TCS (Swiss Touring Club) to raczej dosłownie Szwajcarski Klub Turystyczny, jednak najczęściej korzystają z niego osoby zmotoryzowane, a nie wytrawni piechurzy.
Prawdopodobnie każda osoba mieszkająca przynajmniej przez jakiś czas w Szwajcarzy kojarzy charakterystyczne żółte samochody patrolowe TCS na skraju drogi niosące pomoc nieszczęśnikom, którym cztery kółka odmówiły współpracy. Tak, tak, z tego słynie ten klub motoryzacyjny – ze znakomitej usługi assistance dzięki której, gdy wam się rozkraczy Wasz wehikuł, żółtek przyjedzie i jeśli sprawa będzie prosta, pomoże za darmo od ręki. Jeśli zaś będzie potrzebna dłuższa naprawa, zgarnie go do mechanika.
Za darmo? Nic nie ma za darmo, Panie i Panowie na tym sprzedajnym świecie. Za 85 chf z hakiem na rok wykupujecie sobie członkostwo w klubie TCS, które Was uprawnia między innymi do tej wygodnej usługi. Nawiasem mówiąc, wiecie, że Szwajcarzy sami nie zmieniają przebitej opony, tylko wzywają TCS?
Powiem Wam na marginesie jedną ciekawostkę. (Tylko mam nadzieję, że nie zostanie to odebrane jako namawianie do oszustw.) Dwa razy zdarzyło nam się jechać nie naszym samochodem, w którym się podziały dziwne rzeczy. Zadzwoniliśmy do TCS i bez problemów zjawił się patrol. Nikt nas się nie pytał, czy samochód ubezpieczony, czy nie. Wynikałoby z tego, że członkostwo w TCS jest na osobę, nie na samochód. I teraz mam nadzieję, że jakiś fachowiec od ubezpieczeń nie zmyje mi uszu, że Wam bzdury opowiadam. Mówię tylko, jak było, bez ozdób. Wątpię, żeby jakakolwiek szwajcarska firma działała charytatywnie, a nie dostaliśmy dotąd żadnego słonego rachunku.
TCS to również dość popularny i całkiem niezły ubezpieczyciel nie tylko z branży motoryzacyjnej, aczkolwiek ubezpieczenia samochodu TCS są oczywiście najbardziej popularne.
Klub głosi wszem i wobec, że nie jest firmą, ale organizacją niekomercyjną i robi wiele rzeczy, żeby promować ten właśnie wizerunek. Między innymi przeprowadza rozmaite badania – crash-testy, testy fotelików dziecięcych, czy opon. Gromadzi również statystyki dotyczące wypadków samochodowych w Szwajcarii, a także wszelkich zachowań za kierownicą.
Kolejna rzecz warta polecenia to kursy na prawo jazdy i kursy doszkalające. Muszę tu się Wam podzielić doświadczeniem kolegi Polaka, który brał udział w kursie „Śnieg i Lód” i którym był tak zachwycony, że po kilku spotkaniach piwkowych stałam się teoretycznym ekspertem jak wychodzić z poślizgu. A zawsze myślałam, że trzeba po prostu założyć buty na wibramach, a nie 10-centymetrowych szpilkach i nie przesadzać z grzańcem.
Następna kwestia, jaką chciałabym Wam zaprezentować, to mapka pokazująca aktualną sytuację na szwajcarskich drogach:
http://www.tcs.ch/fr/tools/inforoute/situation-actuelle.php
Członkowie TCS otrzymują również dostęp do aplikacji na urządzenia mobilne.
Na końcu mały disclaimer. Nie jestem ekspertem od ubezpieczeń i nie jestem w stanie odpowiedzieć na żadne Wasze pytania w tym temacie. Ale możecie oczywiście próbować, w końcu czytelnikom Szwajcarskiego Blabliblu nie są straszne żadne tematy i założę się, że każdy mężczyzna napisałby ten artykuł sto razy lepiej niż ja. Bo ja, Panie i Panowie, kiedyś zadzwoniłam do ubezpieczyciela i powiedziałam „ratunku, nie wiem, o co chodzi, ale chyba mi się koło urwało”. Chodziło mi oczywiście o to, że z jednej opony schodzi powietrze. No ale dla mnie przecież nie było żadnej różnicy…
PS: Szukając polskiego oficjalnego tłumaczenia nazwy TCS trafiłam na materiały z konferencji policji polsko-szwajcarskiej z prezentacją tej organizacji. Prezentacja była w języku polskim… to znaczy właściwie chińsko-polskim, jeśli wiecie o co mi chodzi. I tak właśnie się dowiedziałam, że TCS została założona w 2 połowie XIX wieku przez…. NAMIĘTNYCH ROWERZYSTÓW. Teraz się zastanawiam, czy nie mogę jako nie dość że rowerzystka, ale również namiętna prosić o jakąś zniżkę…
Przyjemny post, dorzuciłaś co nieco do tego co już wiem 🙂 TCS zapadło mi w pamięć już chyba pierwszego dnia/tygodnia w Szwajcarii dzięki swoim wymownym posterom „Halt bevor es knallt!’
Na rajdzie Slow Up dostałam od nich bidon, najlepszą pamiątkę, którym szpanuję do dziś :D! Na wakacje wykupiliśmy nawet ubezpieczenie/członkostwo, no ale stety nie udało się nam skorzystać z jego dobrodziejstw 😉
Jak dobrze, że są takie organizacje. Dla mnie jest to szczególnie ważne jako typowej kobiety za kółkiem. Czasami byłam zmuszona korzystać z takich usług, bo niewiele potrafię zrobić przy swoim samochodzie, a tak naprawdę to tylko potrafię jeździć, zatankować paliwo i umyć to swoje cudo. Z uzupełnieniem powietrza w oponach też miałam problem, ale tu skorzystałam z uprzejmości Panów na stacji benzynowej, którzy oczywiście nie byli zdziwieni, że tego nie potrafię. Cóż baba za kółkiem różne miewa problemy.
Co do ubezpieczeń może i tak jest, że ubezpieczenie jest na osobę, podobno tak jest w Anglii.
Ha ha, właśnie wczoraj się zastanawiałam, obserwując pewną panią, która złapała gumę, dlaczego wezwała pomoc drogową, a nie chwyciła za lewar. XD
Bo trzeba wiedzieć, gdzie jest lewar, albo, czy w ogóle jest w samochodzie 🙂