Szwajcarski nóż wojskowy – i bezludna wyspa nam niestraszna…

Wracałyśmy całą wesołą polską ferajną z górskiej wycieczki do Lozanny. Kilka moich koleżanek i cała czereda nie wiadomo skąd nabranych dzieciaków, czyli taki jazgot, że aż kierownik pociągu ze zdziwieniem opukiwał hamulce podejrzewając awarię tłumika. 5 minut do stacji, już się szykujemy do wysiadki, już niemal witamy się z gąsk… z mężami, chłopakami, kochankami, tragarzami i pięknymi nieznajomymi, gdy rozlega się krzyk:

– Mamooo, a Jasiek się przywiązał sznurówkami do rury!

Z głośnika dobiega głos:

– Prochain arret: Lausanne!

…a my wymieniamy spanikowane spojrzenia.

– Odwiązuj go, szybko.

– Nie mogę, jest za ciasny supeł!

– Odsuń się, ja mam dłuższe paznokcie!

Drzwi się otwierają. Panika – level hard. Dzieci się roją jak incydentalne glisty w spaghetti. Jasiek wszedł na takie wyjące tony prosto w moje ucho, że zastanawiam się nad przywiązaniem go tymi sznurówkami do klamki samochodu w roli autoalarmu. Wreszcie sobie o czymś przypomniałam.

Tsyk!

I już za sekundę jesteśmy na zewnątrz. Ktoś przytomny liczy dzieci (i oczywiście, jak to zwykle bywa ze zdziwieniem stwierdza, że jest o jedno za dużo), ocieramy spocone czoła i stwierdzamy:

–  No tak! Ten mały, niepozorny przedmiot, a zawsze się przydaje!

O, szwajcarski nożu wojskowy!

Ileż to win nigdy bez Ciebie nie było wypitych!

Ileż supłów nierozwiązanych!

Ileż paznokci zdartych!

Ileż dzieci zostało uwięzionych w pociągach!

Szwajcarzy musieli być bardzo pewni swojej armii, skoro włączyli otwieracz do wina do swojego noża wojskowego

Kto z Was nie ma tego sprytnego, małego narzędzia zdolnego do skonstruowania drona (jeśli się ma oczywiście MacGyvera na podorędziu), to w zasadzie nie wiem, jak funkcjonuje. To jest taki małe coś, czego nie używamy przez rok, a później przychodzi taka sytuacja, że bez niego nie możemy się obyć.

Dlaczego coś co popularnie nazywamy scyzorykami posiada profesjonalną nazwę: szwajcarski nóż wojskowy albo szwajcarski nóż oficerski? Przecież tym niepozornym narzędziem trudno komuś zrobić krzywdę lub obronić się przed atakiem!

Zacznijmy od jego genezy: w 1884 roku w niewielkiej szwajcarskiej wiosce Ibach ślusarz Karl Elsener otwiera swój zakład ostrzenia noży. Jest tak dobry w swoim fachu, że już kilka lat później dostaje wielki kontrakt na dostawę noży dla nowo-powstającej neutralnej armii szwajcarskiej. Na początku firma i nóż nazywa się Victoria – po zmarłej ukochanej matce Elsenera. Po wprowadzeniu stali nierdzewnej do produkcji scyzoryków wynalazca decyduje się dołożyć końcówkę „inox” od „inoxydable” (pl. nierdzewny). W ten sposób powstaje nazwa Victorinox, która funkcjonuje po dziś dzień.

Tymczasem w szwajcarskim wojsku

Na początku XX wieku Victorinoxowi przybywa konkurencja: szwajcarska firma Wenger zaczyna produkować scyzoryki o bardzo podobnym wzorze. Szwajcarska armia rozdziela zamówienia pomiędzy te dwa przedsiębiorstwa. Po co żołnierzom takie małe „coś”? Otóż każdy żołnierz musiał być wyposażony w śrubokręt do rozłożenia swojego karabinu w celu jego czyszczenia.

Po II wojny światowej szwajcarski nóż oficerski (niem. Offiziersmesser) zostaje przemianowany na szwajcarski nóż wojskowy (ang. Swiss Army Knife), ponieważ amerykańscy żołnierze zabierający na pamiątkę z wojny to sprytne urządzenie mają problemy z wymówieniem niemieckiej nazwy. Tak, tak, właśnie wtedy dzięki nim scyzoryk zyskuje światową sławę.

Kilkanaście lat temu firma Victorinox kupiła firmę Wenger i od tego czasu istnieje już tylko jeden oficjalny producent i marka scyzoryków. Victorinox działa nadal w Ibach w Szwajcarii. Zatrudnia 1700 pracowników i produkuje 26 milionów noży rocznie. Zastanawiam się, komu Victorinox sprzedaje te noże – ten sprzęt jest w końcu tak długowieczny, że nie sposób go zużyć… W tym momencie jednak przypomniałam sobie, ile scyzoryków ginie w wielkich plastikowych koszach ustawionych przed kontrolą bezpieczeństwa i już wiem! Firma Victorinox na pewno ma podpisaną jakąś tajną umowę z lotniskami 😉

Czy szwajcarski nóż wojskowy jest używany również obecnie w armii szwajcarskiej? Oczywiście! Każdy rekrut otrzymuje od armii specjalny metalowy nóż wojskowy z charakterystycznym równoramiennym krzyżem. Czy się go używa? Pewnie! Z opowieści Szwajcarów wynika, że scyzoryk jest zwykle tak ubłocony, cały w smarach i innych obrzydliwych substancjach po roku w armii, że zostaje przy żołnierzu wyłącznie jako pamiątka. Po wyjściu z wojska mężczyźni zwykle kupują „cywilne” modele do normalnego użycia. Czy wiecie, że obecny model stworzony na potrzeby armii Soldatenmesser 08 jest tak zbudowany, że można go obsługiwać jedną ręką?

Opowiem Wam jeszcze jedną ciekawostkę odnośnie tego słynnego scyzoryka. Szwajcarskie dzieci (przyznaję, nie wiem, czy tylko chłopcy, czy dziewczynki też) otrzymują w dowód zaufania od swojego ojca lub dziadka swój pierwszy szwajcarski nóż wojskowy. Kiedy odbywa się ta mała nieoficjalna „uroczystość”? Zależy. Najczęściej wtedy, gdy rodzic stwierdzi, że jego dziecko jest na tyle godne zaufania, że można mu powierzyć ten niewątpliwie niebezpieczny sprzęt. Wiem na pewno, że otrzymanie noża dla dziecka jest wielką sprawą, a pierwszy scyzoryk jest traktowany jak prawdziwy totem i skarb.

W Wy? Macie swój nóż?

wenger

Oto mój „bohater” przygody pociągowej. Model Wengera. Przyznaję, że jest dość duży i niezbyt kobiecy, ale działa jak złoto! Może czas sobie sprawić jakąś bardziej poręczną wersję?

A na koniec mała anegdota ze znanego serialu:

Jerry Seinfeld o Szwajcarii: Szwajcaria ma ciekawe wojsko. Pięćset lat bez wojny. To robi wrażenie. Mają niezłego farta. Widziałeś kiedyś ten malutki szwajcarski nóż wojskowy, którym walczą? Nie ma tam zbyt dużo broni. Śrubokręty, otwieracze do butelek. “No, spadaj koleś. Nawet jeśli mnie pokonasz, to wiedz, że ten z tyłu ma łyżkę. Poddaj się! Mam obcinaczki do skórek i nie zawaham się ich użyć!”

13 komentarzy o “Szwajcarski nóż wojskowy – i bezludna wyspa nam niestraszna…

  • 6 października, 2016 at 9:48 am
    Permalink

    Tez mam taki scyzoryk. Najczesciej uzywam go do dlubania w zebach, tudziez innych miejscach.

    Reply
    • 6 października, 2016 at 9:57 am
      Permalink

      I to jest ten moment, gdy bujna wyobraźnia staje się przekleństwem… 🙂

      Reply
  • 6 października, 2016 at 9:59 am
    Permalink

    „…innych miejscach” = tzn. np. w drzewie, alright?

    Reply
    • 6 października, 2016 at 10:01 am
      Permalink

      Tak, właśnie, w drzewie. Moja bujna wyobraźnia torturuje mnie przecież wizją ranienia niewinnych drzewek! Jak możesz?!!!
      A o czym innym myślałeś, że ja myślałam?… 😀

      Reply
  • 6 października, 2016 at 11:25 am
    Permalink

    Faktycznie duży ten Twój scyzoryk. No, chyba że masz małą rączkę 😉

    Reply
    • 6 października, 2016 at 12:38 pm
      Permalink

      Nooo, te dwie opcje 🙂

      Reply
  • 6 października, 2016 at 12:21 pm
    Permalink

    Dobry tekst. Trafiłaś w dziesiątkę z tym nożem, bo pewnie dużo osób miało do czynienia z tym sprytnym urządzeniem. Ja miałam, choć pośrednio. Kiedyś wybrałam się z rodziną na narty do miejscowości na granicy Austrii i Szwajcarii. W pobliżu szwajcarska miejscowość – Samnaun ze strefą wolno – cłową, więc nie umknęło to naszej uwadze. Pojechaliśmy tam. Ja jako rasowa kobieta buszowałam w sklepach z perfumami i innymi kosmetykami, a moi Panowie, co? Oczywiście kupili sobie noże, o których napisałaś. Trochę ich wyśmiałam, ale potem okazało się, że warto było kupić, bo wielokrotnie te noże używaliśmy, nie tylko do otwierania wina, tzn. moi Panowie używali :-). Ja do dzisiaj nie posiadam tego urządzenia na stanie, a jak trzeba coś otworzyć, naprawić, itp., to zawsze proszę płeć męską o pomoc, mówiąc, że sama sobie nie poradzę. W końcu od urodzenia jestem blondynką, więc mam do tego prawo :-). A jak Pan jest oporny w pomocy, to ładnie się uśmiecham, zatrzepoczę rzęsami i działa. W końcu – jak śpiewał Eugeniusz Bodo: „seksapil to nasza broń kobieca …..”.

    Reply
    • 6 października, 2016 at 12:40 pm
      Permalink

      Ja staram się sobie radzić, ale trochę ze mnie niezdara, więc się tnę, wsadzam sobie śrubokręt w nogę i takie inne rozmaitości. Ale przyznaję, że czasami najlepszy scyzoryk szwajcarski to taki z dwoma dużymi, męskimi łapami 😀

      Reply
      • 7 października, 2016 at 11:18 am
        Permalink

        O tak tak jak ja! Ile razy go otwieram – tyle razy się zatnę! Przy zamykaniu jest to samo. Luby to już mi go zabronił używać. Albo daje już otwarty i sam potem zamyka 😀

        Reply
  • 6 października, 2016 at 1:22 pm
    Permalink

    Te duże męskie łapy są najlepsze :-))

    Reply
  • 7 października, 2016 at 12:03 am
    Permalink

    Nóż mam i używam regularnie. Nożyczki do ucinania nitek przy ubraniach, mały noże do otwierania paczek/listów. Czasami któryś z śrubokrętów się przyda. W terenie otwieracz do butelek czy korkociąg zawsze ratują sytuację.
    Raz się nawet zdarzyło konserwę otworzyć 🙂

    Reply
  • 10 listopada, 2016 at 7:59 pm
    Permalink

    Tekst fajny. Z jakiego serialu pochodzi cytat:
    „Jerry Seinfeld o Szwajcarii: Szwajcaria ma ciekawe wojsko. (…) Nie ma tam zbyt dużo broni.”? Bzdura. „Szwajcaria ma więc jeden z najwyższych współczynników dotyczących posiadania broni przez obywateli” „Szwajcaria nie ma armii, Szwajcaria jest armią”.

    Reply
    • 15 listopada, 2016 at 7:05 pm
      Permalink

      Ach ten Seinfeld!

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.