Nie mogę przestać patrzeć na Szwajcarię przez pewną perspektywę. Może to jest ściśle „moja” cecha, że nieważne jak daleko jestem od Polski, moje korzenie wyłażą zza międzynarodowej fasady jak zombie z grobów w Halloween. Ale nie łudzę się, że jestem taka wyjątkowa: każdy nosi w sobie przeszłość, dzieciństwo, swoich rodziców i dziadków, swoją Ojczyznę i cały zestaw kodów kulturowych, które są niedostępne dla kogoś wychowanego poza jego krajem. Mam wrażenie, że im dalej się chce od tego uciec, być takim amerykańskim, szwajcarskim, czy jakimkolwiek innym, tym bardziej te korzenie są widoczne. Jak drzewko, które rośnie tak intensywnie chcąc uciec w górę od tego co go trzyma ziemi, że jego korzenie, żeby to zrównoważyć, zaczynają również się rozbudowywać wystając ponad powierzchnię. Im dalej by się chciało uciec, tym głębiej sięgają korzenie. To tak jak hejterzy rodem z Onetu, którzy krytykują Polskę i Polaków na wszystkie sposoby, ale jednocześnie każdego dnia regularnie o tej samej porze odpalają ten sam polski serwis. Żadne tam The Guardian czy choćby The Sun…
Nieważne jak pyszny chleb z francuskiej piekarni byśmy jedli, porównywać go będziemy zawsze do tego pachnącego, kwaśnego, jeszcze ciepłego, z jednej strony z błyszczącą, ciemnobrązową skórką, a z drugiej umączonego, którego pamiętamy z dzieciństwa. Którego podgryzałam w drodze do domu czasem tak namiętnie, że jeszcze przed wejściem wiedziałam, że muszę wymyślić wielce prawdopodobną historię o zdychającym z głodu szopie – praczu, który porwał rzeczony bochenek. I to ten polski chleb na zakwasie będzie dla nas punktem odniesienia!
Tak samo z każdym moim tematem. Gdy piszę o służbie zdrowia Szwajcarii, chcąc nie chcąc przychodzą mi na myśl nasze szpitale. Gdy piszę o szwajcarskim systemie szkolnictwa, nie mogę się uwolnić od problemów naszych polskich gimnazjów, studiów aby tylko studiować i przepełnionych przedszkoli. Tak samo ostatnio, gdy dogłębnie analizowałam temat bogactwa Szwajcarii – nie mogłam powstrzymać się od ciągłych porównań z Polską, tak jakby moim tematem nie było wcale „Dlaczego Szwajcaria jest bogata”, ale „Dlaczego Polska nie jest tak bogata jak Szwajcaria?”. A że uwielbiam wymyślać sobie alternatywne scenariusze i grzebać w historii, nie mogłam się powstrzymać od wyciągnięcia kilku królików z kapelusza.
Jednym z ważniejszych czynników wpływających na dobrobyt Szwajcarii jest demokracja bezpośrednia. Dzięki temu Szwajcaria ma jeden ze stabilniejszych systemów politycznych na świecie i najbardziej obywatelskie społeczeństwo na świecie. Dzięki temu, że Szwajcarzy podejmują samodzielnie decyzje o swoim losie i o swoim otoczeniu, nie traktują polityków u władzy jak „ich”, „złodziejów”, „mafii”, czy „zdrajców”, tylko zwykłych urzędników wprowadzających w życie decyzje podjęte przez naród. Dzięki temu własność publiczną traktują jak ich własność i są odpowiedzialni za siebie i swoje otoczenie.
Wszyscy wiemy, że to są te wszystkie elementy, które u nas szwankują. Mimo że z jednej strony dość powszechnie uważa się, że politycy kradną i oszukują, jest na to społeczne przyzwolenie. Własność wspólną traktujemy jak coś, co jest niczyje, więc jej nie szanujemy. Jeśli przestrzeń publiczna jest brzydka, zamiast próbować ją zmienić, zamykamy oczy. Reklamy szpecą miasto – wzdychamy, że nic się nie da z tym zrobić. Nie ma chodnika do nowego osiedla – stoicko zasuwamy poboczem. Huligan niszczy ławkę – zamiast wezwać policję, odwracamy wzrok. To nie moja sprawa – zdaje się mówić nasza postawa. Przez to nasze otoczenie staje się tak jakby nie nasze. U siebie czujemy się tylko i wyłącznie w bezpiecznych ścianach swojego mieszkania. Zapomnieliśmy nawet o wspólnotach sąsiedzkich! Skoro nie angażujemy się totalnie w coś co jak najbardziej powinno nas dotyczyć, dlaczego się dziwimy, że frekwencja na wyborach i referendach jest taka kiepska. Skoro nawet nasza klatka schodowa tak naprawdę nie jest traktowana jako „nasza”, jak ma być traktowana Polska, którą o wiele bardziej abstrakcyjna dla zwykłego Kowalskiego? Wygnać nas z domu na rynek potrafią tylko w zasadzie ekstremalne zagrania polityków chętnych do wkroczenia na ten obszar, który uważamy za „nasz”. Politycy wjechali do naszego łóżka i zaglądają nam pod kołdrę, więc czas jest wyjść na ulicę. To nic, że tydzień wcześniej podpisali umowy jednoznacznie niekorzystne wobec polskiego rolnictwa i zagrażające wielu miejscom pracy w Polsce. Przecież to tak odległe tematy – pomyśli przeciętna Kowalska nakładająca czarną marynarkę. Przecież przeciętna Kowalska jest przyzwyczajona do tego, że politycy kręcą, kradną, oszukują i chcą jak najgorzej dla zwykłych obywateli, więc w zasadzie dla niej to nic nowego. Politycy kręcą, obywatele na to przyzwalają, więc politycy kręcą. Zaklęty krąg wdupietomania i oszustwa.
Gorzko dzisiaj, prawda? Ale zostawię Wam trochę nadziei. A według mnie nadzieją na wyjście z tego kręgu są polscy emigranci, którzy dowiadują się, że można inaczej.
Dlaczego nam się nie udało, tak jak Szwajcarii? Przecież przynajmniej teoretycznie start mieliśmy o wiele lepszy. Państwo Polskie powstało więcej niż 300 lat wcześniej niż Szwajcaria. Podczas gdy Szwajcarzy przez wiele wieków zmagali się z biedą, konfliktami między niejednorodnymi językowo, społecznie, religijnie i ekonomicznie kantonami i silnymi sąsiadami, Polska była jednym z najpotężniejszych państw Europy.
Sejm polski z czasów Augusta II, miedzioryt angielski z końca XVII w., zamieszczony w dziele Bernarda O’Connora; Biblioteka Narodowa
W dodatku jest bardzo niewiele momentów w naszej skomplikowanej historii, kiedy mieliśmy silną, centralną władzę. Tradycje samorządności i demokracji posiadamy naprawdę znakomite, dlatego podstawa do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego jest naprawdę dobrze ugruntowana. (Wiadomo, że w krajach, gdzie nie ma tradycji demokratycznych, wprowadzanie jakichkolwiek reform mających na celu zaangażowanie ludzi w rządzenie krajem jest niezbyt skuteczne.) W Polsce demokracja zaczęła się kształtować nie później niż w XV wieku. Przyznaję, była to demokracja szlachecka – czyli właściwie karykatura czystej demokracji, gdzie w sprawowaniu rządów brała udział wyłącznie arystokracja i szlachta. W Średniowieczu jednak niemal identyczna sytuacja była niemal we wszystkich krajach europejskich, nie wyłączając z tego Szwajcarii. Ktoś mógłby powiedzieć – ale przecież w Szwajcarii właściwie nie istniała klasa szlachecka! Tak, ale wstęp na plac, na którym odbywało się głosowanie mieli tylko obywatele płci męskiej, którzy mieli prawo nosić miecz. To był właśnie symbol wysokiego statusu społecznego, który decydował o prawie do głosowania.
Wróćmy do średniowiecznej Polski – potęgi gospodarczej, kraju olbrzymiego i tolerancyjnego. W 1505 roku została uchwalona Konstytucja Nihil Novi, która wprowadzała zasadę, że nie można wprowadzić żadnego nowego prawa bez zgody szlachty. Była to wisienka na torcie polskiej tradycji demokratycznej. Niestety każdy wie, że demokracja szlachecka w XVIII wieku się zdegenerowała i Rzeczpospolita Polska jako dobro wspólne narodu polskiego stało się pustym frazesem. Nasza historia jednak dowodzi, że potrafimy współdecydować o losie państwa!
Porównajcie sobie, jak się zmieniały granice Polski i Szwajcarii przez ostatnie 1000 lat… Polskie granice falują, kurczą się i przesuwają, podczas gdy szwajcarskie mniej więcej od 1500 roku tkwią niezmiennie na swoim miejscu:
https://www.youtube.com/watch?v=c2LgiMMGf6Q
Kolejna rzecz – pokój. Co inteligentniejsi Szwajcarzy opowiadają anegdotkę, że ich przodkowie po prostu nie potrafili przegrywać i stąd ta ich cała neutralność! Jest w tym jakieś ziarenko prawdy – mimo, że oficjalnie Szwajcaria została uznana za neutralną dopiero w 1815 roku podczas Kongresu Wiedeńskiego, już od 1515 roku od przegranej bitwy pod Marignano Szwajcarzy starali się zachowywać neutralność w konfliktach międzynarodowych (vide: wojna trzydziestoletnia).
Historia wygranych przez Polskę wojen, spektakularnych bitew odmalowanych na obrazach podziwianych do dziś, a których skutki można by ogłosić katastrofami mówi wiele o naszym honorze i waleczności, a niewiele o… pragmatyzmie. Co nam właściwie dało, że w obydwu wojnach światowych byliśmy po wygrywającej stronie? Tymczasem Szwajcarzy przegrali, strzelili focha, zabrali zabawki z piaskownicy i powiedzieli: „Już się w to nie bawię!” i wyszli na tym najlepiej…
Myśleliście, że przez cały artykuł będę się „znęcała” nad polską mentalnością? Wcale nie! Mój plan jest taki, żeby zakończyć go bardzo optymistycznie. Bo według mnie całkiem na to zasługujemy! Znów odnieśmy się do szwajcarskiego charakteru narodowego. Tak jak już mówiłam w poprzednim artykule, wieki biedy i wojen Szwajcarów z silniejszymi sąsiadami ukształtowały bardzo szczególną mentalność. Helweci są odporni na trudne warunki, oszczędni i pracowici. To mnóstwo szczęścia, pomyślnych zbiegów okoliczności i wytrwałego planowania, ale przede wszystkim ten ich charakter narodowy jest przyczyną tak spektakularnego sukcesu ekonomicznego i społecznego.
Jeszcze raz: ODPORNOŚĆ NA TRUDNE WARUNKI, PRACOWITOŚĆ I OSZCZĘDNOŚĆ. Zaraz, zaraz: czy to nie ten dokładnie zbiór cech, którymi określani są Polacy na emigracji, którzy pracują od rana do nocy, zagryzają zęby w malutkich mieszkankach i ciułają każdy grosz, żeby dzieciom było lepiej? Czy to nie są dokładnie nasze cechy narodowe?
Nie rozciągałabym tych cech na cały naród, a jedynie jedno pokolenie: pokolenie 40- i 30-latków. Tych, co jeszcze pamiętają puste półki, kolejki i czołgi na ulicach, a jednocześnie kształcili się już w wolnej, ale agresywnie kapitalistycznej Polsce. To jest według mnie pokolenie rewolucji, pokolenie, które może bardzo wiele zmienić. Pierwsze i jedyne pokolenie, które doskonale wie, z jakiego pułapu startowało i gdzie dotarło. Pierwsze pokolenie, które otrzymało szansę od losu i czasami zębami i pazurami musiało walczyć, żeby tę szansę wykorzystać. Znam co najmniej kilka takich historii „od zera do bohatera” ludzi właśnie z tego pokolenia. Przykro mi, szalone 20-stki, Wy się bawiliście już Barbie i resorakami, gdy my wisieliśmy na zardzewiałych trzepakach i łupaliśmy w kapsle, bo nie było nic innego. To właśnie pokolenie 30-40 ma szansę coś w Polsce zmienić – bo było świadkiem tak gwałtownych zmian, bo doświadczyło oglądania po raz pierwszy Zachodu oczami biednych turystów, których na nic nie stać, bo postawiło tak wiele na edukację, naukę języków lub pracę, że wielokrotnie jest o wiele lepsze niż ich wypieszczeni zachodni rówieśnicy. Młodsze pokolenie niestety może być już zbyt gnuśne i konsumpcyjne, żeby mu się chciało…
Ale czy NAM się chce? Czy nie wygodnie nam jest w naszych pięknych, skórzanych fotelach przed wielkimi telewizorami, żeby zainteresować się czymś więcej niż tylko swoimi czterema ścianami? Czy potrzebujemy aż drastycznej interwencji w nasze sprawy łóżkowe, żeby wyjść z domu, zawalczyć o swoje, krzyknąć swoje zdanie? Dlaczego poglądy polityczne w naszym kraju charakteryzują w zasadzie tylko ludzi o skrajnych opiniach? Czy naprawdę lubimy chodzić na smyczy? Przecież w Szwajcarii obywatele rządzą, i to działa! Zainteresujmy się czymś więcej niż tylko swoimi czterema ścianami. Zacznijmy może od klatki schodowej i poznajmy swoich sąsiadów. Potem od otoczenia – może trzeba złożyć wniosek do spółdzielni mieszkaniowej o budowę chodnika? I postarajmy się wreszcie o likwidację tej szpetnej reklamy, która nam blokuje widok z okna. Nie zamykajmy oczu na to, co nam przeszkadza! Zacznijmy od małych rzeczy i od najbliższego otoczenia, a wielka polityka zrobi się sama. Oddolnie.
W Polsce bedzie lepiej, kiedy Polki przestana skakac sobie do gardel. Przyklad? Wyzej – jak Kowalska smie protestowac w sprawie zakazu aborcji? Jak Kowalska moze? A CETA Kowalska? Kowalska ma dwojke malych dzieci i jedno poronienie za soba, nastepnej ciazy nie przezyje. No wiec jak Kowalska, mozesz wkladac czarny zakiet, przeciez CETA i klatka schodowa to wazne sprawy, osierocisz dzieci ale co tam, te baby sobie wymyslily, niech sie bawia… Alternatywne scenariusze? Prosze bardzo, prosze sobie pomyslec, ze sa Panowie, ktorzy biora nogi za pas kiedy pojawia sie ciaza, nawet planowana, i co wtedy Pani by zrobila? Sama bybyla w stanie dziecko utrzymac, sama wychowac, zapewnic mieszkanie? Czy schowac sie u mamy? Bo nie ktorzy z nas, Kowalskich, nie maja gdzie sie schowac…
Jak zwykle ciekawy artykul z ciekawymi wnioskami. Naprawde wielki szacun dla Autorki, za to, ze z otwarta przylbica pisze to, co mysli na trudne i skomplikowane tematy, nie bojac sie reakcji anonimowych hejterow czy innej masci przyglupow internetowych.
Garsc refleksji, ktore mnie naszly po przyczytaniu.
Po pierwsze, nie odwolywalbym sie w przypadku Polski do demokracji szlacheckiej, jako podstaw do budowy nowego spoleczenstwa obywatelskiego i demokracji bezposredniej. Ten ustroj funkcjonuje obecnie jedynie w sferze mitow narodowych (tak jak i inne z tych czasow, typu: Polska przedmurzem chrzescijanstwa, Polska od morza do morza, Polska Chrystusem narodow etc). Ale nie ma ZADNEJ ciaglosci prawnej czy spolecznej miedzy XX-wieczna Polska a Rzeczpospolita Obojga Narodow. Tamten swiat funkcjonowal na zupelnie innych zasadach niz obecne panstwo. Np. suwerenem byla grupa spoleczna (stan), a nie grupa etniczna jak obecnie. System polityczno-gospodarczo-spoleczny przed rewolucja przemyslowa nie za bardzo ewoluowal. Jakiekolwiek zmiany byly mozliwe jedynie w wyniku krwawych rewolucji- obecnie nie do pomyslenia. Swiat ten zniknal ostatecznie w trakcie zaborow i nie stanowil punktu odniesienia przy odbudowie Polski po I WS, po II WS czy po upadku komuny. Jakby zajrzec do preambuly Konstytucji Marcowej z 1921, to odwoluje sie ona do Konstytucji 3 Maja, a wiec do dokumentu, ktory mial przyniesc kres demokracji szlacheckiej w formie, w jakiej funkcjonowala ona przez wieki.
Po drugie, kiedy zastanowiam sie, jakie sprawy przez ostatnie kilkanascie lat zmusily nas (narod/spoleczenstwo) do wyjscia ad hoc na ulice, to faktycznie sa to sprawy w 100% ideologiczne, a nie przyziemne. A wiec:
1. Tzw. Obrona Krzyza na Krakowskim Przedmiesciu po katastrofie smolenskiej. Mozna sie smiac z tych ludzi, ale rozmawialem z kilkorgiem i stwierdzam, ze to co robili, bylo w 100% szczere, tzn. wierzyli, ze bronia Slusznej-i-Waznej-Sprawy, ktora rzad/politycy zwalczaja.
2. Kiedy poprzedni rezim probowal nam wcisnac tylnymi drzwiam ACTA. Wtedy przez chwile ramie w ramie protestowali kibole, anarchisci, uzytkownicy Wykopu, tzw. kuce i masa innych grup. Co ciekawe wszyscy politycy od Palikota po PiS byli na tych manifestacjach lzeni i wygwizdywani.
3. Czarny protest- wiadomo, obecny rezim potraktowal wiekszosc spoleczenstwa jak bydlo.
W porownaniu z powyzszym, pies z kulawa noga nie zaprotestowal np. przeciwko bezprawnej zmianie wieku emerytalnego, kradziezy naszych pieniedzy z OFE lub roznej masci aferom kryminalnym na szczytach rzadu. Dlaczego tak jest? Nie wiem, ale uczciwie przyznaje, ze mi osobiscie sie nie chcialo, bo mi te wszystkie akcje ani odrobine nie podniosly cisnienia. Faktycznie wole siedziec w fotelu, ogladac seriale na Netfliksie i sluchac muzyki z moich plyt winylowych. Nie umiem powiedziec czemu tak jest, ale podejrzewam, ze to naturalny porzadek rzeczy. Cale lata nasze spoleczenstwo bylo biedne, a okolicznosci (wojny swiatowe, komuna) nie pozwalaly sie bogacic albo bogactwa nas pozbawialy. Teraz mamy wreszcie mozliwosc gromadzic dobra i konsumowac, tak wiec naturalna koleja rzeczy wahadlo wyhylilo sie teraz w strone te strone. Poki mamy kase i mozemy ja wydawac na nowe „rzeczy”, a potem chwalic sie tym na fejsbuku, poty rewolucja Polsce nie grozi. Nie wiem jak dlugo to potrwa. Mozliwe, ze za kilkanascie lat przyjda do mnie moje corki i powiedza: „Tata ale z Ciebie filister, wstyd nam za Ciebie”. Szczerze powiem, ze czekam na ten moment z niecierpliwoscia ;). Tak bylo w sytej Europie Zachodniej w 1968r. kiedy wybuchla rewolta studencka. Moze takie artykuly, jak powyzszy przyspiesza to u nas?
Na koniec truizm, ktory rowniez mozna znalezc w przemysleniach Autorki: kazde spoleczenstwo to skomplikowana struktura, ktora ksztaltuje sie przez wieki, ewoluuje. Tak bylo/jest zarowno w przypadku Szwajcarii, jak i Polski. To warunki, w jakich przez lata cale rozwijalo sie polskie spoleczenstwo sa przyzczyna tego, ze nie ufamy politykom, nie szanujemy wlasnosci publicznej czy siebie nawzajem. Chcemy to zmienic? To na poczatek pracujmy nad warunkami, ktore to umozliwia (stabilnosc, pokoj i, oczywiscie „Kasa misiu, kasa”, jak mawial klasyk). I poczekajmy co najmniej kilkadziesiat lat, innej drogi na serio nie widze :).
Pozdrawiam Autorke. Jak zwykle inspirujesz mnie do refleksji ;).
Ta odpowiedź dotyczy zarówno komentarza Kulturalnego Kolegi, jak i Blanki.
Niestety, ale wygodny fotel, seriale na Netflixie i beztroska konsumpcja to główny syndrom tego, co nas boli. Tak jak Blanka mówiła – Ci idioci tak już pieprzą, że lepiej zamknąć na to uszy i zająć się swoim życiem tu w Szwajcarii. Ale przecież nigdy nie wiadomo, jak się życie ułoży. Może mimo wszelkich ambitnych planów, przyjdzie Wam wrócić do Polski? I Wasze dzieci Wam gorzko podziękują za bierność? OK OK nie jestem wcale lepsza. Mój wkład w polską politykę jest w zasadzie mizerny, mimo że być może bym mogła zrobić więcej… Dobrze wiem w końcu jak zniewala stabilizacja. Mimo, że jest chujowo…
Próbowałam zacząć od klatki schodowej, a właściwie od liczników na wodę…
W moim małym bloku żyje kilka sympatycznych rodzin. Skończyło się płacenie za zużycie mediów ryczałtem (i słusznie), a zaczęła się era liczników i podzielników:)
W moim bloku demokratycznie zdecydowano, że „niedobory” wody na głównym liczniku będą rozliczane proporcjonalnie do zużycia wody w poszczególnych „lokalach”. Ja wygrywałam zawsze w zużyciu wody i zajmuję do dzisiaj pierwsze zaszczytne miejsce! I co kwartał płaciłam za swoje zużycie wody i … za wodę, która nie wiadomo dokąd płynie, ale pojawia się na liczniku głównym.
Latami płaciłam i żyłam. Któregoś dnia zażyczyłam sobie od administratora wyjaśnienia skąd owe „niedobory” są.
Kwartalnie dopłacałam 200-500 zł.
Samotna matka nauczycielka…
Dostałam odpowiedź: tak jest i będzie!
Kolejne lata wyglądały tak samo. Ja płaciłam za wodę, która wyciekała w caaałym bloku.
Wiosną 2015 roku zmieniono liczniki we wszystkich lokalach i … nie ma niedoborów!!!!!!!!!
Jestem szczęśliwa, ale nadal nie wiem jak domagać się wyjaśnienia dlaczego 15 lat było inaczej…
Nie umiem odwracać głowy, gdy ktoś niszczy ławkę w parku, albo brudzi ściany w szkole!
Robię wszystko by patrzeć na siebie w lustrze. Lubię jasne zasady i ich pilnuję. Chcę żyć w czystym i sprawiedliwym kraju!
Szkoda tylko, że jest nas tak mało…:((
I właśnie dzięki takim osobom jak Ty mamy szansę!!!! Dzięki małym oddolnym sprawom, a nie wielkim słowom i wiecom politycznym.
Miło przeczytać, że było warto! Dziękuję!
Mieszkam w Polsce, ale tęsknię czasem za takim „porządnym” porządkiem. Skoro ja nie pluję, nie śmiecę i sprzątam po sobie toaletę ( nie tylko własną!) – to chciałabym siadać na czystą ławkę, cieszyć oko i podeszwy czystymi chodnikami i korzystać z toalety w galerii handlowej bez odruchu wymiotnego…
Optymistka ze mnie:)) – wiem, że marzenia się spełniają.
A gdy dookoła będzie czysto i porządnie, wezmę się za poważniejsze sprawy.
Pozdrawiam Jo i czekam na kolejne teksty. Czytam i uśmiecham się.
Fajni jesteśmy z tymi różnicami narodowymi.
Pierwsza uwaga do Kulturalnego Kolegi: Nie zgadzam się z tezą, że historia (Polski, demokracji) jakakolwiek by nie była, nie ma wpływu na nasz dzisiejszy ustrój. Ma, i to bardzo duży. Jak również fakt, że żyjemy w Europie, a nie gdzie indziej. Być może poszczególne kraje się między sobą różnią (vide Polska-Szwajcaria), ale wystarczy wyjechać na inny kontynent, żeby zobaczyć, że tam historia polityczna odcisnęła swoje zupełnie inne piętno na sposób myślenia ludności o dzisiejszych systemach. Dlaczego w krajach arabskich nie przyjmie się demokracja nam znana? Bo tam od zawsze jednostka cieszyła się kultem. Najgorszy drań i satrapa będzie zawsze lepszy od grupy zmieniającej się u władzy. Tyran, ale nasz, swój.
Druga uwaga do pokolenia 30-40 (bo to ja 😉 . Szczerze mówiąc, to przez to w jakich czasach się wychowywaliśmy, to mi się nie chce w Polsce nic zmieniać… Bo ja wiem, ile musiałam włożyć wysiłku, żeby osiągnąć to, co dzisiaj mam. Jaką mam wiedzę – o tym, co się działo 30 lat temu, co się dzieje gdzie indziej na świecie, wiedzę językową – I jak mam się teraz użerać z głupolami, których populistyczne przemowy przypominają mi Hitlera z 1933 r i Himmlera, to mi się już nie chce. Nie chce mi się tłumaczyć, jak bardzo to jest głupie, krótkowzroczne myślenie, jak nikt nie analizuje tego, do czego to nas doprowadzi. To już wolę odcinać kupony od swojego życia i mieszkać tam, gdzie sama chcę – dzisiaj w Szwajcarii.
No, ale tego akurat nie napisalem, ze historia nie miala na nas wplywu ;). Napisalem za to, ze nie da sie zbudowac w Polsce demokracji bezposredniej na wzor Szwajcarii, opierajac sie na demokracji szlacheckiej. Historia ma na nas duzy wplyw, ale moim zdaniem XIXw. przeoral wszystko i stworzyl nas na nowo (zabory, powstania, rewolucja przemyslowa etc. – duzo moznaby o tym pisac). Potem XXw. przeoral to wszystko jeszcze raz (wojna + PRL = rewolucja) i dlatego teraz jestesmy, jacy jestesmy. Dlatego swiat z czasow demokracji szlacheckiej (przyjmijmy ogolnie, ze to XIV-XVIII wiek) jest dla nas rownie odlegly co imperium rzymskie albo starozytna grecja. I mial podobny wplyw na obecny ksztalt naszego spoleczenstwa.
Oczywiście, że ta skrzywiona forma demokracji, jaką była demokracja szlachecka wpłynęła na to, jacy teraz jesteśmy! Wiele wieków rządów szlachty nie można tak po prostu skreślić w 200 lat i to nie jest tylko mitologia.
Historia XIX i XX wieku po nas pojechała bardzo konkretnie, ale nasz charakter narodowy w końcu skądś się wziął. Zawsze będziemy samodzielnie myśleć, kombinować, politykować i trudno będzie nam się podporządkować władzy! To właśnie najpierw spuścizna Rzeczpospolitej Szlacheckiej, a potem tych wszystkich zaborów i powstań. To się nie wzięło znikąd! Komuna skutecznie niestety zabiła nasze społeczeństwo obywatelskie. Ale cała reszta cech narodowych, które nas kwalifikują jako jedno z potencjalnie mądrzejszych społeczeństw ma się dobrze.
Porównaj sobie Polaków z Rosjanami albo Ukraińcami – bez tak silnych tradycji demokratycznych. Tam dopiero jest beznadzieja i zgoda na wszelkie nadużycia. Nikt nie śmie nawet wierzyć, że coś może się zmienić.
No dobrze, idzmy dalej. Czasy demokracji szlacheckiej w Polsce, to np. we Francji czy Hiszpanii czasy swietnosci monarchii absolutnej: silna wladza centralna, brak instytucji demokracji przedstawicielskiej, bo parlamenty sa zwolywane raz na kilkadziesiat lat i rzecz jasna sa tak samo ograniczone do ichniej szlachty i duchowienstwa. Czy tyle wiekow absolutyzmu wplynelo na charakter narodowy Francuzow i Hiszpanow? Czy teraz siedza z podkulonym ogonem, kiedy wladza kombinuje za plecami „ludu”? Raczej nie.
To, ze jestesmy anarchistami i nie chcemy sie podporzadkowac wladzy wynika raczej z tego, ze przez ostatnie 200 lat wladza przychodzila z zewnatrz i byla nam narzucana sila.
Biernosc „ludzi radzieckich” to osobne zagadnienie, ktorego proste analogie tak latwo nie wyjasnia.
No, akurat z Francją i jej Rewolucją, która w zasadzie ukształtowała ich charakter narodowy to nie trafiłeś.
A jeśli chodzi akurat o Hiszpanię, to przyznaję, że poza historią ostatnich 150 lat nie wiem nic…
Tak, przez ostatnie 200 lat władza nam była narzucana siłą, ale też my się aż tak łatwo nie dawaliśmy nigdy ujarzmić i przez taki szmat czasu jednak w rozmaity sposób walczyliśmy o naszą tożsamość. Porównaj sobie to chociaż do krajów ZSRR – wystarczyło 50 lat, żeby w większości zabić świadomość narodową. Wersus nasze 123 lata, które znieśliśmy całkiem nieźle.
No wlasnie, zgadzam sie z Toba, ze to rewolucja francuska i jej nastepstwa mialy duzy wplyw na charakter narodowy Francuzow, w przeciwienstwie do kilkuset lat monarchii absolutnej. Hiszpanie zaliczyli od upadku monarchii absolutnej kilka rewolucji, krwawa wojne domowa i kilkadziesiat lat dyktatury, a mimo to obecnie potrafia upominac sie o swoje prawa i organizowac oddolnie. Jak widac historia ma wplyw, ale nie decydujacy.
Co do walki o nasza tozsamosc przez lata zaborow, to jednak ja przeceniasz. Wszystkie powstania, to byly imprezy kilku procent spoleczenstwa, glownie szlachty. W zadnym powstaniu nie bylo masowego udzialu chlopow czy mieszczan. Ci dolaczyli do walki dopiero w 1918r., wtedy, gdy szlachta jako grupa spoleczna praktycznie nie istniala i nie miala zadnego wplywu.
Pamietam jak w liceum napisalem rozprawke na ten temat na historii. Podsumowalem ja mniej wiecej tak, ze zabory i nieudane powstania byly konieczne, bo inaczej nie powstalby nowoczesny narod polski. Cala praca byla bez jednego podkreslenia, a ostatni akapit z tymze podsumowaniem zostal przekreslony i skomentowany: OPINIA NIEGODNA POLAKA!!! Ocena: -dst. Do dzisiaj nienawidze facetki od historii… :/
Joasiu, dzięki Twoim wpisom mamy lekcję historii. Historia – to fakty, które już zaistniały, a o faktach się nie dyskutuje. Natomiast ocena tego co się wydarzyło może być odmienna w zależności od oceniającego. Znamienny jest jednak tytuł: „Dlaczego Polska nie jest tak bogata jak Szwajcaria …..”. To jest ten rodzaj pytania na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Myślę, że bogactwo każdy powinien mieć w sobie. Jak zrozumiemy tę oczywistą prawdę, może przełożymy z jednostki na większą grupę ludzi, a ta grupa na jeszcze większą, aż wreszcie zrozumie to społeczeństwo i społeczeństwo będzie dążyło do bogactwa. Wtedy jest szansa na wielki rozwój własnego Kraju. I chyba o to właśnie chodzi. Uwarunkowania historyczne oczywiście mają ogromne znaczenie, ale może czas przestać żyć przeszłością i zacząć patrzeć w przyszłość i brać przykład z najlepszych.
Bardzo trafna analiza, ale dodałbym tez ze błogosławieństwem dla Szwajcarii był brak bogactw naturalnych- musieli coś zrobić…
Know how i eksport lub – właśnie co?
Po drugie – przemysł i produkcja broni. Oficjalna neutralność. Eksport broni i amunicji.
Po trzecie – alpejska mafia finansowa. Pralnia pieniędzy. Ile to miliardów straciły banki obecnie przy otwartości i braku anonimowości? Jak tak do końca było z interesami z III Rzesza? Transparentnie?
Ile dziesiątków lat można było kupić szwajcarskie obywatelstwo i nikt nie pytał skąd się ma na to środki?
Obecna sytuacja to pochodna akumulacji kapitału. Skupiłbym sie właśnie na tym – aspekcie ekonomicznym i sile Nestle, Novartis, Roche, Stadler, i tak dalej… O tym -co powoduje ze Szwajcaria ma przyszłość a nie na historii.
Mieli niebywale szczęście i intuicje. Dzis profitują.
nie mozna edytowac swojego posta…
coz – tak z dnia dzisiejszego
http://next.gazeta.pl/next/7,151003,20945168,w-polsce-produkcja-tony-wegla-to-koszt-srednio-241-zl-a-kopalnie.html#MTstream
A tymczasem popatrzmy na Japonie…https://www.youtube.com/watch?v=TgysfSn5ztc
Gdzie w fabryce Mazdy mamy szwajcarskie roboty ABB
W PL podatnik ma doplacac, bo to polski, ojcowizna,i od zawsze tak bylo i ma byc bo to tradycja. W Szwajcarii maja akumulacje kapitalu, know-how…
Nie sa nadludzmi – wybrali inna droge, inaczej.
Fajne są te Twoje teksty, bo pobudzają do myślenia.
Kilka refleksji:
1. To, że coś jest punktem odniesienia, nie znaczy to, że się to chwali.
2. Wiesz… Ja bym tu nie krytykował tak bardzo Polaków, gdyż, będąc w Norwegii, jedyną negatywną sceną, którą widziałem, było kopanie w śmietnik (dodam, że białolicych Aryjczyków, nie jakichś „pieprzonych ciapaków”). No i nie widziałem, żeby ktoś zareagował (fakt, ja i mój kumpel też nie).
3. Z tymi więziami sąsiedzkimi to trochę tak: w Polsce one były… ale raczej tworzyły się dość naturalnie, nieco w stylu „wiejskim”. Natomiast nie mamy raczej tradycji MIEJSKICH więzi sąsiedzkich, spotkań w domach kultury itd. To się oczywiście w jakimś stopniu dzieje, ale raczej w skali mikro niż makro.
Dochodzi do tego fakt, że niestety zainteresowanie ludzi wokół miało swoją ciemną stronę, czyli społeczny ostracyzm. Dlatego nie dziwię się, że ludzie wyjeżdżają do dużych miast, by nie musieć się nikomu tłumaczyć i dlatego nie mają specjalnej ochoty na więzi sąsiedzkie.
4. Coś jest z tym wychodzeniem na ulicę. Patrzę na to pod kątem studenckim i choć wiem, że Francuzi czy Grecy mieli w ostatnich latach poważniejsze sprawy (bronienie darmowego szkolnictwa, etc.), to widzę, że polscy studenci potrafią narzekać, ale zrobić coś to już niezbyt…
5. Przydałby się jakiś historyk-specjalista, zajmujący się relacjami zagranicznymi w XV i XVI-wiecznej Polsce, ale mam wrażenie, że to trochę taki mit, że Polska była AŻ TAK ważna.
6. Nie no, widać, że coś tam Napoleon majstrował w szwajcarskich granicach 😉 Ale fakt, różnica między Szwajcarią a Polską jest w tym względzie kolosalna.
7. Zastanawiam się, czym musiałaby stać się Polska i co musiałoby się stać, by państw niemieckich i rosyjskich nie kusiło zagarnięcie sobie jej terenów…
8. 20-tki może PRL-u nie pamiętają, ale (choć jak przez mgłę) pamiętają czasy bez komputera, internetu i komórki w mieszkaniu. Więc jeszcze nie jest tak źle 😉
9. Wiesz, różni są ludzie. Mi się wydaje, że częściej nie jest to gnuśność, ale raczej przeświadczenie: „heloł, jestem tej Unii Europejskiej, uczę się języków, blablabla… czemu zarabiam kilka razy mniej od obywatela Luksemburga”? I jeszcze Luksemburczycy to pół biedy, oni zawsze robili dobre wrażenie. Gorzej, gdy pomyśli się o Brytyjczykach, którzy chleją i uwielbiają krzyczeć „f*****’ Poles, get outta here!” (albo i gorsze rzeczy…), a w żadnym innym języku niż angielski ani be, ani me – a przecież według nich Polacy to nieroby…
10. Trzeba przyznać, że na Ukrainie COŚ jednak zaczyna się zmieniać.
11. Tak, Polska się odrodziła po tylu dziesiątkach lat, ale też trzeba pamiętać, że wcześniej przez ileś wieków trwała… Wiele narodów, które nie poradziło sobie tak dobrze, może i istniało od wieków, ale nie miało takiej świadomości i historii pod jednym państwem, by potem móc sobie poradzić po byciu najechanym.
12. Coś w tym jest, że Polska wypada szlachetniej na arenie międzynarodowej niż na lokalnym poletku…
Swoją drogą, nasuwa mi się pytanie… Jak Twoim zdaniem jest z tą pracowitością Szwajcarów A.D. 2016?
Ja co prawda bawiłem się resorakami, ale też pamiętam zachód widziany z pozycji biedoty :).
A co do wojen: geografia. Łatwiej się trzymać z boku, jeśli żyje się w górach, po których przeciwnikowi trudno się dostać niż kiedy się żyje na wielkiej nizinie, po której hula a to wiatr, a to wojsko, to w tę, to w tamtą stronę.