ktoś tak nazwał odebrałabym to jako komplement.
Mam tak samo 😀
Założę się, że gdybym żyła w Średniowieczu, byłabym pierwsza, która by spłonęła…
I tu obalę pewien stereotyp o czasach średniowiecza, właśnie z tej „knjigi” którą czytałam. To nie wtedy palono najwięcej czarownic, tylko później,w XVI-XVII. Niestety, pluralizm wywołany przez Reformację, a także ogólny kryzys w Europie (zarazy, czy tak samo jak dziś zagrożenie wojnami ze światem islamu) obudziło w ludziach demony, także w postaci prywatnych zemst i fanatyzmu. To nie znaczy, że wcześniej tego nie było, ale właśnie wtedy przypadła kulminacja tych „ciemnych wieków Europy”. Dzisiaj polowania na czarownice też się zdarzają, głównie w krajach afrykańskich. Ofiarami bywają nawet dzieci.
Natomiast stereotyp „ciemnego średniowiecza” zawdzięczamy Marksowi, Engelsowi i Leninowi. Z wiadomego powodu: w tamtych czasach w centrum uwagi był Bóg. Nie zapominajmy, że to wtedy przecież powstały uniwersytety.
Pozdrawiam jako miłośniczka historii i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! 🙂
Pisząc o pluralizmie i Reformacji miałam na myśli różne sekciarskie i fanatyczne ruchy, które wtedy powstały w łonie chrześcijaństwa zachodniego, korzystając z ogólnego zamętu. Sama jestem luteranką (z sympatiami do prawosławia), stąd moje zainteresowanie tamtą (dość ciekawą) epoką.