Jakie pyszne powietrze w tej Polsce. Tylko posolić, popieprzyć i można kłaść na kanapki. Nie wiem zupełnie, o co chodzi z tym smogiem. To wszystko dlatego, że Polacy są romantyczni! Palą w piecach (dorzuć, Halina, gumiaka, bo coś mnie bolą płuca!), a potem nad miastem powstaje taka romantyczna poświata. Można się pocałować patrząc prosto na zachód słońca i nie trzeba nawet zakładać okularów przeciwsłonecznych. Nie widać w sumie kogo się całuje, ale nie trzeba do tego oczu. Bo przecież ślubną pozna się po kaszlu gruźlika i charakterystycznej nucie oddechu z gurglaniem w dolnych rejestrach. Każdy to wie.
Dość już tych śmieszków, źle się dzieje, Panie i Panowie. Normy zanieczyszczeń powietrza w Polsce przekraczają wielokrotnie wszelkie dopuszczalne limity. Naukowcy i lekarze biją na alarm. A wielu polityków traktuje tę sytuację jak temat zastępczy. No tak, ochrona środowiska to przecież temat na którym trudno zebrać kapitał polityczny. Rezultaty przecież jakieś takie mało widoczne lub (brońcie Panie Boże) widoczne za rządów następnej ekipy. Wydatki spore. Jak ja ludziom wytłumaczę, że mają wymienić piece i nie kupować starych rzęchów? Jak ja ludziom wytłumaczę konieczność inwestycji kilku miliardów na rozbudowę komunikacji publicznej? Po trzecie – ochrona środowiska kojarzy się wszystkim nieubłagalnie z wielkim biało czerwonym znakiem STOP dla rozwoju przemysłu. A przemysł to, powiecie, miejsca pracy, pieniądze z podatków i rozwój! Tyle, że żadnymi pieniędzmi nie da się zapchać tej czarnej dziury, która nam się robi w płucach…
Czy mamy tylko dwa wyjścia? Wyjście numer jeden: być takimi uprzemysłowionymi Chinami Europy. Czy wyjście numer dwa: Mozambikiem Europy, gdzie po polach ino hula wiatr i kojoty wyją. A może jest wyjście numer trzy, o którym nikt nie pomyślał. Czy moglibyśmy być nową Szwajcarią, która w ciągu ostatnich 25 lat zdołała obniżyć emisję pyłu zawieszonego do atmosfery o więcej niż 50%? W 2015 roku Zurych został ogłoszony miastem o najczystszym powietrzu w całej Europie. Natomiast sama Szwajcaria zajmuje 17 miejsce od końca jeśli chodzi o zgony spowodowane zanieczyszczeniem powietrza. Wiemy dobrze przecież, że Szwajcaria nie jest żadnym tam Mozambikiem i od wielu lat jej rząd ostro flirtuje ze światem biznesu. Co zrobiła, że tak znacząco oczyściła swoją atmosferę, dosłownie i w przenośni?
Zanim zacznę odpowiadać na to pytanie, chciałabym wspomnieć o jednej rzeczy. Powietrze nie „należy” do żadnego państwa i nie można się odgrodzić od zanieczyszczeń emitowanych przez naszych sąsiadów. Dlatego niestety są rejony Szwajcarii, gdzie ilość pyłu zawieszonego może przekraczać normy bezpieczeństwa (zwykle jest to Genewa i doliny we włoskojęzycznym kantonie Ticino). Przedwczoraj porównywałam jednak Lugano, w którym „z okazji” smogu transport publiczny jest darmowy, ograniczono prędkość na drogach krajowych i zakazano jazdy samochodów z silnikiem diesla z naszym Krakowem. Dnia 31.01.2017 ilość pyłu zawieszonego PM10 w Lugano dochodziła do 97 ug/m3, podczas gdy w naszym Krakowie było to 150 – 200 ug/m3 (poziom dopuszczalny to 50 ug/m3). Owszem, nie mówię, że Lugano ma czyste powietrze, ale w Krakowie jest niemal dwa razy gorzej!
Wróćmy jednak do Szwajcarii. Jak widzicie z powyższego wykresu, Szwajcaria zdołała w przypadku kilku bardzo szkodliwych związków chemicznych (ołowiu, pyłu zawieszonego, tlenków węgla i związków siarki) „wrócić” do poziomu z roku 1950 i jeszcze niżej. W przypadku wszystkich mierzonych substancji tendencja jest nieustannie spadkowa, podczas gdy w większości krajów niestety wraz z rozwojem gospodarczym stan zanieczyszczenia powietrza się zmienia na gorsze.
Działania Szwajcarii dążące do zahamowania i obniżenia negatywnych wskaźników były tak kompleksowe i wielodziedzinowe, że ugryzienie tego tematu sprawiło mi ból zębów… Ale oto jest! Co zrobili Szwajcarzy, żeby „wygrać” ze smogiem?
STRUKTURA RYNKU ENERGETYCZNEGO W SZWAJCARII
Zacznijmy od jednego z najbardziej oczywistych i jednocześnie najtrudniejszych do zmiany czynników. Czynników, których zmiana wymaga wielkich inwestycji i długoterminowego planowania, czyli struktury pozyskiwania energii. Otóż w Szwajcarii wyłącznie 5% energii uzyskuje się w elektrowniach cieplnych (przypomnijmy, że w Polsce aż 88% energii pochodzi ze spalania węgla). Niemal 60% energii pochodzi z „zielonych” źródeł odnawialnych (większość pochodzi z hydroelektrowni, ale coraz bardziej Szwajcaria stawia na energetykę wiatrową i słoneczną). Natomiast za 39% energii odpowiedzialne są elektrownie atomowe, z których kraj się powoli wycofuje.
Badania pokazują, że w Szwajcarii aż 7 razy więcej dwutlenku węgla emitowane jest do atmosfery w wyniku konsumpcji energii niż w wyniku jej produkcji. Dlatego można by się pokusić o stwierdzenie, że energia produkowana w Szwajcarii jest energią „zieloną”.
WSPIERANIE TRANSPORTU PUBLICZNEGO
To taki truizm, ale szwajcarski transport komunalny jest tak dobry, że stał się ofiarą swojego sukcesu. Tak wiele osób dojeżdża do pracy komunikacją publiczną, że w czasie szczytu na najpopularniejszych trasach trudno znaleźć wolne miejsce w pociągu. Nie dziwne – pociągi są czyste i punktualne, jeżdżą na tej samej trasie regularnie o tej samej godzinie (np. 15:06, 15:26, 15:46, 16:06, itd.) z tego samego peronu, wobec czego bardzo łatwo zaplanować swój dzień bez zbędnego ambarasu.
Posiadanie i używanie samochodu w tym kontekście staje się zupełnie zbędne, a czasami nawet jest po prostu problematyczne.
Na romantyczne weekendy dla niezmotoryzowanych jest zawsze opcja pożyczenia czerwonego charakterystycznego samochodu z wypożyczalni Mobility, która działa przy dworcu w niemal każdym mieście w Szwajcarii. Na zintegrowany system komunikacji wystarczy mieć tylko 1 bilet, który obowiązuje na określoną liczbę stref bez względu na środek transportu. Przy niemal każdym dworcu istnieje duży parking w systemie P+R. Czy da się dojechać wszędzie? No cóż, tak, ale Szwajcarzy wyznają zupełnie inną filozofię niż my. Zamiast łączyć każdą wieś z każdą wsią, skupiają się na tym, żeby nie dublować środków transportu na tej samej trasie. Dlatego czasami trzeba się przesiadać 3 razy. Nie jest to jednak niewygodne. Przesiadki z przerwą 5 minut są wykonalne i nawet za bardzo nie można zmarznąć czekając na drugi pociąg/autobus. Wszystko to sprawia, że używanie transportu publicznego jest po prostu praktyczne!
Dalej: pomiędzy taką Genewą a Zurychem są 3 możliwe środki transportu: pociąg, samolot lub własny samochód (i oczywiście wszelkie inne sposoby dzielenia samochodu). Nie ma autobusów, autokarów, busików wszelkiej maści odchodzących każdy to z innego dworca i stanowiska i wożących wielokrotnie tylko powietrze. Jak już mówiłam – bardzo rzadko dubluje się środki komunikacji na tej samej trasie.
REGULACJE DOTYCZĄCE SAMOCHODÓW
Posiadanie samochodu w Szwajcarii nie jest koniecznością. Jeśli jednak zdecydujecie się posiadać takowy, musicie się pożegnać z myślą o starych rzęchach! Niezwykle skrupulatna kontrola przy dopuszczeniu samochodu do ruchu drogowego wyklucza praktycznie wszelkie smrodzące jeżdżące katastrofy, sprawia również, że samochód posiadają te osoby, które naprawdę na niego stać. Szwajcaria posiada dość restrykcyjne normy emisji spalin dla wszystkich samochodów rejestrowanych na jej terytorium.
Co więcej, od samochodu płaci się spory podatek, który w wielu kantonach zależy od wielkości silnika lub emisji spalin. Dalej: trzeba pamiętać, że parkowanie w mieście może być sporą pozycją w budżecie i jednocześnie problemem. Miasta rozbudowują parkingi PARK & RIDE i bardzo rzadko i niechętnie udzielają zezwoleń na budowę nowych parkingów w centrum chcąc wypchnąć z nich samochody. Niektóre miasta zastanawiają się nad wprowadzeniem płatnego wjazdu do centrum.
OGRANICZENIE PRĘDKOŚCI NA DROGACH W PRZYPADKU PRZEKROCZONYCH NORM ZANIECZYSZCZEŃ
Ograniczenia prędkości na drogach nie są stałe. Zmieniają się pod wpływem sytuacji na drogach, korków, a także… zanieczyszczenia powietrza. I tak, przez ostatnie kilka dni, w kantonie Ticino prędkość na autostradach została ograniczona do 80 km/h.
TIRY NA TORY
Inicjatywa Alpen-Initiative, której naczelnym celem była zmiana szwajcarskiej polityki transportowej i ochrona Alp została zapoczątkowana przez zwykłych Szwajcarów, mieszkańców czterech górskich kantonów: Uri, Ticino, Valais i Graubuenden, którym nie podobały się ciężarówki rozjeżdżające alpejskie doliny. Aż 6 lat zabrało zbieranie podpisów, dyskusje nad projektem i przekonywanie obywateli, aż wreszcie w 1994 roku odbyło się na ten temat referendum ogólnokrajowe. Ku szokowi polityków, społeczeństwo szwajcarskie poparło inicjatywę proekologiczną.
Projekt przewidywał radykalne podwyższenie opłat za przewóz towarów przez terytorium Szwajcarii oraz wprowadzenie transportu towarów przez Alpy koleją. Dodatkowo wykluczył możliwość rozbudowy systemu autostrad przez Alpy.
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Prasa grzmiała, że przez ten „populistyczny, lewicowy pomysł” upadnie cała szwajcarska gospodarka, a każde gospodarstwo domowe będzie musiało wydać więcej niż 500 franków rocznie. Mimo tych czarnych wizji okazało się, że wzrost cen spowodowany tymi zmianami wyniósł zaledwie 0,1%.
Dobrze, jak więc wygląda kwestia opłat za przejazd pojazdów o masie całkowitej przekraczającej 3,5 tony przez Szwajcarię? Jest drogo. Podatek MRHVT oparty na liczbie tonokilometrów zależy od klasy emisji spalin pojazdu i trasy przejazdu. Oblicza się jednak, że 40-tonowa ciężarówka płaci 298 chf, żeby przebyć 300 kilometrów przez Szwajcarię. Do tego należy doliczyć koszt winiety, ograniczenia czasowe dla ciężarówek (zakaz poruszania się po wszystkich drogach w godzinach 22:00 – 5:00 oraz w niedziele i święta państwowe), koszt niektórych płatnych tunelów i bardzo skrupulatne kontrole drogowe.
Dlatego aż 2/3 towarów przewożonych jest przez Alpy drogą kolejową. Towary podróżują w kontenerach bądź na pace ciężarówki, która jest załadowana bezpośrednio na platformy.
REGULACJE ODNOŚNIE SYSTEMÓW OGRZEWANIA
Wybaczcie, Panie i Panowie. Przeszukiwałam skrupulatnie szwajcarski Internet i nigdzie nie napotkałam na jakiekolwiek pomysły dotyczące palenia śmieci. Szwajcarzy najwyraźniej nawet nie wpadli na jakże oryginalny pomysł upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu: ostatecznego rozwiązania problemu śmieci i jednoczesnego ogrzania sobie mieszkania.
W 1980 roku rząd Szwajcarii wypowiedział wojnę nieekologicznym systemom ogrzewania. Zostały wprowadzone normy emisji CO2 i NOx, kontrole nowych i istniejących instalacji pod tym kątem i wprowadzenie ścisłych norm dla producentów nowych systemów grzewczych. Węgla praktycznie zupełnie się nie używa do ogrzewania – ta technologia zaginęła już wiele lat temu.
Co ciekawe, Szwajcarzy powoli wycofują się również z ogrzewania elektrycznego uznając je za nieekologiczne. Do 2030 roku wszystkie istniejące elektryczne instalacje ogrzewania mają zostać wymienione.
Szwajcaria intensywnie promuje zakładanie paneli solarnych oferując interesujące dopłaty i zwolnienia od podatków właścicielom nieruchomości, którzy zdecydują się instalację tych systemów.
Kolejnymi czynnikami, które wpływają na poprawę stanu powietrza w Szwajcarii są wprowadzenie wyśrubowanych standardów jakości dla paliw i regulacje dla przemysłu. Nie będę jednak zagłębiała się w szczegóły tych kwestii.
DOKĄD IDZIESZ, POLSKO?
A my tymczasem kładziemy Panthenol na rany postrzałowe. Leczymy raka tabletkami na kaszel…
Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że sprawy, które są najznaczniejsze wymagają niebotycznych inwestycji i długofalowego myślenia, a także bardzo niepopularnych decyzji. Jaki rząd może sobie pozwolić mentalnie na tak mocne zaciśnięcie zębów?
Zmiana struktury sektora energetycznego w Polsce wymaga realizowanego konsekwentnie planu na następne 30 – 50 lat. Nasz obejmuje horyzont tak szeroki, że aż do 2030 roku… No tak, kogo w sumie obchodzi co się stanie po następnych wyborach? Po nas przecież choćby wojna i głód…
Kolejna sprawa to transport publiczny. Możemy bazować na tym, co już posiadamy, w końcu tabor kolejowy i autobusowy jest nieustannie modernizowany i w tym kierunku akurat dobrze się dzieje. Ale co z tego, gdy super nowoczesny autobus nie jest kompletnie zharmonizowany z turbo-pociągiem? Ludzie nie będą nigdy korzystali z komunikacji publicznej, jeśli ich dojazd do pracy będzie dwa razy dłuższy i bardziej problematyczny niż własnym samochodem.
Nie stać nas jednak na to, co teraz się dzieje: dublowanie środków transportu. Jednak zmiana tej kwestii wymaga również zmiany myślenia pasażerów – że ich lokalny autobus, który kursuje często dowozi ich wyłącznie do większego dworca, przystanka, hubu przesiadkowego, skąd zabiera ich większa maszyna. To rozwiązanie jest szybsze, bardziej ekonomiczne, ekologiczne i lepsze dla korków. Niestety, znów – jest mało populistyczne i wymaga wiele przekonywania wygodnickich. A kogo stać na utratę poparcia niezadowolonych pasażerów?
Najprostsze i najmniej kosztowne działanie, jakie może zostać podjęte przez nasz rząd to rozprawienie się z jeżdżącymi trupami i ogrzewaniem węglem, a także wprowadzenie kontroli emisji spalin i systemów grzewczych. Niewątpliwie są to jednak działania niepopularne, które wymagałyby tupnięcia nogą ze strony rządu i samorządów.
Marzą mi się również tiry na torach i ścisłe kontrole zakładów przemysłowych, ale to chyba tylko i wyłącznie moje mrzonki. Nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek wprowadzi dodatkowe opłaty za transport czy sankcje dla trucicieli w momencie, gdy każdy biznes jest ściągany do naszego kraju za wszelką cenę.
Może to „za wszelką cenę” to za duży dla nas koszt? W końcu życie mamy tylko jedno, a czymś oddychać trzeba. Chyba, że wolimy ten pięknie duszący swąd starego gumiaka…
No tak. Ale autorka zapomniała napisać o korzystnym dla Szwajcarów ukształtowaniu terenu. 90% Szwajcarii to w końcu Alpy.
Ależ oczywiście. Nie 90% tylko 60%.
Fakt, że część Szwajcarii jest osłonięta przed zanieczyszczeniami sąsiadów, ale ta granica nie jest szczelna!
Przestudiuj sobie mapę Szwajcarii: północ jest w większości nizinna, natomiast włoskojęzyczny kanton Ticino (dolina) znajduje się na południe od Alp. Genewa jest za to tymi Alpami osłonięta, więc za bardzo nie ma jak się wiatr rozpędzić…
Nie mowiac o tym ze priblem smogu w Ticino jest wlasnie przez Aply i przez to, ze smog zatrzymuje sie w dolinach
Poznalem raz pomyslodawce Alpen-Initiative, p. Stadlera. Zdziwił sie, ze go nie kojarze: „a pan tu nowy??”
Wygral referendum, ktore nie zapowiadalo sie na wygrane, pokonal w debacie telewizyjnej ówczesnego Bundesrata Ogi’ego. Przy okazji zapowiedzial, ze jak wygra to zatańczy u siebie na rynku lokalny hit folkowy, Zoge am Boge. Wygrał, wziął żonę w obroty na rynku, zatańczył, telewizja transmitowała.
https://de.wikipedia.org/wiki/Zoge_am_Boge_de_Landamme_tanzed
https://www.youtube.com/watch?v=BRGyYebsgvg (wersja z filmu)
Inna sprawa, że ustalenia Alpen-Initiative są zdaje sie mocno łamane, a zaklepana juz „druga rura” na tunelu sw Gottarda bedzie kusic do tego, zeby łamać jeszcze bardziej….
Aaaa Stadler to człowiek-instytucja, czytałam z nim kilka wywiadów.
Tak, Alpen-Initiative to był dopiero wstęp. Od tego czasu Szwajcarzy przegłosowywali wiele projektów obydwu stron: i lobby drogowego, i ekologów, i cóż, głosowali różnie. Fakt faktem, że to jest trochę balansowanie na cienkiej linie, co robi Szwajcaria: próba zachowania równowagi pomiędzy rozwojem a ekologią.
Bo nie ma co się oszukiwać: wiele ważniejszych autostrad w CH jest przepełniona do granic możliwości. Pociągi też. I pieniądze na rozwój są. Tyle że kto chciałby mieszkać na zabetonowanej pustyni…
Ostatnio w Genewie widziałam też plakaty promujące „mieszany” sposób przemieszczania się, korzystania zarówno z auta, jak i komunikacji publicznej. To pewnie skierowane do tych, co jeszcze się do transportu publicznego nie przekonali. Dodam jeszcze, że tramwaje, autobusy i podmiejskie pociągi praktycznie zawsze mają wagon niskopodłogowy, co ułatwia podróż niepełnosprawnym, rodzicom z dziećmi w wózku, osobom z rowerem. Spotkałam się także z inicjatywą, że firma promowała tych, co do pracy jeździli rowerem.
W Genewie posiadanie samochodu to hardcore.
Znam nawet zagorzałych samochodziarzy, których noga nigdy nie postała w autobusie, a którzy po znalezieniu pracy w GE przesiadali się karnie do transportu publicznego…
To znasz już dwoje takich 🙂
Joanna na prezydentkę!
A powaznie: Jak zwykle swietnie napisany tekst
Dzięki!
A ja pozwolę sobie łyżkę dziegciu do tej szwajcarskiej beczki miodku…. Transport publiczny w szwajcarii wydaje mi się jednak troszeczke przereklamowany. Czesto zdazaja sie opoznienia, przy czym dziala to lawinowo, jedno opoznienie pociaga za soba kolejne. A dzisiaj na pokonanie drogi z Zurichu do domu pociagiem potrzebowalem ponad godzine wiecej niz normalnie samochodem.Nie pierwszy zreszta raz. Ale to moze tylko moj pech….
A co do ekologii… Z tego co mi wiadomo to szeroko pojety Zachod zanim zaczal promowac ekologiczne zrodla energii to zdazyl swoje zasoby wegla spalic…
To fakt, jak się tu załamie jedna mała rzecz na kolei, to wszystko stoi. A szczególnie że skakanie pod pociągi to ulubiony sposób żegnania się z życiem Szwajcarów. Ale gdy wszystko gra (powiedziałabym 90% przypadków), to gra jak w szwajcarskim zegarku!
Droga Autorko,
dla mnie Szwajcaria to taka druga Japonia. Najwieksya slaboscia dla Szwajcarow jest pokazywanie slabosci.
Dlatego tez oficjalnie jest wszystko cool, alles tip topp. Gruezi. A potem pociag czy Sig Sauer do ust.
Przydalbz sie artykul y uwyglednieniem ilosci psychioatrow na 1000 mieszkancow. Np. Zurych
Ten artykuł to kopanie leżącego 😀 Z resztą w Polsce, o ile dobrze pamiętam, też jest sposób na zanieczyszczenie. Podnieść granicę zanieczyszczenia i od razu będzie to lepiej wyglądać. Czytałam na taen temat jakiś artykuł w necie, niestety nie pamiętam danych i nie mogę go dokladnie przywołać. Włosi na szczęście jeszcze na to nie wpadli… Niestety, zanim inne państwa zmądrzeją, jeszcze sporo pogrzebów bedzie spowodowanych powietrzem „bogatym” w tablicę Mendelejewa :/
Ojej, arta, Ty nie podpowiadaj naszym, bo jeszcze faktycznie podniosą tę granicę…! :O
macie dzieci tutaj linka (uwaga sakrazm!): http://krakow.onet.pl/andrzej-gula-wladze-maskuja-zagrozenie-dla-zdrowia-i-zycia-polakow/176jzm
mam jeszcze parę własnych grafik porównawczych norm polskich i czeskich, jak autorka chce mogę podesłać, dość są sarkastycznie śmieszne, a raczej mało ale co nam pozostało:)
o właśnie mewa, to było to!
Smog, zmora polskich miast. Co ciekawe Polska z tym problemem zmaga się od wielu lat, ale dopiero teraz została ta sprawa tak mocno nagłośniona w mediach. Bardzo dobrze, może w końcu ktoś zajmie się tym. Sama wielokrotnie doświadczam tego zjawiska, pracując i żyjąc w Stolicy. Na razie rozwiązaniem są maseczki, tak przynajmniej „trąbią w mediach”. Choć wiadomo, że nie załatwia to problemu. Wymiana pieców starych i węglowych zapewne by pomogła, tylko problem polega na tym, że wielu ludzi nie stać na przeprowadzenie we własnych domach takiego przedsięwzięcia. Inna sprawa, że palenie śmieci w piecach i kominkach nie jest zjawiskiem odosobnionym, ale może ludzie pójdą po rozum do głowy. Jak zwykle konieczne są rozwiązania systemowe, na które potrzebne są pieniądze. Myślę, że Państwo powinno aktywnie w tym partycypować. Ale teraz są inne ważniejsze sprawy. A to reforma samorządowa Warszawy, mamy być wielką aglomeracją miejską (są plany przyłączenia gmin podwarszawskich do Stolicy), a to problemy z młodym rzecznikiem Ministra Obrony Narodowej, który każe do siebie mówić „Panie Ministrze”, a generałowie mają salutować i stać przed nim na baczność, a to wypadek samochodowy tegoż Ministra Obrony Narodowej – dlaczego tak pędził samochodem ze swoją ochroną do Ojca Rydzyka i od Ojca Rydzyka do Warszawy? Ot, to są problemy wagi państwowej, prawda?
A drukarki laserowe w biurach i nanoczasteczki inhalowane codziennie/ekspozycja przez wiele godzin w budynku?
Smog pomoze lobby od samochodow elektrycznych i hybryd.
Co do palenia w domowych kominkach to problem leży nie tylko w paleniu wszystkim co się da. Wiele osób wie, że to szkodliwe, a i tak smrodzi i zanieczyszcza o wiele wiele za bardzo.
Tutaj dobry artykuł na temat nie czym, ale jak palić w piecu, wstawiam, bo moze ktos skorzysta, tak jak ja skorzystalem 🙂 :
http://czysteogrzewanie.pl/jak-palic-w-piecu/jak-palic-czysto-weglem/
Podałam dalej. Ja co prawda nie mam pieca, ale siostra ma – mam nadzieję, że skorzysta.
Komunikacja publiczna… Sam nią najczęściej podróżuję i twierdzę, że nienawidzę tego środka transportu. I nie dlatego, że jest niepunktualna, czy dlatego, że jest ciasno (no, może trochę też). Powodem jest to, że trzeba dzielić przestrzeń z przypadkowymi ludźmi, nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, a często trafi się na menela, który śmierdzi, k*rwującą młodzież czy inne chamstwo. Jak jest lato to jeszcze dodatkowo śmierdzi każdy, bo wszyscy są spoceni. W dodatku sam koncept stłaczania ludzi jak ryb w beczce mnie mierzi.
Siadam na fotelu w autobusie. A skąd mam wiedzieć czy wczoraj się na nim ktoś nie porzygał? Autobusy śmierdzą i są często bardzo brudne.
Poza tym transportem publicznym ciężko jest przewieźć większy ładunek. I nie mówię tu o pralce, ale o zwykłej walizce podróżnej czy większej torbie. W samochodzie ląduje to w bagażniku i jest spokój, a w tramwaju trzeba tobołek trzymać przy sobie w ręce i tak przez np. 20 minut. Ręka odpada.
I na koniec – wolność. Własnym samochodem można jechać gdzie się chce, drogą, którą się chce i jest się od nikogo niezależnym. W transporcie publicznym tego nie ma.
Tyle, że komunikacja zbiorowa zdejmuje nam z głowy konieczność szukania miejsca parkingowego. To faktycznie jest jej plus.
O tak, z tym ostatnim zdaniem jest prawda. W mieście jest zwykle horror, dlatego gdy jadę do centrum, wolę autobusy i tramwaje. Staram się nie oddychać i nie dotykać zbyt wielu powierzchni 😉
Mimo, że w lecie nie obserwujemy zazwyczaj zanieczyszczenia powietrza wynikającego z wpływu motoryzacji, niemniej jednak, warto zadbać o jego jakość, w myśl zasady działaj lokalnie myśl globalnie. Wymiana auta na rozwiązanie mniej zanieczyszczające środowisko może okazać się strzałem w dziesiątkę.