Mięso! czyli poradnik dla mięsożerców w Szwajcarii

Zapraszam na gościnny, męski, mięsny artykuł. Michał vel. Rocky Mountains w mięsnej formie życia!

———————————————————-

Szwajcaria jest krajem gdzie ograniczenie spożycia mięsa należy do wartości narodowych. Narodową, oficjalną ideologią jest również wegetarianizm. Produkcja rolna ma zabezpieczyć samowystarczalność żywnościową. Rolnicy i ich etos stworzyli to piękne państwo, więc należy im się za to uczciwa zapłata. Krowy są święte. Krowy się doi a nie zjada. Jedzenie ma być najwyższej jakości i warto za takie wiele zapłacić.

Dlatego też w kulturze Szwajcarii mięso ma specjalne miejsce.

* Mięso jest drogie. Kosztuje średnio trzy razy tyle ile w Niemczech, Francji czy Włoszech. Sześć razy tyle co w Polsce. To głównie wynik ceł chroniących własny rynek i ograniczeń importowych.

* Na raz można wwieźć z zagranicy tylko jeden kilogram mięsa czy produktów mięsnych. Jest to bardzo często kontrolowane przez celników na granicy. Za posiadanie większej, niezadeklarowanej ilości mięsa naliczana jest kara. Mięso powyżej kilograma należy zadeklarować i słono oclić.  Jak sprawdziłem kiedyś sam, na przykład taka kaszanka też liczy się jako produkt mięsny. Włącznie z karą za pół kilo powyżej limitu była to kaszanka droższa od najlepszej polędwicy.

* Szmugiel mięsa jest obrazą prawa nawet gorszą niż inne rodzaje przemytu. W zuryskiej gazecie raz stało: „Złapano przemytnika. Miał ze sobą 5 kilo marihuany, 20 litrów mocnego alkoholu i aż 10 kilo mięsa!”

* Mięso szwajcarskie jest oczywiście droższe. Wynika to z kosztów produkcji ale i z konieczności zapewnienia wysokiej jakości. Krowy pasą się na alpejskich łąkach pełnych soczystej trawy i aromatycznych ziół. Kury mają piękne wybiegi. Podejrzewamy z żoną, że każda świnia ma obowiązkowo hamak, by była szczęśliwa jak należy. W efekcie np. kilo piersi z kurczaka ze Słowenii kosztuje 20 franków (80 zł), zaś kilo piersi z kurczaka szwajcarskiego 32 franki (130 zł). Tania szynka to 30fr za kilo. Szwajcarska szynka suszona (Bundnerfleisch) potrafi kosztować i 100fr za kilo.

* Szwajcarzy są ekonomicznie i kulturowo wychowywani do semi-wegetarianizmu. Już szwajcarskie poradniki żywienia niemowląt sugerują podawanie niespełna rocznemu dziecku mięsa tylko dwa razy w tygodniu, podczas gdy np. niemieckie czy polskie mówią by dawać mięso pięć razy w tygodniu. W żłobku maluch z definicji dostaje zupkę warzywną. Większe dzieci też rzadko dostają w żłobku mięso – i tylko tańsze rodzaje, np. parówki czy mortadelę.

* Na stołówkach w firmach czy na uniwersytetach usiłuje się promować dania wegetariańskie.  Są one zazwyczaj tańsze, ale i tak czasem trudno znaleźć „uczciwą opcję mięsną”.

* Wagę mięsa liczy się w gramach. Ceny mięsa w supermarketach podawane są za 100g, by nie szokować. Np. 10 deko mięsa wołowego do jadanego na Nowy Rok fondue chinois kosztuje 8 franków (32zł) za 10 deko, czyli 320 zł za kilo. Gazetki supermarketowe zachęcają do kupowania mięsa w zasadzie tylko przed świętami, bo wtedy wypada zaszaleć.

* W restauracjach ceny mięsa są również kosmiczne. Typowy rozmiar steka to 200g, kosztuje on typowo od 50fr (200zł). Jeśli ktoś nie wierzy, można zerknąć np: http://www.prime-steakhouse.ch/speisekarte.html

Hamburger „z garniturą” w restauracji to ponad 20 franków (80 zł). Kultowy w centralnej Szwajcarii, pysznie usmażony „kurczak w koszyku” to 20 i więcej franków za połówkę kurczaka.

* Ponieważ mięso jest tak kosmicznym produktem, je się różne cuda importowane, bo są tańsze niż własna wołowina i wieprzowina. Można często trafić na koninę czy strusia. Znam restaurację w górach mająca na stałe w karcie kangura.

* W restauracji często, zwłaszcza przy kolacjach firmowych jako pierwsza porcja ląduje tylko mały kawałek mięsa. Potem czasem kelner chodzi z półmiskiem i trzeba go poprosić o dokładkę. Oczywiście drugi raz już nie wypada. Szwajcarzy uważają taką obsługę za bardzo wysublimowane traktowanie i szacunek dla klienta.

* W Zurichu jedna ze stacji radiowych organizowała konkurs dla słuchaczy z bardzo ekstrawagancką główną nagrodą: 20 kilo mięsa. Konkurs reklamowany był na bilboardach.

Powstaje pytanie – jak tu przeżyć? Ano, radzić sobie można na przykład tak:

* Przywozić mięso z zagranicy w zakresie wyznaczonym limitami kiedy tylko się da. Kilo dobrej wołowiny przywiezionej z Włoch czy Francji, kupionej tam za 15 euro, w Szwajcarii daje „czysty zysk” coś ponad 40 franków. Przydaje się posiadanie dzieci, gdyż czteroosobowa rodzina może przywieźć na raz 4 kilo, więc jest się całą ekipą nawet i ze 150 franków „do przodu”. Tylko na samym mięsie.

* Można próbować najeść się za granicą na zapas, o ile to możliwe. Lepszego jedzenia i w lepszych restauracjach. Od pysznej tagliata di manzo we Włoszech za 12 euro za porcję to zęby „ekonomicznie” nie bolą. Od szwajcarskiego steka za 50 już tak.

* Gdy przyjeżdża rodzina z Polski należy im otwarcie i dokładnie objaśnić, alby przywieźli limitowy kilogram mięsa na twarz. Nie mam już żadnych skrupułów w tym temacie.

* Czasem trzeba godzić się z zamiennikami. Na przykład iść na kebab, 9-10 franków. Albo kupić mrożone cevabcici w tureckim sklepie zastępujące kotleta mielonego. Można nabyć w IKEI duży worek mięsnych „bobków renifera”, zwłaszcza dzieci to bardzo cieszy.

* Gdy latem zabraknie uczciwej kiełbasy do na grill, trzeba niestety „krakać jak i wrony” i nabyć do zgrillowania cervelaty albo bratwursty. Dla Polaka to straszna parówa i normalnie wstyd. Ale gdy się zabierze je na grilla wyżej w góry, weźmie do tego butelkę dobrego wina (kosztującą tyle co 4 te parówki) to po zgrillowaniu, w połączeniu z sałatką, dobrym chlebem i szwajcarskim powietrzem – potrafi dobrze smakować.

* Gdy zaprasza się gości, trzeba kombinować. Podanie dań mięsnych to straszna ekstrawagancja, więc kombinuje się zamienniki i połączenia. Ser na ciepło może być w każdych ilościach: fondue, raclette, rosti z serem i jajem itd.

* Szwajcarscy goście nie mają skrupułów jeśli poda się mięso. Kiedyś nasi polscy znajomi zarządzili na przyjęciu bufet odważnie zawierający tatara. Został przez gości wyżarty w kilka minut. Jeśli poda się talerz wędlin czy kabanosów jest pożerany również bardzo szybko. Ale takie „antipasto” zwalnia moralnie gospodarza z konieczności podania innego dania z mięsem.

Uwaga: wszystkie fakty podane powyżej jak i rady – są prawie całkiem na serio.

50 komentarzy o “Mięso! czyli poradnik dla mięsożerców w Szwajcarii

  • 10 lutego, 2017 at 10:17 am
    Permalink

    Bez cienia wątpliwości stwierdzilam, że jest to najistotniejszy post w dotychczasowej działalności tego bloga 🙂

    Reply
    • 10 lutego, 2017 at 10:21 am
      Permalink

      Dziekuje i cieszę się, że temat spotkał się ze zrozumieniem 🙂 Starałem się też wczuć w poetykę twórczości Gospodyni tego bloga…

      Reply
    • 10 lutego, 2017 at 2:48 pm
      Permalink

      można powiedzieć, krwisty i dobrze wysmażony 😉

      daje też fajny sposób na zrobienie wrażenia na Szwajcarach: zaprosić ich do domu i ugościć ekstra wyrobami z mięs róznych gatunków, bez głupich ograniczeń do do wagi tego co na stole….

      Reply
    • 11 lutego, 2017 at 9:41 pm
      Permalink

      moj Luby na wieść o tragedii szwajcarskiego zaopatrzenia mięsnego powiedział, że nigdzie nie jedziemy:/ także pracę w CH ch strzelił:)

      Reply
      • 13 lutego, 2017 at 5:02 pm
        Permalink

        e tam e tam, jakoś da radę bez steków w oczach jak lew Alex z Madagaskaru. Uwierz! 😉

        Reply
  • 10 lutego, 2017 at 10:31 am
    Permalink

    A co do żłobków, to trochę muszę się poprawić a nawet przeprosić…. W tym tygodniu dzieciaki dostały Rindsvoressen. Ale smakowało!

    Reply
  • 10 lutego, 2017 at 10:56 am
    Permalink

    Bardzo smaczny artykuł! Ze swojego doświadczenia dodam, że ze względu na wysokość cen i nie do końca odpowiadającą mi jakość niektórych mięs (bardziej wędlin czy kiełbas) ograniczyliśmy spożycie mięsa na rzecz ryb i owoców morza. Te z kolei można kupić w dość rozsądnych cenach. Trafiają się też rozmaite promocje, zwłaszcza w Coop.

    Reply
    • 10 lutego, 2017 at 11:08 am
      Permalink

      Ano. Też słuszna strategia. Ryby bardziej w „normalnych” cenach i dobrej jakości.
      Łosoś wędzony w Polsce na kanapki, tuńczyk „z metra” do jedzenia na surowo – w jakości takiej jakiej nie mają polskie knajpy z sushi, czy świeże cozze=mule za kilogram w cenie jednego kebaba…

      Reply
      • 10 lutego, 2017 at 11:35 am
        Permalink

        No co Wy… Ryby w normalnych cenach? :O :O :O
        Ryby są tu droższe od mięsa!
        Fakt, że wybór o wiele większy niż w Polsce.
        Plus, jestem pełna uznania, że mężczyźni rozprawiają o rybach i się nie krzywią. Mój egzemplarz marudzi jak trzylatek, jak w niego wmuszam tuńczyka drogiego jak fix…

        Reply
        • 10 lutego, 2017 at 12:20 pm
          Permalink

          Ostatnio na zakupach na przemyt w carrefourze we FR zahaczyłem o stoisko rybne i łosoś był mniej wiecej w szwajcarskiej cenie, wiec dałem spokój. Z kolei cozze przywiezione z Włoch i niby tak samo zapakowane – eksplodowały przy otwieraniu ze świstem i solidnym smrodem – nevermore.
          Może tuńczyka w puszkach (na pizze i do sałatki) warto czasem z Włoch dla relacji jakość/cena przywiezc.

          A egzemplarzowi powiedz, ze ryby to jedzenie dla prawdziwych mężczyzn – i np zabierz do jakiejś włoskiej/francuskiej restauracji z pesce crudo nad morzem. Albo zrób paelle. Choc to kwestia kulturowa – większość Polaków się też będzie krzywić na super smaczne”robaki morskie”.

          Reply
          • 10 lutego, 2017 at 12:24 pm
            Permalink

            Egzemplarz z ryb najbardziej lubi krwistą wołowinę. To ten typ. Założę się, że jakby znał polski, to po przeczytaniu tego artykułu by Ci się oświadczył.

    • 10 lutego, 2017 at 12:23 pm
      Permalink

      Cudoooowne! Aż pluję sobie w brodę, że nigdy nie dotarłam do tej informacji.
      To aż się prosi, żeby wskoczyć na kolejnego mema 🙂

      Reply
      • 10 lutego, 2017 at 8:16 pm
        Permalink

        Joasiu, ciągle tego mema możesz zrobić… opatrz go tekstem: Z salami pływam tylko przez Lago Lugano, bo na Vierwaldenstadte strach jak łapią

        Reply
        • 10 lutego, 2017 at 8:17 pm
          Permalink

          ahahahah!
          Zrobię, zrobię…

          Reply
    • 10 lutego, 2017 at 12:28 pm
      Permalink

      Fajna i użyteczna! 🙂
      Ale chyba nie jedyna… w Hergiswil na brzegu jeziora widziałem całkiem nową i elegancką, dwuosobową, należącą chyba do kantonu – do patrolowania dna Vierwaldstättersee… Kto wie co robią na innych jeziorach 🙂

      Reply
  • 10 lutego, 2017 at 1:17 pm
    Permalink

    Bardzo dobry i przydatny artykuł ;-))
    A czy jesteście pewni, że 1 kg mięsa przywiezionego z zagranicy przysługuje też na dzieci. Mi powiedziano, że tylko na dorosłych … I czy można przywieść kilo wołowiny i kilo drobiu? Sorki, ale każdy kogo pytam posiada inne informacje ;-))))

    Reply
  • 10 lutego, 2017 at 1:36 pm
    Permalink

    Szwajcaria jest bardzo do przodu, tak jak kiedys zabraknie bananow czy kawy, cos tam mowia o jakis 20 latach to podobno I mieso bedzie drozalo I drozalo tak przewiduja, Mi stanowczo codziennie to ono nie jest potrzebne ale na grila czy raz na tydzien dobry kawalek owszem. Myslelismy iz w Belgii bedzie lepiej np. z rybami skadze sa drozsze niz w Szwajcarii. Mieso niby tanzsze ale za to wiatrami przewiane suche jak trociny a w tym kraju deszcze leja sobie rowno. Wole smak szwajcarskiego miesa niz belgijskiego.

    Reply
  • 10 lutego, 2017 at 1:37 pm
    Permalink

    Na Simlonie, w alpenbrunch mozna kupic dobrej jakosci suszone wedliny.
    Robia nawet przyjecia. Jakosciowo dobrze, cenowo wysmienicie.

    Reply
    • 10 lutego, 2017 at 2:52 pm
      Permalink

      napisz do mnie maila, muszę coś Tobie pilnie przesłać……

      Reply
  • 10 lutego, 2017 at 2:51 pm
    Permalink

    „Spożycie mięsa w Szwajcarii w 2010 r. zwiększyło się o 3,3 proc. i osiągnęło 427,138 tys. ton”, ciekawe czy przez ostatnie 6 lat znów zmalało. To daje jakieś 51 kg rocznie na mieszkańca (podzieliłam roboczo przez liczbę mieszkańców z wiki, bo na szybko nie umiem znaleźć oficjalnych danych, pewnie trzeba guglać po niemiecku). To faktycznie sporo mniej niż średnia europejska, jeśli nie najmniej w Europie. Polska, w której je się raczej ciut mniej mięsa niż w krajach zachodnich, wychodzi na poziom 76-78kg/mieszkańca. Dla porównania w Hiszpanii odpowiednio 103, Dania 96, Włochy 90, Niemcy 88. No ale do Turcji daleko, tam jest 25kg, a niby ojczyzna kebabu. 🙂

    Reply
  • 10 lutego, 2017 at 3:28 pm
    Permalink

    Hej pożeracze mięsa i weganie! Jestem zagorzałą miesożerczynią (czy jest w ogóle takie słowo? bo mi autokorekta podkreśla na czerwono czyli znaczy że nie ma). Podziwiam szwajcarów za ich stosunek do mięsa. Do rzeczy, ja to robię tak: aby się nie zszargać finansowo na śniadanie zżeram ze smakiem przysmak dla biedaków czyli płatki owsiane, koszt…ok 20Rp. A jakie to zdrowe…Na obiad lub kolację zaś dla równowagi żywieniowo finansowej stek wołowy, koszt 9.80chf. I tak wychodzi skromne 10chf a białka i żelaza spożytego że hoho.

    Reply
    • 10 lutego, 2017 at 7:01 pm
      Permalink

      Mężczyzna lubiący mięs – mięsożerca.

      Kobietę wykazująca tę samą skłonność można żartobliwie nazwać mięsożerką 😉

      Reply
    • 10 lutego, 2017 at 7:25 pm
      Permalink

      Stek wołowy za 9.80 chf…? Gdzie takie tanie?

      Reply
  • 10 lutego, 2017 at 6:47 pm
    Permalink

    I jak nie pokochać Szwajcarii? Poznaję ten Kraj dzięki Joannie i tak cudownym gościnnym wpisom i co raz bardziej mi się podoba. Nawet choćby przez złośliwość. Niech i Szwajcarzy nie mają tak pięknie i chociaż mięso mają drogie. Przypomniały mi się czasy, jak mięso było towarem luksusowym i na kartki. Wtedy czekało się do Świąt Bożego Narodzenia, bo rzucali do sklepów mięsne smakowitości. Przypomniała mi się scena z mojego ulubionego filmu Stanisława Barei „Miś” i tekst: „Widzisz synku tak wygląda baleron”.
    Gdybym miała okazję zaprosić Szwajcarów do siebie to nagotowałabym: oczywiście flaki, na pewno tatar, schabowy w panierce z kapustą (naturalnie kiszoną) i z ziemniakami. Ciekawe czy by smakowało?

    Reply
    • 10 lutego, 2017 at 7:04 pm
      Permalink

      Świetnie to ujęłaś, Moniko.

      Dodałbym tylko, że tak jak my w PRLu mieliśmy mięso „na kartki”, tak Szwajcarzy mają dziś mięso „na zbyt liczne franki”.

      Dwa ustroje a skutek taki sam: mięso to rarytas 🙂

      Reply
    • 10 lutego, 2017 at 7:25 pm
      Permalink

      Chciałabym zobaczyć miny Szwajcarów, jak byś podała flaki!!!! 😀

      Reply
      • 12 lutego, 2017 at 4:26 pm
        Permalink

        Kiedyś miałam gościa Niemca, który był pierwszy raz w Polsce. Wtedy moja Mama przygotowywała obiad. Oczywiście przygotowała flaki, będąc przekonana, że będzie zachwycony. Złapałam się za głowę jak zobaczyłam co zrobiła. Mama spokojnie powiedziała, że nie przyznamy się co to jest. Jak przyszła pora obiadu, Mama podała te nieszczęsne flaki. Niemiec, spróbował i powiedział, że to danie bardzo Mu smakuje. Mama z przekonującym głosem oświadczyła, że to jest taka zupa z kaczką w środku pociętą w takie figlarne paski. Nie wiem, czy Niemiec w to uwierzył, ale już więcej do mnie nie przyjechał :-)).

        Reply
    • 10 lutego, 2017 at 8:40 pm
      Permalink

      Mmm..tym można Szwajcarom zaimponować 🙂 Kiedyś kuzyn z rodziną przywiózł parę kilo kiełbasy śląskiej i poszliśmy toto zgrillować w góry na niedalekiej Schweizer Familie Feuerstelle. My tu grillujemy 16 ślicznych pokrojonych w prążki kiełbasek na 4 osoby, a obok typowy wypas to po cervelacie na głowę, grillowany w sitku popcorn i flaszka prosecco. Mieliśmy sporo radości patrząc jak tubylcy zaginają swoje trajektorie, żeby popatrzeć i powąchać co tam auslandery grillują. Albo nawet zadać urocze pytania typu „jesteście z Rumunii?” 🙂

      Reply
  • 13 lutego, 2017 at 10:12 am
    Permalink

    Spotkaliscie sie z tym ze za jedzenie w ramach spotkania rodzinnego trzeba placic? Nie mam na mysli spotkania w restauracji ale np. w grudniu spotyka sie rodzina i placi sie CHF 50 za mozliwosc posiedzenia razem i zjedzenia czegos z Migros mimo zaproszenia?

    Moj kolega Niemiec np. placi zawsze za obiad u tesciow.

    Reply
    • 13 lutego, 2017 at 5:04 pm
      Permalink

      Nie.
      Ale byłby fajny wykręt przed rodzinnymi spotkaniami: sorry, nie mam kasy… 😉

      Reply
    • 14 lutego, 2017 at 2:28 pm
      Permalink

      Świetny pomysł, powiem swojej Teściowej, tylko odwrotnie, że to Ona powinna mi płacić za to, że czasami zjadam z Nią niedzielne obiady. Już jestem ciekawa Jej miny :-)))

      Reply
  • 13 lutego, 2017 at 11:31 am
    Permalink

    Się uśmiałam 🙂 Z drugiej strony jednak (mam skłonnności do wegetarianizmu, ale nic z tego nie wychodzi, ponieważ jestem kiepską kucharką), całkiem poważnie zazdroszczę Szwajcarom podejścia do zwierząt i mięsa 🙂
    Natomiast jeśli chodzi o niezbyt legalny wwóz mięsa na teren CH: celnicy stoją na granicy włoskiej od 6.00 do (nie wiem której, ale też jest limit). Teoretycznie możnaby było ominąć w ten sposób ewentualną kontrolę 🙂

    Reply
    • 13 lutego, 2017 at 3:00 pm
      Permalink

      Na włoskiej granicy żaden Bernasconi nigdy nie pytał ile mam mięsa…
      Ale na francuskiej albo niemieckiej kontrole i ważenie są dużo bardziej prawdopodobne.

      Reply
  • 17 lutego, 2017 at 2:31 pm
    Permalink

    A co z mięsem z np. z Lidla czy Aldi ( oczywiście tego w Szwajcarii 🙂 ) Ciekawi mnie to bo ja się właśnie przeprowadzam i chyba w Lidlu mięso nie jest takie bardzo drogie? Czy po prostu w tych sklepach jest gorszej jakości?

    Reply
    • 17 lutego, 2017 at 2:49 pm
      Permalink

      Tak, ale mięso w Aldi lub Lidlu nie jest szwajcarskie. I, jasne, jest tańsze, ale i tak droższe niż za granicą.

      Reply
      • 17 lutego, 2017 at 2:54 pm
        Permalink

        O dzięki, tak też myślałam 🙂 Czyli Szwajcar nie kupi takiego mięsa……..ale Polak może ? :):):) W sumie to kupiliśmy ……zjedliśmy……tylko co to było???? 🙂

        Reply
        • 17 lutego, 2017 at 2:57 pm
          Permalink

          Hehehehe lepiej nie wiedzieć 😀
          Szwajcarzy faktycznie częściej kupują w Coopie i Migrosie, ale nie tylko – w Lidlu i Aldim też.

          Reply
          • 17 lutego, 2017 at 4:13 pm
            Permalink

            i oczywiscie dziwnym zbiegiem okolicznosci parkingi aldi, kauflandu, penny i innych sklepow w Niemczech wsrod granicy pelne zawsze szwajcarskich aut. To testerzy sprawdzajacy czy faktycznie mieso z DE jest bronia biologiczna i nadaje sie tylko do utylizacji.

          • 17 lutego, 2017 at 4:20 pm
            Permalink

            Skąd wnosisz, że ci na szwajcarskich blachach to Szwajcarzy?
            W końcu więcej niż 1/4 ma inne pochodzenie…

  • 17 lutego, 2018 at 7:18 pm
    Permalink

    A ja się nie zgodzę bo idąc do masarni można nabyć kilogram mięsiwa za 3-4 Fr za kilogram, mówię tutaj o schabie, polędwicy i innych świńskich częsciach, ktore nawet przy wiekszym zamówieniu ponad 100 kg ostatnio na wędzoną kiełbasę płaciliśmy 2.80 Fr za kilogram!

    Reply
    • 6 maja, 2019 at 10:16 pm
      Permalink

      Hej, a gdzie taką masarnie mógłbym znaleźć w okolicach Zurichu?

      Reply
  • 16 lipca, 2018 at 10:33 am
    Permalink

    Co jutro gotujecie na obiad? Ja zrobie rumfordzka wedlug starego przepisu. Cos pysznego, poszukajcie sobie w goglu: zupa rumfordzka babci

    Reply
  • 15 listopada, 2019 at 8:01 pm
    Permalink

    a jak jest z dziczyzną ? bo krążą różne mity a ja nie wiem jak mam to rozumieć . 1 kg mięsa i produktów mięsnych (za wyjątkiem dziczyzny).za wyjątkiem oznacza że w ogóle nie wolno czy że można ile wlezie znaczy do 300 chf?

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.