Otwórzcie oczy! Otwórzcie drzwi postrzegania. Uczcie się empirycznie; patrzcie na świat tak jakby jeszcze nie dotknęła go ludzka stopa. Dziś największym problemem jest to, że ludzie żyją w miastach, gdzie wszystko jest martwe. Świat materialny, stworzony przez człowieka, jest martwy – w końcu zniknie i umrze. Wyjedźcie z miast, idźcie na łąkę, do ogrodu, do lasu. Należycie przecież do świata natury. Jesteście integralną częścią cyklu życia. Otwórzcie oczy i dostrzeżcie brąz i zieleń ziemi i światło, które jest esencją natury. Zrozumcie, że można doświadczać piękna i tego głębokiego znaczenia, które jest istotą naszego związku z naturą – Albert Hoffmann
Czy wiesz, że LSD – jeden z najsłynniejszych psychodelików został zsyntetyzowany przez szwajcarskiego chemika Alberta Hoffmanna w 1938 roku? Warto jednak dodać, że naukowiec pracujący wówczas w laboratoriach firmy Sandoz poznał jego efekty psychoaktywne dopiero kilka lat później, gdy substancja przypadkowo dostała się do jego organizmu. Hoffmann postanowił zbadać te właściwości i przeprowadzić eksperyment na samym sobie. Odmierzył sobie dawkę 0,25 mg LSD (podczas gdy efekt progowy występuje już przy dawce dziesięciokrotnie mniejszej) i to właśnie on był wtedy pierwszą ofiarą tzw. „bad tripa”. Chemik opowiadał: Substancja, z którą chciałem eksperymentować, wzięła mnie we władanie. Przepełniał mnie wszechogarniający strach, że zwariuję. Zostałem przeniesiony do innego świata, w inny czas. Przerażony chemik natychmiast udał się do lekarza, który stwierdził, że jedynym symptomem fizycznym są nienaturalnie rozszerzone źrenice. Wobec tego Hoffmann wsiadł na swój rower i wrócił do domu, gdzie objawy stopniowo ustąpiły. I właśnie ta scena – naukowiec pod wpływem LSD na rowerze stała się legendarna wśród entuzjastów środków zmieniających świadomość i została uwieczniona na znaczkach nasączanych tym narkotykiem. Natomiast 19 kwietnia, w rocznicę eksperymentu Hoffmanna, w mekce kontrkultury – San Francisco świętuje się jako Coroczny Dzień Rowerowy, z okazji którego organizowana jest wielka psychodeliczna parada rowerowa.
Negatywne doświadczenie nie zniechęciło Hoffmanna od dalszych prób. W końcu firma Sandoz zaczęła oficjalną sprzedaż LSD w formie tabletek pod nazwą Delysid. Na początku substancja zdawała się odpowiedzią na wiele chorób psychicznych i uzależnień. W latach 50-tych i 60-tych XX wieku przeprowadzano sporo eksperymentów przy pomocy tej substancji chemicznej na pacjentach cierpiących na schizofrenię i alkoholikach. Eksperymenty przyniosły bardzo obiecujące rezultaty. LSD jako sposobem osiągnięcia kontroli nad ludzkim umysłem zainteresowało się również CIA (badania pod kryptonimem MKUltra).
Efekty halucynogenne substancji nie mogły nie zostać szczególnie „docenione” przez subkulturę hippisów i to właśnie przypieczętowało jego koniec jako dostępnego legalnie lekarstwa. W 1966 roku LSD zostało zakazane w USA, za którego przykładem szybko poszły inne kraje. Wszystkie eksperymenty i badania medyczne dotyczące jego zastosowań zostały również przerwane. LSD było symbolem pokolenia dzieci – kwiatów, z którymi walczył rząd, dlatego zostało obwinione za wiele urojonych zjawisk poczynając od samobójstw do uszkodzeń genetycznych.
Czy słusznie? LSD nie jest substancją, która uzależnia fizycznie. Nie udowodniono również żadnego przypadku zgonu pod wpływem przedawkowania substancji. Owszem – hospitalizacji tak – natomiast wszystkie osoby, które przedawkowały LSD zostały wyleczone. Nie będę dyskutować jednak na temat jego szkodliwości – nie jestem kompetentna na tyle, żeby wydać wyrok. Faktem jest jednak, że LSD jest numerem czternaście spośród dwudziestu najgroźniejszych substancji psychoaktywnych (alkohol zajmuje miejsce piąte) według naukowców badających używki.
Skąd w takim razie zła sława LSD? Otóż za to wszystko odpowiedzialny jest ten legendarny „bad trip”. O co chodzi? Spieszę odpowiedzieć wszystkim, którzy na całe ich szczęście nie mieli okazji podróżować w mroczne zakątki podświadomości. Efekty działania LSD zwykło się nazywać tripem – czyli podróżą. Zwykle oprócz wzmocnienia postrzegania zmysłowego są to efekty mistyczne – wrażenie dotykania absolutu, jedności ze światem i naturą, poczucie zrozumienia sensu życia, ale też… konfrontacji ze swoją podświadomością. A każdy wie, że w podświadomości może się kryć wiele potworów, których lepiej nie wyciągać na światło dzienne. I dlatego zawsze istnieje ryzyko przeżycia tzw. „bad tripu” (dosłownie – złej podróży). I wobec takiego doświadczenia najmroczniejsze koszmary są niewinne niczym bajki Disneya. Jeśli mieliście kontakt z czymś takim, opowiedzcie swoją historię w komentarzach – aż głupio zachęcać do użycia fałszywego imienia i maila, ale całkowicie rozumiem chęć pozostania anonimowym w tym temacie…
Wróćmy do ojca LSD – Alberta Hoffmanna. Otóż naukowiec głęboko żałował, że substancja zaczęła być stosowana do celów rozrywkowych. Wierzył, że LSD ma wielki potencjał dla zrozumienia natury i osiągnięcia z nią jedności i to do tego celu powinna być stosowana. Uważał jednak, że przyjmowanie tej silnej i potencjalnie niebezpiecznej substancji wymaga respektu i niemal religijnej oprawy. Skąd się wziął mistycyzm naukowca?
Albert Hoffmann opowiadał, że jako dziecko przeżył coś w rodzaju objawienia. „Gdy przechadzałem się po wiosennym lesie wypełnionym pieśnią ptaków i rozświetlonym porannym słońcem, zobaczyłem nagle nienaturalną światłość. Promieniała przepięknym blaskiem przemawiając do mojego serca jakby chciała mnie otulić swoim majestatem. Wypełniło mnie nieopisane poczucie szczęścia, jedności i rozkosznego bezpieczeństwa.” Naukowiec opisywał te doświadczenie jako coś bliskiego podróżom pod wpływem LSD i głęboko wierzył, że takie mistyczne objawienia są możliwe dla niektórych ludzi bez udziału substancji psychoaktywnych.
Po odkryciu właściwości LSD, Albert Hoffmann poświęcił się badaniu tzw. świętych roślin – roślin o działaniu psychoaktywnym używanych przez szamanów. Naukowiec przyjaźnił się z wieloma wyjątkowymi osobowościami, między innymi z Timothym Learym, Allenem Ginsbergiem, czy Aldousem Huxleyem. Zresztą ostatnim życzeniem tego ostatniego (Huxley to angielski pisarz znany najbardziej ze swojej dystopii „Nowy wspaniały świat”) tuż przed śmiercią był zastrzyk z LSD.
Sam Hoffmann w 2006 roku zmarł na atak serca w swoim domu niedaleko Bazylei w wieku 102 lat. Do końca życia cieszył się zdrowiem i niezwykle ostrym umysłem.
Jak się miewa jego problematyczne „dziecko”, którego zwykł nazywać lekarstwem na duszę? Całkiem niedawno zostały wznowione eksperymenty nad LSD, jednak laboratoria, które się tym zajmują napotykają bardzo wiele przeszkód prawnych. Jedna z grup badawczych działa na Uniwersytecie w Londynie, a druga na Uniwersytecie w Zurychu.
Czy kiedykolwiek LSD zostanie dopuszczone do legalnego użytku? Jego odkrywca wierzył, że tak i że stanie się ważnym czynnikiem w naprawie naszych ludzkich stosunków z planetą Ziemią.
Fajnie…
czekam na artykul o Panu Camenzind, co zmienil swiat elektroniki
https://pl.wikipedia.org/wiki/Timer_555
No to ja się wypowiem, bo się tak trochę poczułem wywołany do odpowiedzi.
Co prawda nie mam żadnych doświadczeń z LSD, bo jestem z troszkę starszego pokolenia niż Joasia i moje studenckie czasy przypadały na tata 70-80. Takie środki nie były wtedy dostępne, co prawda koleżanki z chemii wynosiły różne ciekawe rzeczy ale ja zawsze wolałem czystą naturę.
Więc z kolegami jako starzy grzybiarze zawsze jeździliśmy w Bieszczady i wtedy miałem podobne doświadczenia , jak szanowna blogerka opowiada. Zdało się poprawkę, więc chciałem poświętować, a że jeszcze były z nami fajne dziewczyny a człowiek głupi i chciał się popisać, to zjadłem dwa razy więcej grzybków niż koledzy. Nie pamiętam szczegółów, ale nie zapomnę nigdy drzew, które się zamieniły w potwory, które chciały mnie zadusić. Zacząłem uciekać, a koledzy zaczęli mnie gonić. Wydawało mi się, że chcą mnie zabić, więc rzuciłem się na jednego z nich w samoobronie. Skończyło się tak, że wywróciłem się, poleciałem na gałąź i o mało co nie straciłem oka. Dotąd mam szramę, którą tłumaczę podobnie jak Pan Zagłoba. W sumie chyba nawet teraz już dorosłym dzieciom nie powiedziałem całej prawdy.
Brzmi może trochę śmiesznie, trochę strasznie, ale odtąd tylko piwo w piątkowe wieczory. A taka ciekawostka, że gdy mam koszmary, śni mi zawsze się dokładnie to, co wtedy widziałem. Ku przestrodze.
Pozdrawiam!
Psylocibum grzybki…a srodki te byly w latach 70 i 80 dostepne, bo przeciez bulawinka czerwona, grzyb pasozytujacy na zbozach – Claviceps purpurea – z niego dawniej ekstrahowano ergotamine i inne alkaloidy stosowane w poloznictwie…
Obecnie w Szwajcarii problemem jest Crystal Meth i pochodne MDMA w tym litewskie produkty i rumunskie.
Jako kamyczek do ogrodka helveckiego mozna bylo by wspomniec jak umoczona w dystrybucje twardych dragow jest helvecka policja http://www.20min.ch/schweiz/news/story/10762949
Jak sie sprawa rypla to oczywiscie byl motyw badany ze ow biedny Policjant zostal uwiedziony przez bydelactwo usländerskie – i go szantazowano i dlatego biedny jako ofiara zgodzil sie dealowac. Rzekomo jakas plugawa usländerka z Ostblocku go uwiodla i ten zagubiony biedaczek sie musial jakos bronic i …no wiecie..biedna helwecka owieczka zbladzila…
Swoja droga to swego czasu mialem jednego ciekawego pacjenta ktory siedzial za dealerke i przyznal mi sie ze wpadl przewozac autem ponad 300kg heroiny. Jak byla wokanda to sie okazalo ze heroiny bylo ponizej 20 kg. Nie wiem na ile fantazjowal ale imputowal ze sluzby sobie troszke zagospodarowaly, co mnie na poziom korupcji i manipulacji w tym idealizowanym kraju nie dziwi.
Przepraszam za wywod, ale wczoraj zrobilem rozliczenie podatku za 2016 i mnie cos strzelilo, trafia mnie doslownie.
To i tak jesteś wyjątkowo spokojny. Mój chłopak po otrzymaniu informacji, ile ma zapłacić zwykle zaczyna demolować chatę 😉
Bylo referendum przeciez, ktore upadlo bo chcieli w nim przemycic tresci poprawne politycznie i glosami przeciez LGBT upadlo. Moja zona stwierdzila ze sie rozwodzic trzeba bo – nie chwalac sie – zaplacic musimy 286.000 CHF razem. Moj Treuhander mowi – masz czerwony paszport, mozesz krasc i oszukiwac jak typowy Szwajcar, mowie nie od dzis. Rozwazamy rozwod bo mamy dosyc, ja teraz mam Pikett i jak sobie mysle ile miesiecy pracuje tylko dla fiskusa to mnie trafia. Owszem, zostaje duzo ale nieproporcjonalnie nas okradaja.
Nie wiem czy Joanno wiesz ale malzenstwa maja nizsza emeryture i rozwod nalezy zakonczyc najpozniej 3 lata przed przejsciem na emeryture bo inaczej po ptokach.
Przydalby sie ten artykul w zasadzie bo jak patrze na inne fora to Helvecja jest mitologizowana – poczawszy od stawek – jak poczytasz fora to znajdziesz info ze praca czeka za co najmniej 10.000CHF netto, podatki za 1% i tak dalej. ani o tym ile sie placi, ani o tym jak jest z Quellensteuer i co po tym jak sie jest malzenstwem i tak dalej.
A, nie, to my jednak zupełnie nie ta skala podatków 😀
Ale reakcja adekwatna!
A ja odkładam sporządzenie deklaracji podatkowej z dnia na dzień do momentu kiedy nie mam wyboru i muszę to wszystko podliczyć. Potem jak jest gotowa to płaczę rzewnymi łzami, szlochając coś o obowiązku i nowoczesnym patryjotyźmie. Na koniec, jak ją już przedłożę w urzędzie gdzie moje czerwone oczy tłumaczę alergią na pyłki idę na miasto w poszukiwaniu pocieszenia w używkach (dozwolonych prawem oczywiście).
Jak zarabialem przecietnie to sie dziwilem ukrywaniu dochodow i kombinacjom.
W momencie kiedy jest mi lepiej niz 95% populacji – ale widze ze miesiecznie w robocie jestem ponad 500 godzin – niekoniecznie pracujac ale siedzac na zebraniach zarzadu, przegladajac glupie bzdurne protokoly, wykonujac prace zaopatrzeniowca, prowca, handlowca, przedstawiciela handlowego, biurwy etc. czy nawet sprzataczki to mnie trafia w momencie kiedy widze ten socjalizm tfu solidaryzm spoleczny.
A zastanawiam sie nad tymi na dole, co pracuja za 4000 i maja przedszkole do zaplacenia. Bo ja to nie odczuwam, ale – jestem od lat przekonany ze w Helvecji to dobrze tylko grubym rybom bo Ci mali wyrobnicy, male trybiki musza sie tutaj bardzo szybko krecic i sie zuzywaja…
Swoja droga moje pielegniarki maja dosyc podatku od meza – od 600 do 900 CHF miesiecznie wiecej podatku placa one i kazda mysli o rozwodzie, bo je trafia.
Te dozwolone prawem używki to numer 5 na liście szkodliwych substancji pewnie?
No widzisz, a tu masz numerek czternaście, dotyk Boga w pakiecie 😉
Czasami to ma sie czlowiek ochote tylko wlasnie schlac. Bo jak sie popatrzy na zycie – w jakim sie jest mlynku, na to ze jest sie niewolnikiem pracy, ptaszkiem w zlotej czy platynowej klatce… Taki kierowca autobusu to jest czesto bardziej szczesliwy niz milioner.
Im jest sie wyzej – finansowo- tym latwiej spasc na sam dol. I upadek bardziej bolesny bywa.
Coraz łatwiej zarobić, ale coraz trudniej zatrzymać pieniądze To świetnie działająca machina do odsysania ludzkiej energii. Szczęście natomiast się robi – oczywiście jeśli masz na to czas. Jeśli nie masz czasu , to z pieniędzmi czy bez – jesteś biedakiem.
O tak, o tak, rękami i nogami się podpisuję!
Muszę to zobaczyc !
Taki temat – dragi – a wy o podatkach? Srsly?…
A ja a propos bad tripów, to mogę poopowiadać o autorce!
Tyle że wtedy mnie zablokuje i usunie…
Tylko spróbuj!
Ha, pieniądze na niektórych działają jak narkotyk ! A tak przy okazji zachęcam do odwagi i opowiedzenia choć jednej histori o autorce w aspekcie używek. Odrobina pikanterii w tak uroczym temacie na blogu nie zaszkodzi a ja upomnę się o Ciebie jak „cenzor” dopuści się usunięcia Ciebie ze społeczności.
Bardziej tego, że mnie zablokuje, boję się, że się przestanie do mnie odzywać 😉
Ale gdzieś w którym artykule sama autorka mówiła o sobie, że jest, a przynajmniej była, Dorianem Grayem w spódnicy. I miała rację.
No ale Joanka, sama opowiedz, historia jest fajna.
To ja powiem tylko tyle ze śmieszniejszych rzeczy, że kiedyś tak strasznie zgłodniałam, że zjadłam cały woreczek zamrożonych warzyw na patelnię… Oczywiście na surowo, bez smażenia. Schrupałam je aż miło 😀
No nie jest to pikantna historia w stylu Gray’a ale też hardcorowa. Cóż za uzębienie musi mieć Joanna.
…taaa dotyk Boga numer czternaście, nie to żebym był święty ale boję się że wgląd w siebie bez cenzury mógłby otworzyć „puszkę pandory” mego jestestwa i tego nie chcę bo nie spodziewam się niczego pięknego. Za to jak bym spotkał w barze Medyka to bym mu kolejkę postwił. Ten skrajny krytycyzm rzeczywistości, idealizowanej alpejskiej krainy jest przeze mnie wysoce ceniony bo jestem jedną z tych osób które postrzegają ten kraj przez różowe okulary a tak mamy powiew autentyzmu.
Z Medykiem masz rację! on, jak na lekarza przystało, ma chyba rentgena w oczach i widzi to czego nie widzimy my a że się napatrzył na ludzkie nieszczęścia, tudzież sekscje zwłok w czasie studiów medycznych, to ma twardy pancerz i śmiało wali prosto z mostu :).
W kwestii odkrywania siebie po grzybkach i zgłębiania jestestwa – zachodzi obawa (jeśli nie jest się z gruntu urodzonym optymistą), że wyjdą prawdziwe demony a „puszka pandory” okaże się „puszką pierdoły” – znaczy się będziemy o sobie myśleli gorzej niż „przed”.
„Puszka pierdoły” ! ale się ubawiłem…strzeliłeś w sedno lepiej niż Wilhelm Tell ! nie mogę przestać się śmiać hahaha
Ja też się przednio uśmiałam z puszki pierdoły!
Hej, zamawiałem demony!? Co to ma być!!!? 😉
Top nie autentyzm i ja od dawna o tym wiem bo i ile taki chlop z Simplonu, ktory ma ponizej 40.000CHF rocznie na przezycie i wegetuje na poziomie minimum egzystencji lub nizej jest autentyczny bedac alkoholikiem pijacym bimber pedzony samodzielnie z tego co krowy nie zjedza – tak tacy yuppies z Zurychu, rozbijajacy sie Aston Martinami, czy Bugatti czy innymi – maja inne problemy – przychodza i mowia ze zaszaleli bo wzieli crystal meth i dziesiec innych rzeczy i przehulali w kasynie 2,5 miliona CHF w narkotycznym ciagu podczas weekendu.
Zycie ma wiele barw.
Mi sie zdazyl ale bardzo bardzo pozytywny Trip , uczucie bezgranicznego szczescia, zachwytu pieknem listka😂Wiem, ze bardzo dlugo zachwycalam sie jego doskonaloscia… zjadlam caly sloik dzemu truskawkowego, ktory zrobila babcia kolegi, kazda lyzeczka byla jak megaorgazm…. muzyka, obraz w ktorym jakos sie znalazlam w srodku, to byly szczesliwe dzieci zjezdzajace na saneczkach z gorki, bylam jednym z nich, niesamowita radosc…. i telepatia, niesamowite bylo wiedziec co mysla znajomi…. i czulam ze oni wiedza o czym
ja mysle…. moglabym tak dlugo opisywac, mimo ze to bylo dosc dawno. Bardzo polecam😜
W czasie studiow w Polsce w akademiku moja kolezanka, dzis jedna z szanowanych specjalistow psychiatrii poprosila mnie o pomoc bym jej zalatwil cos do grania w zielone. Zapytalem chlopakow i zielone bylo. Zagrala – wziela jednego macha po czym zaczela histerycznie plakac – ktos ukradl moj czwartek – wrzask, panika, slinotok – po czym w ulamku sekundy otworzyla okno i wyskoczyla na betonowy parking z 4 pietra – nic jej sie nie stalo – ryczac jak bobr szukala skradzionego czwartku pod kazdym zaparkowanym autem, lekkie siniaki na stopach byly.
Czwartku nie znalazla. Dostala drgawek, musialem wezwac pomoc – okazalo sie ze zielone bylo z meskalina i lsd. Ten co do niej przyjechal zostal jej mezem. Tk wiec narkotyki to zlo, ale czasami konieczne.
Po tym jej bad tripie nie bierze niczego. Natomiast Szwajcarzy to nie wiem czego nie biora, zwlaszcza Ci z wielkich miast. Zwlaszcza palestra medyczna czy prawnicza
Nic nie nie zastąpi naszych naturalnych hormonów i biznes o tym wie. Fenomenem jest mnie mnie przekonanie Szwajcarów do zakupu supersamochodów. Obietnica wielkich emocji przy predkości 30km/h pomiędzy kolejnymi fotoradarami. to majstersztyk endokrynologicznego placebo pomieszany efektem redukcji dysonansu poznawczego. Bo jak ktoś zapieprzał jak głupi żeby kupić 500 koni , to wyrzut adrenaliny będzie miał na każdym rondzie.
A propos zlapany mlody kierowca na jezdzie pod wplywem alkohiolu czy jointa ma wydatek – okolo 13.000 CHF do kilkuset tysiecy. Mam takich 20 -25 latkow po joincie co wsiedli za kolko. Kazdy po miesiacu mial 13.000 CHF
Psycholog, szklolenia, postepowanie, 15 minut gadki ze specjalista to 900 CHF. Dziala strasznie prewencyjnie bo kazdy kto zrobil glupote w zyciu robi ja jeden jedyny raz.
Jak zlapia Pana managera z Korpo po piwku to pisza podejrzenie alkoholizmu. Instytut Medycyny Sadowej zyje z badan wiec kazdemu robia wielka teorie i kazdy zlapany winny musi sie tlumaczyc ze nie jest wielbladem. Wielomiesiecznie dochodza koszty badan, ekspertyz, i tak dalej.
Jednorazowe oddanie moczu do analizy to dokladnie 00.0160 Tarmed Suisse – 8.19 CHF, do tego dochodzi 30 minut konsultacji specjalistycznej – i takich zlecen ma gagatek srednio 18 – co miesiac oddaje mocz do analizy i za wszystko placi samemu bo kasa chorych tego nie pokryje. Jak ktos mial Marihuane to czesto robia analize wlosow – przychodzi na Polizeiwache, wzywa sie lekarza – ja po godzinie 18:00 jak jade mam placone za Wegentschädigung i ryczalt 1800 CHF brutto. Czyli jak jade 20 km w jedna strone – dostaje 20 x 0,80 CHF x 2 plus wliczone 15 miut pisania protokolu. Delikwent placi tez za asyste 3 Policjantow. Robota latwa, przyjemna, papierkowa, wszyscy szczesliwi, Finanzamt najbardziej. Tylko gagatkowi smutno jakos bo taka procedura trwa czesto 2 lata.
Przepiękny szwajcarski przerost formy nad treścią.
Nalkowska w Medalionach pisala o tym, ze Niemcy potrafia zrobic cos z niczego… Mialo to swoj wydzwiek. W Szwajcarii potrafi sie robic pieniadze z niczego. Strassenverkehrsamt i Institut für Rechtsmedizin zyja z petentow, to jak w tym slynnym kawale o Moshe i Izaaku. Oj Tate, Tate, ja w ciagu 3 dni zakonczylem ta sprawe, cos Tate prowadzil 30 lat. Aj waj, rwac z glowy zaplakal Moshe – ja z prowadzenia tej jedynej sprawy zylem na dobrym poziomie przez 30 lat…
Co w swojej praktyce klinicznej widze. Lapia takiego delikwenta na jouincie i robia mu testy za ktore on placi po czym wydaja decyzje pozniej ze moze jezdzic 3 miesiace i potem podejma dalsze decyzjhe. No i podejmuja – po 3 miesiacach delikwent dostaje pismo ze stwierdzili, ze jego postepowanie nie jest jeszcze definitywnie zakonczone i ze ma albo natychmiast oddac swoje prawko albo robic dalej badania moczu, krwi, enzymow, wlosow etc… Kij i marchewka, wszyscy z tego dobrze zyja.
To taki typowo socjalistyczno-urzędniczy nowotwór. Ktoś uruchomił proces który zaczął żyć własnym życiem. Każdy , kto ma możliwość uzasadnienia potrzeby swojego istnienia robi to i (co gorsza) wierzy w to. Tylko że zbliża się dzień jeśli nie wywrócenia stolika, to przynajmniej sprawdzenia kart. Okaże się czy król jest nagi.
Mnie cholernie zastanawia kiedy nastapi bunt prekariuszy. Bo Szwajcarzy od dziesiatek lat upajaja sie swoja helveckoscia i wiadomo – gut – besser, schweizerisch. Ale od 2000 roku skladki na kase chorych wzrosly o 40%, srednio ma byc do 2030 tak drogo ze juz sie Ci z Coop i Migrosa nie pozbieraja – otoz znam to jak pewnie bedzie – zrobi sie Abstimmung i kaze tym co maja placic na tych co nie maja, oczywiscie dolozy do tego jak w PL urzad kontrolny w kazdym kantonie etc…
Tak realnie rzecz biorac pracujac w Migros i majac meza czy zone – kasjer i kasjerka plus dziecko – przychody jakies 8000 miesiecznie realnie minus czynsz minus 3 skladki na kase chorych minus oplaty… jejku, zyja cieniutko.
Buntu nie będzie, bo to przecież Paradise. Młodzież jest skrajnie nacjonalistyczna . Jak się zacznie bajzel w UE to zgodzą się na wszystko.
PS
przenieśmy tą dyskusje gdzieś na FB , bo nas Aśka zabije.
Norbert Szwajca
Nie, dlaczego miałabym być zła 🙂
Największą przewaga tego kraju jest mocna waluta. Dzięki niej kupują świetnych specjalistów i najlepsze technologie. Ale azjaci w obłędnym tempie budują rynek wewnętrzny. Pewnego dnia odblokują zaniżoną wartość swojej waluty i wtedy Europa stanie się trzecim światem. Już dziś Chinczyk zarabia na taśmie tyle co Włoch czy Portugalczyk Przy ich cenach jego standard życia jest znacznie wyższy.
Europa umiera w bilansie handlowym od lat i w nadmiarze regulacji. Geopolitycznie dzis liczy sie Azja, UK sie wypisuje bo widzi wtym swoja szanse. Podejrzewam ze Szwajcaria na Brexicie dlugofalowo straci.
Dla nas zmiany i destabilizacja jest normą , dla Szwajcarów to fantastyka. Obawiam się wielu zgonów.
Ja sie bardziej obawiam radykalizacji bo ktos (usländerstwo) winnym byc musi. Juz dzis nas nienawidza, a nienawisc ekstrapoluje wraz z popziomem sukcesu.
Swoja droga ostatnio zwolnilem Szwajcara z roboty w banku. Wchodzilem przypadkiem majac termin o kolejne produkty a manager zjechal biedna sprzataczke z firmy zewnetrznej – kobieta na oko albo z Bangladeszu albo Sri Lanka. Zapytalem czy to jest ich kultura korporacyjna i poprosilem by szef filii przyszedl do mnie. Porozmawialismy i zapytalem czy cos z tym zrobia czy moze poczytaja o tym w 20 min.ch albo Blick am Abend… i goscia nie ma co zreszta widzialem na jego linked.in i facebooku, wraz z wpisami znajomych ze robaczek mial pecha bo ktos widzial…
Szwajcaria jeszcze wiele dziesiecioleci bedzie profitowac z akumulacji kapitalu, swoja droga dla Szwajcarii niebezpieczne sa Niemcy – kraj przemyslowy i technologiczny. Potencjalny rozklad UE i przesuniecie mozliwosci prania brudnych pieniedzy po hipotetycznym koncu UE zaboli bardziej niz cokolwiek.
Bo takiego kurestwa i bandytyzmu jaki odstawia sie w tej srodalpejskiej albanskiej pralni to ze swieca szukac. Bajeczki o przejrzystosci, transparentnosci i uczciwosci mozna publikowac w Blick am Abend niech sie ciesza Ci prekariusze co rano jada do ciezkiej pracy i musza wiele zniesc zeby te 4000CHF zarobic. Ale nawet im przestaja sie podobac bajeczki o wspanialej helweckosci, gdy maja zaplacic Miete i Krankenkasse.
Moi wspolnicy to maja takie wyparcie, ze pytali czy w PL mamy samochody i czy prad jest z agregatu na benzyne. Jak pojechali do Wroclawia, Warszawy i Gdanska to juz nic nie mowia.
Podobnie Polacy lekceważą Azjatów nie wspominając o Ukraińcach. Rewolucję mentalną i ekonomiczną przechodzi Mongolia i pseukomunistyczny Wietnam. Mają niewyobrażalne ciśnienie na sukces. Bardzo szybko podniosą poziom oczekiwań co do usług, produktów i wykształcenia na całym świecie .
Swoją drogą mój znajomy Szwajcar potrzebował 2 tygodnie żeby dostać amnezji po wycieczce do Polski i znowu wysyłać mi kawały o Polakach -złodziejach.
Kto lekceważy, ten lekceważy. Kwestia zajrzenia do środka, czasem nawet obejrzenia filmu kogoś, kto tam był i opisuje swoje odczucia. Ja tam kocham wschód, nawet dziecko z ukraińska nazwałam (dokładniej z rosyjska, ale to bardzo popularne imię na Ukrainie). Kiedy człowiek trochę popodróżuje, albo posłucha opowieści rodziny, to się jawi zupełnie inny obraz rzeczywistości. Choć czasem zależy od tego, gdzie się trafi. Ja na przykład miałam cudowne odczucia jeżdżąc kilka lat temu na pograniczu Szwajcarii, Niemiec i Francji (Alzacja), teściowa wręcz nienawidzi Francuzów, tak jej zaleźli za skórę. Ale ona bardziej Paryż i lotniska, ja bardziej prowincja i kolej. To jak z Polską, zupełnie inni ludzie na Śląsku czy Podlasiu, zupełnie inni w Warszawie. Ze smutkiem przyznaję, że moja ukochana rodzinna Warszawa zamienia się w bagno_buców. 🙁
Kapitał był gromadzony przez pokolenia i bezpieczny do momentu porzucenia przez CH standardu złota.
SNB drukuje tak samo cyfry jak FED czy EBC . Teraz powszechna inflacja zżera zapasy.
Dodatkowo ludzie dali się wpuści w zakupy nieruchomości i życie na pokaz. Nie bardzo widać punkt oparcia.
Mnie zastanawiaja ceny na Bahnhofstrasse w ZH – 1m2 250.000CHF nawet a miesieczny czynsz to 25.000CHF za m2 – nie wiem co trzeba sprzedawac, zeby tam na czynsz zarobic…
Wiem stad, ze jeden ze znajomych mi lekarzy – chirurg plastyczny chcial tam wynajac sobie gabinet – nie chcieli rozmawiac ponizej wlasnie 25.000CHF za m2 i umowa na minimum 10 lat, platne oczywiscie z gory, zakaz podnajmowania.
Chinczycy kupili firme Kuka od robotyki, zastanawiam sie co bedzie z ABB za 5 lat. Z Huawei sie smiano…
Też mi się kiedyś to wydało niewyobrażalne, ale są miejsca w których towar sprzedaje sie sam i za każdą cenę. Nie wymagają żadnych dodatkowych kosztów promocji. To się wbrew pozorom dodaje.
Peugeot-Citroen (wchłonął teraz Opla) posiada wspólne biuro konstrukcyjne z BMW które zostało przeniesione jakiś czas temu do Chin. Decyzja została podjęta nie z powodu kosztów, tylko dostępu do lepszych kadr i perspektyw rynkowych.
To ja cos tu napisze, bo Panowie wyzej tak powaznie zajechali 🙂 Mocne dragi to nie moja bajka, i wiekszosc znajomych o tym wie. Jednak wrodzone slimoctwo to generalnie bardzo moja bajka, wiec opowiesc drogie dzieci bedzie o tym jak zafundowac sobie tripa nawet o tym nie wiedzac. Dostalam lat wiele temu dosc powaznej kontuzji i lekarz sportowy zaordynowal mi jakies lekarstwo. Zaczelam to brac, ulotki oczywiscie nie przeczytalam, nawet nie pamietam co to bylo, tylko ze jakis dziwny klaun byl na opakowaniu. Po paru dniach bylam na imprezie i zapilam odzywka numer piec a kontretnie jakims mocnym piwskiem, prawdopodobnie w iloscie wiecej niz jeden. Piekny, klasyczny trzydniowy bad trip:) Teraz to mi sie smiac chce ale wtedy do smiechu mi nie bylo. Uderzylam do kumpeli, co to bez zmrugniecia oka pomaga zawsze i wszedzie i bez zbednych komentarzy i do kumpla co to byla jego bajka. Wyjechalismy na trzy dni w gory i mnie ganiali po jakis gorkach az dziwny, tripowy pan w kapeluszu przestal mnie gonic:P. A to wszystko dzialo sie dobre dwadziescia lat temu, bez internetu, komorek i jak to mysmy wszystko zoorganizowali, ze sie starzy nie kapneli to nie wiem:D:D:D
No fakt 😉
Ale historia! hahaha… nie miałam nawet w sumie pojęcia, że aż tak bardzo można się złomościć przy pomocy tylko piwa + niewinnej tabletki na kontuzję 😉
No i mamy ciekawy artykuł, choć komentarze zeszły nieco na podatki, ale to taki czas, że trzeba się rozliczyć z fiskusem. Mało przyjemne uczucie, ale jakoś to trzeba przeżyć. Może to jest właśnie ten moment, żeby się czegoś na łykać, zapalić, powąchać :-))). Mam w temacie (jak mawiał klasyk) niewielkie doświadczenia. Będąc w liceum moja koleżanka organizowała często sobotnie spotkania towarzyskie, bo chata była wolna. Matka lekarz i zawsze z soboty na niedzielę brała dyżury nocne, a Jej ojciec artysta malarz tworzył piękne dzieła w piwnicy i w ogóle się nie zajmował tym co się dzieje w domu i kto przychodzi do Jego córki. No więc mieliśmy tzw. metę, żeby nie powiedzieć melinę. Jeden z moich kolegów (dzisiaj sławny artysta, więc nazwiska nie podam), smażył proszek do prania IXI (może ktoś z Was go jeszcze pamięta, oczywiście mam na myśli proszek)) na patelni, a my to wąchaliśmy. Niestety żadnych doznań nie było, ani złych, ani przyjemnych. Pomimo tego z uporem maniaka, smażenie odbywało się w każdą sobotę. Matka mojej koleżanki nieco się dziwiła, że ma takie duże zużycie proszku, ale ostatecznie nie udało się Jej wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. Ot i cała historia. Natomiast w Polsce od jakiegoś czasu trwa batalia żeby dopuścić legalnie do sprzedaży marihuanę leczniczą, ale jak zwykle w tego typu sprawach zdania są podzielone, a Politycy mają okazję do wypowiadania się i popisywania w mediach, choć niewielkie mają pojęcie. Czy ona ma faktycznie właściwości lecznicze, ja tego nie wiem, ale może w końcu ktoś to wytłumaczy, jak naprawdę z tą marihuaną jest?
Sativex jest dopuszczony, bardzo drogi.
Cannabis ma kilka wskazan w neurologii i psychiatrii – leczenie lekoopornych padaczek, stwardnienia rozsianego, leczenie anorexii, i tak dalej. Wyniki sa rozne od euforystycznych do mieszanych ale… ten caly cyrk jest po to zeby byl. Wedlug wielu badan Cannabis spolecznie szkodzi mniej niz tyton ale monopole sa wazniejsze. Dlugotrwala ekspozycja na Cannabis zmienia.
W Szwajcarii widze narkomanow raczej wsrod palestry prawniczo lekarskiej – metylfenidat, ritalin, crystal meth, inne rzeczy – po to zeby jeszcze wiecej zarobic, wiecej hajsu, wiecej.
Medyku, jesteś nieoceniony :-)))). Dziękuję za podpowiedź, co mam brać jako przedstawiciel palestry. od takich wspomagaczy wolę czerwone wino i sex.
Ja np. nie pije. Ale odkrylem ze whisky dobrze sprawdza sie jako plyn do spryskiwaczy. Wino ladnie wyglada w piwnicy.
Monika, Medyk, czyżby mój poweekendowy mózg działał jakoś koślawo? Najpierw śmiałam się jak głupia ze smażonego proszku IXI, ledwo co przestałam, a tu już mi wjechało czerwone wino i seks. Ale to nie wszystko. Medyk mnie całkowicie zakrztusił tym winem, co dobrze wygląda w piwnicy… Leżę i kwiczę 😀
Może chodziło o to, że jak się uprawia sex w piwnicy to nie patrzy się na partnera lub partnerkę tylko na wino. Pewnie w takich okolicznościach te butelki z winem pięknie wyglądają :-))).
No to wtopiłem bo miałem chęć postawienia Medykowi kolejki a on jest abstynentem. Niedość że życie ma wiele barw to jeszcze zaskakuje.
Ja tam jestem przeszczęśliwa!
Widzę oczami wyobraźni siebie, jak zlizuję to jego whisky z szyb samochodowych…
Jo po przeczytaniu Twojego wpisu mam oczy wielkie jak spodki od filiżanek. Ależ wyobraźnia !
😀
a dzis zrobilem akcje. Na zebraniu akcjonariuszy jeden z malych helwetow mnie prowokowal – ej popatrz, popatrz na wyszukiwarke escort girls, tam tylko k…rwy z Polski bo z Polski to tylko to przyjezdza i wiekszosc usmiechy holiwoodzkie… popatrz ze mna na polski towar eksportowy – i referacik o tym ze polka znaczy kur..a
A ja go skopalem po worku mosznowym – bo popatrzylem w oczka i zapytalem – hmm, mowisz escort girls i k.rwy… ok, tak sie od pietnastu minut ekscytujesz – czy tam znajde Twoja matke, zone i corke czy wszystkie tam sa?
No i posmutnial. Bydelactwo usländerstwo zasmucilo dumnego helweta.
Co tu dużo gadać … jak na kilka wieków cieplarnianych warunków, miażdżącej siły nabywczej przez ostatnie dziesięciolecia, to efektów w tym kraju nie widać. A może własnie dlatego?
Nigdy nie eksperymentowałam, odmawiałam alko konsekwentnie do studiów(teraz też nie piję alko, ale na studiach parę piw zmęczyłam ze wstrętem), czym niejednokrotnie naraziłam się kolegom, bo jak to tak piwa nie pić i „alejaktoTwoirodziceniepijąalkoholutoniemożliwe”, hi hi. Wino odpada, bo mnie zaraz boli głowa, wódki się boję, chyba że naparstek w litrze soku ( na jakimś Sylwestrze w ten sposób rozpijałam, czym drażniłam towarzystwo, bo jak to tak pić przez całą imprezę soczek z odrobiną alko na dnie).
Mam bujną wyobraźnię, miewam takie sny w standardzie, że mi żadne dragi niepotrzebne. Rzadko koszmary, ale obce światy, łączenie się z naturą i inne tego typu mam dość często. To męczące, zazdroszczę ludziom, którzy po prostu nie pamiętają swoich snów.
Za to kiedyś zdarzyło mi się coś na jawie. To był dzień Czarnobyla, kilka dni po katastrofie, kiedy miałam z dziewięć lat chyba, może niecałe dziesięć. Odkrywałam wtedy różne religie, bo moi rodzice byli ateistami i nie miałam kontaktu, to była swoista nowość. No i testowałam ich wpływ na rzeczywistość. Prześladowała mnie wtedy w umyśle wizja piorunów strzelających symetrycznie z nieba. Takie coś, co się często na religijnych obrazkach pojawia. Jak nie Zeus, to inny gromowładny. Tak mi się pojawiało często w wyobraźni. Do rzeczy. I jest ten dzień od Czarnobyla, napoili nas tym śmierdzącym płynem Lugola, mama coś mnie długo ze świetlicy nie odbierała, to czekałam sama w pustej, pani chyba poszła do toalety. I wyglądałam przez okno. I tam, w chmurach, zobaczyłam w różowej poświacie sporą twarz starszego mężczyzny, z długimi włosami, ale bez brody, wpatrującego się z troską we wschodnie niebo. Wykoncypowałam sobie, że Bóg, przeżegnałam się i rozstawiłam ciało w kształt krzyża, czyli na baczność i ręce na prawo i lewo. Wtem jak huknie! Z głowy starca wyskoczyły dwa ogromne pioruny, tak jak w mojej wizji. Omal zawału nie dostałam. Chmura i twarz starca z chmur były prawdziwe fizycznie, ale czy błyskawice też, to nie jestem pewna, bo burzy nie było. Może ten płyn Lugola tak na mnie podziałał? 😉
Dzięki za przydatny i dobrze przygotowany artykuł.
Podatki podatkami, ciezko-lekko,helveci-auslanderzy (czy jak im tam) ale mówiąc o tripach. Psyle, to nie tylko lata 80-90. W obecnym stuleciu spokojnie można nawet samemu zebrać czy znaleźć jakiegoś grzybiarza, np. na łąkach pogranicza polsko-czeskiego. Trip po grzybach, po prostu urywa dupe. LSD przy tym to jak bobofrut.
Tripa trzeba dobrze zaplanować, bo inaczej będzie bad-tripem. Dobrze zaplanować czyli przede wszystkim wiedzieć z kim przytripować – są ludzie którzy potrafią się tym bawić i bardzo pozytywnie przeżywać, jest to wtedy czysto mistyczne przeżycie. Są ludzie którzy z tym walczą i się boją i to niestety niszczy wibracje lub potrafi być niebezpieczne. Następnie trzeba wiedzieć gdzie – trzeba unikać skupisk ludzkich, tak żeby nie trzeba było nic nikomu tłumaczyć czy wchodzić w jakiekolwiek interakcje, bo to jest nie do skumania jak ktoś z „zewnątrz” patrzy z boku. Po trzecie trzeba zawsze kończyć razem, tak żeby zjazd też przeżywać razem przy jakiejś lajtowej muzyczce i drinku. Reasumując, dużo czasu, bez pośpiechu, natura z dala od ludzi z kimś bliskim, mocno zaufanym i możliwość wystąpienia bad-tripa jest bliska 0.
Widziałem niebo pełne bocianów, trawa na której stałem zarastała mi buty, potem coraz wyżej zarastała spodnie, były chwile że nie wiedziałem czy jestem pionowo czy poziomo, albo to był totalny odjazd – w 4 mieliśmy takiego samego haloona (co do dzisiaj po prostu jest niesamowite) – nikt z nas nie miał głowy – rozpoznawaliśmy się po ubraniach. Kumpel stał z boku i wyciągał ręce ku niebu, potem opowiadał że z chmur uformowała się Matka Boska i wyciągała do niego rękę. Ale to nie tylko halucynacje – mimo całego „rozpierdolu” dookoła mózg wchodzi na jakiś nieznany poziom, myśli są jasne, wypowiadanie słów sprawia przyjemność, czuć więź z naturą czy z naćpanym bliźnim obok, nabiera się innej perspektywy do wszystkiego w sumie. Nie zachęcam – nie odradzam – po protu mówię jak było z 10 czy więcej lat temu.
Chylę czoła bo jeszcze nigdy nie byłem tak godny żeby zjeść paczkę mrożonych warzyw „na zimno” heheheheh. Pozdrawiam
Ale piękna historia 🙂 Aż się rozmarzyłam w to deszczowe popołudnie…. Już chcę, żeby przyszło lato. Może grzybków wcinać nie będę, bo mój umysł jest zbyt skłonny do psychodelii, ale marzy mi się zwykłe leżenie na trawce i słuchanie lasu.