Ballada o miotle i róży

Jak często przechodzimy obok ich nie widząc. Patrząc na nich jak na ścianę, meble czy część infrastruktury miasta. Ludzie w pomarańczowym stroju z miotłą i wózkiem, ekspedientki, ogrodnicy, sprzątaczki. Im bardziej prozaiczną pracę wykonują, tym mniej widzimy w nich człowieka, a bardziej mundurek. To zdarza się wszystkim. Ile razy patrzyłam na panią w kasie właściwie jej nie widząc i mechanicznie odpowiadając Bonjour, Merci i Au revoir.

A stałam też po drugiej stronie kasy, więc powinnam pamiętać, jak to jest być przezroczystą. Pamiętam, że kiedyś zarabiałam na rejs na Islandię smażąc frytki w barze nad jeziorem w bardzo wschodniej Polsce. Bardziej na wschód już być nie mogło, bo to było Jezioro Białe przy Włodawie (wtajemniczeni pewnie znają te krokodylsko – bandziorskie klimaty i łapią się za głowę).

Pamiętam, że najbardziej uderzyło mnie to, że ludzie nie patrzą na mnie, tylko patrzą przeze mnie. Aż miałam niektórym ochotę pomachać ręką przed oczami – uuuuu paniusiu, tu jestem, dzień dobry powiedziałam!

No nic. Przyzwyczaiłam się szybko. A że ja się nie nadaję do tego sektora usług, bo mam umysł w chmurach i zamiast ścierać stoliki czytałam jedną z ostatnich części Harrego Pottera w oryginale zapominając całkowicie o klientach, to różnie bywało. Gdy tylko jednak ktoś zauważył, że jakaś niewydarzona kuchta i wiecznie pijana barmanka w jednym po pierwsze czyta (umie czytać!), po drugie grubą książkę (znaczy, że chyba lubi czytać, bo nie wygląda to na instrukcję obsługi pralki), a po trzecie po angielsku (kła????? Po jakiemu?), to reagował niesamowitym szokiem.

Swoją drogą wakacje były fajne. Raz jeden gość mnie zapytał, jak ja to robię, że w innych barach pusto, a u mnie zawsze ruch i ja mu odpowiedziałam, że mam na to metodę: po prostu upijam klientów i ich okradam, a później się okazało, że to szef. Hehe. Na szczęście szef miał poczucie humoru. A ja brak wyczucia.

Wracając do tematu. A właściwie dlaczego ludzie się szokują, gdy się dowiadują, że ich sprzątaczka ma doktorat? Dlaczego czujemy wyższość przed jakimś tam ogrodnikiem? Bo kopie doły? Odkąd to, w jaki sposób zarabiamy pieniądze definiuje to, kim jesteśmy? Może ten ogrodnik po godzinach pochłania Prousta w oryginale podczas gdy ty oglądasz „Bitwę na głosy” albo inny ubogacający program? Wiecie, że Edward Stachura pracował w fabryce? Karol Dickens i Mark Twain też.

Chciałabym dzisiaj przedstawić Wam niezwykłego Szwajcara. Bohaterem dzisiejszej opowieści będzie Michel Simonet, sprzątacz z Fryburga. Michel wstaje codziennie o 4, ubiera swoje jaskrawopomarańczowe ciuszki, bierze wózek, miotłę i idzie zamiatać ulice. A, zapomniałabym o najważniejszym! Mężczyzna zawsze przymocowuje do swojego wózka czerwoną, świeżą różę. Taki znak charakterystyczny. Tak, żeby zrównoważyć brzydotę swojego wózka czymś pięknym. Dziwaczny, poetycki kontrapunkt.

Bo Michel Simonet nie jest zamiataczem ulic w swojej duszy. Właśnie wydał książkę, która automatycznie stała się bestsellerem: „Une rose et un balai” („Róża i miotła”). Stać go na to, żeby robić coś innego. Wcześniej też było go na to stać – autor ukończył studia i przez kilka lat pracował w biurze. Decyzję o rzuceniu swojej pracy podjął świadomie i świadomie wybrał tak nieszanowany zawód. Bo na świeżym powietrzu, bo od razu się widzi efekty, bo się robi coś wymiernego, bo gdy się pracuje rękami, jest czas, żeby zająć czymś głowę – to jego tłumaczenia.

Co ciekawe, według opowieści Michela, nie jest jedynym oryginałem – sprzątaczem we Fryburgu. Jest jeszcze jeden rzeźbiarz i nauczyciel rzeźby, który sprząta ulice szukając jednocześnie oryginalnych materiałów do tworzenia swoich prac.

Wiecie, co mnie uderzyło, gdy czytałam wywiad z Michelem Simonetem? Pisarz powiedział, że jest ogólnie szanowany przez Szwajcarów. Natomiast inaczej sprawa się ma jeśli chodzi o obcokrajowców. A najgorzej jest traktowany przez tych, którzy jeszcze się dobrze nie nauczyli francuskiego i niemieckiego. To takie znamienne…

Mam koleżankę, która sprząta. Inteligentna dziewczyna, po studiach, z tych co to mają zdanie na każdy temat. Ale wiecie – dzieci ma i bardzo skomplikowane życie prywatne. Coś tam się wywaliło do góry nogami i jak przyszło decydować, czy dziś dzieci nie jedzą, czy chowa honor w buty i idzie sprzątać, to Ania zakasała rękawy i wzięła ścierę. Honorem dzieciorów nie idzie nakarmić.

Ania zwykle ukrywa to, co robi przed większością znajomych niemiłosiernie się tego wstydząc. Tymczasem jej chlebodawczyni, Szwajcarka, zaprasza ją razem z dziećmi na grille, poznaje ze swoimi znajomymi, przychodzi na urodziny i traktuje jak członka rodziny. Zero obciachu. Zero dystansu. Nie ma królowania i prychania na swojego prywatnego Kopciuszka. Kopciuszek tylko sprząta, a po godzinach przecież jest świetną kumpelą.

Ciekawe, czy byłoby to możliwe w relacji Polka – Polka? A właściwie byłoby… Bo mam taką osobistą historię. Jak tu przyjechałam do Szwajcarii, Steve miał sprzątaczkę (jak 95% Szwajcarów). Raz mi powiedział, żebym gdzieś się ulotniła we wtorek, bo przychodzi Ola. Ola? Czy to nie zdrobnienie od Aleksandra? Tak, tak, Aleksandra! Więc zamiast się ulatniać, to ja czekałam na tą Olę z kawą. Dziewczyna okazała się fajna i bezproblemowa. Chociaż ja się okazałam dla niej karą boską, bo nie byłam przyzwyczajona do sprzątaczki i szybko z niej zrezygnowaliśmy. Ola została tylko moją koleżanką. I w taki sposób moje mieszkanie może wygrać w konkursie na najgorszy chlew Szwajcarii. W walce z chaosem, to on zawsze jest górą.

Widzę, że ten artykuł też połknął chaos. Dlatego mam nadzieję, że z tych setek dygresji, dygresji o dygresjach i dygresji o dygresjach o dygresjach byliście w stanie wyłapać morał. Pod jasnopomarańczowym mundurkiem może się kryć poeta, a rączka trzymająca ścierkę może być najdelikatniejszą rączką rzeźbiarki. Zaś garniturek w Porsche może być idiotą. Ale nie musi. Dlatego zanim ocenicie, spójrzcie pod ten mundurek. Tylko drogie panie – metaforycznie, metaforycznie – żeby mnie później nie nachodzili zdradzeni mężowie, że nakłaniam ich lube do spoglądania pod mundurek hydraulików.

27 komentarzy o “Ballada o miotle i róży

  • 3 maja, 2016 at 2:58 pm
    Permalink

    Jest to jeden z powodów mojej miłości do Szwajcarii. Nie ważne jaki wykonujesz zawód, nie ważne jakie szkoły pokonczyleś. Wszyscy są traktowani równo, za to jakimi sa ludźmi.

    Reply
  • 3 maja, 2016 at 3:15 pm
    Permalink

    Cóż za historia! Świetnie pokazuje różnice w mentalności.

    Czy to nie jest trochę tak, że jesteśmy uwarunkowani biologicznie do oceniania innych? Przyjaciel-wróg? A co z szef-podwładny? Nie oceniamy tak ludzi z automatu?

    Jestem zdania, że wszyscy jesteśmy równi. Trochę to górnolotnie brzmi, ale z jakiej racji ktoś ma żyć lepiej niż ktoś inny? Czy jeśli ktoś nie skończył studiów to nie może godnie żyć? Nie ma prawa do urlopu nad ciepłym morzem?

    Z drugiej strony łapię się czasem na ocenianiu ludzi przez pryzmat ich pracy. Mam nadzieję, że uda mi się to kiedyś z siebie wyplenić.

    Reply
  • 3 maja, 2016 at 3:22 pm
    Permalink

    Przewrotnie zapytam – co przeszkodziło w tym, żeby Ola nadal u Was pracowała i była Twoją koleżanką i sprzątaczką jednocześnie? 😉 Moim zdaniem to właśnie druga strona medalu, której tu nie opisałaś – osoby, kóre traktują pozostałych z szacunkiem… nieco absurdalnym – bo są skrępowane myślą, że ktoś wykonuje dla nich jakąś pracę, którą teoretycznie mogłyby wykonać same. Mam wrażenie – mogę się, oczywiście, mylić – że jest to mentalność typowa dla nas, ludzi z byłych krajów komunistycznych. Podobnie jak – niestety! – opisane prze Ciebie zachowania pogardliwe.

    Reply
    • 3 maja, 2016 at 9:01 pm
      Permalink

      Aaaaa to nie to! To nie było tak, że nie chciałam się przyjaźnić z panią sprzątającą!
      Ja po prostu jak przyjechałam do Szwajcarii to nie miałam pracy, tylko pracowałam z domu (tłumaczenia). W Krakowie obrabiałam mieszkanie i życie i pracę na 2 etaty, więc pomyślałam, że w Szwajcarii też dam radę! Ale trochę rzeczywistość mnie przerosła i teraz się poważnie zastanawiam, czy nie przerzucić trochę obowiązków na jakieś zewnętrzne osoby… Jak tylko wpadnie trochę kasy, to na pewno 🙂

      Reply
      • 4 maja, 2016 at 8:41 am
        Permalink

        Trzymam zatem kciuki za dopływ gotówki 🙂 U mnie brak pani/pana do sprzątania to problem z zaufaniem – nie do przeskoczenia dla mnie (moje mieszkanie, moje osobiste rzeczy, moja prywatność…) Poza tym jeszcze kwestia perfekcjonizmu – obcej osobie byłoby mi głupio powiedzieć „ale tu, tu i tu nie jest tak, jak ja bym to zrobiła, proszę poprawić…”

        Reply
  • 3 maja, 2016 at 3:24 pm
    Permalink

    Jest dopiero trzeci, a ja już przeczytałem tekst miesiąca. Jest Pani genialna.

    Reply
  • 3 maja, 2016 at 5:18 pm
    Permalink

    Fajny teskt.
    Moim zdaniem, Szwajcaria to najlepszy kraj w jakim mozna zyc. Tolerancja, KULTURA, doskonale maniery, przejrzystosc, bezpieczenstwo i tak dalej – moglabym wyliczac bez konca. Nigdy sie stad nie wyniose!
    Jestem ‚fanka’ szwajacarskiego – jak to nazywaja moi przyjaciele ‚systemu’. To kraj, w ktorym naprawde dobrze i przyjemnie sie zyje. ‚Zegarek’ tyka wg zelaznych regul, dzieki czemu obywatel czuje sie nadzwyczaj bezpiecznie we wszystkich aspektach zycia. Wszechobecny szacunek jednego obywatela do drugiego jest niesamowity. Szacunek dla ludzkiego istnienia, pracy jaka wykonuje i wartosci jakie reprezentuje. Nie doswiadczylam tego nigdzie indziej.
    Bardzo mi zal, jak obserwuje dokad zmierza nasza kochana Polska. Tam juz bedzie tylko gorzej i gorzej. Nie dlatego, ze brakuje dobrych ludzi, a dlatego ze wladze beda zawsze trzymac zepsuci do szpiku kosci karierowicze – cos, do czego w Szwajcarii nigdy by nie doszlo. To wynika z mentalnosci i zasad, jakie czlowiek ma w glowie i sercu.
    Czytuje Twojego bloga bardzo chetnie i jestem jego stala fanka, pozdrawiam z regionu Tessin!

    Reply
    • 3 maja, 2016 at 8:59 pm
      Permalink

      A ja pozdrawiam z Morges!

      Reply
  • 3 maja, 2016 at 5:51 pm
    Permalink

    Sama zatrudniam sprzątaczkę, przy czym przed większością znajomych się tym nie chwale, bo … to strasznie wkurza inne kobiety. Jako, że już mam dość wysłuchiwania komentarzy typu: po co Ci sprzątaczka, patrz jaka wygodna, sama nie możesz sprzątać. Serio, nie wiem, czemu inne kobietki tak to boli. Jestem miła, płacę, paszportu nikomu nie zabieram, z poprzednią Panią czasem spotkam się na mieście, parę minut pogadamy, znam jej rodzinę i zawsze się przywitam. Sama też kiedyś sprzątałam w początkach emigracji i powiem, że rozumiem ludzi, którzy świadomie wybierają pracę fizyczną, do domu się przychodzi zmęczonym ale z czystą głową 🙂 odwrotnie niż z biura – pełna głowa i bolące od siedzenia ciało 😀

    Reply
    • 3 maja, 2016 at 8:58 pm
      Permalink

      Ja bym z chęcią zatrudniła, ale mam dziwny okres w życiu – bardzo dużo pracy, bardzo mało pieniążków… Ale jak trochę tylko przybędzie tego drugiego, to bez żadnego wstydu to zrobię, bo mieszkanie niestety zapuszczone jak diabli. Mój aspołeczny chłopak, nawet się z gości zaczął cieszyć, bo wie, że się wtedy wezmę i wreszcie posprzątam 🙂
      PS. Naprawdę to wkurza kobiety?… Ja zupełnie nie rozumiem dlaczego…:/

      Reply
      • 4 maja, 2016 at 8:37 am
        Permalink

        Ja bym zatrudniła, ale mam problem z brakiem zaufania. Obca osoba, moje mieszkanie, moje osobiste rzeczy?… Nie potrafię tego „przeskoczyć”.

        Reply
    • 4 maja, 2016 at 8:35 am
      Permalink

      Ba, dajesz komuś pracę! 🙂 To ogromny pozytyw. Z ciekawości – te zirytowane koleżanki to Polki?

      Reply
      • 4 maja, 2016 at 10:35 pm
        Permalink

        Głównie Polki ale raczej cały damski były blok wschodni (bo mam i takie koleżanki) się oburzają:) Na zachodzie od Odry komentują właśnie, że jest problem z zaufaniem. A faceci? Większość, która nie mieszka z kobietami sprzątaczki zatrudnia jako oczywistą oczywistość, obojętnie z której strony Odry pochodzą 🙂

        Reply
  • 3 maja, 2016 at 6:38 pm
    Permalink

    Piękna historia, świetny post… po raz kolejny uświadamiam sobie jak bardzo kocham Szwajcarię… życie sobie płynie, każdy robi to na co ma ochotę, ptaszki ćwierkają ;))
    Mnie zawsze mundurki fascynowały, razem z koleżanką robiłyśmy ich zdjęcia w różnych krajach hehe uważam, że miejscy ogrodnicy w Szwajcarii mają fajną pracę, a listonosze to w ogóle najfajniejszą na świecie (czas się spełnić! i może napisać o tym jakiegoś posta?!)
    Dzięki rodzicom wyrobiłam sobie nawyk bycia miłym dla „sektora usług”, chociaż drobny uśmiech wpływa dobrze na obie strony 🙂

    Reply
    • 3 maja, 2016 at 8:58 pm
      Permalink

      Ja od tej historii z barem nad Jeziorem Białym po 1) jestem super grzeczna dla obsługi, po 2) daję napiwki…

      Reply
    • 3 maja, 2016 at 9:08 pm
      Permalink

      Fajny pomysł o tych listonoszach, ale… ja nikogo nie znam kto pracuje na poczcie, a mój listonosz jest za przystojny, żeby z nim prowadzić wywiady. (Cenzura w postaci chłopaka by mi siedziała nad głową w trakcie tego wywiadu) 😀

      Reply
      • 5 maja, 2016 at 11:57 am
        Permalink

        Co do historii znad jeziora to musiałaś być najlepszą barmanką, z najlepszym poczuciem humoru – wątpię żeby jakikolwiek szef (prowadzący takie miejsce) się obraził 😀

        Ah szkoda, ja kiedyś nawet wysłałam aplikacje do pracy jako listonosz, ale jej nie dostałam… pracowałam za to na rowerku w DE… ale jak widzę szwajcarskich Poschtlerów śmigających przez miasto na ich uroczych wehikułach to mi się serce kraje… </3
        …i jeszcze do tego przystojny! (faceci we wiosce boją się zostawiać swoje kobiety w domu he he)

        Reply
        • 5 maja, 2016 at 12:01 pm
          Permalink

          btw. czy ta książka póki co wydana jest tylko w j. francuskim? z chęcią bym przeczytała po ang/niem, ale nie mogę nic znaleźć…

          Reply
  • 4 maja, 2016 at 12:15 am
    Permalink

    Hey Jo,

    Wygląda na to, że nie robię nic innego tylko komentuję Twoje publikacje … hahaha
    Ale to Twoja wina, bo poruszasz interesujące kwestie. 🙂

    W jakimś sensie napisałaś również o mnie. Pod wpływem inspiracji, jaką było dla mnie zdanie z jednej z książek Andrzeja Stasiuka „turysta to szpieg skazany na powierzchowność”(nie jestem pewna czy cytat jest dosłowny), postanowiłam radykalnie zmienić swoje życie. Zrezygnowałam z interesującej, w mniemaniu niektórych moich znajomych, pracy w „kulturze”, aby zamienić ją na pracę opiekunki. Dla wielu z nich (znajomych) była to „zawodowa i towarzyska degradacja na własne życzenie”.
    Znam zatem te przechodzące przeze mnie, jak przez szybę spojrzenia. Mam też za sobą (a być może jeszcze nie) wszystkie „szoki” moich niemieckich pracodawców, kiedy okazuje się, że nie tylko dawno zeszłam z drzewa, ale jeszcze na dodatek skończyłam niezłą uczelnię i wiem co nieco…
    Jestem przekonana, że to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Dzięki niej mam szansę na bardzo wnikliwe, od wewnątrz, poznawanie kultury innego kraju. Poza tym nie jestem „szpiegiem”.

    Temat, który poruszyłaś, interesuje mnie już od jakiegoś czasu. Właściwie od lektury „Ja i Ty” Martina Bubera. Szukam mechanizmów, ale tylko na własny użytek, relacji pomiędzy:
    Ja- ty(ktoś),
    Ja- ty(coś).

    Niestety nie jestem aż tak zachwycona Szwajcarią i Szwajcarami, jak poprzedni komentatorzy.
    Z czy jednak mogę się zgodzić, to z tym, że jest to wyjątkowo uprzejmy, kulturalny naród. A jako przykład podam zdarzenie z ostatniej niedzieli. Wybrałam się do teatru na spotkanie z artystką, filozofką. Pan prowadzący, zapytał na wstępie, czy jeśli przejdzie na szwajcarski niemiecki, ktoś z publiczności będzie miał problemy ze zrozumieniem. Nieśmiało podniosłam rękę. Okazało się, że byłam jedynym obcokrajowcem na sali, a pomimo tego rozmowa prowadzona była po niemiecku. Co więcej, kiedy przyszła pora na pytania z sali, uczestnicy spotkania zadawali je również po niemiecku. To bardzo miłe.

    Reply
  • 4 maja, 2016 at 11:41 am
    Permalink

    Pewnie, że nie powinno się gorzej traktować ludzi tylko dlatego, że są mniej wykształceni, albo wykonują pracę sprzątaczki, hydraulika, szewca, itp. O inteligencji i kulturze człowieka nie świadczy wykształcenie. Można mieć skończonych kilka fakultetów i mówiąc brzydko być burakiem. Zresztą uważam, że są dwa rodzaje inteligencji: ta nabyta i ta wrodzona :-).
    Co do tego, że ludzie są i powinni być równi, to fakt, tylko, że to jest chyba utopia. W komunizmie wszyscy byliśmy równi i co z tego wyszło? A poza tym to podziwiam takich ludzi jak Pan, o którym napisałaś. Szacunek dla Niego i Jemu podobnych.

    Reply
  • 10 maja, 2016 at 12:55 am
    Permalink

    Kiedyś było popularna taka trywialna, choć trudna do zaakceptowania życiowa prawda: Tylko prostak potrafi nazwać drugiego człowieka prostakiem. Coś mi się wydaje, że ani trochę się nie zestarzała.

    Reply
  • 10 maja, 2016 at 2:13 pm
    Permalink

    Powyższy komentarz jest bardzo trafny. To wcale nie jest trywialna prawda, a wręcz mądre i głębokie stwierdzenie. To stwierdzenie rzeczywiście ani trochę się nie zestarzało, a szkoda.

    Reply
  • 3 lipca, 2016 at 1:55 am
    Permalink

    No nie wiem… i wiem……
    Warto tu chyba przytoczyc pierwsza ksiazke Kurta Voneguta, z 1958r – „Pianola”, gdzire zeby na kasie w „Biedronce” pracowac trzeba miec doktorat, albo cala serie Couplanda, (to juz lata ’90) „Generation X”…. gdzie tego typu minimalizm pracy przedstawiony jest jako opozycja do korporacji amerykanskich….
    Zgadzam sie z Toba, ze ludzi postrzega sie czesto powierzchownie. Moze powiem wiecej, my, Polacy tak wlasnie, czesto robimy.
    Dawno, bardzo, dawno temu, bylem stalym gosciem w tzw. „skupie makulatury” w Polsce. Mlodsze pokolenie moze tego nie pamietac, ale byly takowe . Gdzie oddawalo sie na przemial gazety, karton i ksiazki, za odpowiednia cene. No i ow „gospodarz” tego kramu (gdyz jak wiadomo w tych czasach wszystko bylo panstwowe) segregowal te ksiazeczki i mozna bylo je odkupic w cenie kilograma makulatury…. Ten Pan jezdzil wtedy na zdezelowanym motorowerku i byl doktorem….. Ilez to ksiazek nabylem wtedy za grosze….. 🙂
    Nie wspomne juz nawet o moich kolegach magistrach, co wyprowadzali pieski w Anglii czy we Francjii, albo w Belgiii…. Z pelnym szacunkiem od ich wlascicieli (ale to juz pozniej, w nowym milenium bylo)
    W Szwajcarii rzeczywiscie szanuje sie prace innych osob, ale wydaje sie mi to nastepstwem braku likwidacji szkol zawodowych (jak u Nas), a wrecz kultywowania cechow rzemieslniczych. To temat na inna dyskusje, gdyz z kolei „sredniactwo” tutaj jest lepsze niz wykazywanie sie jakokolwiek inwencja…. 😉

    Reply
    • 4 lipca, 2016 at 8:48 am
      Permalink

      Haaaa! „Pianola” Voneguta to była niegdyś jedna z moich ulubionych książek. Teraz nieco zapomniana, ale muszę odświeżyć. To tam była kocia kołyska?…
      PS: Ja kiedyś na spacer wyprowadzałam… konie! 😀

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.