Polityka może mieć dwie twarze. W wersji polskiej ta twarz zdaje się tak brudna i odstręczająca, że aż nie chce się jej dotykać, żeby nie zostać oblepionym czymś obrzydliwym. Być może dlatego wiele całkiem inteligentnych ludzi instynktownie zamyka uszy, gdy tylko ktoś zaczyna im sączyć, „co tam Panie, nowego w polityce”. I dlatego pewnie ten artykuł zostanie zakwalifikowany do Waszej prywatnej szufladki „trudne i brudne, lepiej nie tykać”. A niesłusznie.
Bo dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o drugiej twarzy polityki – tej fascynującej i frapującej rodem z „House of Cards” lub innego popularnego dramatu politycznego. A przynajmniej tak wyglądałaby polityka każdego innego kraju, gdyby zastosować w nim szwajcarski system.
Do czego piję? Bo mogłabym do wielu rzeczy… Ale dziś chciałabym Wam opowiedzieć o Radzie Federalnej, czyli kolokwialnie mówiąc szwajcarskim rządzie. Właśnie napisałam o nim cały długi rozdział w mojej książce i tak mnie korciło, żeby dodać całe mnóstwo moich prywatnych komentarzy i pofantazjować sobie ot tak sobie co by było, gdyby szwajcarski system polityczny wprowadzić w Polsce… Na szczęście mam moje Szwajcarskie Blabliblu, gdzie mogę wszystko.
Szwajcarska Rada Federalna to w zasadzie nie jest rząd w klasycznym tego słowa znaczeniu. To jest tak jakby siedmiogłowy premier skonstruowany jak Frankenstein z całego politycznego spektrum, a mówiący jednym głosem. Brzmi dziwnie? Czytajcie dalej, będzie jeszcze dziwniej.
Rząd Szwajcarii nie jest tworzony przez partię, która wygra wybory. Nie jest również koalicją partii, które razem posiadają większość w Parlamencie. Rząd Szwajcarii jest najszerszą koalicją przeciwników politycznych. Tworzą go przedstawiciele najbardziej popularnych partii dobranych na podstawie tzw. Formuły Magicznej. Formuła to po prostu ustalony sposób wyboru członków Rady uwzględniający poparcie społeczeństwa, a także mniejszości językowe i regionalne.
Szwajcarska Rada Federalna (2016) wraz z Kanclerzem Rady
Członkowie Rady Federalnej są wybierani przez Parlament na okres 4 lat na podstawie algorytmu Formuły Magicznej i biorąc pod uwagę wszystkie niepisane tradycyjne zalecenia (na przykład takie, że może być tylko jeden minister z danego kantonu, czy że muszą być reprezentowane 3 największe kantony Szwajcarii – Berno, Zurych i Vaud).
Teraz sobie wyobraźcie, że bierzecie przedstawicieli liberałów i konserw od prawa do lewa zamykacie w jednym pokoju i każecie im rządzić krajem. A to nie wszystko! Szwajcarska Rada Federalna mówi jednym głosem. Jej członkowie dyskutują ze sobą tak długo, aż osiągną kompromis. Następnie wspólnie go przedstawiają na forum publicznym używając standardowej formuły: „Rada Federalna zdecydowała, że…” Nie raz i nie dwa razy się zdarzało, że członek Rady przedstawiał z uśmiechem na ustach pogląd, z którym personalnie nie zgadzał się ani na jotę. I wszyscy dookoła o tym wiedzieli.
Zebrania i dyskusje Rady są poufne. Istnieje niepisana zasada, że o konfliktach w Radzie się nie rozmawia, członkowie Rady nie mogą również krytykować publicznie Rady jako organu, swoich kolegów ani podejmowanych decyzji. I wiecie co? To działa! Na palcach jednej ręki można wyliczyć sytuacje, gdy polityką Szwajcarii wstrząsały skandale związane z niedyskrecją członków Rady.
Nie znaczy to, że politycy Szwajcarii są kryształowo czyści. Największa afera wywołana przez członka Rady Federalnej wybuchła podczas kadencji Christopha Blochera z SVP (z tej partii, która jest przeciwko imigracji). Kontrowersyjny, prawicowy polityk „zasłynął” z rasistowskich i antysemickich wypowiedzi, brał również udział w skandalu politycznym związanym z malwersacją środków publicznych. Nie to jednak stanęło kością w gardle parlamentarzystom, którzy odwołali polityka po zakończonej kadencji. Christoph Blocher po raz pierwszy w historii Szwajcarii odważył się otwarcie krytykować działania Rady Federalnej, swoich kolegów i podejmowane przez nich decyzje. I to zdecydowało o jego dymisji.
Jakiej tam w zasadzie dymisji! Blocher pięknie i gładko dokończył swoją 4-letnią kadencję, a następnie po prostu nie został wybrany na następną! Ale i tak jest to wyjątek. Tradycyjnie to członkowie Rady Federalnej sami decydują o swoim odejściu. Nie da się ich odwołać przed upływem ich kadencji. O wyborze i później ewentualnej reelekcji decyduje Parlament, ale w zasadzie bardzo rzadko zdarza się, żeby to on zdecydował o zakończeniu kariery członka Rady.
W rezultacie Szwajcarska Rada Federalna jest jednym z najstabilniejszych rządów na świecie. W całości jest nieodwoływalna – nie istnieje coś takiego jak instytucja wotum nieufności. A jednostkowo członkowie Rady zmieniają się dość rzadko i jest to wielkie wydarzenie w Szwajcarii. W ciągu ostatnich 10 lat doszło do sześciu zmian w składzie Rady.
No dobra, dobra – pomyślicie sobie – to w takim razie Rada Federalna jest takim potężnym organem, który tak naprawdę trzęsie tą całą Szwajcarią. No bo w końcu nie da się jej odwołać, nikt jej nie kontroluje (Parlament może się wyłącznie ograniczyć do krytyki Rady), ani nie ma wglądu w jej dyskusje… Pamiętajcie jednak, kto tworzy Radę Federalną! To siedem osób reprezentujących skrajnie różne poglądy polityczne, społeczne i ekonomiczne. Rada Federalna kontroluje i ujarzmia sama siebie.
Pisałam o tej fascynującej Szwajcarskiej Radzie Federalnej, a moje myśli nie wiedzieć dlaczego krążyły dookoła naszego kraju. Co by było, gdyby… „Co by było, gdyby” to w końcu jedno z ulubionych zajęć mózgu Szwajcarskiego Blabliblu. Alternatywne wersje teraźniejszości i przyszłości, gdyby Hitler wygrał wojnę, gdyby wybuchła III wojna światowa, gdyby skończyły się zasoby ropy, gdybyśmy skolonizowali Marsa, gdyby wybuchła jakaś atomówka to dla mnie jak tiramisu z podwójnym kremem albo czerwone Primitivo z Sycylii.
Wyobraźmy sobie, że mamy w Polsce taką Polską Radę Federalną złożoną z ośmiu członków (z siedmiu się nie dało, sorry…) pochodzących z partii politycznych, które aktualnie posiadają największe poparcie w naszym społeczeństwie. Zerknijmy, jak to wygląda w tym momencie:
Sondaż CBOS z dnia 15 września 2016 roku.
Wyglądałoby na to, że na 8 miejsc w naszym polskim rządzie, 3 by zdobył PIS, 2 – PO, 2 – Nowoczesna i 1 – Kukiz. Zastosujmy teraz wszystkie szwajcarskie zasady: otóż bycie członkiem Rady Federalnej to największy prestiż i taka jakby wisienka na torcie kariery politycznej każdego polityka, więc te stanowiska piastują zwykle najpotężniejsze osoby z partii. Dlatego w jednym pokoju za zamkniętymi drzwiami musieliby się spotkać Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Beata Szydło, Donald Tusk, Ewa Kopacz, Ryszard Petru i załóżmy Joanna Schmidt oraz oczywiście Paweł Kukiz we własnej osobie. Trudno to sobie wyobrazić, prawda? Pewnie administracja by poważnie rozważała wymianę noży do steków na takie do smarowania masła przed wspólnym lunchem…
Następnie wszystkie te zgromadzone osoby muszą osiągnąć kompromis i określić jednolite stanowisko. A dalej jest jeszcze ciekawiej: muszą razem zorganizować konferencję prasową i ogłosić: „Rząd zdecydował, że…”. Teraz wyobraźcie sobie jakiś wyjątkowo kontrowersyjny temat światopoglądowy, który dzieli nasze społeczeństwo i świat polityki. Załóżmy niech to będzie temat religii w szkołach. Wyobraźcie sobie prezesa Kaczyńskiego, który z lekkim uśmiechem wcale nie zgrzytając zębami ogłasza patrząc prosto w oczy dziennikarzom: „Rząd postanowił, że lekcje religii w szkołach publicznych nie powinny być finansowane z budżetu państwa.” Dziennikarze pytają: „Panie Kaczyński, proszę zdradzić, co Pan sądzi o tym pomyśle?”, a on odpowiada: „Oczywiście zgadzam się ze stanowiskiem Rady”. I nikt nie dowiaduje się o żadnych konfliktach wewnątrz rządu…
Czy ktoś sobie to w Polsce jest w stanie wyobrazić? A przecież to działa! I powoduje, że Szwajcaria jest w stanie w ciągu 2 dni wystawić półmilionową uzbrojoną armię, ale tylko do obrony swego terytorium. Może i my kiedyś do niego dorośniemy…
Ty, Szwajcarskie Blablublu to jesteś nawet mądra dziewczyna. Dawno nie czytałem czegoś tak dobrego 🙂
Dzięki!
Piękna mrzonka, ale tylko mrzonka. Szwajcaria do swojego systemu dojrzewała przez wieki, a nas komuna zniszczyła.
Ale dobrze, że ktoś jeszcze w coś takiego wierzy.
Pozdrawiam autorkę!
M.
Jedyną przeszkodą przed wprowadzeniem takiego systemu w Polsce jest brak wiary, że możemy to zrobić. Bo możemy – jeśli tylko zechcemy. Na razie nikt sobie tego jeszcze nie zażyczył.
500 tys. Żołnierzy ale chyba w pierwszym tygodniu bo nie zapominajmy że każdy Szwajcar od 18 czy 19 roku życia do 40 jest na corocznych szkoleniach. Więc taka armia liczy miliony.
Z tego co wiem, ten mechanizm (magiczna formuła) wynika z faktu, że w szwajcarskim parlamencie funkcjonuje tzw. „wniosek mniejszości”, który może pozwala nawet najmniejszej partii wywołać referendum – jeśli tylko nie podoba jej się nowy przepis. A zatem przedstawiciele partii nie tyle ‚chcą’ pracować w zgodzie co raczej ‚muszą’. Jeśli by tylko zignorowali głos jednej partii to natychmiast ryzykują blamaż w referendum.
Wydaje mi się, że ten zapis jest w konstytucji a zatem to obywatele zmusili w ten sposób polityków do zgody. Politycy nie mają tego w naturze.
Muszą – zgoda – bo taki jest zapis w Konstytucji.
Ale to nie jest tak z tymi referendami. Poddać każdą uchwalaną ustawę pod referendum mogą nawet najzwyklejsi obywatele. Trzeba po prostu utworzyć kilkuosobowy komitet inicjatywy i zebrać 50 tysięcy głosów – co wcale nie jest takie trudne.
A ja tak sobie po przeczytaniu Twojego gdybanie pomyślałam, jakby tak taką radę w Polsce tworzyła jedna osoba z każdej partii która weszła do rządu, bo przy ilości członków jednej partii większej niż jeden istnieje małe ryzyko że ta grupka (nawet jeżeli to mniejszość) zewrze siły przeciwko reszcie, by wyszło na ich. A tak każdy członek rady musiałby sam bronić stanowiska swojej partii. Ale to tylko moje takie rozważanie…
No niby tak, ale w końcu jakoś by trzeba odzwierciedlić poparcie społeczeństwa. Tak to jest też w Szwajcarii, że partie tworzą jakieś nieformalne koalicje (o których nikt się nie dowiaduje, bo w końcu co się dzieje w RF to sprawa poufna).
Też prawda. Nie znam się na polityce jakoś specjalnie, aczkolwiek wydaje mi się, że przy takim układzie rady odzwierciedlającej poparcie społeczeństwa, nie byłoby wielkiej szansy na uformowanie innego stanowiska, niż stanowiska partii prowadzącej (czyli obecnie PIS-u). A gdyby było po równo, mogłoby z tego wyniknąć coś ciekawego, a przynajmniej ograniczyłoby tendencje różnych partii do robienia sobie nawzajem na złość, jak to się czasem zdarza). A może to ja już za głęboko analizuję i próbuję dopasować szwajcarski system do polskiego 😀 Bo taka Rada oparta na zasadach kropka w kropkę ze Szwajcarii chyba jednak nie działałaby w Polsce tak jak u Szwajcarów 😀
Nie, jakby PIS miał 3 miejsca, PO – 2, Nowoczesna – 2 i Kukiz 1 to raczej myślę, że PIS byłby przegłosowany. Z tego jednak co wiem, to stanowisko RF jest zawsze przedyskutowanym kompromisem. Nie wiem (i nikt nie wie) w jaki sposób osiąga się konsensus, ale podejrzewam, że jedną ustawę przedstawiciele jednej partii „oddają”, żeby „otrzymać” inną, w zależności od tego komu na czym bardziej zależy.
Zgadzam się, że rząd polski, który by pracował zgodnie ze szwajcarskimi zasadami przynajmniej na początku byłby jak tykająca bomba. Ale może polscy politycy w ten sposób nauczyliby się kultury osobistej? 😀
Ja myślę, że nawet, aby doszło do takiego kompromisu, polityków rady należałoby zamknąć na kilka dni w sali obitej czymś miękkim, bez dostaw posiłków do momentu zakończenia obrad 😀
Tak właściwie, to w tej chwili największym problemem chyba byłoby wygłoszenie oficjalnego stanowiska takiej Rady bez żadnych komentarzy, wyrażania niezadowolenia z osiągniętego wyniku, opowiadania co się działo w trakcie obrad i wyzywania reszty od niewiadomoczego, bo nie poszło po myśli któregoś z polityków 😀
Co fakt, to fakt 😀
Też chciałabym zobaczyć takie wygłoszenie komunikatu bez żadnego dąsania się.
i bez apelu sm… smutnego 😉 gdybanie poruszyło we mnie nadzieję, że może kiedyś przestanę opluwać się poranną kawą na kolejne wieści z Wiejskiej 😀
Piękna rzeczywistość! Może i my kiedyś zmądrzejemy.
Jak tylko zaczniemy w siebie wierzyć!
W pierwszym komentarzu pojawiła się pochwała dla Ciebie , że „mądra z Ciebie dziewczyna”,. Przyłączam się do tego bezapelacyjnie i w całej rozciągłości. System szwajcarski jest godny podziwu, ale do czegoś takiego należy dojrzeć. W przeciwnym wypadku trudno byłoby rządzić. Sztuka kompromisu to jest coś naprawdę wielkiego i podziwiam, tych, którzy ją posiedli. Taki system jak w Szwajcarii trudno przenieść na polski grunt. Inna tradycja, inna kultura polityczna, itp. Poza tym jakie to życie byłoby nudne, gdyby np. raz w tygodniu występował przedstawiciel takiego rządu i obwieszczał: „rada podjęła decyzję ……., itp.”. A gdzie swary, przepychanki, kłótnie, obrzucanie się błotem?. Gdyby wszystko odbywało się tak słodko i grzecznie to zbankrutowałaby media informacyjne, bo kto by oglądał lub czytał, że znów zgodnie podjęto uchwałę, że od dzisiaj świat jest piękny. Powstaje jeszcze jedno zasadnicze pytanie, a co przy takim układzie z Prezydentem?.
Myślę, że polscy politycy kłócą się, spierają, znajdują haki na siebie, nie po to, aby zniszczyć przeciwnika, zgnębić go, czy zdołować, o nie, nie, nie. Jeśli ktoś tak myśli to jest w błędzie. To wszystko jest czynione dla dobra Polski i Polaków. Skoro więc tak jest, to absolutnie nie można tego zmieniać, bo po co psuć, coś co jest idealne :-))).
Doceniam sarkazm, Monika! 😀
Ło matko, panie, nuda! Nie byłoby czego oglądać w programach informacyjnych i publicystycznych, gdyby taka zgoda panowała. Tak to, powyzywają się od zdrajców, łajdaków i złodziei i przynajmniej coś ciekawego się dzieje :)!
No dziś mam samych mistrzów sarkazmu na stanie 😛
Czy ja wiem, czy ukrywanie faktów jest takie dobre? Ja preferuję pełną jawność informacji. Problem w tym, że jej zazwyczaj nie ma, obojętnie, czy się milczy, czy się dużo mówi.
Swoją droga, jak wyglądają wiadomości polityczne w szwajcarskiej telewizji lub w radiu?
Trochę bardziej optymistycznie 😀